Looking For Anything Specific?

Header Ads

Bajer na gwiazdkę, czyli pies na prezent

Co kupić na gwiazdkę?

"Pies to nie zabawka" - okey, fajny slogan, ale nie lubię wyświechtanych frazesów. Wy też ciągle słyszycie, by nie kupować psa na prezent? To bardzo popularny temat w okresie świątecznym, bo niby ludzie są za mało kreatywni, by wymyślić lepszy prezent dla najbliższych. Nie wierzę w to, że z braku lepszego pomysłu ktoś jest w stanie kupić psa, czy innego zwierzaka. Przecież nie ma tak bezmyślnych osób! C'mon! Najgorsze w tej całej propagandzie jest to, że wpiera się wszystkim, że nikogo nie uszczęśliwi żywy prezent. Co za bzdura! Nie widzieliście na YouTubie płaczących ze szczęścia dzieci, gdy widziały słodkiego szczeniaczka ozdobionego kokardką? Przecież każdy widział jaką reakcję wywołują żywe prezenty! 

Od dziecka wpaja się nam, że dawanie w prezencie zwierzaka to najlepszy pomysł EVER! W końcu każdy z nas widział "Zakochanego Kundla" i słodką Lady z przypiętą czerwoną kokardką. I co się stało? Gdy ten pies dorósł stał się opiekunem domu i nowo narodzonego dziecka swych panów. Takie wzruszające! Powiedzmy sobie szczerze nie ma osoby (poza socjopatami), która nie ucieszyłaby się z małego kociaka/szczeniaka/króliczka, czy innego małego stworka, bo takie małe puchate kulki zwyczajnie wywołują czystą radość i rozczulają! A ja? Nie potrafię zliczyć lat, ile upłynęło odkąd pierwszy raz zobaczyłam uroczego małego pieska, który bardziej przypominał zabawkę, niż żywe zwierze. Od tego momentu wiedziałam, że chcę zostać szczęśliwą właścicielką małego Yorka. One są takie małe i słodkie! W dodatku mogłabym go ozdabiać kokardkami i ubierać w te dziwne psie ubranka! Tak, jestem złośliwa i chętnie trollowałabym tego małego Yorka! Jednak skoro od tak dawna chciałabym go mieć to dlaczego do nie mam? Przecież jestem dorosła i mogłabym sobie otworzyć nawet małą hodowlę Yorków, gdybym tylko chciała! 

Niech mi ktoś powie, że to nie jest super słodziak! 
Powód jest prosty - nigdy nie miałam okazji, bo mam już psy. Takie nieplanowane wpadki. Mojego Bajera możecie kojarzyć, bo nieraz przewijał się na blogu, a jeszcze częściej na instagramie (bydle ma nawet własny hashtag!). Przystojny, rasowy i zabawny, choć odrobinę za duży, by ubierać go w słodkie ubranka. W dodatku to pies, a nie suczka, więc obraża się strasznie, gdy próbuję założyć mu kokardkę. Kiedyś obiecałam na blogu opowiedzieć jego historię, więc proszę bardzo. Zjawił się w moim życiu, gdy miał rok i nie mogłam mu nawet zmienić imienia, bo tylko na nie reagował. Był chodzącą kupką nieszczęścia. Był prezentem dla kogoś innego - dziewczynki, która z tego co słyszałam od weterynarza dwa razy złamała mu łapę drzwiami (tak, tą samą w przeciągu jego pierwszego roku życia), i która według relacji osoby, która Bajera mi dostarczyła przywiązywała psa do ławy, by wraz z nią oglądał całymi dniami bajki, a gdy znudziła się oglądaniem szła robić inne rzeczy zapominając o nim. I tak spędzał całe dnie przywiązany smyczą w pokoju, gdy miska z jedzeniem, czy wodą była poza jego zasięgiem. Uwalniali go dopiero rodzice dziewczynki, gdy zauważyli, że go znowu zostawiła. W końcu przekonano rodziców, że dziewczynka nie potrzebuję Bajera i wypadałoby go komuś wcisnąć, a my się napatoczyliśmy i mieliśmy reputacje ludzi, którzy lubią zbierać skrzywdzone zwierzęta. Pierwszą noc, którą spędziliśmy razem  z Bajką była okropna - z sikał się ze strachu dwa razy, a zasypiał tylko wtedy, gdy głaskałam go ręką spuszczoną z łóżka. Nie wyspałam się. Nie było też lekko, gdy wychodziłam z domu. Nigdy nie zostawał sam, bo mieliśmy jeszcze innego zwierzaka, a i w domu zawsze ktoś jest, ale i tak długo witał mnie po powrocie zawodzeniem, pretensjami i sikaniem pod siebie ze szczęścia (nawet wtedy, gdy według zeznań domowników był na spacerze kilka minut wcześniej). I tak przez kilka dni, a może tygodni pierwszą czynnością po powrocie było ścieranie sików mojego nowego psa. Cudownie. Dobrze, że w końcu zrozumiał, że zawsze wracam, ale i tak chodzi za mną krok w krok sprawiając, że co chwilę się o niego potykam (ale całkiem możliwe, że jego życiowym celem jest patrzenie jak spadam ze schodów, a misją zabicie mnie). W dodatku z jakiegoś niezrozumiałego powodu suchy chleb był jego przysmakiem. W sumie do dzisiaj nim jest.


