To tu, to tam słyszy się opinie, że blogerzy książkowi/kulturalni/popkulturalni mają misję promowania czytelnictwa, więc w złym guście jest negatywne wypowiadanie się o książkach. Wszystko pięknie ładnie, ale co ja poradzę, że niektóre tytuły są tak gów… złe, że nadają się już tylko na przerobienie na papier toaletowy, a ich wydawcy powinni przepraszać ludzkość za zmarnowanie drzew na ich produkcję? Ponadto wydaje mi się, że jeśli ktoś, kto ma stereotypowe wyobrażenie o czytaniu (tzn. że wszystkie książki męczą, jak czytanie lektur szkolnych) trafi na beznadziejną powieść to więcej po żadną książkę nie sięgnie. Z tych powodów zamieszczę listę 5 tytułów, które mnie skrzywdziły, a ich autorzy powinni przeprosić wydawców i czytelników za ich popełnienie.
1. Wendy Alec - Upadek Lucyfera
To zdecydowanie moje największe rozczarowanie i to wcale nie dlatego, że jest to najgorsza książka, jaką w życiu czytałam (to jest zarezerwowane dla Mrocznego księcia), ale dlatego, że najdłużej na nią polowałam. Tytuł brzmiał rewelacyjnie i ogólnie ciekawią mnie różne motywy powiązane z aniołami i upadkiem największego z nich. Wszechświat chciał mnie przed tym tytułem ochronić przed dobre dwa lata nie mogłam jej nigdzie kupić. Szkoda, że nie wzięłam tego znaku do serca i w końcu wyszperałam ją w jakiś antykwariacie. Możecie przeczytać moją opinię o tym czymś (klik), a leniuszkom zacytuję najlepszy fragment:
1. Wendy Alec - Upadek Lucyfera
To zdecydowanie moje największe rozczarowanie i to wcale nie dlatego, że jest to najgorsza książka, jaką w życiu czytałam (to jest zarezerwowane dla Mrocznego księcia), ale dlatego, że najdłużej na nią polowałam. Tytuł brzmiał rewelacyjnie i ogólnie ciekawią mnie różne motywy powiązane z aniołami i upadkiem największego z nich. Wszechświat chciał mnie przed tym tytułem ochronić przed dobre dwa lata nie mogłam jej nigdzie kupić. Szkoda, że nie wzięłam tego znaku do serca i w końcu wyszperałam ją w jakiś antykwariacie. Możecie przeczytać moją opinię o tym czymś (klik), a leniuszkom zacytuję najlepszy fragment:
Styl debiutującej pisarki jest męczący. Nie mogłam już zdzierżyć opisywania, nic nieznaczących detali w tak drobiazgowy sposób, a co dopiero powtarzania niemal tego samego co rozdział. Nieustannie powtarzające się opisy krajobrazów, wyglądu postaci, masa barwnych epitetów, morały i wychwalanie wszystkiego męczyły mnie niemiłosiernie.
Podsumowując, książka jest absolutnie beznadziejna. Właściwie książka ma tak wiele wad, że trudno je wszystkie zawrzeć w jednej recenzji. NIE CZYTAJCIE JEJ! Sama się sobie dziwię, że ją ukończyłam. Jeśli, ktokolwiek z wam po przeczytaniu tej recenzji dalej będzie chciał nabyć tą pozycję niech zrobi dla mnie jedno: otworzy na jakiejkolwiek stronie i przeczyta jedno zdanie - to w zupełności wystarczy, abyście poszli po rozum do głowy. Nie polecam jej nikomu!
Naprawdę dziwię się, że można tak spartolić taki temat. Książki o Lucku powinny powalać na kolana, albo przynajmniej ciekawić. Jeśli przeszła Wam przez głowę myśl by pchać się w taką tematykę to polecam dobrą książkę Victorii Gische - Lucyfer. Moja historia. Noż kurcze! Nawet reklama Axe jest lepsza od tego!
