Pierwotnie chciałam napisać jedynie o prawdziwych wersjach pocałunku prawdziwej miłości, jednak zabawniej będzie przy TOP5 najbardziej bzdurnych aktów prawdziwej miłości, które może u Disneya wyglądały zachwycająco (lub przynajmniej całkiem w porządku), zaś w oryginalnych wersjach już nie do końca. Jesteście gotowi na True Story of true love's kiss? W takim razie oto przed wami prawdziwa historia pocałunku i aktu prawdziwej miłości, czyli bajki Disneya vs rzeczywistość.
A w rzeczywistości: W wersji Giovana Battiste Basile księżniczka Talia spała znacznie dłużej. Zamek zdążył zarosnąć krzaczorami, a ludzie zapomnieć o istnieniu tego królestwa. Nie było też żadnego księciunia na białym rumaku, a jedynie król. Pocałunku też właściwie nie było, a przynajmniej nie delikatnego, który zbudziłby księżniczkę. I w ogóle wyobrażacie sobie, jak musiało śmierdzieć jej z ust skoro przez kilkadziesiąt lat nie myła zębów?!
W każdym razie w oryginalnej wersji król urzeczony pięknem śpiącej królewny postanowił ją zgwałcić. Królewna była ofiarą idealną, ponieważ niczego nieświadoma, nieprzytomna i ledwo żywa nie miała jak walczyć z rozpustnikiem. Z pewnością nie był to akt prawdziwej miłości, ponieważ nie przywrócił magicznie do życia Talii. Za to przez cały ten haniebny akt, po dziewięciu miesiącach przyszły na świat bliźniaki - Słoneczko i Księżyc. Dopiero one zbudziły śpiącą matkę.
U Disneya wyglądało to tak: Gdy Złej Królowej w końcu udało się otruć Śnieżkę zatrutym jabłkiem, krasnoludki uznały, że królewna nie żyje. Zapakowały ją do szklanej trumny, bo przecież nawet zwłoki najpiękniejszej w świecie nie powinny się marnować, prawda? Wtem nadjechał jakiś tam książę, który zobaczył martwą Śnieżkę i poczuł nagłą potrzebę całowania jej. Nie mam pojęcia co on wyprawiał z językiem, ale jego pocałunek zneutralizował truciznę i dziewczyna wróciła do życia.
A w rzeczywistości: W oryginalnej wersji braci Grimm krasnoludki trzymały Śnieżkę w szklanej trumnie (wystawionej na działanie słońca) przez wiele dni, jeśli nie tygodni. Wtem nadjechał jakiś tam królewicz, który zobaczył martwą Śnieżkę i jak powiedział krasnoludkom - momentalnie ją pokochał. Z jakiegoś nieznanego mi powodu stwierdził, że trumna z królewną w środku idealnie uzupełni wystrój wnętrz jego zamku, dlatego kazał swoim sługą ją przenieść. Niestety w trakcie transportu trumną zatrzęsło tak mocno, że z ust Śnieżki wypadł kawałek zatrutego jabłka, a ona wróciła do życia. Wszyscy się ucieszyli i popędzili do królestwa królewicza na wesele potomka króla ze Śnieżką. Jak widać pocałunku nie było, a jeśli nie jest wystarczająco creepy to chciałabym dodać, że Śnieżka miała siedem lat. Dalej chcecie się zachwycać bajką o księciu pedofilu/nekrofilu?
U Disneya wyglądało to tak: Syrenka Arielka przehandlowała swój ogon za nogi, jednak by je zatrzymać musiała sprawić by książę Eric ją pocałował. Trochę mu to zajęło, bo wiedźma morska go uwiodła, a ten postanowił się z nią ożenić. W końcu jednak Ursula została pokonana, a Arielka zdobyła księcia, koronę i nogi.
A w rzeczywistości: W baśni napisanej przez Hansa Christiana Andersena warunkiem zatrzymania nóg było poślubienie księcia. Na nieszczęście dla syrenki, koronowany młodzieniec traktował ją bardziej jak psiaka niż obiekt westchnień. W końcu królewicz poślubił księżniczkę, a syrenka ze złamanym sercem zmieniła się w córę powietrza (coś jak wyższa forma piany morskiej).
U Disneya wyglądało to tak: Matka Gothel zraniła Julka, jednak pozwoliła Roszpunce uzdrowić go magicznymi włosami (jak to głupio brzmi). Umierający wpadł na genialny pomysł by obciąć włosy Roszpunki nim ona zdąży go wyleczyć (serio, czy te pół minuty zrobiłyby taką różnicę? Poza uratowaniem mu życia rzecz jasna). Gdy dziewczyna płakała nad umierającym młodzieńcem, okazało się, że jej łzy także posiadają magiczne właściwości i Julek był uratowany.
