Ileż to już było historii o tym, że piękna dziewczyna z niskich sfer zakochała się w przystojnym królewiczu, który wziął ją na konia i popatatajali w stronę zachodzącego słońca, by żyć razem długo i szczęśliwie? Tak wiele, że ciężko zliczyć, prawda? Tym razem przedstawię Wam podobną z tym, że koreańską o księciu koronnym, który zakochał się w eunuchu.
Dawno, dawno temu (konkretnie w XIX-wiecznym Joseon) żyła sobie mała dziewczynka, która musiała udawać chłopca. Mijały lata, a dziewczynka w przebraniu chłopca zaczęła czuć się lepiej, niż we własnej skórze. Hong Ra On (Kim Yoo Jung) brykała tu i tam, aż narobiła sobie kłopotów. Raz przez serie niefortunnych zdarzeń (lub jedno wielkie nieporozumienie) zaczęła podrywać księcia koronnego (to taki koreański królewicz) nie wiedząc, że jest księciem koronnym, za to podejrzewając go o skłonności homoseksualne (pamiętacie, że dziewczyna udawała faceta). Innym razem została sprzedana i miała zostać eunuchem (trochę ciężko przerobić dziewczynę na eunucha, ale co tam!) w pałacu królewskim i ta właśnie historia stała się początkiem naszej opowieści — romansu między dziewczyną eunuchem i księciem koronnym Lee Yeongiem (Park Bo Gum).
Ten romans jest bardziej skomplikowany, niż ten Kopciuszka, bo powiedzmy sobie szczerze — związek następcy tronu z dziewczyną niskiego stanu to problem (mezalianse nigdy nie są mile widziane w pałacu), związek następcy tronu z dziewczyną, w której wszyscy widzą mężczyznę to duży problem (przynajmniej dla królewicza, któremu wytyka się niepożądaną dla władcy orientację seksualną), ale związek następcy tronu z dziewczyną, która udaje mężczyznę, a przy okazji [Spoiler] jest dzieckiem zdrajcy [/Spoiler], to śmiertelny problem — śmiertelny dla niej, bo już za samo udawanie powinno się ściąć jej głowę. Jednak kto by się tym przejmował, prawda? W końcu to nie tak, że w końcu wszystko się wyda i zaciągną ją przed oblicze władcy, prawda? Przecież takie rzeczy nigdy się nie dzieją w filmach, serialach, czy dramach... a nie... czekajcie... jednak się dzieją. Ojojoj! Z drugiej strony dla Park Bo Guma warto stracić głowę, więc nie będę jej zbyt krytycznie oceniała.
W "Hello Monster" Park Bo Gum skradł moje serducho i stwierdził, że zostanie moim ulubionym aktorem, więc powinnam koniecznie obejrzeć pozostałe dramy, w których gra. Stwierdziłam, że nie ma sensu spierać się z koreańskim celebrytą, więc grzecznie realizuję ten plan. Muszę przyznać, że o ile sam Bo Gum jest niesamowicie uroczy, czarujący i niemal sprawił, że zostałam fangirl (a kto jak kto, ale Gosiarella nie umie w fangirl!), to jednak po obejrzeniu "Moonlight Drawn by Clouds" doszłam do wniosku, że nie tyle zwariowałam na punkcie aktora, co na punkcie socjopaty, którego odgrywał we wcześniej wspomnianej dramie. W roli Lee Yeonga już mnie tak nie oczarował (co w sumie kazało mi się poważnie zastanowić, co ja właściwie mam w głowie, że tracę rozum dla fikcyjnych socjopatów?! To zdecydowanie powinno się leczyć lub wybijać elektrowstrząsami!), chociaż niezaprzeczalnie była to pełna uroku postać. Szczerze mówiąc, gdyby królewicze z bajek Disneya zachowywali się w podobny sposób do niego, to nie wykluczam, że mogłabym wcale nie być w teamie złoczyńców. Czekajcie, bo chyba odrobinę popłynęłam i zgubiłam wątek... Chciałam napisać, że aktorzy (zwłaszcza jeden konkretny) spisali się znakomicie i z pewnością polubicie bohaterów, w których się wcielają. Przyjemnie ogląda się ich na ekranie, zwłaszcza że postacie są w pewnym sensie przerysowane, a przez to naprawdę bawią.
[Mały spoiler] Szczególnie bawiła mnie scena (skupcie się, bo to będzie skomplikowane), w której Ra On puściła focha na księcia za to, że wyznał, że zakochał się w kobiecie, którą w sumie jest ona sama, ale ona nie wie, że on wie, że ona jest dziewczyną i myśli, że on kocha ją jako faceta. Ogarniacie? To jest poziom zakręcenia poziom: koreańskie dramy! [/Spoiler]
Tak, zdecydowanie "Moonlight Drawn by Clouds" jest zabawną i uroczą dramą, która potrafi podbić serce. Przy okazji jest też bardzo lekka i przyjemna, co dość rzadko zdarza się w dramach historycznych. Przeważnie to tylko krew, tortury i dramat, a tu tego nie ma, a przynajmniej nie w standardowym natężeniu. Nie ma sensu się nawet zastanawiać, czy polecam ten tytuł, bo oczywiście, że tak! Świetnie się bawiłam oglądając i niemal nie mam zastrzeżeń. Niemal! Bo oczywiście jak zwykle w historykach nie jestem w pełni zadowolona z zakończenia, ale powód pozwolę Wam poznać na własną rękę.
Ps. Jestem na etapie pochłaniania dram historycznych, więc jeśli macie ochotę polecić dobre tytuły, to czekam na Wasze komentarze!