2. Patricia Schröder - Morza szept
Oto książka, która zainspirowała mnie do stworzenia tego zestawienia! Zobaczyłam gdzieś ostatnio jej okładkę i pomyślałam „No nie! Nie! Nie! Ta okładka jest taka ładna. Biedni nieświadomi ludzie mogą sobie zrobić krzywdę jej zawartością. Tak nie może być – trzeba coś z tym zrobić”. Widzicie: Gosiarella to jednak altruistka! Chociaż pewnie wyd. Dreams od teraz zawiesi sobie w biurze moje zdjęcie i będzie w nie rzucać nożami/rzutkami – jeśli można prosić to nie po oczach! Wróćmy jednak to tej pięknie wydanej padaki. Jestem przekonana, że część czytelników nie zgodzi się z moją oceną tego zabójcy biednych drzewek, ale wcale nie muszą. Chce mieć czyste sumienie, więc zacytuje Wam moją opinię zamieszczoną chyba po tygodniu po przeczytaniu „książki”:
2. Patricia Schröder - Morza szept
Oto książka, która zainspirowała mnie do stworzenia tego zestawienia! Zobaczyłam gdzieś ostatnio jej okładkę i pomyślałam „No nie! Nie! Nie! Ta okładka jest taka ładna. Biedni nieświadomi ludzie mogą sobie zrobić krzywdę jej zawartością. Tak nie może być – trzeba coś z tym zrobić”. Widzicie: Gosiarella to jednak altruistka! Chociaż pewnie wyd. Dreams od teraz zawiesi sobie w biurze moje zdjęcie i będzie w nie rzucać nożami/rzutkami – jeśli można prosić to nie po oczach! Wróćmy jednak to tej pięknie wydanej padaki. Jestem przekonana, że część czytelników nie zgodzi się z moją oceną tego zabójcy biednych drzewek, ale wcale nie muszą. Chce mieć czyste sumienie, więc zacytuje Wam moją opinię zamieszczoną chyba po tygodniu po przeczytaniu „książki”:
"Morza szept" nie został wydany w języku polskim, a co najwyżej pseudopolskim. Ja tu nawet nie mówię o błędach stylistycznych, tylko o poprzestawianym szyku zdań. Wyrazy wyrastają w miejscach, w których kompletnie bym się ich nie spodziewała. Język potoczny miesza się z wymyślnym. Innymi słowy pomieszanie z poplątaniem, co przypominało mi bardzo tekst z translatora. Nie wierzycie i chcecie przykładów? Ależ proszę bardzo: "Po tym wszystkim , co przeżyłam tego dnia, nie powinnam była jeszcze koniecznie jej wysłuchać" (str. 82), czy też "weszłam krok na balkon", a takimi językiem niemal cała książka jest napisana. Nie wiem, czy to jest wina autorki, czy też tłumaczki, ale moim skromnym zdaniem "Morza szept" powinien przejść porządną korektę. Przez pierwsze 100 stron tak mnie to irytowało, że nie mogłam się skupić na treści. Później starałam się ze wszystkich sił ten dziwny styl ignorować przez co zaczęłam zauważać, jak niedorzeczna jest sama książka, a jej bohaterowie... cóż aż słów brakuje.
Nie jestem do końca pewna, jak opisać wam postacie stworzone przez Patricie Schröder. Z całą pewnością są infantylni, a ich zachowania niedorzeczne i absurdalne. Rozumiem, że bohaterowie mają naście lat, ale dajcie spokój! Sama stosunkowo niedawno byłam nastolatką i pamiętam, że to, że ktoś jest młody nie znaczy od razu, że nie potrafi zachowywać się racjonalnie! Łatwiej będzie to wyjaśnić na konkretnych przykładach. Elodie jest główną bohaterką, pogrążona w żałobie po straciła ojca (czego nie da się odczuć), wylądowała w obcym miejscu, wśród ludzi, których nie zna, a dodatkowo ze wszystkich stron jest otoczona żywiołem, który ją przeraża. Jest niezdarna, niezdecydowana, zapominalska, a wręcz ciapowata, bo nawet śniadanie stanowi dla niej nie lada problem. Czy do takiej dziewczyny pasuje przeprawianie się przez wodę, na drugi brzeg, tylko po to by szukać wskazówek dotyczących morderstwa dziewczyny, którą widziała dwa razy na oczy? Nie wykluczam, że głos w jej głowie kazał jej to zrobić. A tak! Bo widzicie, Elodie słyszy w głowie głos swojej najlepszej przyjaciółki, ale przecież to całkiem normalne, prawda? Dobrze, więc nasza główna bohaterka jest infantylną nastolatką z zaburzeniami słuchowymi i psychozą, ale może postacie drugoplanowe są lepiej skonstruowane (Nie, nie są). (...)
