Wyobraźmy sobie, że pewnego, nie tak pięknego dnia nasz region dotyka katastrofa. Ogólnie, jak to często mówi moja przeglądarka: Nie dobrze. Postawmy sprawę jasno: większość z nas nie jest jak Bear Grylls. Nie jesteśmy nawet, jak MacGyver, a przeżyć trzeba. Może lepiej zawczasu się przygotować na każdą ewentualność? Podręczników przetrwania jest całe multum, jednak dziś zaprezentuję Wam dwa, które w zupełności wystarczą.
Max Brooks – Zombie Survival: Podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów.
Epidemia zombie jest tylko jedną z wielu możliwych (lub mniej możliwych) scenariuszy zagłady. Skoro Dowództwo Strategiczne Wojsk USA ma przygotowany plan na wypadek Z-apokalipsy to Wy też powinniście go mieć. Gosiarella swój ma, ale według Brooksa i tak zjedzą mnie trupy, ale do tego wrócimy. Max Brooks napisał swój poradnik w bardzo specyficzny sposób, ponieważ przedstawił wszystko tak, jakby wirus solanum (ten, który robi zombie z trupa) już szalał po świecie, a zombie stanowiły takie samo zagrożenie, jak powodzie czy tornada. Na samym początku rozkłada nam zombiaczki na czynniki pierwsze tzn. wyjaśnia, jakie cechy fizyczne i wzorce zachowań prezentują. Na swój pokrętny sposób stara się oddzielić fakty od mitów (seriously? Nawet ja nie mam tak nierówno), przestrzega, że zombiaki nie mają uczuć, a uśmiercić je może jedynie rozłupanie mózgu.
Gdy czytelnik pozna elementarną wiedze o zombie, musi wyedukować się z zakresu odpowiedniej broni. Jak wiadomo w Polsce dostęp do broni palnej nie jest tak łatwy, jak w Stanach Zjednoczonych, ale nie martwcie się, bo znajdziecie dużo narzędzi, które również uśmiercą potworka na dobre, a przy tym najprawdopodobniej znajdziecie je w swoim domu (np. siekiera, maczeta, łom). Dobrze, skoro poznaliście już swojego przeciwnika oraz zabójcze zabaweczki to czas najwyższy by przerobić trzy podstawowe scenariusze ludzkich zachowań: 1. Obrona 2. Ucieczka 3. Atak. Cała trójka jest bardzo przydatna, jednak należy pamiętać, że ich głównym założeniem jest wybuch lokalnej epidemii, a nie ogólnoświatowej apokalipsy. Innymi słowy autor wykładał swoją wiedzę, wierząc, że ktoś może przyjść Wam z pomocą, a bunt zmarłych w końcu dobiegnie końca. Dopiero ostatni rozdział bierze pod uwagę totalną rozwałkę, którą amerykańskie filmy prezentują nam w filmach klasy B.
Niestety, gdy w trakcie czytania tych rozdziałów zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś poważnie jest ze mną nie tak. Zapytacie dlaczego (pewnie większość z Was wcale nie musi pytać)? Po pierwsze dlatego, że większość informacji miałam już wcześniej przyswojone, a po drugie dlatego, że okazało się, że moje szanse na przeżycie są minimalne. Zwyczajnie samo przeżycie Z-apokalipsy nie jest dla mnie celem nadrzędnym. No dobra, może i jest, ale tylko wtedy, gdy wszyscy moi bliscy będą mi towarzyszyć (żywi!). Brooks namawia by znaleźć przydatnych ludzi, którzy np. dobrze sobie radzą z bronią, albo są lekarzami. W dodatku kontakt z innymi ocalałymi jest wykluczony, bo mogą być psychopatami. Brzmi rozsądnie, ale okrutnie, zwłaszcza przy opcji „Ucieczka”. I tu się pojawia mój kolejny problem. Wolałabym zostać w domu, najbliższej bazie wojskowej lub zadomowić się w jakimś domku na peryferiach, a nie uciekać w bezludne rejony tylko po to by bunkrować się tam przez dwadzieścia lat, zwłaszcza, że pierwsze zombiaczki powinny całkiem zgnić po 5 latach od przemiany.
Cody Lundin - Gdy rozpęta się piekło: Poradnik Survivalowy na czas kataklizmu.
