Po odświeżeniu sobie Pitch Black i Kronik Riddicka, Gosiarella mogła już spokojnie ruszyć do kina na najnowszą część. Zakończenie ostatniej części sugerowało, że tym razem przygody Riddicka będą się ze sobą, w jakiś sposób łączyć. Gosiarella liczyła na dużą dawkę akcji, ciekawe przygody, rozwinięcie paru starych wątków i stworzenie kilku nowych. Najmocniej jednak trzymała kciuki, by twórcy stworzyli coś podobniejszego do Kronik, niż do Pitch Black.
Minęło 5 lat od momentu, w którym stał się nowym przywódcą Necromongerów. Właśnie tyle czasu zajęło mu ucywilizowanie się, a jego wrogom przygotowanie się do zamachu na jego życie. Podstępem ściągnięty na opuszczoną planetę, spaloną słońcem i wypełnioną morderczymi stworzeniami. Ledwo żywy, choć uznany przez swoich wrogów za martwego, Riddick musi zmierzyć się z kolejnymi zagrożeniami, począwszy od zmierzenia się z lokalnymi drapieżnikami, skończywszy na rozprawieniu z najemnikami. Jego cel jest prosty: odlecieć z tej zapomnianej przez Boga i ludzi planety na statku, nie bacząc ile ciał pozostawi za sobą. Akcja jest na tyle prosta, że śmiało mogę ją skrócić do: Riddick walczy z potworami (najpierw idzie mu to gorzej, a później wraca do formy), zamawia taksówkę, ludzie polują, ludzie giną, ponownie włączają się potwory.
Swoją prostotą "Riddick" bardziej przypomina "Pitch Black" niż "Kroniki Riddicka". Mamy jeden główny wątek (wydostanie się z planety - again), jedno miejsce akcji (wypalona słońcem planetka, na której utknął niezależnie od siebie - again), z góry wyznaczony czas zakończenia akcji (warunki pogodowe zwiastujące plagę potworów - again) oraz kilka innych podobieństw, których wymienienie ocierałoby się o spoiler, więc sobie odpuszczę. Zastanawia mnie, czy twórcy filmu z premedytacją, chcieli wrócić do Riddickowych korzeni, czy po prostu nie mieli pomysłów na dobre rozwinięcie akcji? Jedyne co różni pierwszą i drugą część przygód o międzygalaktycznym awanturniku, jest lekka dawka humoru wprowadzona do najnowszej części.
Swoją prostotą "Riddick" bardziej przypomina "Pitch Black" niż "Kroniki Riddicka". Mamy jeden główny wątek (wydostanie się z planety - again), jedno miejsce akcji (wypalona słońcem planetka, na której utknął niezależnie od siebie - again), z góry wyznaczony czas zakończenia akcji (warunki pogodowe zwiastujące plagę potworów - again) oraz kilka innych podobieństw, których wymienienie ocierałoby się o spoiler, więc sobie odpuszczę. Zastanawia mnie, czy twórcy filmu z premedytacją, chcieli wrócić do Riddickowych korzeni, czy po prostu nie mieli pomysłów na dobre rozwinięcie akcji? Jedyne co różni pierwszą i drugą część przygód o międzygalaktycznym awanturniku, jest lekka dawka humoru wprowadzona do najnowszej części.
W filmie zaprezentowano dwa typu potworów. Pierwsze przypominają mi skrzyżowanie psa z zebrą. Drugie zmutowanego z jaszczurką, skorpiona. Jako że główny bohater powinien mieć jakiegoś kompana, jeden z psowatych potworków staje się jego towarzyszem. Swoją drogą wdzięczna i sympatyczna z niego bestyjka, która na swój uroczy sposób łagodziła moje rozczarowanie.
Riddick na całe szczęście mnie nie zawiódł. Waleczny, przystojny twardziel pierwszej klasy, który na każdym kroku przypominał widzom, jaki z niego zabijaka. Niemniej historia jest przedstawiona również ze strony najemników, czyli nowe mięsko dla potworów i Riddicka. Nauczona rozwojem akcji z dwóch poprzednich filmów, starałam się nie zżywać z postaciami drugoplanowymi.
Riddick na całe szczęście mnie nie zawiódł. Waleczny, przystojny twardziel pierwszej klasy, który na każdym kroku przypominał widzom, jaki z niego zabijaka. Niemniej historia jest przedstawiona również ze strony najemników, czyli nowe mięsko dla potworów i Riddicka. Nauczona rozwojem akcji z dwóch poprzednich filmów, starałam się nie zżywać z postaciami drugoplanowymi.
Nie wiem, jak ocenić "Riddicka". Z jednej strony czuję się mocno zawiedziona, że nie kontynuowano koncepcji z drugiej części i powrócono do korzeni. Z drugiej jednak strony jestem w pełni świadoma, że film jest dobry i w normalnych okolicznościach (czyt. gdyby się tak nie zachwycała "Kronikami Riddicka") szczerze bym go wam polecała. Jeśli jednak czegokolwiek mogę być teraz pewna to tego, że cała seria zasługuję na uwagę i nigdy nie powinna być zapomniana przez widzów.
7 Komentarze
Na pewno obejrzę :)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu ;)
UsuńNaprawdę? Naprawdę? Naprawdę?
OdpowiedzUsuńA ja oglądałam na siłę "Kroniki..." (męska decyzja mojego męża) i jakoś niespecjalnie mam ochotę na część wcześniejszą i późniejszą. ;)
Naprawdę. Ann może należysz do tej drugiej grupy (z bólem serca przyznaję, że jest taka), która nie znosi Kronik, a wielbi 1 i 3 ? Jeśli kiedyś zechcesz sprawdzić, daj znać.
UsuńWielbię Riddicka od soboty :D Lubię, kiedy walczy z potworkami, a co do humoru - w poprzednich częściach też się zdarzał :) Mina Riddicka w ostatniej scenie "Kronik..." - coś bezcennego!
OdpowiedzUsuńMiło, że chłopina wreszcie będzie miała jakieś zwierzątko :)
Hihi:) W sumie racja! Cieszę się, że przyłączyłaś się do wielbienia. Trzeba go wielbić;)
UsuńA zwierzątko jest rozkoszne, zwłaszcza za szczeniaka!
Słyszałam wiele dobrego o tym filmie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!