Najlepiej będzie, gdy przeczytacie całość (klik), bo z pewnością dzięki temu zrozumiecie ogrom niedorzeczności. Ogólnie dno i wodorosty.
3. Christine Feehan - Mroczny książę
Tak, to zdecydowanie najgorszy twór ludzki na jaki trafiłam, wolałabym być pożarta żywcem przez hordę żywych trupów, niż siedzieć przywiązana do krzesła, gdy ktoś czyta mi całą nieszczęsną serię (poważnie tego jest wiele tomów) pani grafomanki Feehan. Wiecie co jest najzabawniejsze? Sięgnęłam po to coś, bo znalazłam ją na blogerskiej liście największych czytelniczych porażek (#masochizmniekontrolowany). Niestety pisałam o niej w czasach, gdy nie potrafiłam sprawnie przelewać swojego jadu na klawiaturę – a szkoda. Z tego powodu cytatu nie będzie, a teraz nie chce mi się nawet o niej pisać, bo to jak przeżywanie tego horroru wciąż na nowo …brrrr… zaufajcie różowej blogerce i trzymajcie się od tego gniota z daleka!
3. Christine Feehan - Mroczny książę
Tak, to zdecydowanie najgorszy twór ludzki na jaki trafiłam, wolałabym być pożarta żywcem przez hordę żywych trupów, niż siedzieć przywiązana do krzesła, gdy ktoś czyta mi całą nieszczęsną serię (poważnie tego jest wiele tomów) pani grafomanki Feehan. Wiecie co jest najzabawniejsze? Sięgnęłam po to coś, bo znalazłam ją na blogerskiej liście największych czytelniczych porażek (#masochizmniekontrolowany). Niestety pisałam o niej w czasach, gdy nie potrafiłam sprawnie przelewać swojego jadu na klawiaturę – a szkoda. Z tego powodu cytatu nie będzie, a teraz nie chce mi się nawet o niej pisać, bo to jak przeżywanie tego horroru wciąż na nowo …brrrr… zaufajcie różowej blogerce i trzymajcie się od tego gniota z daleka!
4. Monroe Lee - Mroczne Serce. Przeznaczeni
Kolejna ładna okładka i paskudne wnętrze. Czasami zastanawiam się, czy osoby odpowiedzialne za podejmowanie decyzji co wydać, a czego nie wydawać, czytają w ogóle zaakceptowane pozycje? A jeśli tak to czy naprawdę aż tak nienawidzą swoich klientów?! Jest tyle dobrych książek, których kontynuacje nie zostały przetłumaczone na j. polski (np. Dobrani i Przyrzeczeni), a my musimy użerać się z takim tałatajstwem. Skandal! Ogólnie poniższy cytat jest wszystkim co mam do powiedzenia w temacie „dlaczego tego nie czytać”, :
5. Abigail Gibbs - Mroczna Bohaterka: Kolacja z wampirem
Zaczynam nabierać pewności, że wszystkie książki z odmianą słowa „mroczny” w tytule, należy omijać szerokim łukiem. Może wydawcy tak zakodowali ostrzeżenie dla czytelników? Może ktoś nad nimi zmusza ich do wydania tego badziewia, a oni nie chcą być okrutnikami i wykorzystują ten kod do przekazania tajnej wiadomości? Mam taką nadzieję i będę się tego trzymać. Wam też radzę. A tymczasem wyjaśnię co jest nie tak (wszystko!) z „Mroczną bohaterką”:
Kolejna ładna okładka i paskudne wnętrze. Czasami zastanawiam się, czy osoby odpowiedzialne za podejmowanie decyzji co wydać, a czego nie wydawać, czytają w ogóle zaakceptowane pozycje? A jeśli tak to czy naprawdę aż tak nienawidzą swoich klientów?! Jest tyle dobrych książek, których kontynuacje nie zostały przetłumaczone na j. polski (np. Dobrani i Przyrzeczeni), a my musimy użerać się z takim tałatajstwem. Skandal! Ogólnie poniższy cytat jest wszystkim co mam do powiedzenia w temacie „dlaczego tego nie czytać”, :