Ta pozycja jest znacznie ważniejsza niż poprzednia. Przede wszystkim dlatego, że dzięki niej zdobędziecie wiedzę potrzebną do przeżycia nie tylko w czasie Z-apokalipsy, ale każdej katastrowy, która może nastąpić. Nie ma tu nic o zabijaniu, chyba, że w celu zdobycia pożywienia.
To jest chyba najlepszy poradnik, jaki dane było mi przeczytać, ale z drugiej strony nie przeczytałam ich wiele. Pięknie wydany, uzupełniony obrazkami, ważniejsze treści są odpowiednio oznaczone, a do tego pojawia się mnóstwo anegdot. Najfajniejsze jest to, że Lundin, podobnie, jak Brooks, nie traktuje Cię, jak wariata, a wręcz pogłębia Twoją wiarę w nadejście totalnej katastrofy, która można przeżyć dzięki wszystkim zawartym tipom (wyczuwanie mój pozytywny sarkazm, czy muszę się bardziej postarać? Nie, no dobra książka jest fajna). Pamiętacie, gdy piałam o moim planie wybudowania domu (czyt. willi), który będzie samowystarczalny tj. będzie utrzymywał optymalną temperaturę, będzie zasilany energią słoneczną i posiadał własne źródło pozyskiwania wody (czyt. Gosiarellowa lista rzeczy do zrobienia przed Zombie Apokalipsą)? Ten pomysł podkradłam właśnie z tej książki. Dowiedziałam się również, jak znaleźć idealne schronienie, pozyskiwać wodę, walczyć z głodem, a nawet jak prawidłowo się wypróżniać w warunkach polowych - seriously!
Ciężko streścić wiedzę zawartą w „Gdy rozpęta …”, bo jest tego za dużo. Większość informacji już nawet nie pamiętam (to chyba nie dobrze?), jednak zostało kilka sztuczek na miarę MacGyvera np. jak zrobić lampę z puszki po tuńczyku (wolę świeczki o aromacie wanilii, ale cóż zrobić). Niestety do tej pory nie wiem, jak zrobić helikopter z gumy do żucia i kilku patyków, ale to kwestia czasu. Ogólnie, jak już wcześniej pisałam, ta książka jest niezwykle cenna, jeśli chcecie przeżyć kataklizmy.
Musze być z Wami jednak do końca szczera, na nic Wam się zdadzą powyższe poradniki, jeśli na samym początku apokalipsy walnie w Was meteoryt albo zostaniecie pierwszymi zombiakami w historii świata. Sorry, takie życie. Jeśli jednak uda Wam się przeżyć to poza radami zawartymi w „Zombie survival” i „Gdy rozpęta się piekło”, pasowałoby mieć pod ręką jakąś książeczkę, która najlepiej dzięki dokładnym rysunkom, pomoże odróżnić jadalne rośliny od jakiś wilczych jagód. Sama czaję się na Passport to Survival, polecany przez Lundina (książka kucharska, w której składnikami potraw są tylko 4 produkty spożywcze: pszenica, mleko w proszku, miód i sól).
Ps. Jeśli ktoś czytał „Zombie Survival” niech da znać czy ma szanse przetrwać w świecie opanowanym przez zombie.
Ps2. Spokojnie, powoli kończymy tematy Z-apokalipsy by uczyć się, jak zostać superbohaterem! Właściwie samo bycie superbohaterem powinno wystarczyć do przeżycia apokalipsy, prawda?
Max Brooks – Zombie Survival: Podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów.
Epidemia zombie jest tylko jedną z wielu możliwych (lub mniej możliwych) scenariuszy zagłady. Skoro Dowództwo Strategiczne Wojsk USA ma przygotowany plan na wypadek Z-apokalipsy to Wy też powinniście go mieć. Gosiarella swój ma, ale według Brooksa i tak zjedzą mnie trupy, ale do tego wrócimy. Max Brooks napisał swój poradnik w bardzo specyficzny sposób, ponieważ przedstawił wszystko tak, jakby wirus solanum (ten, który robi zombie z trupa) już szalał po świecie, a zombie stanowiły takie samo zagrożenie, jak powodzie czy tornada. Na samym początku rozkłada nam zombiaczki na czynniki pierwsze tzn. wyjaśnia, jakie cechy fizyczne i wzorce zachowań prezentują. Na swój pokrętny sposób stara się oddzielić fakty od mitów (seriously? Nawet ja nie mam tak nierówno), przestrzega, że zombiaki nie mają uczuć, a uśmiercić je może jedynie rozłupanie mózgu.