A w rzeczywistości: W pierwszej spisanej wersji braci Grimm, książę wypada z okna by ratować się przed wkurzoną matką Gothel (wiedźma dowiedziała się, że przez niego jej wychowanka zaszła w ciążę, więc nie dziwcie się jej). Życie uratował tylko dzięki cierniom, na których hamował oczami. Tak, dobrze przeczytaliście... oczywiście tym sposobem wydłubał sobie oczy i przez lata pałętał się na ślepo po królestwie. Dopiero, gdy ponownie wpadł na Roszpunkę i dziewczyna zapłakała nad wydłubanymi gałami - odzyskał wzrok. Co ciekawe w tej wersji baśni Roszpunka nie miała wcześniej żadnych magicznych mocy.
U Disneya wyglądało to tak: Anna chciała poświęcić życie ratując Elsę, a jednak zmieniła się w lodowy posąg. Gdy Anna zamarzła, zrozpaczona Elsa zaczęła płakać nad jej ciałem i wtem jej siostra odtajała i wróciła do życia.
A w rzeczywistości: Współczesna nauka mówi tej scenie: NIE!
Anna ot tak roztopiła się i ożyła, jakby nigdy nic, bo to zwyczajnie przeczy prawom naszego świata. I nawet nie próbujcie mi tu wyskakiwać z kriogeniką, bo tuż przed zamrożeniem wstrzykuje się pacjentowi specjalną mieszankę glicerynowo–krioprotektantową, która ma za zadanie ochronić układ krążenia przed wytworzeniem się kryształków lodu w przestrzeniach międzykomórkowych. Mimo wszystko jeszcze nikt nie powrócił do życia po czymś takim, więc sorry, ale Anna by tego nie przeżyła.
Ps. Pisząc o prawdziwych wersjach baśniowych królewiczów doszłam do wniosku, że najrozsądniej będzie zaznaczyć w ostatniej woli by po śmierci mnie skremowano.
Ps2. Wiem, że bardzo chcecie powrotu True Story i daje Wam słowo, że niemal nad niczym innym się nie skupiam, jednak pracuje nad czymś na tyle dużym, że niestety musicie jeszcze troszkę poczekać. W między czasie obiecuję wrzucać na bloga produkty uboczne pisania!
Ps3. W związku z powyższym na facebooku pojawi się wiele bajecznych grafik i ciekawostek, dlatego lajkujcie! A przy okazji przypominam o ankiecie, którą można wypełniać do końca sierpnia!
1. Śpiąca Królewna
U Disneya wyglądało to tak: Gdy Aurora ukłuła się wrzecionem w palec dosięgła ją klątwa snu. Jednak biedna dziewczyna długo nie pospała, bo zaraz zjawił się książę, który obudził ją pocałunkiem.
A w rzeczywistości: W wersji Giovana Battiste Basile księżniczka Talia spała znacznie dłużej. Zamek zdążył zarosnąć krzaczorami, a ludzie zapomnieć o istnieniu tego królestwa. Nie było też żadnego księciunia na białym rumaku, a jedynie król. Pocałunku też właściwie nie było, a przynajmniej nie delikatnego, który zbudziłby księżniczkę. I w ogóle wyobrażacie sobie, jak musiało śmierdzieć jej z ust skoro przez kilkadziesiąt lat nie myła zębów?!
W każdym razie w oryginalnej wersji król urzeczony pięknem śpiącej królewny postanowił ją zgwałcić. Królewna była ofiarą idealną, ponieważ niczego nieświadoma, nieprzytomna i ledwo żywa nie miała jak walczyć z rozpustnikiem. Z pewnością nie był to akt prawdziwej miłości, ponieważ nie przywrócił magicznie do życia Talii. Za to przez cały ten haniebny akt, po dziewięciu miesiącach przyszły na świat bliźniaki - Słoneczko i Księżyc. Dopiero one zbudziły śpiącą matkę.
U Disneya wyglądało to tak: Gdy Złej Królowej w końcu udało się otruć Śnieżkę zatrutym jabłkiem, krasnoludki uznały, że królewna nie żyje. Zapakowały ją do szklanej trumny, bo przecież nawet zwłoki najpiękniejszej w świecie nie powinny się marnować, prawda? Wtem nadjechał jakiś tam książę, który zobaczył martwą Śnieżkę i poczuł nagłą potrzebę całowania jej. Nie mam pojęcia co on wyprawiał z językiem, ale jego pocałunek zneutralizował truciznę i dziewczyna wróciła do życia.
