Looking For Anything Specific?

Header Ads

Zniszczymy Starling City, czyli jak złe jest Arrow?


Zostanie superbohaterem wcale nie jest takie trudne, jak mogłoby się zdawać. Historia Arrowa doskonale tego dowodzi. Okazuje się, że nie trzeba mieć supermocy, niebotycznych zasobów (chociaż akurat tego Oliverowi nie brakuje), czy nawet super zaawansowanego sprzętu. Skąd! Wystarczy łuk i strzała, by przywdziać zielony kaptur i rzucić wyzwanie przestępcom Starling City! Skoro mam maczetę i różowy kaptur to zapewne też wymiatałabym jako mściciel!

Oczywiście na konto Olivera trzeba doliczyć pięć lat spędzonych na prawie bezludnej wyspie, gdzie ćwiczył, walczył o przetrwanie i szkolił się w technikach zabijania. Nic dziwnego, że po powrocie do dawnego życia zaczęło mu się nudzić. Co prawda, gdy normalni ludzie nie mają co robić to zazwyczaj sięgają po książkę lub pilot do telewizora, a hobby Olivera jest bieganie po mieście z łukiem, ale jak to mówią co kto lubi. Po pewnym czasie do osobistej vendetty Olliego przyłączają się inni żądni adrenaliny i cierpiący na bezsenność mieszkańcy Starling, by łapać nocami bandziorów i chronić miasto przed totalną zagładą. A właśnie! Skoro o tym mowa należy wspomnieć, że nasi bohaterowie mieszkają w miejscu, które wszyscy nienawidzą i nieustannie próbują zrównać z ziemią. Nie żartuję! Zarówno miejscowi, jaki i przyjezdni ciągle mają w planach wymazać je z map, a co jeszcze dziwniejsze nikt poza drużyną Strzały się tym specjalnie nie przejmuje. Wydaje mi się, że każde cywilizowane i w pełni zmilitaryzowane państwo, a zwłaszcza Stany Zjednoczone zareagowałyby w dość agresywny sposób, by zwalczyć takie wybuchy przemocy i terroryzmu, ale najwyraźniej jestem w błędzie. Dlatego Starling powinno dziękować Strzale i postawić mu pomnik. Problem w tym, że wdzięczność, czy zdrowy rozsądek jest pojęciem nie znanym w tym przepełnionym agresjom mieście. Geez... nic dziwnego, że bandziory z całego świata nadciągają, by wyplenić tą znieczulicę. 


Zwykłe kominiarki najwyraźniej są passe!
A skoro o złoczyńcach mowa to od zawsze twierdzę, że DC ma ich wspaniałych. Wystarczy wspomnieć choćby Jokera i Harley Quinn, czyli moja ulubiona para. W "Arrow" też nie brakuje całkiem ciekawych antagonistów. Przykładowo Deadshot, i Cupid, ale oni są postaciami epizodycznymi. Główni wrogowie już tak interesujący nie są. Poza Merlynem, który jest wyjątkowo sprytnym socjopatą, który mimo całego swojego zła zawsze daje jeden powód, dla którego nie można go całkiem znienawidzić. W sumie Deathstroke też nie jest najgorszy, ale do czołówki Złoczyńców DC mu daleko. Oglądając "Arrow" szybko dojdziecie do wniosku, że większość postaci ma poważne problemy z tożsamością, które wyrażają przedziwnymi maskami. To wręcz fascynujące, jak wiele pomysłów mają na to by się wyróżnić na tle innych przestępców. Nie do końca rozumiem dlaczego, skoro każde dziecko, które choć raz w życiu widziało film "Kevin sam w domu" wie o tym, że przestępcy nie powinni mieć swojej wizytówki, bo to nie kończy się dla nich najlepiej. 

Jeśli znacie komiksy to możecie mocno się zdziwić, gdy zobaczycie całą masę zmian fabularnych i nowych postaci, nieistniejących w oryginalnej wersji. Co prawda akurat bohaterowie wprowadzeni na potrzeby serialowej adaptacji zazwyczaj są ciekawsi od znanych z komiksów. Przedziwne. W każdym razie serial nie jest wiernie oddany i zauważy to nawet laik, który podobnie jak ja nigdy specjalnie nie zagłębiał się w komiksy DC. Może dlatego niespecjalnie mi to przeszkadza, a nawet uznaję to za zaletę. Niemniej daleko mi do napisania, że mogłabym polecić Wam "Arrow", bo jak dla mnie ma za dużo wad. Ostrzegam, że mam właśnie zamiar wymienić większość z nich, więc fani DC powinni zamknąć oczy, bo zrobi się brzydko.