Ps2. Macie aktora, dla którego oglądacie wszystkie produkcje, w których występuje?
Dawno, dawno temu (konkretnie w XIX-wiecznym Joseon) żyła sobie mała dziewczynka, która musiała udawać chłopca. Mijały lata, a dziewczynka w przebraniu chłopca zaczęła czuć się lepiej, niż we własnej skórze. Hong Ra On (Kim Yoo Jung) brykała tu i tam, aż narobiła sobie kłopotów. Raz przez serie niefortunnych zdarzeń (lub jedno wielkie nieporozumienie) zaczęła podrywać księcia koronnego (to taki koreański królewicz) nie wiedząc, że jest księciem koronnym, za to podejrzewając go o skłonności homoseksualne (pamiętacie, że dziewczyna udawała faceta). Innym razem została sprzedana i miała zostać eunuchem (trochę ciężko przerobić dziewczynę na eunucha, ale co tam!) w pałacu królewskim i ta właśnie historia stała się początkiem naszej opowieści — romansu między dziewczyną eunuchem i księciem koronnym Lee Yeongiem (Park Bo Gum).
Trzeba jej przyznać, że miała oryginalny pomysł na wyrwanie królewicza. |
Ten romans jest bardziej skomplikowany, niż ten Kopciuszka, bo powiedzmy sobie szczerze — związek następcy tronu z dziewczyną niskiego stanu to problem (mezalianse nigdy nie są mile widziane w pałacu), związek następcy tronu z dziewczyną, w której wszyscy widzą mężczyznę to duży problem (przynajmniej dla królewicza, któremu wytyka się niepożądaną dla władcy orientację seksualną), ale związek następcy tronu z dziewczyną, która udaje mężczyznę, a przy okazji [Spoiler] jest dzieckiem zdrajcy [/Spoiler], to śmiertelny problem — śmiertelny dla niej, bo już za samo udawanie powinno się ściąć jej głowę. Jednak kto by się tym przejmował, prawda? W końcu to nie tak, że w końcu wszystko się wyda i zaciągną ją przed oblicze władcy, prawda? Przecież takie rzeczy nigdy się nie dzieją w filmach, serialach, czy dramach... a nie... czekajcie... jednak się dzieją. Ojojoj! Z drugiej strony dla Park Bo Guma warto stracić głowę, więc nie będę jej zbyt krytycznie oceniała.
☞ Sprawdź również Prawdziwą Historię Kopciuszka
W "Hello Monster" Park Bo Gum skradł moje serducho i stwierdził, że zostanie moim ulubionym aktorem, więc powinnam koniecznie obejrzeć pozostałe dramy, w których gra. Stwierdziłam, że nie ma sensu spierać się z koreańskim celebrytą, więc grzecznie realizuję ten plan. Muszę przyznać, że o ile sam Bo Gum jest niesamowicie uroczy, czarujący i niemal sprawił, że zostałam fangirl (a kto jak kto, ale Gosiarella nie umie w fangirl!), to jednak po obejrzeniu "Moonlight Drawn by Clouds" doszłam do wniosku, że nie tyle zwariowałam na punkcie aktora, co na punkcie socjopaty, którego odgrywał we wcześniej wspomnianej dramie. W roli Lee Yeonga już mnie tak nie oczarował (co w sumie kazało mi się poważnie zastanowić, co ja właściwie mam w głowie, że tracę rozum dla fikcyjnych socjopatów?! To zdecydowanie powinno się leczyć lub wybijać elektrowstrząsami!), chociaż niezaprzeczalnie była to pełna uroku postać. Szczerze mówiąc, gdyby królewicze z bajek Disneya zachowywali się w podobny sposób do niego, to nie wykluczam, że mogłabym wcale nie być w teamie złoczyńców. Czekajcie, bo chyba odrobinę popłynęłam i zgubiłam wątek... Chciałam napisać, że aktorzy (zwłaszcza jeden konkretny) spisali się znakomicie i z pewnością polubicie bohaterów, w których się wcielają. Przyjemnie ogląda się ich na ekranie, zwłaszcza że postacie są w pewnym sensie przerysowane, a przez to naprawdę bawią.
[Mały spoiler] Szczególnie bawiła mnie scena (skupcie się, bo to będzie skomplikowane), w której Ra On puściła focha na księcia za to, że wyznał, że zakochał się w kobiecie, którą w sumie jest ona sama, ale ona nie wie, że on wie, że ona jest dziewczyną i myśli, że on kocha ją jako faceta. Ogarniacie? To jest poziom zakręcenia poziom: koreańskie dramy! [/Spoiler]
Zobaczyłam tę scenę i już wiedziałam, że muszę obejrzeć. Czujecie to samo, prawda? |
Tak, zdecydowanie "Moonlight Drawn by Clouds" jest zabawną i uroczą dramą, która potrafi podbić serce. Przy okazji jest też bardzo lekka i przyjemna, co dość rzadko zdarza się w dramach historycznych. Przeważnie to tylko krew, tortury i dramat, a tu tego nie ma, a przynajmniej nie w standardowym natężeniu. Nie ma sensu się nawet zastanawiać, czy polecam ten tytuł, bo oczywiście, że tak! Świetnie się bawiłam oglądając i niemal nie mam zastrzeżeń. Niemal! Bo oczywiście jak zwykle w historykach nie jestem w pełni zadowolona z zakończenia, ale powód pozwolę Wam poznać na własną rękę.
Ps. Jestem na etapie pochłaniania dram historycznych, więc jeśli macie ochotę polecić dobre tytuły, to czekam na Wasze komentarze!
Ps2. Macie aktora, dla którego oglądacie wszystkie produkcje, w których występuje?
0 Komentarze