Gdy czytelnik pozna elementarną wiedze o zombie, musi wyedukować się z zakresu odpowiedniej broni. Jak wiadomo w Polsce dostęp do broni palnej nie jest tak łatwy, jak w Stanach Zjednoczonych, ale nie martwcie się, bo znajdziecie dużo narzędzi, które również uśmiercą potworka na dobre, a przy tym najprawdopodobniej znajdziecie je w swoim domu (np. siekiera, maczeta, łom). Dobrze, skoro poznaliście już swojego przeciwnika oraz zabójcze zabaweczki to czas najwyższy by przerobić trzy podstawowe scenariusze ludzkich zachowań: 1. Obrona 2. Ucieczka 3. Atak. Cała trójka jest bardzo przydatna, jednak należy pamiętać, że ich głównym założeniem jest wybuch lokalnej epidemii, a nie ogólnoświatowej apokalipsy. Innymi słowy autor wykładał swoją wiedzę, wierząc, że ktoś może przyjść Wam z pomocą, a bunt zmarłych w końcu dobiegnie końca. Dopiero ostatni rozdział bierze pod uwagę totalną rozwałkę, którą amerykańskie filmy prezentują nam w filmach klasy B.
Niestety, gdy w trakcie czytania tych rozdziałów zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś poważnie jest ze mną nie tak. Zapytacie dlaczego (pewnie większość z Was wcale nie musi pytać)? Po pierwsze dlatego, że większość informacji miałam już wcześniej przyswojone, a po drugie dlatego, że okazało się, że moje szanse na przeżycie są minimalne. Zwyczajnie samo przeżycie Z-apokalipsy nie jest dla mnie celem nadrzędnym. No dobra, może i jest, ale tylko wtedy, gdy wszyscy moi bliscy będą mi towarzyszyć (żywi!). Brooks namawia by znaleźć przydatnych ludzi, którzy np. dobrze sobie radzą z bronią, albo są lekarzami. W dodatku kontakt z innymi ocalałymi jest wykluczony, bo mogą być psychopatami. Brzmi rozsądnie, ale okrutnie, zwłaszcza przy opcji „Ucieczka”. I tu się pojawia mój kolejny problem. Wolałabym zostać w domu, najbliższej bazie wojskowej lub zadomowić się w jakimś domku na peryferiach, a nie uciekać w bezludne rejony tylko po to by bunkrować się tam przez dwadzieścia lat, zwłaszcza, że pierwsze zombiaczki powinny całkiem zgnić po 5 latach od przemiany.
Cody Lundin - Gdy rozpęta się piekło: Poradnik Survivalowy na czas kataklizmu.
Ta pozycja jest znacznie ważniejsza niż poprzednia. Przede wszystkim dlatego, że dzięki niej zdobędziecie wiedzę potrzebną do przeżycia nie tylko w czasie Z-apokalipsy, ale każdej katastrowy, która może nastąpić. Nie ma tu nic o zabijaniu, chyba, że w celu zdobycia pożywienia.
To jest chyba najlepszy poradnik, jaki dane było mi przeczytać, ale z drugiej strony nie przeczytałam ich wiele. Pięknie wydany, uzupełniony obrazkami, ważniejsze treści są odpowiednio oznaczone, a do tego pojawia się mnóstwo anegdot. Najfajniejsze jest to, że Lundin, podobnie, jak Brooks, nie traktuje Cię, jak wariata, a wręcz pogłębia Twoją wiarę w nadejście totalnej katastrofy, która można przeżyć dzięki wszystkim zawartym tipom (wyczuwanie mój pozytywny sarkazm, czy muszę się bardziej postarać? Nie, no dobra książka jest fajna). Pamiętacie, gdy piałam o moim planie wybudowania domu (czyt. willi), który będzie samowystarczalny tj. będzie utrzymywał optymalną temperaturę, będzie zasilany energią słoneczną i posiadał własne źródło pozyskiwania wody (czyt. Gosiarellowa lista rzeczy do zrobienia przed Zombie Apokalipsą)? Ten pomysł podkradłam właśnie z tej książki. Dowiedziałam się również, jak znaleźć idealne schronienie, pozyskiwać wodę, walczyć z głodem, a nawet jak prawidłowo się wypróżniać w warunkach polowych - seriously!