Przykro mi, Ollie. Lepiej nie słuchaj.
Zacznijmy od wszechobecnego melodramatyzmu. Podejrzewam, że scenarzyści albo cierpią na poważną depresję albo mają niezły ubaw, gdy piszą te wszystkie motywujące dialogi. Nie ma odcinka, by któryś z bohaterów nie rzucił kilkuminutowej przemowy mającej utwierdzić jego ziomka w tym jaki jest zajebisty lub jak bardzo wyszłoby na zdrowie, gdyby w końcu się zmienił. Przy tym jest to tak pompatyczne, że aż mdli. Poważnie, obejrzałam 3,5 sezonu i nie było odcinka, w którym zabrakłoby uroczystego przemówienia ku pokrzepieniu serc. C'mon! Ile można?! Gdy głowa zaczęła mnie boleć od facepalmów zaczęłam wyobrażać sobie, jak mogłoby to wyglądać u Marvela i wiecie co? Gdyby jakikolwiek Avengers choć raz rzucił taki tekst do kolegów to najprawdopodobniej Czarna Wdowa podałaby mu chusteczkę na wypadek, gdyby miał się zaraz popłakać, a Tony nabijał z niego przez trzy kolejne filmy. Z kolei u X-menów skończyłoby się na tym, że Wolverine wbiłby sobie szpony w mózg w nadziei, że się nie zregeneruje. I niech ktoś mnie jeszcze zapyta, dlaczego jestem w Teamie Marvela. Śmiało!

Tony prawdę Ci powie.
Ponad to dochodzi ciągły problem z zabijaniem przestępców. Widzicie u Marvela eliminacja wroga jest podstawą, dzięki której ludzie nie giną, gdy ten wydostanie się z więzienia, a wierzcie mi wydostanie się! Nie wierzycie? Wystarczy zerknąć do DC. W "Arrow" to nie mordowanie morderców doprowadza do nieustannej rzezi niewinnych. Nic dziwnego, że Star City w pewnym momencie jest prawie wyludnione. Zdumiewające jest to, że tam ciągle są jacyś policjanci, bo w ciągu kilku sezonów chyba kilka set z nich zginęło. Niemniej są, co widać, gdy trzeba złapać Strzałę. Poważnie, wtedy wszystkie oddziały są w gotowości i robią obławę na pół miasta, ale gdy ktoś regularnie sieje pogrom w konkretnej dzielnicy, gdzie nie ma problemów z namierzeniem zbira to nagle nie dają sobie rady. Logika serialu - stoję i biję brawo!

Niemniej najbardziej irytujące są zachowanie głównych, pozytywnych bohaterów, którzy na moje oko nigdy nie byli mocną stroną DC Comics. Gdybym miała takich przyjaciół, jak ma Ollie to nie potrzebowałabym wrogów. Dlaczego? Cóż... ciągle mają do niego o coś żal, nieustannie starają się go zmienić, a gdy to robi to namawiają go do powrotu do dawnych zachowań. Dają mu złe lub sprzeczne rady, obwiniają o całe zło tego świata, a gdy chce poświęcić wszystko (w tym życie), by uratować miasto (w tym ich samych plus ich rodziny) to i tak znajdą powód, by puścić focha i porządnie mu nawtykać. Nie żartuję, jego przyjaciele naprawdę nieustannie w niego wątpią, strofują go, spisują na straty, mimo że Olli zawsze w nich wierzył. Najsmutniejsze jest to, że porzucają go w momencie, gdy potrzebuje ich wsparcia najbardziej (SPOILER: Czasami nawet odzyskują władzę w nogach, by dosłownie od niego odejść. Tup tup tup). Właściwie to nie smutne, ale żenujące i męczące. Guess what?! W prawdziwym życiu przyjaciele i rodzina  nie odwracają się od Ciebie, gdy popełnisz błąd. Denerwują mnie seriale, które odwołując się do naszego poczucia sprawiedliwości próbują wywołać w nas sympatię do bohatera i emocje względem serialu. Takie zagranie pokazuje, że twórcy nie potrafią tego osiągnąć w inny sposób. 
I'm sorry, Ollie.
Najśmieszniejszy w tym wszystkim jest fakt, że przy tym wszystkim o czym wspomniałam powyżej jego drużyna potrafi też powtarzać Oliverowi, że nie wszystko jest jego winną i nie powinien się zadręczać. Nie ma to jak konsekwencja w działaniu! A właśnie! Zapomniałabym wspomnieć, Arrow jednak ma supermoc, którą nazwano Winną Strzałą. Tak to jest, gdy zamaskowany bohater jest równie dobry w obwinianiu się, jak w strzelaniu z łuku.

