Całkiem nie dawno wkroczyłam za Alicją do krainy wytatuowanych nastoletnich morderców, duchowych zombi i króliczych chmur. Było abstrakcyjnie i zabawnie, więc szybko poprosiłam o kolejną działkę. Tym sposobem dostała mi się „Alicja i lustro zombi”, która początkowo działała dość podobnie, jak „Alicja w krainie zombi”, lecz później coś zaczęło się zmieniać. Chętnie Wam o tym opowiem, jeśli macie chwilkę. Macie? A właściwie dlaczego pozostawiam Wam wybór? Wejdźcie do krainy czerwonookich zombi bez "e".
Skrót wydarzeń z poprzedniego tomu znajdziecie tutaj. Od jego zakończenia niewiele się zmieniło. Ali stała się bad assem i taplała się z Colem w ich patologicznym związku, w którym prali się nawzajem ile wlezie, wspólnie biegali uzbrojeni po lesie i mordowali zombi, aż pewnego pięknego dnia pojawili się nowi zabójcy: Veronica – była dziewczyna Cola i Gavin. Wystarczyło jedno głębokie spojrzenie Ali w oczy Gavina by pojawiła się wizja jej rzucającej na łóżko jego i ogólnie ostrego miziania. Domyślacie się, że nie skończyło się to ładnie, skoro nasi bohaterowie posiadają ciekawe połączenie mózgów wielkości fistaszka i kolosanej dawki testosteronu. Z kolei nasza dzielna Ali zaczęła mutować w zombi, chociaż obserwując to wszystko z boku wydawać by się mogło, że cierpi na rozdwojenie jaźni i paranoję. Niemniej w tym pokręconym świecie wszyscy uwierzyli w poważną chorobę (nie na podłożu psychicznym)dziewczyny i zgodnie stwierdzili, że należy obchodzić ją z daleka, niczym trędowatą. Tak w skrócie to byłoby na tyle, bo i tak za dużo wypaplałam.
We wstępie wspomniałam, że początkowo czułam się, jakbym dalej czytała tom pierwszy. Te same problemy, te same cechy bohaterów, a nawet dalej uśmiecham się przy tekstach przerzucanych między Colem i Ali. Później coś się zepsuło. Wiem dokładnie co, ale nie mogę Wam powiedzieć. Od tego momentu Cole zaczął działać na mnie, jak płachta na byka. Musicie mnie zrozumieć – choć lubię stare, dobre, latające, zgniłe flaki zombiaków to w głębi duszy jestem staromodną romantyczką, która jest zakochana w mężczyznach, którzy dobrze traktują swoje ukochane i zawsze stają w jej obronie. Cóż ja na to poradzę? Byłam zmuszona przejść do Teamu Gavina, dlatego częściej wywijałam oczami, niż przesuwałam nimi po tekście. Właściwie było to spowodowane również zbyt wyraźnym i rażącym przerysowaniem (pierwsza też była, ale w bardziej subtelny sposób)… no cóż… wszystkiego. Absurdalność tekstów osiągnęła niebezpieczny poziom. Huśtawki nastrojów bohaterów także. Równie irytujące były dziwne zaniki pamięci bohaterów. Fakt, że usłyszeli pewną informację lub domyślili się jej, nie przeszkadzał wykazać się szczerym szokiem, gdy usłyszeli o tym ponownie. Może toksyna zombi trwale uszkodziła ich mózgi? W końcu kto wie, jak to działa?
Postanowiłam nie być bezdusznym potworem i wysiliłam się aby odnaleźć plusy. Największe brawa kieruję dla ekipy Miry, która zamieściła u siebie zdjęcia z sesji okładkowej (nikt mi nie zapłacił za te pochlebstwa – niestety) i oczywiście brawa za ciekawe okładki (chociaż do tej książki wybrali chyba najgorsze z możliwych zdjęć). Inne plusy? Dalej czyta się błyskawicznie i całkiem przyjemnie. Nie polecam jej jakoś szczególnie, chociaż pierwszy tom był niezły, a trzeci z pewnością przeczytam, bo liczę, że zostanę nagrodzona za bycie w teamie Gavina. No co? Pomarzyć można!
