Autor: Lynne Ewing
Cykl: Córki Księżyca (#1)
Wydawca: Jaguar
Data wydania: 2011
Liczba stron: 400
"Cztery dziewczyny, cztery charaktery – jedno przeznaczenie. Vanessa, Catty, Serena i Jimena, pozornie przeciętne mieszkanki słonecznej Kalifornii dzielą wspólny sekret. Każda z nich została obdarowana specjalną mocą. Każda z nich ma zadanie do wypełnienia. Każda z nich jest boginią... Vanessa potrafi stać się niewidzialna, Catty podróżuje w czasie, Serena umie czytać w myślach, Jimena zaś ma zdolność przewidywania przyszłości. Tylko razem mogą stawić – Atroxowi, stworzeniu, które karmi się ludzką nadzieją i poluje na niewinnych ludzi w najmodniejszych nocnych klubach Wybrzeża. (...)
-----------------------------------------------„Przygotowywała się do boju jak średniowieczny rycerz lub odbywający rytualną ceremonię starożytny wojownik”
Cykl Córki Księżyca jest powszechnie uwielbiany, dlatego nie wahałam się zbyt długo przed nabyciem własnego egzemplarza. To był mój pierwszy błąd. Zastanawiam się, dlaczego książki, które w przekonaniu większości są dobre, mi zazwyczaj się nie podobają? Może za dużo oczekuję? Raczej nie. Może wyrosłam z powieści o piętnastolatkach? Raczej tak.
Przede wszystkim nie mam pojęcia, czy jest sens opowiadać, o czym jest książka, ponieważ wydawnictwo zamieściło streszczenie książki na okładce. Tego typu spoilery całkowicie zabijają radość czytania i zgadywania, co będzie się działo na kolejnych kartkach. Ja postanowiłam się zlitować nad moimi czytelnikami i skróciłam odrobinkę opis książki i nie będę Wam tutaj spoilerować.
Dawno, dawno temu grecka bogini i uosobienie księżyca Selene spostrzegła Endymiona. Historię tę poznacie w prologu, a ode mnie dowiecie się, że z ich związku powstały córki księżyca, które strzegą ludzkość przed ciemnością. Vanessa, Catty, Serena i Jimena mają piętnaście lat i chodzą razem do szkoły. Łączy je także niezwykły dar, który ukrywają przed światem. Najczęściej taki dar łączy się jednak z ogromną odpowiedzialnością i misją. W tym przypadku również tak jest. Dziewczyny wiedzą, że na ich drodze czyha niebezpieczeństwo ciemności w postaci Atroxa i jego wyznawców.
Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich Bogini Nocy, skupia się głównie na Vanessie, która w dużym uproszczeniu tłumacząc posiada moc stawania się niewidzialną. Druga, W zimnym ogniu, jest przedstawieniem wydarzeń otaczających czytającą w myślach Serenę. Dużą niedogodnością jest objaśnianie wydarzeń z pierwszej części w drugiej. Rozumiem, że w U.S.A wychodziły pojedynczo, jednak to nie powód, abyśmy także musieli się męczyć. Dobrze, tutaj też rozumiem, że tłumacz nie miał zbyt dużego wyboru, jednak ... Książka ma wiele błędów. Czasami są to literówki, innym razem źle podane imiona, a czasami inne niedociągnięcia. Zwykle nie zwracam na to szczególnej uwagi, ale w tym przypadku rzucało mi się to w oczy.
Co się tyczy bohaterów, to fajnie, że każda z dziewczyn ma inne cechy charakteru i różnią się między sobą. Może i nie są źle skonstruowane, jednak dobrze też niestety nie. Niemniej jednak trzeba przyznać, że wszystkie postacie są bardzo sympatyczne, a to wiele daje.
Największym plusem książki, jest dla mnie wprowadzenie prologów, w których autorka odnosi się do mitologicznych bogów, by później w pewnym stopniu się do nich odwoływać. Najcięższym grzechem książki jest tak słabo rozwinięta walka. Wychodzę z założenia, że gdy siły dobra i zła się ze sobą ścierają w walce, wszystko jest gwałtowne i przerażające. [Uwaga Spoiler] W Córkach Księżyca moment wielkiej potyczki zawsze ma miejsce na dużej imprezie wśród zwyczajnych, niemagicznych ludzi, a oni niczego nie zauważają! Mój kot jest bardziej agresywny i drapieżny niż Ci Wyznawcy Atroxa, dlatego moim zdaniem coś jest nie tak.
Podczas czytania nie czułam niczego, poza znużeniem. Żadnych emocji, ani napięcia. Nic mnie nie zaskoczyło. Choć styl pisania pani Ewing jest przyjemny, to i tak nie ratuje książki. Kolejny tom mam na półce, więc w wielką obawą go przeczytam. Wam pierwszej części Córek Księżyca nie polecam.
Ocena: -2/6
„Niektórzy muszą znosić w życiu więcej cierpienia niż inni”