Najlepszy prezent dla dziecka
Bajer The Dog - wersja letnia, ubłocona
Od mojego pierwszego spotkania z Bajerem minęły lata i nikt nie uwierzyłby, że tak wyglądały nasze początki, ani jak przebiegł pierwszy rok jego życia, ale do dziś nie mogę go zamknąć w pokoju samego. Bajer jest najlepszym darem jaki dostałam od życia, ale nie był moim prezentem. I choć ta biała kupka sierści sama uwielbia dostawać prezenty to nie jestem pewna, czy patrząc na swoją pierwszą właścicielkę popierałby rozdawanie zwierząt w formie nieprzemyślanego podarunku. 

Aktualnie jest jeszcze Luna, która pojawiła się dwa dni po tym, gdy zaginął pies mojej mamy. Szukaliśmy go wszędzie, ale ślad po nim zaginął, jednak trafiła się osoba, która znalazła identycznego psa tylko suczkę i w dodatku jeszcze bardzo młodą. Był chyba początek stycznia, a więc całkiem możliwe, że była czyimś gwiazdkowym prezentem, który po nowym roku skończył przywiązany do jakiegoś płotu na kompletnym zadupiu. W roli ścisłości przywiązanym za szyję do płotu cienkim drutem, być może w nadziei, że gdy pobiegnie to się udusi. I tak trafiła do nas, by zająć miejsce swojego poprzednika. Co prawda do dziś jest strasznym tchórzem, ale przynajmniej szczęśliwym. Nie będę przedstawiać Wam historię każdego zwierzaka, który trafił do mojej rodziny, bo jeśli jesteście wrażliwi to szybko skończą Wam się chusteczki. 


Tylko skończony idiota pozbyłby się takiego prezentu! 

Ograniczę się do małej prośby: Jeśli znacie kogoś kto byłby w stanie dać komuś zwierzaka w formie nieprzemyślanego prezentu to kopnijcie go ode mnie porządnie! Bo, gdy ten dar się znudzi to ktoś się później nim zajmuje i poświęca wiele czasu i wysiłku, by naprawić 'popsuty' prezent i nauczyć go ponownie ufać ludziom. Bo ja też chciałabym w końcu dostać w prezencie szczeniaka. I chociaż nie wymieniłabym Bajera na żadnego innego psa, ani na górę pieniędzy, czy nawet na władzę nad światem to chciałabym przy okazji mieć Yorka, którego nawet teraz mając dwa inne zwierzaki mogłabym mieć, gdyby nie to, że obawiam się, że ponownie trafię na czyjś niechciany prezent i będę musiała się nim zaopiekować. Więc dopóki ludzie dają sobie słodkie zwierzaki przewiązane kokardkami jestem zmuszona trzymać miejsce zapasowe. Dlatego kopcie tych ludzi mocno! A jeśli sami zastanawiacie się nad sprezentowaniem słodkiego szczeniaczka to upewnijcie się, że osoba, której jest on przeznaczony jest na tyle odpowiedzialna, by należycie się nim zajmować - do końca życia!

Ps. No dobra, a teraz przyznajcie się kto dostał w prezencie zwierzaka!
Ps2. Bajer chyba wyczuł, że o nim piszę, bo po raz pierwszy nie próbował odciągnąć mnie od klawiatury #wygrałamżycie.


Prześlij komentarz

0 Komentarze