Oglądam amerykańskie filmy i seriale, czytam amerykańskie komiksy i książki napisane przez amerykańskich autorów, słucham muzyki, która pochodzi zza oceanu, piję amerykańską Colę i jadam amerykańskie jedzenie. Zresztą my wszyscy to robimy. Od dziecka wchłaniamy amerykańską popkulturę. Jasne, innych krajów też, ale nie w takim natężeniu, jak amerykańską. Ostatnio zrozumiałam, jak ogromny ma to wpływ na mnie i pewnie także na Was.
Zacznijmy od najprostszych informacji, które wchłonęliśmy, a później podniesiemy poprzeczkę. Czy wiecie kto jest prezydentem USA i jak ma na imię pierwsza dama? Znacie ich walutę? Flagę? Stolicę? Gdy zapytam Was o kształt państwa to macie go przed oczami? Jasne, że tak. Wszyscy to wiemy i wydaje się to być informacjami oczywistymi, które niczego nie dowodzą. Tylko, czy potrafilibyście odpowiedzieć na te same pytania, gdybym nie pytała o Stany Zjednoczone, lecz o naszych najbliższych sąsiadów, jak Niemcy, Ukrainę, Słowację, Czechy, Białoruś lub Litwę? Czy zauważyliście, że jednego z naszych sąsiadów brakuje? Chcę wierzyć, że każdy z Was zna prawidłową odpowiedź na te pytania, jednak przyznam się, że ja nie do końca i z pewnością przy niektórych musiałabym porządnie pogłówkować, by sobie przypomnieć. A jednak test wiedzy o Stanach Zjednoczonych mogłabym zaliczyć chora, zaspana, a przy tym na konkretnym kacu. Dlaczego? To proste - tło, na którym rozgrywała się akcja wszystkich dzieł popkultury tak mocno wniknęła do mojej świadomości.
Gdy myślę o latach dwudziestych, czy trzydziestych ubiegłego wieku myślę o czasach prohibicji, amerykańskiej modzie tamtej epoki, cygaretkach i filmach gangsterskich, a nie dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce. Gdy myślę o latach czterdziestych mam przed oczami migawki z filmu "Złote lata radia" Woody'ego Allena, a dopiero ułamek sekundy później przed oczami staje mi obraz niemieckich obozów zagłady i powstania warszawskiego. Zaś, gdy myślę o powojennym strachu przez bombami atomowymi i hipisach to nie mam bladego pojęcia, jak to wyglądało w Polsce. Owszem znam historię komunizmu, wiele słyszałam o niemożliwie długich kolejkach do pustych półek sklepowych, czy stanie wojennym wprowadzonym przez Jaruzelskiego. Niemniej, gdy rozmawiam z kimś o jakimś okresie ubiegłego wieku, gdy mnie jeszcze na świecie nie było to myślę wpierw o wydarzeniach i realiach amerykańskich. Przełączenie się na historię Polski trwa tylko chwilkę, jednak mam do siebie żal, że nie była to pierwsza informacja, jaką podsunął mi mój mózg. Swoją drogą zauważyliście, że oglądają amerykańskie filmy i seriale w wersji bez dubbingu lub grając w gry nauczyliście się bez większych problemów rozumieć ich język, a być może nawet rozróżniać akcent? Nie ma to jak nauka i rozrywka w jednym!
Zacznijmy od najprostszych informacji, które wchłonęliśmy, a później podniesiemy poprzeczkę. Czy wiecie kto jest prezydentem USA i jak ma na imię pierwsza dama? Znacie ich walutę? Flagę? Stolicę? Gdy zapytam Was o kształt państwa to macie go przed oczami? Jasne, że tak. Wszyscy to wiemy i wydaje się to być informacjami oczywistymi, które niczego nie dowodzą. Tylko, czy potrafilibyście odpowiedzieć na te same pytania, gdybym nie pytała o Stany Zjednoczone, lecz o naszych najbliższych sąsiadów, jak Niemcy, Ukrainę, Słowację, Czechy, Białoruś lub Litwę? Czy zauważyliście, że jednego z naszych sąsiadów brakuje? Chcę wierzyć, że każdy z Was zna prawidłową odpowiedź na te pytania, jednak przyznam się, że ja nie do końca i z pewnością przy niektórych musiałabym porządnie pogłówkować, by sobie przypomnieć. A jednak test wiedzy o Stanach Zjednoczonych mogłabym zaliczyć chora, zaspana, a przy tym na konkretnym kacu. Dlaczego? To proste - tło, na którym rozgrywała się akcja wszystkich dzieł popkultury tak mocno wniknęła do mojej świadomości.
Zgaduję, że taki obraz masz przed oczami, gdy ktoś zaprasza Cię na imprezę w klimacie lat dwudziestych. |
Przez filmy i seriale o zabarwieniu politycznym (zresztą nie tylko takie) wiem, czym zajmuje się lobbysta, kim jest gubernator, jakie są główne partie polityczne w USA, kojarzę chyba wszystkich prezydentów z tego i ubiegłego wieku, a nawet złą sytuację ich weteranów wojennych. Niby nic wielkiego, ale dołóżmy do tego, że z produkcji o prawnikach wyciągnęłam niezłą lekcję o amerykańskim prawie, konstytucji i kiedy powołać się na piątą poprawkę. Pisząc ten tekst mam w głowie przerażającą myśl, że znam ich prawo i konstytucje, lepiej niż własnego kraju i jest mi wstyd. Przy prawach mediów, czy autorskich czasami miesza mi się, w którym kraju obowiązuje dany przepis i dopiero gdy się skupię nabieram pewności. Najgorsze jest to, że polski kodeks prawny i cywilny zdarzało mi się czytać kilkukrotnie, choć fragmentarycznie (dla ścisłości w wolnym czasie nie biegam po sądach, zwyczajnie studia tego ode mnie wymagały). Rozumiem na czym polega różnica między CIA, FBI, Secret Service, SWAT, DEA, czy NSA. Cholera jasna od obejrzenia "American psycho" wiem nawet czym jest Quantico! Za to polskich służb specjalnych do końca nie ogarniam. Czy to Was dziwi, czy też macie wyprane mózgi amerykańskimi serialami kryminalnymi w tym "Bones" (z FBI i CIA), "Quantico" (FBI), "Person of interest" (CIA), "Breaking Bad" (DEA), "Trawka" (DEA), a tych wszystkich produkcjach z CIA i NCIS nawet nie chce mi się wymieniać. A u nas co? Ojciec Mateusz śmiga na rowerze!
