Jak większość ludzi zbrodnie widzę tylko na ekranie. Najczęściej oglądając filmy i seriale. Chyba w każdym serialu kryminalnym w końcu pojawia się motyw seryjnego mordercy — najczęściej jest to najciekawsza sprawa sezonu lub całej produkcji. Są oni przedstawiani w bardzo podobny sposób, który nijak ma się do tego, kim są prawdziwi seryjni mordercy.
W popkulturze przyjęło się pokazywanie seryjnych morderców, jako ludzi niezwykle inteligentnych, przebiegłych, outsiderów, niejednokrotnie obdarzonych wizją i sporą kreatywnością w mordowaniu oraz ustawianiu sceny zbrodni. Zazwyczaj są nimi psychopaci, którzy albo niezwykle czarujący, albo doznali ogromnych krzywd w dzieciństwie. Takie cechy powodują, że w jakimś stopniu widz obdarza ich sympatią. Uroczy uśmiech tu, a tam eliminacja kogoś gorszego od niego lub opowiedzenie smutnej historii (twórcy Top Model wiedzą najlepiej, jak dobrze się one sprzedają) - to wszystko sprawia, że nie myślimy o tym, jak okrutne są ich czyny lub staramy się je usprawiedliwić. Oczywiście nie uważamy ich za bohaterów pozytywnych, jednak bardzo często podświadomie złościmy się oglądając policjantów, którzy depczą im po piętach, licząc po cichu, że nie uda się im go złapać. Nie wierzycie? Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio oglądaliście poczynania seryjnego mordercy: jaki to był serial? Kto zabijał? Kto go ścigał? Pamiętacie, co czuliście? Gosiarella się przyznaje: zazwyczaj kibicowałam tym złym.
Oczywiście to nie jest powód do dumy, ale jak czasami kompas moralny szwankuje i niewiele można na to poradzić. Poza tym jesteśmy nauczeni wybierać mniejsze zło, a w przypadku takiego Łowcy Jeleni, który zabijał [Spoiler z drugiego sezonu „Czarnej listy”] mężczyzn znęcających się nad bezbronnymi kobietami, to właśnie morderca był mniejszym złem, ponieważ eliminował złych ludzi, którzy pozostawali bezkarni. Na takim samym schemacie „Dexter” zdobył nasze serca. Seryjny morderca zabijający jedynie zdegenerowanych przestępców, którzy umykali wymiarowi sprawiedliwości, nie może być całkiem zły, prawda? Taki obraz seryjnego mordercy do nas trafia, tak samo, jak znani z komiksów mściciele. Czy ktoś chociaż przez moment wpadł na to, że Oliver z "Arrow" lub Punisher są seryjnymi mordercami? Nie sądzę. Postrzegamy ich, jako stróżów sprawiedliwości dbających o bezpieczeństwo obywateli, bo rozumiemy, jakie konsekwencje miałoby pozostawienie ich 'ofiar' przy życiu i/lub na wolności. Wybieramy mniejsze zło, a tym którzy chcą powstrzymać mścicieli, najchętniej podstawilibyśmy nogę. Nie wypierajmy się tego. Zwyczajnie daliśmy się zmanipulować twórcom dzieł popkultury, bo gdyby oni chcieli, żebyśmy nienawidzili ich bohaterów o morderczych zapędach, to zrobiliby, to co Disney tworząc swoje czarne charaktery, czy twórcy horrorów kreujący morderców — zaprezentowaliby nam brzydką postać, która odstrasza już samym wyglądem, a w dodatku ich zbrodnie byłyby tak ohydne, że z trudem moglibyśmy na nie patrzeć.