Ciężko streścić wiedzę zawartą w „Gdy rozpęta …”, bo jest tego za dużo. Większość informacji już nawet nie pamiętam (to chyba nie dobrze?), jednak zostało kilka sztuczek na miarę MacGyvera np. jak zrobić lampę z puszki po tuńczyku (wolę świeczki o aromacie wanilii, ale cóż zrobić). Niestety do tej pory nie wiem, jak zrobić helikopter z gumy do żucia i kilku patyków, ale to kwestia czasu. Ogólnie, jak już wcześniej pisałam, ta książka jest niezwykle cenna, jeśli chcecie przeżyć kataklizmy.
Musze być z Wami jednak do końca szczera, na nic Wam się zdadzą powyższe poradniki, jeśli na samym początku apokalipsy walnie w Was meteoryt albo zostaniecie pierwszymi zombiakami w historii świata. Sorry, takie życie. Jeśli jednak uda Wam się przeżyć to poza radami zawartymi w „Zombie survival” i „Gdy rozpęta się piekło”, pasowałoby mieć pod ręką jakąś książeczkę, która najlepiej dzięki dokładnym rysunkom, pomoże odróżnić jadalne rośliny od jakiś wilczych jagód. Sama czaję się na Passport to Survival, polecany przez Lundina (książka kucharska, w której składnikami potraw są tylko 4 produkty spożywcze: pszenica, mleko w proszku, miód i sól).
Ps. Jeśli ktoś czytał „Zombie Survival” niech da znać czy ma szanse przetrwać w świecie opanowanym przez zombie.
Ps2. Spokojnie, powoli kończymy tematy Z-apokalipsy by uczyć się, jak zostać superbohaterem! Właściwie samo bycie superbohaterem powinno wystarczyć do przeżycia apokalipsy, prawda?
37 Komentarze
bom
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że napisanie własnego poradnika mogłoby nam się udać. Niestety samo przetrwanie, czyli framenty z uzdatnianiem wody itp. wołałyby o pomstę do nieba. Niestety muszę obalić Twój pomysł z kloktajlem mołotowa, ponieważ palący się zombiak mogłby nas podpalić. Nie chciałabym się palić! Kucyk bojowy i czarodziejska różdżka obowiązkowo! Przydałby się jeszcze czołg -> ja chcę różowy czołg!! Pan Zdzisio <3
OdpowiedzUsuńNo właśnie, po co te wszystkie poradniki, skoro na pewno uratują nas superbohaterowie? Taka ich rola, co nie? Muszą :)
OdpowiedzUsuńPróbowałam się zapoznać z Brooksem (fajnie to wszystko pisze, ten pan), ale stanęłam na opisie broni i musiała oddać do biblioteki, także pewnie zginę :P Albo walnie mnie meteoryt. Takie szczęście
Jak to, nie umiesz zrobić helikoptera? :D
Jeśli masz czarodziejską różdżkę, to machniesz nią w stronę wody, zanucisz coś w stylu czysta woda zdrowia doda i ta-da! Można pić. Albo rozcieńczać z wódką. Wódka zabije wszystkie bakterie, a i nam będzie weselej. Palącemu się zombie otoczy się wściekłym tłumem z widłami, aż się spali. Ewentualnie podstawi się Chucka Norrisa, bo wszyscy wiedzą, że gdy zombie ugryzie Chucka, to Chuck nie zmieni się w zombie. To zombie zmieni się w Chucka. O popatrz, to już było testowane! https://brittanyknowsbest.files.wordpress.com/2012/02/chuck_norris_zombies_zombie_apocalypse_guide-s500x672-94460-580.jpg
OdpowiedzUsuńZgadzam się na czołg. Myślę, że za 5 zł i jedno wino Leśny dzban pan Zdzisio sam Ci go zbuduje i pomaluje.:)
Opisy broni to największa katorga! Trzeba było to olać i przejść do bardziej praktycznych części książki! Aniołku musisz sobie jakiegoś pożądnego superbohatera zaklepać by mieć większe szanse na przetrwanie. Nie martw się już niebawem będę ich po kolei prezentować, więc będziesz mogła się spokojnie zastanowić kto jest najlepszy ;)
OdpowiedzUsuńNo dobrze, może i umiem zrobić i to nawet latający, ale jakoś nie potrafi unieść pasażerów :( Coś robię nie tak!
5 zł za czołg to rozsądna cena. Myślę, że się z nim dogadamy!