Dodatkowo wszystkie produkcje filmowe i telewizyjne przekazują nam inne mniej lub bardziej istotne informacje, które zebrane do kupy w naszych mózgach tworzą obraz Ameryki do tego stopnia, że rozumiemy ich problemy polityczne, społeczne, czy kulturowe. Założę się, że potraficie wymienić z nazwiska kilkunastu amerykańskich reżyserów, dziesiątki muzyków i pisarzy, kilku polityków i setki aktorów. A polskich ilu? Jeśli odpowiedź jest podobna do mojej to znaczy, że mamy zamerykanizowane mózgi, a przy tym poważny problem. Swoją drogą śmieszna sprawa, bo nie wiem na ile świadomie to się stało, ale dzięki popkulturze Amerykanie zyskali serca ludzi całego świata. Nawet w krajach arabskich, w których może oficjalnie nie przepada się za Wujem Samem, ale w domowym zaciszu ogląda się Simpsonów, a nie Al-Shamshoonów - innymi słowy oryginalna, amerykańska kreskówka jest o wiele popularniejsza od zarabizowanej wersji. I na cholerę Stanom armia, gdy najskuteczniejsza broń jest produkowana w Hollywood?!
Zwłaszcza, że od dziecka jesteśmy karmieni ich popkulturą. Już jako mała Gosiarella oglądałam bajki takie jak Scooby-Doo, Kucyki Pony, X-men, Spider Men lub okazjonalnie Disneya. Jak mówi stare polskie powiedzenie czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Dlatego nie dziwcie się, że Różowy Blog jest przesiąknięty amerykańską popkulturą. W końcu co my tu mamy: miłość do Marvela, całe serie tematyczne poświęcone bajkom Disneya, uzależnienie od slasherów, masa zagranicznych tekstów o książkach, a gdybyście chcieli wydrukować wszystkie opublikowane tu teksty o serialach i filmach to skończyłby się Wam tusz w drukarce (chociaż jeśli chcecie marnować papier to chyba lepiej druknąć bajkowe teksty). True story! O właśnie! Nawet większość artykułów zawiera jakiś anglicyzm. Może mój mózg wcale nie jest różowy tylko czerwono-biało-niebieski? Powoli dochodzę do wniosku, że mimo iż moja noga nigdy nie stanęła na amerykańskiej ziemi to rząd Stanów Zjednoczonych we własnym interesie powinien czym prędzej przesłać mi zieloną kartę albo lepiej - od razu nadać mi obywatelstwo, a w formie przekupstwa załatwić mi pracę w zarządzie stacji The CW.
Problem jednak w tym, że mimo wszystkiego, co napisałam powyżej kocham Polskę. Jestem dumna z naszej historii i nie wierzę, że gdzieś na świecie istnieje równie waleczny naród. Zwyczajnie i po ludzku nie jestem fanką naszej rodzimej kinematografii, wręcz szczękam zębami, gdy ktoś mnie zmusza do obejrzenia kolejnej nieśmiesznej komedii z Kotem, czy innym Karolakiem. Patrzę z pogardą na członków rodziny, gdy widzę ich telewizor ustawiony na "Trudne Sprawy", "Dlaczego ja", czy inną patologię. A innych gatunków w naszym kraju nikt nie robi albo nie potrafi zrobić. Mam nadzieję, że to się w końcu zmieni, bo na chwilę obecną jedyna rzecz, jaka naprawdę dobrze nam Polakom wychodzi to tworzenie gier. No kurcze w tym jesteśmy mistrzami! Tylko większość i tak powstaje z myślą o amerykańskim rynku, więc niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to nasze (choćby dlatego, że są w języku angielskim z polskimi napisami). Niemniej odnoszę wrażenie, że przez ograniczenie kontaktu z polskimi dziełami popkultury na rzecz wzmożonego pochłaniania amerykańskich (czy innych zagranicznych) tworów mamy wyprane mózgi inną kulturą. W naszych umysłach zaszczepiają się nie przeznaczone dla nas idee. Zaczepia się w naszych sercach fascynacje obcym krajem. Uwrażliwia na problemy, z którymi nie musimy się mierzyć (naprawdę problem weteranów z wojny USA z Koreą nas nie dotyczy, a inwigilacja polskich obywateli raczej niespecjalnie interesuje rząd Stanów Zjednoczonych). Uczy się nas historii, której nie tworzyli nasi przodkowie. Nie wydaje mi się, by tak powinno być i marzę o tym, by polscy twórcy w końcu wzięli się w garść i zaczęli tworzyć porządną popkulturę, bo garstka dobrych reżyserów, aktorów, muzyków i pisarzy to za mało, by uciągnąć tę szopkę.
Ps. A Wasze mózgi czym nakarmiliście? Jeśli też są zamerykanizowane to powiedzcie mi, czy mieliście sytuacje, w której zdziwiliście, że lepiej znacie amerykańskie realia od Polskich?
0 Komentarze