Mitologia grecka, rzymska, słowiańska, czy skandynawska –
Gosiarella kocha je wszystkie. Siłą rzeczy najlepiej zna grecką, a najsłabiej
rodzimą słowiańską, bo tak właśnie zaprojektowany jest system oświaty w Polsce.
Przynajmniej wiemy, że patriotów nam w Ministerstwie Oświaty brakuje, ale to
temat na inny dzień. Kroniki Blackwell pokazują, jak pomocna bywa znajomość
własnych korzeni, a już całkowicie niezbędna bywa, gdy okazujesz się potomkiem
bogów.
Większość mieszkańców Blackwell to potomkowie nordyckich bogów,
walecznego Thora lub kłamliwego Lokiego. Synowie Thora posiadają część mocy po
swym boskim przodku oraz pielęgnują pamięć tradycje. Wiedzą, że zbliża się
Ragnarök, czyli opisywany przez wikingów
koniec świata. Tuż przed nim ma odbyć się walka Championa z rodu Thora z
wielkim wężem. Zaszczytny tytuł czempiona otrzymał Matt Thorsen, który musi
zebrać pozostałych Potomków Północy by stanąć do walki. W pierwszej kolejności
chłopak postanawia sprzymierzyć się z Fenem i Laurie, którzy w rzeczywistości są
potomkami Lokiego.
Potomkowie bogów, którzy teoretycznie są oswojeni ze swoim dziedzictwem i związaną z nim mocą, pewnego dnia dowiadują się, że muszę wcielić się w rolę swych przodków i wciąć udział w śmiertelnie niebezpiecznej walce, której wyniki przeważy losy całej ludzkości. To naprawdę bardzo fajny pomysł, obiecujący niebezpieczne wyzwania, misja ocalenia świata, czy niebezpieczne mitologiczne pułapki zastawione w naszej, pozornie pozbawionej magii rzeczywistości obiecują wielką przygodę. Niestety tu pojawia się pewien problem, a konkretnie dość młody wiek bohaterów. Uważam, że trzynastolatkowie są trochę za młodzi by autorki mogły wycisnąć pełen potencjał z tego pomysłu. Wystarczyłoby dodać im chociaż 2-3 lata, a możliwości były by znacznie większe. Tymczasem nasi bohaterowie są tak naprawdę dziećmi bawiącymi się w bogów, dlatego ciężko mi jednoznacznie określić, jak oceniam bohaterów. Nie pamiętam, jak to jest mieć 13 lat, ale wydaje mi się, że dzieciaki zachowują się adekwatnie do swojego wieku. Jedynie wydaje mi się, że powinni wyjść z ram standardowego myślenia. Może wtedy, tak jak i ja zastanawiali by się kim jest Laurie (przecież musiała mieć swój odpowiednik w mitologii) i czy aby na pewno to ona nie jest wybrańcem Lokiego.
Kroniki Blackwell przywodzą mi na myśl Akademię Mitu. Głównie za sprawą wojny bogów, tu nazwanej Ragnarök, zaś w serii Jennifer Estep określonej, jako wojna chaosu. W pierwszym i drugim przypadku bogowie łączą się by wspólnie stawić czoło hordzie zebranej pod przywództwem Lokiego. W obu przypadkach bogowie znajdują wśród ludzi swoich reprezentantów. Obie książki są zakończone wyjaśnieniem pewnych mitologicznych terminów i właściwie na tym podobieństwa się kończą. Historia jest wypełniona nawiązaniami do mitologii nordyckiej, którą znam dość wybiórczo, jednak od czasu do czasu miałam wrażenie, że znałam inną wersję danego mitu. Ciężko mi zweryfikować kto ma racje (ja, czy autorki),, ponieważ są to tak mało istotne szczegóły, że nawet przeglądane przeze mnie źródła są w tej kwestii sporne i raz podzielają moją opinie, by za moment przyznać racje amerykańskim autorkom. Niemniej trochę mnie dziwi pokrewna kwestia, czyli miejsce akcji. Nie do końca rozumiem, czemu potomkowie bogów czczonych przez Wikingów, mieliby tak tłumnie zamieszkiwać Dakotę Południową. Spodziewałabym się Danii, Norwegii, Szwecji lub Finlandii, czyli ogólnie krajów skandynawskich, a nie Stanów Zjednoczonych, które pozbawione własnych korzeni muszą się posiłkować cudzą tradycją. Przeniesienie akcji do USA zabiło klimat i to właśnie jest największy minus "Wilków Lokiego".