OdpowiedzUsuńPytanie tylko czy jest nam potrzebna taka ilość Chucków? To ciężka decyzja i trzeba ją będzie porządnie przemyśleć. Chociaż najwyżej za pomocą magicznej różdżki zmienimy później każdego Chucka w jednorożca albo Big Maca. Tak, myślę, że to dobry pomysł!
Chuck przyda się w każdej ilosci, to będzie nasza własna armia! ewentualnie jak zgłodniejemy, to poświęci się któregoś na Big Maca.;)
OdpowiedzUsuńWidzisz? Nie zginiemy!
Sorry, ale mi się nie powodzi tak jak Tobie, więc nie mam maczety w domu. No i zmartwiłaś mnie tym, że mogę zostać pierwszym zombiakiem w historii świata. Z jednej strony byłabym wyjątkowa, ale tyle morderczych spojrzeń to nawet ja bym nie przeżyła :D
OdpowiedzUsuńPlan zacny, więc mamy szansę. Tylko różdżki musimy załatwić, a z ich pomocą dorwiemy całą resztę!
OdpowiedzUsuńWiesz, gdybyś nim była to miałabym z Tobą duży problem. Ostatnio zastanawiałam się nad tym, jak to będziesz zabić pierwszego zombiaka na naszej planecie i jednocześnie uratować świat przed zagładą, ale z drugiej stony pewnie by mnie za to pasadzili na wiele, wiele lat, bo kto uwierzyłby, że naprawdę zabiłam zombie?! To takie smutne :(
OdpowiedzUsuńA maczetę, moja droga, dostałam na urodziny od brata (pewnie chciał, żebym go w razie czego broniła by zombiaki nie przeszkadzały mu grać), więc zmuś ludzi by przynieśli Ci ją w darze! Powiedz, że to inwestycja!
Różdżki kupimy na allegro.:) A potem uratujemy świat i niech nam się kłaniają. W sumie mogłybyśmy wtedy spełnić Twoje marzenie o władzy nad światem.
OdpowiedzUsuńWładza nad światem? Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!
OdpowiedzUsuńTylko może lepiej tej książki nie piszmy, bo wszyscy będą chcieli.:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że niestety naszym moralnym obowiązkiem jest jej napisanie, ponieważ nie tylko nieźle się wzbogacimy, ale także uratujemy mnóstwo ludzkich żyć (a to równa się mniej zombie!)!
OdpowiedzUsuńNo taaak, ale mogłybyśmy same uratować świat! I zostałybyśmy superbohaterkami! Bo super oczywiście już jesteśmy.
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że miałabyś duży problem ze względu na sympatię jaką mnie darzysz a nie z powodu odsiadki. Ech, takie wysokie mniemanie! :D :D
OdpowiedzUsuńJeszcze powiedz, że masz różową! Chociaż zmuszenie ludzi do przyniesienia mi takiej w darze nie byłoby takie głupie. Pasowałaby do mojego wystroju pokoju :D I pewnie zombiaków by wystraszyła ze względu na kolor, bo one takie nudne, smętne kolory mają, nie? Taka zgniła zieleń, szarości czy coś... Tak mi się wydaje, nie miałam do czynienia z zombiakiem, więc pytam u źródła :D
No wiesz, jak jest. Oczywiście, że szkoda byłoby, gdybyś zmieniła się w zombiaka, ale skoro już byś nim była to nie miałabym wyjścia :P
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam różowej maczety :( Ale obiecali różowy łom, więc mam nadzieję, że dotrzymają słowa!
Jaki masz wystrój pokoju?
Tak, coś w tym odcieniu powinno być ;)
Oczywiście:) Ale po co mamy się same przemęczać, ja to bym nawet chciała, żeby ktoś odwalił za nas choć część roboty :)
OdpowiedzUsuńNie, no oczywiście! Najlepiej po jednej wielkiej walce w każdym mieście. Raz wjedziemy w sam środek walk na kucyku, raz w różowym czołgu i będziemy wymachiwać bronią na lewo i prawo. Trzeba miecze nakarmić zepsutą krwią potworów, a przy tym ładnie uśmiechać się do zdjęć, ale później niech wyzwolone ludy radzą sobie same lub dzwonią w trudniejszych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńO! Tak, tak! Popieram, tak zróbmy.:D To gdzie te zombiaki?
