Dawno, dawno temu Disney stworzył swoją pierwszą królewnę, czyli Śnieżkę. Dziewczyna była miła, dobra, bierna i niesamodzielna, dlatego ciągle musieli ratować ją mężczyźni. Kolejne bohaterki bajek Disneya (zwłaszcza te z ery klasycznej) były do niej bardzo podobne i również musiały znaleźć królewicza, który zapewni im szczęśliwe zakończenie. Prawda jest taka, że wraz ze zmianami społecznymi zachodzącymi w naszej rzeczywistości, zaczęły się także zmieniać bajki.
Przez lata księżniczki stawały się coraz bardziej aktywne. Przestały uciekać w ramiona pierwszego napotkanego mężczyzny - wpadały w ramiona drugiego z kolei (np. Pocahontas wybrała Smitha, zamiast Kocouma, a Bella wybrała Bestię zamiast Gastona). Ich osobowość przestała być taka mdła i powoli wyhodowały sobie jedną wyraźną cechę (np. Bella była piękna i mądra, Roszpunka była piękna i zabawna, a Mulan piękna i odważna). Upłynęło sporo czasu nim dziewczęta doszły do etapu, w którym to one musiały uratować życie swojego wybranka, by on mógł im zapewnić szczęśliwe zakończenie (Pocahontas uratowała Smitha, Bella Bestię, Meg Herkulesa). To samo w sobie jest ogromnym osiągnięciem, bo przecież Śnieżce, Aurorze, czy też Kopciuszkowi do głowy by nie przyszło, że mogą się swojemu królewiczowi przydać do czegokolwiek, a już na pewno nie do ratowania życia. Niemniej to dalej trochę smutne, że księżniczki Disneya były pomocnikami lub w najlepszym razie partnerami męskich bohaterów, choć oni byli jedynie postaciami drugoplanowymi, a dziewczyny głównymi bohaterkami opowieści. Jednakże ten etap także już mamy za sobą.
Obecnie bohaterki w bajkach Disneya zaczęły grać pierwsze skrzypce i ani książę ani miłość nie jest im już potrzebna do szczęścia. Zostawiły ten etap za sobą, a ostatnią królewną z ukochanym przy boku była Roszpunka, która przeżyła swoje lovestory w 2010 roku, gdy na ekranach kin zadebiutowali "Zaplątani" (sprawdźcie Zaplątane True Story). Dwa lata później dostaliśmy bajkę "Ralph Demolka", w którym ani tytułowy bohater, ani towarzysząca mu bohaterka nie szukają miłości i jej nie znajdują, przynajmniej nie w romantycznym znaczeniu. Wandelopa von Cuks nie chciała nawet tytułować się jako księżniczka, a to już bardzo drastyczna zmiana, choć pewnie niewielu zwróciło na to uwagę. Największym przełomem była "Kraina lodu", w której złamano większość schematów od olania królewicza po wielką zmianę w akcie prawdziwej miłości. Jak wyjaśniałam w True Story, Elsa miała początkowo być złoczyńcą, a Anna główną bohaterką, więc podejrzewam, że po części dlatego w tej bajce mamy nie jedną, lecz dwie główne bohaterki. Anna co prawda jest dość mocno zafiksowana na punkcie znalezieni sobie faceta, lecz ostatecznie wybiera siostrę (okey, ukochanego przy tym nie traci). Z kolei Elsa w ogóle nie wykazuje najmniejszego zainteresowania wdawaniem się w romantyczne relacje z kimkolwiek. Wystarcza jej miłość siostry.
Nie można zapomnieć również o Meridzie Walecznej, która choć pochodzi z bajki Pixara, jest zaliczana w poczet księżniczek Disneya. Merida jako przyszła królowa musiała wyjść za mąż. Przywódcy klanów wystawili swoich synów w zawodach mających na celu wyłonienie najodpowiedniejszego kandydata, jednak nasza rudowłosa królewna miała własny plan i sama również postanowiła zawalczyć o swoją rękę. Powiedziałabym, że to dość jasny sygnał, że dziewczyna nie miała zamiaru szybko wychodzić za mąż i spokojnie poradziłaby sobie, jako samodzielna władczyni (skoro wygrała rywalizacje, to chyba spełniała kryteria, prawda?). Oczywiście nie powinno być dla nikogo niespodzianką, że pod koniec filmu Merida postawiła na swoim, a młodzi pretendenci do jej ręki zostali odprawieni.