Do tego dochodzi również współczucie, o którym już wspominałam. Taki morderca z popkultury niemal na pewno został bardzo skrzywdzony (chyba że ma niezwykły urok osobisty — wtedy nie potrzeba mu smutnej historii) przez kogoś, przy czym czyn ten był tak okropny, że zabrał mu wszystko — w tym człowieczeństwo. Przykładowo „Sweeney Todd — demoniczny golibroda z Fleet Street”, był szczęśliwym człowiekiem, mężem, ojcem i co? Odebrano mu wszystko włącznie z wolnością, tylko dlatego, że ktoś potężniejszy od niego, zapragnął jego żony. Możemy nie pochwalać większości działań krwawego golibrody, ale rozumiemy i podświadomie wspieramy jego zemstę. Osobiście nie miałam większego problemu z tym, żeby Mr. T. został złapany lub zabity, gdy już pomści wyrządzone krzywdy. Tak działa nasz pokręcony instynkt pragnienia sprawiedliwości i z nie do końca zrozumiałego powodu łatwiej nam się utożsamiać z ofiarą pałającą żądzą zemsty (zwłaszcza gdy jest głównym bohaterem historii), niż z bezkarnym potworem, nawet jeśli ten drugi nie ma na sumieniu morderstwa.
Te mniejsze lub większe szczegóły z życia i zachowania seryjnych morderców występujących w popkulturze powodują, że wydają nam się ciekawi. Intrygują nas, a gdy bohater intryguje, to skupiamy na nim swoją uwagę i nie chcemy, by ktoś wsadzając go za kratki, zabrał go z pierwszego planu. To trochę straszne, że filmy i seriale powodują, że nie darzymy seryjnych morderców, takimi uczuciami, na jakie zasługują.
Przeciętny seryjny morderca nie ma twarzy gwiazdora hollywoodzkiego. Można zapomnieć o miłej aparycji, nienagannych manierach, uroku osobistym etc. Przeglądając zdjęcia seryjnych morderców, raczej ciężko się w nich zakochać i ich profile na Tinderze nie byłyby serduszkowane. Nasze realia to nie "Eye Candy". Chociaż oczywiście zawsze jest jakieś odstępstwo od reguły, więc może na dwudziestu, pięćdziesięciu, czy stu niezbyt przystojnych, trafi się jeden, na którego będzie można patrzeć z uśmiechem, ale stawiam, że nie będzie tak uroczy, jak przedstawiają to w filmach.
Skoro nie zmiękczą nas ich piękne lica ani nie zaintrygują przejawy geniuszu, czy galanterii to może zmiękczą nasze serca łzawymi historiami. Tu akurat filmy nie mijają się tak bardzo z rzeczywistością. Według badań, przeprowadzonych przez FBI na grupie seryjnych morderców, niemal wszyscy byli w dzieciństwie prześladowani fizycznie, psychicznie lub seksualnie. Jesteśmy ludźmi, więc instynktownie czujemy oburzenie, gdy takie potworności spotykają dzieci. Naturalnym jest odczuwanie żalu względem ofiar. Problem polega na tym, że te ofiary dorosły i w większości przypadków same dopuszczały się potworności z gatunku tych niewybaczalnych. Przykłady?
Luis Garavito, jako dziecko był wykorzystywany seksualnie przez ojca i sąsiadów. Jeśli jest Wam go żal, to za moment przestaniecie, gdy dowiecie się, że udowodniono mu co najmniej 114 zabójstw (podejrzewa się, że mógł dokonać nawet 400), a jego celem byli 8–12 letni chłopcy. Gdy wyjdzie na wolność, planuje zostać politykiem oraz zająć się pomocą pokrzywdzonym dzieciom.
Najbardziej znanym i jednym z najkrwawszych seryjnych morderców w USA był Ted Bundy. On akurat miał w sobie odrobinę uroku osobistego, więc może dzięki temu udało mu się dokonać, aż 100 morderstw (przynajmniej o tyle się go podejrzewa). Celował w młode, atrakcyjne kobiety, które lubił walić w głowę łomem, dusić i wykorzystywać seksualnie. Nekrofilia też nie była mu obca.
Kolumbijczyk Daniel Camargo Barbosa miał szczególne upodobanie do kobiet i dzieci, które gwałcił i zabijał. Udowodniono mu 72 zabójstwa, przez co trafił do więzienia, by dzielić celę z kuzynem jednej ze swoich ofiar. Dziwnym trafem dość szybko zmarł za kratkami.
Karl Denke pasuje trochę do wcześniej wspomnianego Sweeney Todda, a może raczej do Hanibala, skoro powszechnie uważany był za filantropa i człowieka uczynnego. Szacuje się, że zabił około 40 osób, które częściowo zjadł. Lubił się dzielić lub zwyczajnie był pazerny, ponieważ postanowił czerpać zysk ze swoich morderczych skłonności, sprzedając mięso ofiar na wrocławskim targu.
