Looking For Anything Specific?

Header Ads

Philippa Gregory - Kochanek dziewicy


Elżbieta I jest ostatnią z dynastii Tudorów. Nazywa się ją Królową Dziewicą, ponieważ nigdy nie wyszła za mąż i nie dała Anglii następcy tronu. Jednak czy staropanieństwo i brak potomka od razu musi oznaczać, że przydomek Dziewicza Królowa pasował do Elżbiety? Nie sądzę. Zwłaszcza, że najprawdopodobniej Elżbieta mogła wcale nie być taka nieskalana, jak mogłoby się wydawać. Philippa Gregory, opierając się na licznych źródłach, przedstawiła własną wersję romantycznych oraz erotycznych uniesień córki Anny Boleyn i Henryka VIII.


Tytuł: Kochanek dziewicy
Cykl: Tudorowski
Autor: Philippa Gregory
Wydawca: Książnica
Data wydania: 2013
Liczba stron: 480


„Dobry Boże, jak mężczyzna ma wiernie służyć swemu krajowi, skoro jego suwerenem jest niewiasta zmieniająca zdanie i humory nawet nie każdego dnia, ale co godzinę?” 


Królowa umarła. Niech żyje Królowa! 
Maria Tudor oddała ducha Bogu, zaś swej przyrodniej siostrze tron Anglii. Elżbieta, nowa królowa, zawsze wierzyła, że tron jest jej dziedzictwem, niestety przez długie lata nie mogła się nawet nazywać księżniczką, nie mogła przebywać na dworze, a jej pretensje do tronu ogłoszono bezzasadnymi. Z tych powodów nowa monarchini nie potrafiła poczuć się pewnie w nowej roli. Pozornie zwyczajne otwarcie turnieju rycerskiego było dla niej ciężkim orzechem do zgryzienia, ale cóż się dziwić, skoro przed wstąpieniem na tron, nie była uczestnikiem uroczystości dworskich. Zwykli dworzanie przewyższali ją pod tym względem. Nawet zhańbiony oskarżeniem o zdradę, Robert Dudley z większą gracją brylował na salonach. Chociaż Dudley nie jest w tym przypadku dobrym porównaniem, ponieważ wychowywał się na dworze, jako dziedzic jednego z najbardziej wpływowych angielskich rodów, przez co dążenie do władzy oraz kierowanie Tudorami miał we krwi. Całe swoje życie sir Robert kierował się nieposkromioną ambicją Dudleyów, dlatego poprzysiągł sobie odbić się od dna, najwyżej jak się da. Łatwo zgadnąć, że obrał sobie za cel młodziutką, niedoświadczoną, a zarazem najpotężniejszą kobietę w Anglii.


Elżbieta I & Robert Dudley
„Kochanek dziewicy” różni się od poprzednich książek z cyklu Tudorskiego Philippy Gregory. Wszystkie wcześniejsze tomy (poza historią Katarzyny Aragońskiej z „Wiecznej księżniczki”) rozpoczynają się mniej więcej w czasie początków panowania danej królowej i kończą wraz ze śmiercią koronowanej głowy. Tym razem opowieść także ma swój początek na chwilę przed przejęciem tronu przez Elżbietę, jednak autorka prowadzi nas przez początki jej panowania. W dodatku na ostatnich stronach Elżbieta jeszcze żyje i ma się całkiem nieźle (no jak tak można?! ). Zasadniczo wcześniejsze losy Dziewiczej Królowej poznajemy w poprzedniej części cyklu („Błazen królowej”), w której kreuje się ją na niezwykle silną i przebiegłą księżniczkę. Księżniczka Elżbieta ma niewiele wspólnego z późniejszą królową Elżbietą, która jest niczym mała, przestraszona dziewczynka szukająca oparcia w mężczyźnie i pozwalająca sobą manipulować. Sądziłam, że Złota Era Anglii była skutkiem panowania silnej i mądrej władczyni, a nie niedocenianych doradców, którzy niemal siłą musieli wymuszać właściwe decyzje na płochej niewieście. Główna bohaterka książki nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. Irytowało mnie jej niezdecydowanie, nieustanne przerażenie, uległość wobec Naczelnego Manipulatora Jej Królewskiej Mości oraz okazjonalne infantylne zachowanie. Spodziewałam się czegoś więcej po córce Anny Boleyn! To już Gosiarella była by lepszą Królową (jeśli dacie mi tytuł Królowej będę łaskawą monarchinią! Śmiało!).

