Pomyślcie tylko, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu, a Polscy nigdy nie przyjęliby wiary chrześcijańskiej. Gdyby nie zniszczono by miejsc kultu, posągów bożków, nie zapomniano by słowiańskiej wiary, a my dalej bylibyśmy Królestwem? Sama próbowałam sobie to wyobrazić, gdy przeczytałam zapowiedź książki. Niesamowicie mnie ta wizja zafascynowała i teraz mogę powiedzieć, że po części pokryła się z tym, co napisała Katarzyna Berenika Miszczuk.
Mamy XXI wiek - erę technologii, w której ludziom ciężko oderwać się od ekranu, a bez internetu to jak bez tlenu. Mogliście pomyśleć, że w alternatywnej rzeczywistości, w której dalej bylibyśmy poganami, powinniśmy żyć, jak w średniowieczu, ale to byłoby bez sensu, bo przecież nasz kraj nie jest samotną wyspą. Postępu nie da się zatrzymać, więc świat wykreowany w powieści nie różni się znacząco od naszego. No może poza kilkoma szczegółami. Przykładowo władzę sprawuje król, a Polska dalej jest Królestwem i to jakim! Jednym z największych mocarstw, gdzie nie ma bezrobocia, ani biedy. Co w sumie nie jest tak zaskakujące, bo od dawna mówiłam, że z naszą krajową mentalnością najlepiej służyłaby nam taki ustrój (władca rządzący całe życie powinien kraść mniej i bardziej dbać o kraj, skoro jego jego spuścizną, którą przekazuje synowi.A taki nasz współczesny polityk przecież też dba o to, by dzieci odziedziczyły spory spadek... okey, lepiej nie rozmawiać z politologiem o polityce). Poza tym w książce służba zdrowia wygląda odrobinę inaczej, niż u nas. Zasadniczą różnicę stanowi postawienie Szeptuchy na pierwszym froncie, a dopiero ona kieruje do szpitala cięższe przypadki. Odebrałam to jako połączenie lekarza ogólnego (tylko zamiast lekarstw przepisuje ziółka) z szamanem i poradnią terapeutyczną w jednym.
Główną bohaterką powieści jest Gosia, ale nie jest to skrót od Gosiarelli, lecz Gosławy (a tak zapomniałam dodać, że w tej alternatywnej rzeczywistości nosilibyśmy dość nietypowe imiona, ale w sumie wolałabym Gosławę od Małgorzaty... a nie, jednak nie...chociaż?). Gosia właśnie skończyła studia medyczne i czeka ją roczny staż u szeptuchy (a tak nawiasem mówiąc to jestem w szoku, że szeptuchy naprawdę istnieją! Jak jeszcze mało wiem o świecie!), nim zdecyduje, czy woli zostać ludową uzdrowicielką, czy lekarzem. Wybór wydaje się jej zasadniczo prosty, bo jako warszawianka nie znosi obecnie panującej mody na słowiańskie akcenty, nie lubi przebywać na wsi, a kleszczy i bakterii boi się panicznie. Poza tym śmiesznym wydaje się jej wiara w pradawnych bogów i stwory z legend. Problem polega na tym, że oni wierzą w nią. I to aż za bardzo!
Katarzyna Berenika Miszczuk jest moją ulubioną polską pisarką, dlatego nigdy się nie zastanawiam, gdy widzę w księgarni jej nową książkę, bo i tak wiem, że prędzej, czy później wyląduje w mojej biblioteczce. Tym razem byłam jeszcze bardziej zmotywowana przez tematykę. Od dawna chciałam przeczytać powieść, która mocno nawiązywałaby do naszej historii i kultury. Okey, tu dostaliśmy alternatywną wersję historii Polski, ale kultura i religia Słowian dalej nie jest tak popularnym tematem w książkach, jakby sobie tego życzyła. A tu? Wśród ludzi przechadzają się bogowie, na imprezach biegają rusałki, wąpierze wysysają krew i czają się w ciemnych barach, a topiona w rzeczce Marzanna patrzy z szyderczym uśmieszkiem. Zastanawiam się jakim cudem mamy na rynku wydawniczym (w filmach zresztą też) tyle historii nawiązujących do mitologii greckiej, rzymskiej, czy nawet nordyckiej, a nasza rodzima została całkowicie pominięta.
Od dawna nie byłam tak zachwycona wykreowanym w książce światem! Naprawdę podobał mi się klimat, który dodatkowo został doprawiony humorem. Bardzo lubię styl pisania Miszczuk i to, gdy wpaja swoim bohaterom zdrową warkę sceptycyzmu, rozsądku i sarkazmu. Przez to nie robią skrajnie głupich rzeczy, a raczej robią je z pełną świadomością tego, że ich zachowania są absurdalne i to jest świetne.
Mam problem tylko z zakończeniem powieści. Spokojnie, nie będę spoilerować! Rozchodzi mi się o to, że książka została przerwana nim akcja się porządnie rozkręciła. Z jednej strony to dobrze, że będzie kontynuacja, która najwyraźniej wprowadzi nowe wątki, jednak mimo wszystko po przeczytaniu "Szeptuchy" poczułam niedosyt. Jakbym była dopiero w połowie powieści i nagle odkryła, że ktoś wyrwał drugą połowę kartek. Znacie to uczucie, gdy nawet nie musicie patrzeć ile stron zostało do końca, by wiedzieć, że historia zmierza do finału? Na pewno, bo zawsze to się po prostu wie, bo wynika z przebiegu akcji, a tu nic na to nie wskazywało. Gdyby nie to, że na końcu zostały zamieszczone podziękowania etc. to naprawdę poszłabym do księgarni z pretensjami, że sprzedali mi wybrakowany egzemplarz!