OdpowiedzUsuńHmmm... Białe ściany, białe biurko, jasno-szare meble i fioletowo-różowe dodatki w postaci zasłonek, lampki, narzuty na łóżko, koca, pościeli i tak dalej :D Włączając w to różowego laptopa, różowe etui na czytnik (wymienne na drugie, szaro-różowe), różowy aparat, które też tworzą wystrój mojego pokoju, a co!
OdpowiedzUsuńTak, tak. Przyznaj się - marzysz tylko o tym, bym się zamieniła w zombiaka i byś mogła uratować świat przede mną. Przejrzałam Cię!
Chyba jeszcze się inkubują w jakimś labolatorium np. Umbrelli. Trzeba poczekać...
OdpowiedzUsuńI <3 You! Już jestem zakochana w Twoich dodatkach różowo-fioletowych i różowych :) Przynajmniej już wiem, co Cię do mnie przyciąga (a liczyłam, że moja cudowna osobowość!).
OdpowiedzUsuńWiesz, jeśli miałabym wybierać to przepraszam z całego serca, ale wybrałabym kogoś kogo szczerze nienawidzę, bo taką frajdę sprawiłoby mi rozłupanie tej osobie czaszki, że pal licho ratowanie świata przed apokalipsą - to byłbaby tylko wisienka na torcie! :)
Ale ja już chcę być bohaterką...
OdpowiedzUsuńA ja mam maskę przeciwgazową OM-14.
OdpowiedzUsuńOżesz! Właśnie mi uświadomiłaś, że nie mam maski :(
OdpowiedzUsuńMożna kupić starsze i nowsze maski za grosze w różnych miejscach - markecie wojskowym w Kołobrzegu, Wilczym Szańcu, Bydgoszczy... Dobrze jest mieć taką maskę. Bardzo ładne zdjęcia w niej wychodzą. Hełm też mam, ale cienki, bo żandarmerii. Dobrze mieć taki hełm. Rozważ zakup maski, to jak apteczka czy gaśnica :D
OdpowiedzUsuńOk. Maskę już mam zamówioną, ale hełm? Nie wiem czy będzie twarzowy. Dobrze wyglądam w garnku :D
OdpowiedzUsuńCzłowiek garnek powiadasz...
OdpowiedzUsuńAle czołg to podstawa.
Oczywiście, ale koniecznie musze mieć różowy - to zdekoncentruje przeciwników!
OdpowiedzUsuńHahahahahhaa super! To jestem uratowana :D
OdpowiedzUsuńHa, wiedziałam, że te dodatki sprawią, że pokochasz mnie bezgranicznie! <3
Przestałem zaglądać na bloga Gosiarelli. *niewybaczalne*
OdpowiedzUsuńAle jak fajowo, że przeczytałaś Zombie survival! :D Taki praktyczny, taki przydatny! Taki fajny! :3 Ten drugi mnie nie jara, ale pierwszy jest obowiązkowy dla każdego, kto chce zachować mózg. Ja pewnie i tak bym się zaraził, a jeśli nie, to nikt by mnie żywego nie pokąsał, bo pewnie umarłbym wcześniej z przerażenia. ._.
Zgadzam się! Niewybaczalne! Trzeba się poprawić ;)
OdpowiedzUsuńA widzisz! A jakbyś nie umarł z przerażenia, ani nie został zainfekowany to poradnik survivalowy by się przydał! Zombie survival fajny, dzięki za polecenie ;)
Do tej listy warto dopisać "Przygotowani przetrwają. Survival miejski" - ponoć pierwsza książka dla polskich preppersów. Dużo porad, na FB można znaleźć spis treści
OdpowiedzUsuńStara maska, a szczególnie z przeterminowym pochłaniaczem mało daje. Jak masz kupowac to nową, albo wcale. Tego typu cennych porad znajdziesz w tej książce.
OdpowiedzUsuńOkey;) Dzięki za cynk, bo wcześnie o niej nie słyszałam, a z chęcią przeczytam!
OdpowiedzUsuńCiekawe recenzje książek, dziękuje. Ja swój egzemplarz "Przygotowani...." kupiłem wczoraj na warszawskich targach książki , co zabawne leżała koło nowej książki Anny Muchy. Na razie jestem po lekturze pierwszych rozdziałów i słowniczka dla preppersów jestem bardzo mile zaskoczony, co prawda nie ma tam nic o Zombi, ale są za to same konkrety. Są też odwołania do naszej, polskiej historii - zatem od razu widać że nie jest to kolejne tłumaczenie, a książka od początku pisana z myślą o polskim czytelniku.
OdpowiedzUsuń