Looking For Anything Specific?

Header Ads

Civil War - Po której stronie staniesz?


W ostatnim czasie, a właściwie na długo przed premierą Civil War, internety wrzały i wzywały do wybrania swojego teamu. Wszędzie aż roiło się od hashtagów #TeamCap lub #TeamIronMan i choć moje różowe serduszko zawsze będzie przy Iron Manie wolałam się wstrzymać z wyborem, dopóki nie obejrzę filmu, bo dopiero wtedy mogłam zapoznać się z oficjalnymi argumentami bohaterów. 

Jak widać trochę mi to zajęło, bo zaraz po premierze wyjechałam i nie widziałam sensu w oglądaniu najnowszego filmu o Avengersach z greckim dubbingiem lub co gorsza  z napisami. Może dobrze się stało, że piszę tekst o wojnie superbohaterów, gdy większość z Was najprawdopodobniej już widziała ten film, bo zamiast recenzji, czy tam opinii, której wcale nie chce mi się pisać, mogę zwyczajnie rozważyć kto miał więcej racji w tym całym konflikcie. UWAGA! Spoilery będą hasać na wolności i choć nie do końca dotyczą samej fabuły to Ci z Was, którzy jeszcze filmu nie oglądali powinni zachować szczególną ostrożność lub wrócić do tego tekstu po jego obejrzeniu. 
Po czyjej staniesz stronie?
O co tak właściwie poszło?

Od momentu, gdy superbohaterowie z Uniwersum Avengersów zaczęli pojawiać się na ekranach kin, nieustannie towarzyszyła im ogromna rozpierducha. Straty w czasie walk z wrogami były kolosalne i choć nasi supebohaterowie za każdym razem ratowali świat to nie obyło się bez straty w ludziach. Można powiedzieć, że kilka, czy kilkanaście osób to mała cena za to, by ludzkość przetrwała, jednak inaczej patrzylibyśmy, gdyby wśród ofiar był ktoś nam bliski. Słusznie, czy nie słusznie winą za ich śmierć obarcza się Avengersów, bo ich działania są ich decyzjami. Można nazwać je samowolnymi, gdyż nie kontroluje ich żadna organizacja, czy rząd. W "Civil War" przywódcy krajów całego świata w końcu się zdenerwowali i stwierdzili, że owszem dużo zawdzięczają Avengersom i postrzegają ich jako bohaterów, ale i tak powinni podlegać kontroli. W konsekwencji powstało porozumienie podpisane przez 117 państw, na mocy którego orzeka się, że Avengersi przestaną być prywatną organizacją. Zamiast tego będą działać pod nadzorem komisji z ramienia ONZ. Oznacza to, że superbohaterowie będą mogli działać (tj. robić rozpierduchę) jedynie wówczas, gdy otrzymają zgodę na akcję. Mówiąc jeszcze prościej: podpisując porozumienie Avengersi tracą moc decydowania gdzie, kiedy i z jakim wrogiem walczyć.


#TeamIronMan, czyli argumenty na tak.

Stark wierzył, że kontrola wraz z postawieniem granic jest potrzebna. Jego zdaniem samowolne działanie, których nikt nie kontroluje zbliża ich do bezprawia. Bądźmy szczerzy, gdyby superbohaterowie (a my byśmy się do nich nie zaliczali!) istnieli w naszym świecie to chcielibyśmy, by działali na własną rękę? Oczywiście, że nie! Ktoś musi postawić granicę i choć w czysto teoretyczny sposób sprawować kontrolę, by zapewnić zwykłym ludziom bezpieczeństwo lub chociaż pozory, abyśmy mogli w nocy lepiej spać. Zresztą nie tylko my. Po członkach super drużyny widać, że przygniata ich poczucie winy za ludzi, którzy umarli w czasie ich walk. To ogromny ciężar, którego nie powinni nosić na swoich barkach. Żołnierze wracający z wojny przynajmniej mogą się pocieszać myślą, że wykonywali rozkazy kogoś wyżej postawionego. Kogoś, kto bierze odpowiedzialność za ich działania. Kogoś, kto został do tego upoważniony. A Avengersi? Nie, bo to co do tej chwili robili było wyłącznie ich decyzją, podejmowaną pod wpływem subiektywnych opinii. Moim zdaniem to za duża odpowiedzialność i za duża władza w rękach zbyt potężnych osób. Zresztą samo powstanie Ultrona i katastrofa w Sokowi jest wynikiem właśnie samowolnych działań Iron Mana.