Niemniej i tak uważam "Szeptuchę" za najlepszą książkę napisaną przez Miszczuk (dla jasności nie czytałam jeszcze "Pustułki"). Jak wielokrotnie wspominałam świat jest rewelacyjnie wykreowany, słowiański klimat zachwyca, bohaterowie dają się polubić, książkę czyta się szybko i niezwykle przyjemnie, a przy tym nie sposób się nie śmiać! Wiem, że ostatnio ciągle narzekałam, bo książki trafiały mi się fatalne, ale najwyraźniej zła passa została przerwana i to w wielkim stylu! Poważnie, od bardzo nie czytałam tak dobrej powieści i nie mogę się doczekać kolejnego tomu oraz innych książek zahaczających o podobną tematykę. Ogólnie daje zielone światło i z pomponami kibicuję na mecie!
Ps. A może znacie inne powieści słowiańskie? Właściwie filmy w podobnym klimacie też mogłyby być, ale wątpię, by takowe istniały, a przy tym były dobre.
Ps2. A Wy lubicie klimaty słowiańskie?
Mamy XXI wiek - erę technologii, w której ludziom ciężko oderwać się od ekranu, a bez internetu to jak bez tlenu. Mogliście pomyśleć, że w alternatywnej rzeczywistości, w której dalej bylibyśmy poganami, powinniśmy żyć, jak w średniowieczu, ale to byłoby bez sensu, bo przecież nasz kraj nie jest samotną wyspą. Postępu nie da się zatrzymać, więc świat wykreowany w powieści nie różni się znacząco od naszego. No może poza kilkoma szczegółami. Przykładowo władzę sprawuje król, a Polska dalej jest Królestwem i to jakim! Jednym z największych mocarstw, gdzie nie ma bezrobocia, ani biedy. Co w sumie nie jest tak zaskakujące, bo od dawna mówiłam, że z naszą krajową mentalnością najlepiej służyłaby nam taki ustrój (władca rządzący całe życie powinien kraść mniej i bardziej dbać o kraj, skoro jego jego spuścizną, którą przekazuje synowi.
Główną bohaterką powieści jest Gosia, ale nie jest to skrót od Gosiarelli, lecz Gosławy (a tak zapomniałam dodać, że w tej alternatywnej rzeczywistości nosilibyśmy dość nietypowe imiona, ale w sumie wolałabym Gosławę od Małgorzaty... a nie, jednak nie...chociaż?). Gosia właśnie skończyła studia medyczne i czeka ją roczny staż u szeptuchy (a tak nawiasem mówiąc to jestem w szoku, że szeptuchy naprawdę istnieją! Jak jeszcze mało wiem o świecie!), nim zdecyduje, czy woli zostać ludową uzdrowicielką, czy lekarzem. Wybór wydaje się jej zasadniczo prosty, bo jako warszawianka nie znosi obecnie panującej mody na słowiańskie akcenty, nie lubi przebywać na wsi, a kleszczy i bakterii boi się panicznie. Poza tym śmiesznym wydaje się jej wiara w pradawnych bogów i stwory z legend. Problem polega na tym, że oni wierzą w nią. I to aż za bardzo!
Słowiańska moda mówicie? Chyba nie tylko w alternatywnej rzeczywistości panuje... |
Od dawna nie byłam tak zachwycona wykreowanym w książce światem! Naprawdę podobał mi się klimat, który dodatkowo został doprawiony humorem. Bardzo lubię styl pisania Miszczuk i to, gdy wpaja swoim bohaterom zdrową warkę sceptycyzmu, rozsądku i sarkazmu. Przez to nie robią skrajnie głupich rzeczy, a raczej robią je z pełną świadomością tego, że ich zachowania są absurdalne i to jest świetne.
Mam problem tylko z zakończeniem powieści. Spokojnie, nie będę spoilerować! Rozchodzi mi się o to, że książka została przerwana nim akcja się porządnie rozkręciła. Z jednej strony to dobrze, że będzie kontynuacja, która najwyraźniej wprowadzi nowe wątki, jednak mimo wszystko po przeczytaniu "Szeptuchy" poczułam niedosyt. Jakbym była dopiero w połowie powieści i nagle odkryła, że ktoś wyrwał drugą połowę kartek. Znacie to uczucie, gdy nawet nie musicie patrzeć ile stron zostało do końca, by wiedzieć, że historia zmierza do finału? Na pewno, bo zawsze to się po prostu wie, bo wynika z przebiegu akcji, a tu nic na to nie wskazywało. Gdyby nie to, że na końcu zostały zamieszczone podziękowania etc. to naprawdę poszłabym do księgarni z pretensjami, że sprzedali mi wybrakowany egzemplarz!
Niemniej i tak uważam "Szeptuchę" za najlepszą książkę napisaną przez Miszczuk (dla jasności nie czytałam jeszcze "Pustułki"). Jak wielokrotnie wspominałam świat jest rewelacyjnie wykreowany, słowiański klimat zachwyca, bohaterowie dają się polubić, książkę czyta się szybko i niezwykle przyjemnie, a przy tym nie sposób się nie śmiać! Wiem, że ostatnio ciągle narzekałam, bo książki trafiały mi się fatalne, ale najwyraźniej zła passa została przerwana i to w wielkim stylu! Poważnie, od bardzo nie czytałam tak dobrej powieści i nie mogę się doczekać kolejnego tomu oraz innych książek zahaczających o podobną tematykę. Ogólnie daje zielone światło i z pomponami kibicuję na mecie!
Ps. A może znacie inne powieści słowiańskie? Właściwie filmy w podobnym klimacie też mogłyby być, ale wątpię, by takowe istniały, a przy tym były dobre.
Ps2. A Wy lubicie klimaty słowiańskie?
0 Komentarze