Aż mi się przez chwilę żal zrobiło, więc na pocieszenie odejdę na moment od negatywów, by skupić się na światełku w tunelu. Po latach moich narzekań (oczywiście, że to dzięki mnie! #NarcyzmForever) DC w końcu postanowiło połączyć superbohaterów w filmach i serialach live action, a wszystko zaczyna się w Arrow. To właśnie w Starling City widzowie po raz pierwszy spotykają Barry'ego, czyli Flasha. Niedługo po nim pojawia się Black Canary, Atom i inni bohaterowie, którzy aktualnie podróżują w czasie w "DC's Legends of Tomorrow". Niebawem zaliczą także crossover z Supergirl, więc świat przedstawiony się powiększa, ale również zaczyna się robić dziwniej i dziwniej. "Arrow" zaczynał, jako serial z akcją osadzoną w fikcyjnym mieście, jednak poza tym w żaden sposób nie odróżniał się od przeciętnego amerykańskiego miasta. Nikt nie posiadał żadnych nadnaturalnych zdolności, bohater naparzał z łuku, a bandziory z broni i wszystko było normalne. Aż pojawił się Flash ze swoimi metaludźmi, więc nagle dostaliśmy niezwykłe zdolności. Okey, da się to przetrawić. Tylko, że na tym nie koniec. Czwarty sezon jest mistyczny, by nie napisać magiczny. Nie pojawiają się już wyłącznie superbohaterowie z innych seriali, ale również normalne postacie z telewizyjnych adaptacji komiksów od DC. Co jak co, ale Constantine był ostatnią osobą, którą spodziewałam się zobaczyć w Star City... aż pojawiła się Vixen, czyli postać z serialu animowanego. I w tym momencie było tego dla mnie za dużo! Chociaż przyznaje, że odcinki z Constantinem i Vixen szalenie mi się podobały. Szkoda tylko, że nagle w serialu zaczęły się dziać szalone rzeczy, które nie do końca pasują do pierwotnej wizji "Arrow". 

Więc mówisz, że masz totem? WHAAAAAAT?!
Trochę się rozgadałam, więc lepiej skończę nim fani DC zaczną mnie linczować (tak, jakbym akurat była jeszcze w stanie tego uniknąć). Ogólnie "Arrow" jest serialem przepełnionym przemocą. Stworzonym w dość mrocznym klimacie, choć niezbyt ciężkim. Nie brakuje w nim dramatów, melodramatów i pompatycznych przemów. Nie brakuje również niesprawiedliwości. Zdecydowanie nie jest to produkcja, dzięki której będę mogła się zrelaksować, uśmiechnąć, czy nabrać wiary w piękno świata. Co to to nie! Niemniej nie jest to też zły serial wbrew wszystkim moim żalom. Zwyczajnie nie jest on dobry dla mnie tzn. nie jest w moim guście. Wolę superbohaterów, którzy są wyluzowani, żartują i mają dystans do siebie i swojej 'pracy'. Dlatego DC nie kupiło mnie "Arrowem", ale nie mam zamiaru kończyć eksperymentu z poznawaniem ich seriali. Niebawem przyjdzie pora na "Flasha" i mam wrażenie, że będzie lepiej.

Ps. A Waszym zdaniem, jak zareagowałby Avengers lub X-men oglądający "Arrow"?
Ps2. Zastanawiam się, jak bardzo naraziłam się fanom DC w skali od 1 do dziś wieczorem przejedzie mnie Batmobil? Zresztą... who cares! Iron Man <3 !

Prześlij komentarz

0 Komentarze