Ps. Wiecie, że to już ostatnia książka o zombie w serii Lato z Zombie? Tak, mi też jest przykro! Na szczęście na GosiarellowymBooku znajdzienie dużo grafik z Z.
Ps2. Przypominam o konkursie (link).
Tytuł: Alicja i lustro zombi
Autor: Gena Showalter
Wydawca: Mira
Data wydania: 05.2014
Liczba stron: 444
„Wszystko, co nas otacza, zmienia się nieubłaganie. Dzisiaj jest zimno. Jutro nadejdzie upał. Kwiaty rozkwitają, potem więdną. Tych, których kochamy, możemy pewnego dnia znienawidzić. A życie... Życie wydaje się w jednej chwili doskonałe, a w drugiej wali się w gruzy. Doświadczyłam tego na własnej skórze (...); zdruzgotało to każdą cząstkę mojego serca.”
Skrót wydarzeń z poprzedniego tomu znajdziecie tutaj. Od jego zakończenia niewiele się zmieniło. Ali stała się bad assem i taplała się z Colem w ich patologicznym związku, w którym prali się nawzajem ile wlezie, wspólnie biegali uzbrojeni po lesie i mordowali zombi, aż pewnego pięknego dnia pojawili się nowi zabójcy: Veronica – była dziewczyna Cola i Gavin. Wystarczyło jedno głębokie spojrzenie Ali w oczy Gavina by pojawiła się wizja jej rzucającej na łóżko jego i ogólnie ostrego miziania. Domyślacie się, że nie skończyło się to ładnie, skoro nasi bohaterowie posiadają ciekawe połączenie mózgów wielkości fistaszka i kolosanej dawki testosteronu. Z kolei nasza dzielna Ali zaczęła mutować w zombi, chociaż obserwując to wszystko z boku wydawać by się mogło, że cierpi na rozdwojenie jaźni i paranoję. Niemniej w tym pokręconym świecie wszyscy uwierzyli w poważną chorobę (nie na podłożu psychicznym)dziewczyny i zgodnie stwierdzili, że należy obchodzić ją z daleka, niczym trędowatą. Tak w skrócie to byłoby na tyle, bo i tak za dużo wypaplałam.
We wstępie wspomniałam, że początkowo czułam się, jakbym dalej czytała tom pierwszy. Te same problemy, te same cechy bohaterów, a nawet dalej uśmiecham się przy tekstach przerzucanych między Colem i Ali. Później coś się zepsuło. Wiem dokładnie co, ale nie mogę Wam powiedzieć. Od tego momentu Cole zaczął działać na mnie, jak płachta na byka. Musicie mnie zrozumieć – choć lubię stare, dobre, latające, zgniłe flaki zombiaków to w głębi duszy jestem staromodną romantyczką, która jest zakochana w mężczyznach, którzy dobrze traktują swoje ukochane i zawsze stają w jej obronie. Cóż ja na to poradzę? Byłam zmuszona przejść do Teamu Gavina, dlatego częściej wywijałam oczami, niż przesuwałam nimi po tekście. Właściwie było to spowodowane również zbyt wyraźnym i rażącym przerysowaniem (pierwsza też była, ale w bardziej subtelny sposób)… no cóż… wszystkiego. Absurdalność tekstów osiągnęła niebezpieczny poziom. Huśtawki nastrojów bohaterów także. Równie irytujące były dziwne zaniki pamięci bohaterów. Fakt, że usłyszeli pewną informację lub domyślili się jej, nie przeszkadzał wykazać się szczerym szokiem, gdy usłyszeli o tym ponownie. Może toksyna zombi trwale uszkodziła ich mózgi? W końcu kto wie, jak to działa?
Ps. Wiecie, że to już ostatnia książka o zombie w serii Lato z Zombie? Tak, mi też jest przykro! Na szczęście na GosiarellowymBooku znajdzienie dużo grafik z Z.
Ps2. Przypominam o konkursie (link).