Podobał mi się styl i język, który jest barwny i plastyczny. Niemniej czasami opis wydawał mi się nieco chaotyczny, ale były to odosobnione przypadki. Historia przyjemna w odbiorze i na swój sposób wyjątkowo oryginalna, co jest dużym plusem. Czyta się łatwo i szybko. I choć wyżej wymienione minusy wpływają na całkowitą ocenę książki, to moim zdaniem nie odbijają się znacznie na przyjemności z jej czytania. Ogólnie miło spędza się przy niej czas, ale nie jest to książka, do której wrócę.
Ocena: -4/6
Podobał mi się styl i język, który jest barwny i plastyczny. Niemniej czasami opis wydawał mi się nieco chaotyczny, ale były to odosobnione przypadki. Historia przyjemna w odbiorze i na swój sposób wyjątkowo oryginalna, co jest dużym plusem. Czyta się łatwo i szybko. I choć wyżej wymienione minusy wpływają na całkowitą ocenę książki, to moim zdaniem nie odbijają się znacznie na przyjemności z jej czytania. Ogólnie miło spędza się przy niej czas, ale nie jest to książka, do której wrócę.
Ocena: -4/6
14 Komentarze
Jeżeli znajdę w bibliotece to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTo chyba dobry wybór ;)
UsuńMam ją w planach, mam nadzieję, że dojdzie do mnie w następnym tygodniu.
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu!
UsuńMoże kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam Kelley Armstrong, pomyślałam - łał. To MUSI być dobre. Trochę się zawiodłam, bo książka kompletnie do mnie nie przemówiła... Może to ze względu na to, że nie sama Kelley to pisała. A może powody były inne. Nie mam pojęcia. Dotychczas podobały mi się książki tej autorki.
OdpowiedzUsuńJa niestety nic innego jej autorstwa jeszcze nie czytałam, ale postaram się to nadrobić.
UsuńNo, szukałam własnie jakiejś porządnej recenzji tej książki, bo jestem nią zainteresowana, nareszcie znalazłam :D Hm, może jednak nie będę tego czytać, bo rzygam już tymi nordyckimi wierzeniami. Wyciekają mi nawet z kanalików łzowych. O właśnie, ten fragment o Stanach Zjednoczonych - tak bardzo prawdziwy.
OdpowiedzUsuńTo takie tragiczne, że mitologia słowiańska jest taka nieznana :c
"Porządnej recenzji" - Dzięki! You made my day! ;)
UsuńW sumie Lokiego wszędzie ostatnio pełno, ale jeśli masz coś dobrego, konkretnie o nordyckiej mitologii, możesz polecić.
Ogólnie dziwi mnie, że nie mamy dobrze rozpowszechnionej rodzimej tradycji w beletrystyce. Mitologia słowiańska może się przecież dobrze sprzedać, a i dzieje Polskich Królów aż się proszą o sfabularyzowanie. Anglia ciągnie na Tudorach, a my milczymy o Jagiellonach, którzy mieli niekiedy jeszcze dziwniejsze akcje. Wstyd i hańba!
Dalego ta książka kojarzy mi się z serią Percy Jacksonie tylko w takiej bardziej Skandynawskiej wersji? :D
OdpowiedzUsuńDobrze mi się kojarzy? Bo jeśli tak to czuję się jakby troszkę zaciekawiona :P
Wiesz, nie czytałam serii o Percym Jacksonie (oglądałam jakiś czas temu 1 część), ale trochę też mi się tak kojarzy. Co prawda nie ta mitologia, ale wiek bohaterów chyba podobny?
UsuńMuszę się w końcu wziąć za tą serię.
recenzję przeczytałam z zaciekawieniem, ale książka chyba nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńLubię Skandynawię, lubię mitologię, więc to chyba coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno z tymi Stanami :D To tak jakby potomkowie bóstw afrykańskich zamieszkiwali powiedzmy Islandię
Co do kwestii historycznych - naprawdę nie mam pojęcia, czemu jakiś znający się na rzeczy Polak, nie podejmie się tego zadania. Przecież Polacy tak naprawdę bardzo mało wiedzą o swojej historii
Doskonałe porównanie ;) Naprawdę nie ogarniam, dlaczego wszystko musi być takie zamerykanizowane!
UsuńCo do problemu, to również się zgadzam. Naprawdę chciałabym przeczytać np. o Jagiellonach opisanych w taki sposób, w jaki P. Gregory opisała Tudorów!