Jane jest chyba najbardziej bezbarwną postacią, jaka została wykreowana przez ludzki umysł. Nie jest odważna, ani bystra, ani zabawna, ani towarzyska, ani nawet interesująca. Z drugiej strony nie jest też wredna, szalona, ani głupia. Ona po prostu jest mdła. Luca jest niemal równie nieciekawy, jak ona, z tą tylko różnicą, że gdy oni czytam myślę, że to pięciolatek. Evan nawet nie mógł się zdecydować, jaki jest, bo przy każdej sytuacji jego reakcje były sprzeczne z poprzednimi. Ośmielę się napisać, że nie spotkałam się jeszcze z równie nieprzemyślanymi i niedopracowanymi postaciami, a do tego ich reakcje były równie intensywne i żywiołowe, jak oni sami. Pozwolę sobie przytoczyć pewną sytuację. Wyobraźcie sobie, że jedziecie autem z ojcem i niestety macie wypadek na odludziu. Jesteś cała, jednak twój ojciec jest nieprzytomny i zakrwawiony. Co robisz? Nasza główna bohaterka w tej sytuacji w pierwszej kolejności postanowiła otworzyć sobie okno, aby się schłodzić i patrzeć na piękny księżyc na niebie. Po pewnym czasie nie przyszedł jej żaden sensowny pomysł do głowy, więc zamknęła oczy i wyobrażała sobie, że wszystko jest już za nią i jest dobrze. To się nazywa opanowanie. Co z tego, że ojciec schodzi na siedzeniu obok, skoro można zamknąć oczy i sobie pomarzyć. A teraz najlepsze: autorka postanowiła ją za to nagrodzić i zaraz po zamknięciu i otwarciu oczu pojawiła się w szpitalu. Nie mogłam w to uwierzyć, więc ten fragment musiałam przeczytać parę razy, żeby się upewnić. Dzieci, które sięgną po tą książkę już będą wiedzieć, jak pomóc ofiarą wypadków drogowych. Zapewniam was, że podobne reakcje towarzyszyły bohaterom niemal na każdym kroku. W końcu, co w tym dziwnego, że socjopata ogarnięty żądzą zemsty, który planował morderstwa od lat i jest o krok od ich realizacji, postanawia odpuścić je sobie tylko dlatego, że nagi chłopak obala słuszność jego argumentów? Przecież to wcale nie jest nie logiczne.
5. Abigail Gibbs - Mroczna Bohaterka: Kolacja z wampirem
Zaczynam nabierać pewności, że wszystkie książki z odmianą słowa „mroczny” w tytule, należy omijać szerokim łukiem. Może wydawcy tak zakodowali ostrzeżenie dla czytelników? Może ktoś nad nimi zmusza ich do wydania tego badziewia, a oni nie chcą być okrutnikami i wykorzystują ten kod do przekazania tajnej wiadomości? Mam taką nadzieję i będę się tego trzymać. Wam też radzę. A tymczasem wyjaśnię co jest nie tak (wszystko!) z „Mroczną bohaterką”:
Czytając „Mroczną bohaterkę” zastanawiałam się co do diabła jest nie tak ze współczesnymi kobietami, czy to autorkami, które piszą takie brednie, czy to z czytelniczkami, które się nimi zachwycają. Może jestem staromodną romantyczką, bo wierzę, że kobiecie należy się szacunek, a mężczyzna, którego pokocha powinien ją wspierać, dbać o nią i chronić przed całym światem. Jak widać współczesne kobiety wolą robić maślane oczy do marnych namiastek mężczyzn, które je biją, poniewierają nimi, zadają ból fizyczny i psychiczny. Drogie Panie gratuluję gustu! Ciekawa jestem, czy w prawdziwym życiu też stawiacie wyżej damskich bokserów, zamiast prawdziwych dżentelmenów. Z językiem powieści również mam pewien problem.
Styl bywa od czasu do czasu lekki by znienacka stać się całkowicie toporny i kompletnie uniemożliwić zrozumienie tego, co właściwie się dzieje, za nic przy tym mając moje prośby i groźby. (...) Z pewnością domyślacie się, że książka nie przypadła mi do gustu. Po przeczytaniu stu (z ponad pięciuset) stron zrozumiałam, że „tego” (książką nazwać tego nie mogę) nie da się czytać. Ze złości na niedorzeczność bohaterów i ich przygód zaczęłam w pewnym momencie wywracać oczami i prychać ze złości. Do tego stopnia niedorzecznej książki już od dawna nie miałam w rękach, dlatego powiem krótko: nie polecam!

Ps2. Z premedytacją nie opublikowałam okładek. Bałam się, że mogłyby Was prześladować w księgarni i jeszcze przez przypadek zrobilibyście sobie krzywdę. Nie ma za co!