26 Komentarze
BO
OdpowiedzUsuńPierwszy tom nie bardzo przypadł mi do gostu. Nie był zły, ale... zwyczajny, jak miliony innych paranormali. Kiedyś takie czytałam, ale gdy nastąpił prawdziwy wysyp takich książe, decyduję się tylko na te lepsze kąski. Co z tego, że lekko się czyta, skoro nie mogę przełknąć treści, która ani mnie nie bawi, nie straszy, nie robi nic? Lubię coś czuć, gdy czytam. Niech to będze nawet złość, ale niech coś będzie. Przy Alicji nie było nic, męczyłam, męczyłam i nadal nic. Mam w domu dwa tomy i płaczę w poduszkę, że dalam się nabrać. To dlatego, że kiedyś inna książka autorki przypadła mi do gustu. Moja wina, mój ból.
OdpowiedzUsuńAle sesja okładkowa faktycznie jest cudna.
A teraz popłaczę cicho, że to już koniec z zombie. Będę tęsknić za tymi zgniłkami. Ale w takiej sytuacji otwieram się na superbohaterów.:)
Mam wrażenie, że cała ta seria to jakieś jedno wielkie zombistyczne nieporozumienie. Dziwi mnie więc tyle pochlebnych opinii na jej temat. Natomiast Twoja opinia potwierdziła tylko moją niechęć do sięgnięcia po nią :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zdjęcia z sesji wyglądają ciekawie, ale już na okładce wygląda to jakoś straszliwie komicznie...
OdpowiedzUsuńPierwszy tom mnie bawił ;) Tym razem to co bawiło, zaczęło irytować. Może to za dużo na raz. Dawno nie czytałam już paranormalna, więc może dlatego tak lekko potraktowałam 1 tom? Nie wiem...
OdpowiedzUsuńA te 2 tomu sprzedaj lub się wymień na coś lepszego :) Która książka Showalter Ci się spodobała?
Też płakusiam, zwłaszcza, że bohaterskiego klimatu jeszcze nie czuję - chyba nie powinnam się do tego przyznawać?
Nie jest tak źle. Pierwsza część była całkiem, całkiem, ale ta to już za dużo. Czytałaś ją? Jeśli nie to na razie faktycznie odpuść, bo jest wiele lepszych książek, a jeśli 3 tom będzie dobry to powyższy uznam za wypadek przy pracy.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Naprawdę nie wiem co nimi kierowało, gdy decydowali się na to konkretne zdjęcie...
OdpowiedzUsuńNie pamiętam tytułu, wala się gdzieś na półce, nie wiem gdzie. Ale pamiętam, że to był romans paranormalny (ten typ dla większych dzieci^^) i było coś o klątwie i mitologii greckiej.
OdpowiedzUsuńMoże nie czytałaś tyle tego, co ja, więc jesteś łagodniejsza.;)
Może wymienię... Chyba czas założyć konto na LC.:)
Ale czarodziejka to też superbohaterka, nie? XD
Namierzam obie pozycje, sporo w tym Twojej winy. Nie przeszkadzają mi błędy, minusy i nic innego. Stał się cud - Gosiarella przekonała mnie do zombie. Mało tego, kupiłam też Feed, który też jest o zombie.
OdpowiedzUsuńNiegrzeczna Gosiarella...
PS. O konkursie zapomniałam...
Po pierwsze: Yeah! Mam dar przekonywania! Potrzebowałam całych wakacji, ale przynajmniej się udało! Uznaję to za ogromny sukces i jestem dumna zarówno z siebie, jak i Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPo drugie: Yeah! Zakochasz się w FEED - gwarantuję! Cudowna książka!
Grzeczna Gosiarella, bardzo grzeczna nawet :)
Do Ps. Nic straconego jest czas do 5.09 ;)
Jasne, tylko będę musiała przegrzebać regały, bo mam tak poupychane, że sama do końca nie wiem, gdzie mam niektóre książki. Te, których dawno nie czytałam oczywiście.:)
OdpowiedzUsuńJa mam jedną książkę w dwóch egzeplarzach, ale to nie pomyłka. Wydania są inne, a tak kocham serię, że chciałam wszystkie w nowych wydaniach. Poza tym, wiem co mam. Nie zawsze gdzie, ale ważne, że wiem co. ^^ LC za to może się przydać do tych wymian książkowych, bo mam trochę takich, do których już nigdy nie wrócę.