Robert Dudley był jeszcze gorszy, choć równie irytujący. Ten człowiek to przystojny potwór i to wcale nie w dobrym znaczeniu. Ten jegomość to niezły kawał nadętego, zakłamanego, niewdzięcznego palanta. Gdybym była Królową wysłałabym go na szafot! Wychodzi na to, że jedynie William Cecil (stoicki morderca) okazał się w miarę ogarniętą postacią, na tym przepełnionym żmijami dworze. I choć przez te 480 stron nie pojawił się żaden godny mej sympatii bohater, to muszę przyznać, że Philippa Gregory wykreowała ich sylwetki w rewelacyjny sposób. Są pełnokrwiści do tego stopnia, że miała wrażenie, że przeniosłam się w czasie by z ukrycia obserwować te historyczne postacie. 


Powiedzieć Wam coś nietypowego? Książka kompletnie mnie nie wciągnęła w swój świat. Mimo lekkiego stylu Gregory i ciekawej tematyki, męczyłam ją kilka tygodni. Dlatego wydaje mi się trochę niedorzeczne, że przy tym całkiem mi się podobała. To zalatuje absurdem i obsesją na punkcie Tudorów. Z tego względu ani Wam polecam ani nie polecam. Zdecydujecie sami. Napomknę jeszcze, że wspominam ją lepiej niż „Błazna królowej”. 

Ps. Skoro już wspomniałam o mojej obsesji na punkcie tej dynastii to wolę uprzedzić, że najprawdopodobniej w niedługim czasie pojawi się na blogu kilka postów dot. Elżbiety (w tym m.in. kilka słów o filmie Elżbieta: Złoty Wiek, z którego pochodzi pierwsze zdjęcie).
Ps2. Z cyklu pytanie do Was: Który Tudor jest najlepszy (można wybierać również spośród żon Henia)?
Ps3. Podejrzewam, że komentarze pod postem (Disqus) już działają, jeśli nie to odświeżcie stronę i/lub przeczytajcie TO.

Prześlij komentarz

7 Komentarze

  1. Po córce Henia i Ani też spodziewałam się więcej, niż płocha niewiasta, którą najwyraźniej zaprezentowała p. Gregory. Jeśli dobrze kojarzę jest jeszcze jednen tom, więc może w nim się trochę zrehabilituje w oczach czytelników. Tak czy owak chętnie przeczytam "Kochanka dziewicy".
    Odnośnie Ps2. Najbardziej lubię Anne Kliwijską i Annę Boleyn, chociaż Ania B. nie daje zbyt wielów powodów ku temu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Złośliwa Baba29 kwietnia 2014 15:03

    Po córce Henia i Ani też spodziewałam się więcej, niż płocha niewiasta, którą najwyraźniej zaprezentowała p. Gregory. Jeśli dobrze kojarzę jest jeszcze jednen tom, więc może w nim się trochę zrehabilituje w oczach czytelników. Tak czy owak chętnie przeczytam "Kochanka dziewicy".
    Odnośnie Ps2. Najbardziej lubię Anne Kliwijską i Annę Boleyn, chociaż Ania B. nie daje zbyt wielów powodów ku temu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko i znowu mnie wyprzedzasz, czyli jednak przeczytasz cały cykl zanim ja to zrobię:) Bardzo lubię Katarzynę Aragońską i Annę Boleyn:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie tak, ale zostaje mi jeszcze Wojna Dwóch Róż, więc wiesz jak jest.
    Kasia podobała mi się tylko w swojej młodej odsłonie, a Anna to Anna, zawsze będzie fascynować ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i co z tego? Wojna Dwóch Róż ma na razie 4 części, a ja przeczytałam jedną:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Serio? To czemu ja miałam wrażenie, że masz już za sobą cały?
    W takim razie: Ha! wyprzedzam Cię;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że kolejne lata panowania Elżunii są już lepsze, a podsumowanie jej czynów daje jej naprawdę zacną opinie.

    Dwie Anny powiadasz? Obie zapoczątkowały ciekawy trend u Henia. Ania1 była pierwszą ściętą małżonką, zaś Ania2 pierwszą, która przeżyła ;)

    OdpowiedzUsuń