Ponadto to trochę nie fajne, że niezwykle potężni i niebezpieczni obywatele Stanów Zjednoczonych przeprowadzają działania militarne na terenach innych państw bez ich zgody i wiedzy. Pomijając już fakt, że to bezprawne to warto zaznaczyć, że gdyby rząd krajów, na których terytorium Avengersi toczą walki, byli poinformowani o działaniu superbohaterów, to mogliby zapewnić większe bezpieczeństwo cywilom. Choćby przez ewakuacje mieszkańców. Tak tylko mówię, bo sama wkurzyłabym się, gdybym była przywódcą kraju, a tu nagle Kapitan Ameryka rozwalił mi pół miasta, a następnie dumnie przeparadował się ulicami w swoim amerykańskim (!!) stroju.

Kocham Iron Mana, uwielbiam superbohaterów i sama chciałabym mieć supermoce, jednak musicie mi wybaczyć, bo nie potrafię patrzeć na ten cały konflikt jedynie przez pryzmat tego, co jest korzystne dla Avengersów. W realnym świecie to nie o ich bezpieczeństwo powinniśmy się troszczyć, lecz o całą ludzkość. Jasne, Tony i reszta są bohaterami i zapewniają bezpieczeństwo Ziemi, jednak są też przy tym egoistyczni (jak Cap ratujący Bucky'ego tj. MORDERCĘ), pełni pychy (Stark w każdym momencie) i kierują się wyłącznie własnym osądem. Przede wszystkim jednak są ludźmi, więc bywają omylni. Czy z tego powodu nie byłoby lepiej, gdyby kontrolę sprawowało ONZ? Nie mówimy przecież o rządzie USA, czy NATO, lecz o Organizacji Narodów Zjednoczonych. Dla przypomnienia celem ONZ jest zapewnianie pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego, rozwoju współpracy między narodami oraz popieranie przestrzegania praw człowieka. Komu ufać, jeśli nie im?


#TeamCap, czyli argumenty na nie.

Nie będę kryła, że nie przepadam za Kapitanem Ameryką i mogło to w pewien sposób wpłynąć na moją opinię, a ta nie jest najlepsza. Niemniej uważam, że on również ma trochę racji. Jego głównym zmartwieniem była utrata możliwości wyboru tego, dla kogo i kiedy będzie walczył. Widać, że nie ufa politykom i ich rządom, więc najprawdopodobniej obawia się, że Avengersi mogą się stać bronią i narzędziem politycznych rozgrywek (ale na bloga! Mówimy o ONZ!). Wrodzona złośliwość każe mi napisać, że przecież to właśnie on zwrócił się przeciwko wszystkim, by ratować swojego kumpla/zbrodniarza/mordercę. Tak, czy inaczej odrobinę niepokojący jest fakt, że po podpisaniu porozumienia Avengersi musieliby grzecznie czekać na zgodę, gdy w między czasie Loki rozwalałby Ziemię lub nowy złoczyńca masakrowałby jakiś kraj. To opóźnia lub co gorsza wstrzymuje reakcje na zagrożenie. Niestety w skrajnie paskudnych sytuacjach każda chwila zwłoki z działaniem powiększa liczbę ofiar, więc pod tym względem rozumiem jego opór. 

Z drugiej strony żaden z Avengersów nie jest bezinteresowną Matką Teresą, więc w dużej mierze patrzą na traktat przez pryzmat własnych korzyści i ograniczeń. Nikomu nie podoba się wizja uwięzienia za działanie, które w ich mniemaniu było słuszne. Odrobinę przerażające są warunki, w jakich przetrzymywano pokonanych, zbuntowanych Avengersów. Oczywiście było to w jakiś sposób rozsądne, ale nie przypominam sobie, by któryś z nich doczekał się procesu, a wrzucanie do podwodnego więzienia bez rozprawy i prawomocnego sądowego wyroku to czyste bezprawie!

Wydaje mi się, że obie strony tego konfliktu miały w pewien sposób słuszność, a racja leży pośrodku. Sam traktat i działaniem pod nadzorem ONZ jest czymś dobrym, jednak mimo wszystko Avengersi powinni mieć większą swobodę działania, a w razie niesubordynacji nie powinni ponosić tak bezprawnych i skrajnych konsekwencji. Co prawda na chwilę obecną nie wiemy, jak sprawdziłaby się kontrola z ramienia ONZ, bo "Civil War" podążyło w innym kierunku, ale znając MCU jeszcze będziemy mieli okazję przekonać się, który team miał więcej racji. 

Ps. A Wy w jakim teamie byliście przed i po obejrzeniem "Civil War"? 
Ps2. Przypominam, że Różowe Sałaty z Krakowa mogą się ze mną jutro spotkać - szczegóły tutaj!

Prześlij komentarz

0 Komentarze