Hah, sobie też. ^^
Jaką?
OdpowiedzUsuńTak, to chyba największy plus LC, więc zakładaj szybciutko :)
Królową potępionych Anne Rice.
OdpowiedzUsuńDobra, dziś założę.;)
Aaaaaa :) U mnie zdublowało się "W pierścieniu ogniu", ale to wypadek przy pracy ;)
OdpowiedzUsuńTrochę nie na temat, ale powyższej książki nie znam, to co się będę wymądrzać. ;) Przeczytałam właśnie osobliwą książkę zawierającą motyw zombie - a skoro zombie, to zaraz pomyślałam o tobie. :) Zatytułowana jest "Kraj bez kapelusza", główny bohater, pisarz, wraca na Haiti, gdzie - jak się dowiaduje - chadzają teraz armie zombie. Nietypowa, acz wciągająca pozycja, może cię zainteresuje. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie rzucił mi się w oczy napis z okładki "Dziwniej i dziwniej!". Coś mi się wydaje, że to bardzo trafny opis fabuły :D
OdpowiedzUsuńDziwne te ludziska są w tej Alicji. Ale za to zdjęcia z sesji śliczne! :)
A, chyba nawet wspominałaś o tym na blogu.:D No mnie jeszcze taki dubel nie spotkał, jak przystało na maniaczkę książkową, znam badzo dobrze każdą ksiażkę na półce, co najwyżej zapomnę, gdzie leży. :D Teraz mam taką bolesną sytuację z Laurel Hamilton, bo dwie książki mam w starej wersji, są mniejsze i dziwnie się prezentują na tle reszty, ale jeszcze nie zdobyłam się na to szaleństwo, by kupić nowe wydanie. Rice zawsze jest priorytetem i nawet się nie zastanawiałam, ale inne... tyle książek chce trafić na moje półki, sama rozumiesz... :D
OdpowiedzUsuńChyba czasami zapominam co już pisałam (swoją drogą powinnam Ci dać odznakę za uważne czytanie tekstów :D ) Rozumiem. Sama kupiłam tyle książek w ostatnim tygodniu...ekhm...tzn. one same się wepchały! Zdecydowałam się na odwyk. Jeszcze tylko polecę dziś po Blackout i naprawdę zrobię sobie odwyk. Do października!
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim: nawet nie wiesz, jaki wytrzeszcz mam teraz na ustach! Kojarzę się z zombie! <3 !
OdpowiedzUsuńDobrze, że podrzuciłaś tytuł, bo przyda mi się do zestawienia, które planuję dziś stworzyć ;)
W sumie idealnie do niej pasuje, bo dziwność i absurdalność zaczęła być powalająca! :)
OdpowiedzUsuńA w zdjęciach jestem zakochana!
Pokażesz stosik? Ja ruszamy po książki za około tydzień.:)
OdpowiedzUsuńChętnie przygarnę odznakę. Marzy mi się Strażnik Teksasu, ale Gosiarellowego Bloga też brzmi zacnie.
Pewnie! Wrzucę zdjęcie, gdy dołączy Blackout i postaram się w połowie września wrzucić w końcu obiecaną biblioteczkę.
OdpowiedzUsuńAaaaa! Jakie cudo! Kurczę, mam swoją odznakę, jestem zajebista.^^ Obiecuję dzielnie pełnić czytelnicze obowiązki!
OdpowiedzUsuńTo czekam na stosik i biblioteczkę.:D
Ha! A ty chciałaś Strażnika Teksasu :P Ta jest znacznie ładniejsza :)
OdpowiedzUsuńWidzę. Z licencją na zabijanie. :D
OdpowiedzUsuńAlicja stoi na półce i czeka, a ja nie mogę się za nią zabrać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
www.nalogowy-ksiazkoholik.blogspot.com