Najnowszą bohaterką Disneya jest Moana (z "Vaiana: Skarb oceanu") - dziewczyna, która musi wyruszyć w wielką podróż oceanem, spotkać półboga i uratować świat przed totalną zagładą, a później wrócić do domu, by zostać wodzem swego ludu. Powiedziałabym, że jak na nastolatkę, Moana ma sporo ciężkich wyzwań przed sobą, a półbóg Maui wcale nie jest takim wsparciem, jakim powinien być. Niemniej trzeba przyznać, że w porównaniu do poprzedniej bohaterki, Moanie przynajmniej przez większość scen towarzyszy męska postać, jednak i w tym przypadku nie staje się partnerem głównej bohaterki. Księżniczka po raz kolejny kończy bez królewicza (czy tam półboga) i ma się całkiem dobrze... jej happy end również.
Kiedyś niewyobrażalne było dla nas - widzów, by w bajkach Disneya happy end nie oznaczał dokładnie tego samego, co "żyli długo i szczęśliwie", czyli w wolnym tłumaczeniu księżniczka i jej królewicz wzięli ślub i wspólnie rządzili królestwem, w którym każdy poddany był szczęśliwy. Najwyraźniej to zakończenie przeszło do historii i dziś królewny są całkiem szczęśliwe, gdy są samotne i na własną rękę mogą się realizować. Nie ma w tym nic złego, ale trzeba zaznaczyć, że jest to równoznaczne z tym, że królewicze stali się zbędni. Bezrobotni. Nie muszą już gnać na białym rumaku, by wyzwolić ukochaną z opresji. Nie muszą walczyć ze smokami i złoczyńcami. Nie muszą przywracać je do życia pocałunkiem. Nie muszą robić nic, więc coraz rzadziej pojawiają się u Disneya. Biedny Hans z "Krainy Lodu" był tak zdesperowany, że przyjął rolę złoczyńcy.
Nie jestem pewna, czy ten świat bez królewiczów mnie cieszy, czy też martwi. Z jednej strony to fajne, że Disney taki postępowy i bla bla bla (Gosiarella jak zwykle taka merytoryczna), a przy tym pokazuje małym dziewczynkom, że szukanie księcia nie jest jedyną drogą do bycia szczęśliwą. To naprawdę fajne, bo może nam wyrosnąć nowe pokolenie kobiet, które będą samodzielne, a największą tragedią życiową nie będzie dla nich samotność. Z drugiej strony skrajność nigdy nie jest dobra, więc jeśli ten trend się utrzyma niebawem u Disneya zapanuje świat z "Seksmisji" (a biedna Gosiarella nie będzie mogła już wytykać księżniczkom niezaradności). Okey, użyłam argumentu równi pochyłej i przesadziłam z przepowiadaniem przyszłości, bo na chwilę obecną sytuacja utrzymuje się jeszcze w normie, bo mamy Kristoffa, który wielbi Annę oraz Maui, który wywija swoją boską bronią. Niemniej bajkowy świat bez miłości może zacząć przerażać, jeśli stanie się standardem u Disneya.
Przez lata księżniczki stawały się coraz bardziej aktywne. Przestały uciekać w ramiona pierwszego napotkanego mężczyzny - wpadały w ramiona drugiego z kolei (np. Pocahontas wybrała Smitha, zamiast Kocouma, a Bella wybrała Bestię zamiast Gastona). Ich osobowość przestała być taka mdła i powoli wyhodowały sobie jedną wyraźną cechę (np. Bella była piękna i mądra, Roszpunka była piękna i zabawna, a Mulan piękna i odważna). Upłynęło sporo czasu nim dziewczęta doszły do etapu, w którym to one musiały uratować życie swojego wybranka, by on mógł im zapewnić szczęśliwe zakończenie (Pocahontas uratowała Smitha, Bella Bestię, Meg Herkulesa). To samo w sobie jest ogromnym osiągnięciem, bo przecież Śnieżce, Aurorze, czy też Kopciuszkowi do głowy by nie przyszło, że mogą się swojemu królewiczowi przydać do czegokolwiek, a już na pewno nie do ratowania życia. Niemniej to dalej trochę smutne, że księżniczki Disneya były pomocnikami lub w najlepszym razie partnerami męskich bohaterów, choć oni byli jedynie postaciami drugoplanowymi, a dziewczyny głównymi bohaterkami opowieści. Jednakże ten etap także już mamy za sobą.