Zboczeńcy, mordercy, gwałciciele, pedofile, kanibale — tym są seryjni mordercy. A gdzie Ci obiecani mściciele broniący normalnych ludzi przed największymi kanaliami gracującymi na tym naszym padole łez i rozpaczy? Gdzie oni są? Pedro Rodrigues Filho może nie jest idealnym kandydatem do tej roli, bo zabijał już jako nastolatek, ale ostatecznie przynajmniej części popełnionych morderstw było spowodowane żądzą zemsty na członkach gangu, który zabił jego kobietę. Zemścił się również na ojcu, który zmasakrował matkę Pedra maczetą. Warto również wspomnieć, że gdy trafił za kratki, zamordował 47 współwięźniów. Okey, jego możemy potraktować jako mściciela, ale takich, jak on jest niewielu.
Seryjni mordercy w rzeczywistości powinni wywoływać u nas strach, odrazę i pogardę. Nic pozytywnego. I chociaż w pewnym stopniu ich działania lub motywy wzbudzają naszą ciekawość, to zdecydowanie fascynacja jest odrobinę niezdrowa. Sama jestem odrobina pokręcona, więc lubię poznawać odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Dlaczego ktoś robi, to co robi? Robiąc research do tego wpisu, doszłam jednak do wniosku, że wcale nie chcę poznawać powodów, które kierowały seryjnymi mordercami, ponieważ po zapoznaniu się z efektami 'prac' kilkunastu z nich, stwierdziłam, że nie ma dla ich czynów żadnego usprawiedliwienia i żadna łzawa historyjka nie sprawiłaby, że zniknie moja pogarda.
Ps. Uważacie, że to dobrze, że popkultura złagodziła nasze postrzeganie seryjnych morderców, czy może sądzicie, że to błąd?
Obraz seryjnych morderców w popkulturze
W popkulturze przyjęło się pokazywanie seryjnych morderców, jako ludzi niezwykle inteligentnych, przebiegłych, outsiderów, niejednokrotnie obdarzonych wizją i sporą kreatywnością w mordowaniu oraz ustawianiu sceny zbrodni. Zazwyczaj są nimi psychopaci, którzy albo niezwykle czarujący, albo doznali ogromnych krzywd w dzieciństwie. Takie cechy powodują, że w jakimś stopniu widz obdarza ich sympatią. Uroczy uśmiech tu, a tam eliminacja kogoś gorszego od niego lub opowiedzenie smutnej historii (twórcy Top Model wiedzą najlepiej, jak dobrze się one sprzedają) - to wszystko sprawia, że nie myślimy o tym, jak okrutne są ich czyny lub staramy się je usprawiedliwić. Oczywiście nie uważamy ich za bohaterów pozytywnych, jednak bardzo często podświadomie złościmy się oglądając policjantów, którzy depczą im po piętach, licząc po cichu, że nie uda się im go złapać. Nie wierzycie? Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio oglądaliście poczynania seryjnego mordercy: jaki to był serial? Kto zabijał? Kto go ścigał? Pamiętacie, co czuliście? Gosiarella się przyznaje: zazwyczaj kibicowałam tym złym.