A w rzeczywistości: W oryginalnej wersji braci Grimm krasnoludki trzymały Śnieżkę w szklanej trumnie (wystawionej na działanie słońca) przez wiele dni, jeśli nie tygodni. Wtem nadjechał jakiś tam królewicz, który zobaczył martwą Śnieżkę i jak powiedział krasnoludkom - momentalnie ją pokochał. Z jakiegoś nieznanego mi powodu stwierdził, że trumna z królewną w środku idealnie uzupełni wystrój wnętrz jego zamku, dlatego kazał swoim sługą ją przenieść. Niestety w trakcie transportu trumną zatrzęsło tak mocno, że z ust Śnieżki wypadł kawałek zatrutego jabłka, a ona wróciła do życia. Wszyscy się ucieszyli i popędzili do królestwa królewicza na wesele potomka króla ze Śnieżką. Jak widać pocałunku nie było, a jeśli nie jest wystarczająco creepy to chciałabym dodać, że Śnieżka miała siedem lat. Dalej chcecie się zachwycać bajką o księciu pedofilu/nekrofilu?
U Disneya wyglądało to tak: Syrenka Arielka przehandlowała swój ogon za nogi, jednak by je zatrzymać musiała sprawić by książę Eric ją pocałował. Trochę mu to zajęło, bo wiedźma morska go uwiodła, a ten postanowił się z nią ożenić. W końcu jednak Ursula została pokonana, a Arielka zdobyła księcia, koronę i nogi.
A w rzeczywistości: W baśni napisanej przez Hansa Christiana Andersena warunkiem zatrzymania nóg było poślubienie księcia. Na nieszczęście dla syrenki, koronowany młodzieniec traktował ją bardziej jak psiaka niż obiekt westchnień. W końcu królewicz poślubił księżniczkę, a syrenka ze złamanym sercem zmieniła się w córę powietrza (coś jak wyższa forma piany morskiej).
U Disneya wyglądało to tak: Matka Gothel zraniła Julka, jednak pozwoliła Roszpunce uzdrowić go magicznymi włosami (jak to głupio brzmi). Umierający wpadł na genialny pomysł by obciąć włosy Roszpunki nim ona zdąży go wyleczyć (serio, czy te pół minuty zrobiłyby taką różnicę? Poza uratowaniem mu życia rzecz jasna). Gdy dziewczyna płakała nad umierającym młodzieńcem, okazało się, że jej łzy także posiadają magiczne właściwości i Julek był uratowany.
A w rzeczywistości: W pierwszej spisanej wersji braci Grimm, książę wypada z okna by ratować się przed wkurzoną matką Gothel (wiedźma dowiedziała się, że przez niego jej wychowanka zaszła w ciążę, więc nie dziwcie się jej). Życie uratował tylko dzięki cierniom, na których hamował oczami. Tak, dobrze przeczytaliście... oczywiście tym sposobem wydłubał sobie oczy i przez lata pałętał się na ślepo po królestwie. Dopiero, gdy ponownie wpadł na Roszpunkę i dziewczyna zapłakała nad wydłubanymi gałami - odzyskał wzrok. Co ciekawe w tej wersji baśni Roszpunka nie miała wcześniej żadnych magicznych mocy.
5. Elsa i Anna
U Disneya wyglądało to tak: Anna chciała poświęcić życie ratując Elsę, a jednak zmieniła się w lodowy posąg. Gdy Anna zamarzła, zrozpaczona Elsa zaczęła płakać nad jej ciałem i wtem jej siostra odtajała i wróciła do życia.
A w rzeczywistości: Współczesna nauka mówi tej scenie: NIE!
Anna ot tak roztopiła się i ożyła, jakby nigdy nic, bo to zwyczajnie przeczy prawom naszego świata. I nawet nie próbujcie mi tu wyskakiwać z kriogeniką, bo tuż przed zamrożeniem wstrzykuje się pacjentowi specjalną mieszankę glicerynowo–krioprotektantową, która ma za zadanie ochronić układ krążenia przed wytworzeniem się kryształków lodu w przestrzeniach międzykomórkowych. Mimo wszystko jeszcze nikt nie powrócił do życia po czymś takim, więc sorry, ale Anna by tego nie przeżyła.
Ps. Pisząc o prawdziwych wersjach baśniowych królewiczów doszłam do wniosku, że najrozsądniej będzie zaznaczyć w ostatniej woli by po śmierci mnie skremowano.
Ps2. Wiem, że bardzo chcecie powrotu True Story i daje Wam słowo, że niemal nad niczym innym się nie skupiam, jednak pracuje nad czymś na tyle dużym, że niestety musicie jeszcze troszkę poczekać. W między czasie obiecuję wrzucać na bloga produkty uboczne pisania!
Ps3. W związku z powyższym na facebooku pojawi się wiele bajecznych grafik i ciekawostek, dlatego lajkujcie! A przy okazji przypominam o ankiecie, którą można wypełniać do końca sierpnia!
0 Komentarze