Co prawda ojciec Pocahontas raczej by jej nie zabił, więc wiele nie ryzykowała, ale podobno liczy się gest. |
Królewny singielki
Nie można zapomnieć również o Meridzie Walecznej, która choć pochodzi z bajki Pixara, jest zaliczana w poczet księżniczek Disneya. Merida jako przyszła królowa musiała wyjść za mąż. Przywódcy klanów wystawili swoich synów w zawodach mających na celu wyłonienie najodpowiedniejszego kandydata, jednak nasza rudowłosa królewna miała własny plan i sama również postanowiła zawalczyć o swoją rękę. Powiedziałabym, że to dość jasny sygnał, że dziewczyna nie miała zamiaru szybko wychodzić za mąż i spokojnie poradziłaby sobie, jako samodzielna władczyni (skoro wygrała rywalizacje, to chyba spełniała kryteria, prawda?). Oczywiście nie powinno być dla nikogo niespodzianką, że pod koniec filmu Merida postawiła na swoim, a młodzi pretendenci do jej ręki zostali odprawieni.
Najnowszą bohaterką Disneya jest Moana (z "Vaiana: Skarb oceanu") - dziewczyna, która musi wyruszyć w wielką podróż oceanem, spotkać półboga i uratować świat przed totalną zagładą, a później wrócić do domu, by zostać wodzem swego ludu. Powiedziałabym, że jak na nastolatkę, Moana ma sporo ciężkich wyzwań przed sobą, a półbóg Maui wcale nie jest takim wsparciem, jakim powinien być. Niemniej trzeba przyznać, że w porównaniu do poprzedniej bohaterki, Moanie przynajmniej przez większość scen towarzyszy męska postać, jednak i w tym przypadku nie staje się partnerem głównej bohaterki. Księżniczka po raz kolejny kończy bez królewicza (czy tam półboga) i ma się całkiem dobrze... jej happy end również.
Świat bez królewiczów
Kiedyś niewyobrażalne było dla nas - widzów, by w bajkach Disneya happy end nie oznaczał dokładnie tego samego, co "żyli długo i szczęśliwie", czyli w wolnym tłumaczeniu księżniczka i jej królewicz wzięli ślub i wspólnie rządzili królestwem, w którym każdy poddany był szczęśliwy. Najwyraźniej to zakończenie przeszło do historii i dziś królewny są całkiem szczęśliwe, gdy są samotne i na własną rękę mogą się realizować. Nie ma w tym nic złego, ale trzeba zaznaczyć, że jest to równoznaczne z tym, że królewicze stali się zbędni. Bezrobotni. Nie muszą już gnać na białym rumaku, by wyzwolić ukochaną z opresji. Nie muszą walczyć ze smokami i złoczyńcami. Nie muszą przywracać je do życia pocałunkiem. Nie muszą robić nic, więc coraz rzadziej pojawiają się u Disneya. Biedny Hans z "Krainy Lodu" był tak zdesperowany, że przyjął rolę złoczyńcy.
Reakcja Hansa, gdy Disney pytał kto się zgłaszał do drobnej roli złoczyńcy. |
Nie jestem pewna, czy ten świat bez królewiczów mnie cieszy, czy też martwi. Z jednej strony to fajne, że Disney taki postępowy i bla bla bla (Gosiarella jak zwykle taka merytoryczna), a przy tym pokazuje małym dziewczynkom, że szukanie księcia nie jest jedyną drogą do bycia szczęśliwą. To naprawdę fajne, bo może nam wyrosnąć nowe pokolenie kobiet, które będą samodzielne, a największą tragedią życiową nie będzie dla nich samotność. Z drugiej strony skrajność nigdy nie jest dobra, więc jeśli ten trend się utrzyma niebawem u Disneya zapanuje świat z "Seksmisji" (a biedna Gosiarella nie będzie mogła już wytykać księżniczkom niezaradności). Okey, użyłam argumentu równi pochyłej i przesadziłam z przepowiadaniem przyszłości, bo na chwilę obecną sytuacja utrzymuje się jeszcze w normie, bo mamy Kristoffa, który wielbi Annę oraz Maui, który wywija swoją boską bronią. Niemniej bajkowy świat bez miłości może zacząć przerażać, jeśli stanie się standardem u Disneya.
Ps. A Wy jak sądzicie? Disneyowski świat bez królewiczów Wam się podoba, czy chcielibyście zobaczyć nowego królewicza ratującego sytuacje pocałunkiem?
Ps2. Mieliśmy królewny będące sierotami życiowymi (np. Śnieżkę), a także partnerkami (np. Roszpunka), a teraz mamy singielki. Jak sądzicie, jaka będzie kolejna odsłona księżniczki?
0 Komentarze