Oczywiście to nie jest powód do dumy, ale jak czasami kompas moralny szwankuje i niewiele można na to poradzić. Poza tym jesteśmy nauczeni wybierać mniejsze zło, a w przypadku takiego Łowcy Jeleni, który zabijał [Spoiler z drugiego sezonu „Czarnej listy”] mężczyzn znęcających się nad bezbronnymi kobietami, to właśnie morderca był mniejszym złem, ponieważ eliminował złych ludzi, którzy pozostawali bezkarni. Na takim samym schemacie „Dexter” zdobył nasze serca. Seryjny morderca zabijający jedynie zdegenerowanych przestępców, którzy umykali wymiarowi sprawiedliwości, nie może być całkiem zły, prawda? Taki obraz seryjnego mordercy do nas trafia, tak samo, jak znani z komiksów mściciele. Czy ktoś chociaż przez moment wpadł na to, że Oliver z "Arrow" lub Punisher są seryjnymi mordercami? Nie sądzę. Postrzegamy ich, jako stróżów sprawiedliwości dbających o bezpieczeństwo obywateli, bo rozumiemy, jakie konsekwencje miałoby pozostawienie ich 'ofiar' przy życiu i/lub na wolności. Wybieramy mniejsze zło, a tym którzy chcą powstrzymać mścicieli, najchętniej podstawilibyśmy nogę. Nie wypierajmy się tego. Zwyczajnie daliśmy się zmanipulować twórcom dzieł popkultury, bo gdyby oni chcieli, żebyśmy nienawidzili ich bohaterów o morderczych zapędach, to zrobiliby, to co Disney tworząc swoje czarne charaktery, czy twórcy horrorów kreujący morderców — zaprezentowaliby nam brzydką postać, która odstrasza już samym wyglądem, a w dodatku ich zbrodnie byłyby tak ohydne, że z trudem moglibyśmy na nie patrzeć.
Brzytwa sprawiedliwości? |
Do tego dochodzi również współczucie, o którym już wspominałam. Taki morderca z popkultury niemal na pewno został bardzo skrzywdzony (chyba że ma niezwykły urok osobisty — wtedy nie potrzeba mu smutnej historii) przez kogoś, przy czym czyn ten był tak okropny, że zabrał mu wszystko — w tym człowieczeństwo. Przykładowo „Sweeney Todd — demoniczny golibroda z Fleet Street”, był szczęśliwym człowiekiem, mężem, ojcem i co? Odebrano mu wszystko włącznie z wolnością, tylko dlatego, że ktoś potężniejszy od niego, zapragnął jego żony. Możemy nie pochwalać większości działań krwawego golibrody, ale rozumiemy i podświadomie wspieramy jego zemstę. Osobiście nie miałam większego problemu z tym, żeby Mr. T. został złapany lub zabity, gdy już pomści wyrządzone krzywdy. Tak działa nasz pokręcony instynkt pragnienia sprawiedliwości i z nie do końca zrozumiałego powodu łatwiej nam się utożsamiać z ofiarą pałającą żądzą zemsty (zwłaszcza gdy jest głównym bohaterem historii), niż z bezkarnym potworem, nawet jeśli ten drugi nie ma na sumieniu morderstwa.
Te mniejsze lub większe szczegóły z życia i zachowania seryjnych morderców występujących w popkulturze powodują, że wydają nam się ciekawi. Intrygują nas, a gdy bohater intryguje, to skupiamy na nim swoją uwagę i nie chcemy, by ktoś wsadzając go za kratki, zabrał go z pierwszego planu. To trochę straszne, że filmy i seriale powodują, że nie darzymy seryjnych morderców, takimi uczuciami, na jakie zasługują.
Prawdziwi seryjni mordercy
Przeciętny seryjny morderca nie ma twarzy gwiazdora hollywoodzkiego. Można zapomnieć o miłej aparycji, nienagannych manierach, uroku osobistym etc. Przeglądając zdjęcia seryjnych morderców, raczej ciężko się w nich zakochać i ich profile na Tinderze nie byłyby serduszkowane. Nasze realia to nie "Eye Candy". Chociaż oczywiście zawsze jest jakieś odstępstwo od reguły, więc może na dwudziestu, pięćdziesięciu, czy stu niezbyt przystojnych, trafi się jeden, na którego będzie można patrzeć z uśmiechem, ale stawiam, że nie będzie tak uroczy, jak przedstawiają to w filmach.
Skoro nie zmiękczą nas ich piękne lica ani nie zaintrygują przejawy geniuszu, czy galanterii to może zmiękczą nasze serca łzawymi historiami. Tu akurat filmy nie mijają się tak bardzo z rzeczywistością. Według badań, przeprowadzonych przez FBI na grupie seryjnych morderców, niemal wszyscy byli w dzieciństwie prześladowani fizycznie, psychicznie lub seksualnie. Jesteśmy ludźmi, więc instynktownie czujemy oburzenie, gdy takie potworności spotykają dzieci. Naturalnym jest odczuwanie żalu względem ofiar. Problem polega na tym, że te ofiary dorosły i w większości przypadków same dopuszczały się potworności z gatunku tych niewybaczalnych. Przykłady?
