Za chwilę przeczytacie jeden z nielicznych tekstów, który Gosiarella już opublikowała w internetach, choć pewnie dopiero teraz czytacie go po raz pierwszy. Gosiarella postanowiła trzymać wszystkie swoje teksty (w odrobinę poprawionej formie) w jednym miejscu (tak tutaj!), dlatego możecie się przygotować, że od czas do czasu pojawi się tekst „od czapy”. Poniższy powstał kilka dni po tym, gdy przez Kraków przemknęła informacja o zamknięciu Salonu Empik na Rynku, czyli pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Uwaga, będzie trochę wspominkowy!
Po 12 latach, w czasie których Empik wsiąkał w krakowski klimat, jego miejsce zajął sklep z ubraniami – Zara. Teoretycznie to nic niezwykłego, przecież sklepy są zamykane co chwilę, a ich miejsca zajmują inne. Poza tym to przecież nie jedyny salon tej firmy w Krakowie, więc czemu ktokolwiek miałby się tym przejąć? Przecież nie jest to poważny cios dla kultury, bo i dlaczego miałby nim być? Na płycie są inne księgarnie, w dodatku niemal na każdej ulicy, odchodzącej z płyty głównej, znajduje się księgarnia. Na dobrą sprawę Empik to księgarnia, jak każda inna. Oczywiście Gosiarella, jak chyba każdy Krakus, często umawiała się ze znajomymi pod Empikiem, ale miejsce spotkań da się przecież zastąpić. Ciężko będzie wyjaśnić, dlaczego ta informacja tak Gosiarellę poruszyła. W sumie nie jest nawet wielką fanką tej firmy. Nie można powiedzieć, że nie kupuje tam książek, bo to by było kłamstwo, ale częściej kupuje w innych miejscach. Z Empikiem na Rynku łączy ją jednak długa historia, którą zamierza Wam pokrótce opowiedzieć ( i to w pierwszej osobie!).


Gdy akurat nie siedziałam w empikowskiej kawiarni, przechadzałam się po trzech piętrach wypełnionych książkami. Wśród licznych regałów udało mi się znaleźć wiele perełek, które nie były dobrze wypromowane w mediach, więc w normalnych okolicznościach zapewne nigdy bym na nie nie trafiła. Z kolei J. częściej przeglądała plotkarskie gazety i studiowała innych stałych bywalców tego miejsca. Możecie Was to zdziwić, ale wiele osób pojawiało się tam regularnie. Pamiętam kobietę, która była zaprzyjaźniona z niemal każdym pracownikiem tej księgarni. Bodajże w piątki pojawiał się Polak i Azjatka, która w języku angielskim uczyła go swojego języka. Swoją drogą ciekawie to wyglądało. Był jeszcze uroczy pan, który wiecznie nosił na głowie kapelusz z ogromny piórem. Do tej pory widuję go czasem na mieście i uśmiecham się pod nosem. Czasami zastanawiałam się nad ich historią, bo nie da się przebywać tyle czasu w jednym miejscu, całkowicie ignorując otoczenie.
Zastanawiam się, czy równie mocno ceniłabym to miejsce, gdyby nie było już zamknięte?
P.S. Przyznajcie się grzecznie, czy macie lub mieliście miejsce, które darzycie sentymentem lub już samym istnieniem jakoś Was zmieniło?
Gosiarella