Luis Garavito, jako dziecko był wykorzystywany seksualnie przez ojca i sąsiadów. Jeśli jest Wam go żal, to za moment przestaniecie, gdy dowiecie się, że udowodniono mu co najmniej 114 zabójstw (podejrzewa się, że mógł dokonać nawet 400), a jego celem byli 8–12 letni chłopcy. Gdy wyjdzie na wolność, planuje zostać politykiem oraz zająć się pomocą pokrzywdzonym dzieciom.
Najbardziej znanym i jednym z najkrwawszych seryjnych morderców w USA był Ted Bundy. On akurat miał w sobie odrobinę uroku osobistego, więc może dzięki temu udało mu się dokonać, aż 100 morderstw (przynajmniej o tyle się go podejrzewa). Celował w młode, atrakcyjne kobiety, które lubił walić w głowę łomem, dusić i wykorzystywać seksualnie. Nekrofilia też nie była mu obca.
Kolumbijczyk Daniel Camargo Barbosa miał szczególne upodobanie do kobiet i dzieci, które gwałcił i zabijał. Udowodniono mu 72 zabójstwa, przez co trafił do więzienia, by dzielić celę z kuzynem jednej ze swoich ofiar. Dziwnym trafem dość szybko zmarł za kratkami.
Karl Denke pasuje trochę do wcześniej wspomnianego Sweeney Todda, a może raczej do Hanibala, skoro powszechnie uważany był za filantropa i człowieka uczynnego. Szacuje się, że zabił około 40 osób, które częściowo zjadł. Lubił się dzielić lub zwyczajnie był pazerny, ponieważ postanowił czerpać zysk ze swoich morderczych skłonności, sprzedając mięso ofiar na wrocławskim targu.
Wybaczcie, ale fanką Hanibala nie jestem, a kanibale zasługują na kuru. |
Zboczeńcy, mordercy, gwałciciele, pedofile, kanibale — tym są seryjni mordercy. A gdzie Ci obiecani mściciele broniący normalnych ludzi przed największymi kanaliami gracującymi na tym naszym padole łez i rozpaczy? Gdzie oni są? Pedro Rodrigues Filho może nie jest idealnym kandydatem do tej roli, bo zabijał już jako nastolatek, ale ostatecznie przynajmniej części popełnionych morderstw było spowodowane żądzą zemsty na członkach gangu, który zabił jego kobietę. Zemścił się również na ojcu, który zmasakrował matkę Pedra maczetą. Warto również wspomnieć, że gdy trafił za kratki, zamordował 47 współwięźniów. Okey, jego możemy potraktować jako mściciela, ale takich, jak on jest niewielu.
Seryjni mordercy w rzeczywistości powinni wywoływać u nas strach, odrazę i pogardę. Nic pozytywnego. I chociaż w pewnym stopniu ich działania lub motywy wzbudzają naszą ciekawość, to zdecydowanie fascynacja jest odrobinę niezdrowa. Sama jestem odrobina pokręcona, więc lubię poznawać odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Dlaczego ktoś robi, to co robi? Robiąc research do tego wpisu, doszłam jednak do wniosku, że wcale nie chcę poznawać powodów, które kierowały seryjnymi mordercami, ponieważ po zapoznaniu się z efektami 'prac' kilkunastu z nich, stwierdziłam, że nie ma dla ich czynów żadnego usprawiedliwienia i żadna łzawa historyjka nie sprawiłaby, że zniknie moja pogarda.
Ps. Uważacie, że to dobrze, że popkultura złagodziła nasze postrzeganie seryjnych morderców, czy może sądzicie, że to błąd?
Ps2. Którego z seryjnych morderców grasujących w popkulturze lubicie najbardziej?
Ps3. Stałym czytelnikom proponuję polubić Gosiarellę na FB, ponieważ już niebawem pojawi się tam coś wartego szczególnej uwagi!
Ps3. Stałym czytelnikom proponuję polubić Gosiarellę na FB, ponieważ już niebawem pojawi się tam coś wartego szczególnej uwagi!
0 Komentarze