
W stronę Ziemi leci ogromna asteroida, która może rozbić naszą planetę w drobny mak. Nie zliczę, jak wiele książek, czy filmów wykorzystywało ten motyw. Groźba ogólnoświatowej zagłady, której zapobiec może tylko garstka ludzi lub jedna osoba. To takie oklepane. Podejrzewam, że podobnie myślała Katarzyna Berenika Miszczuk, gdy postanowiła napisać „Gwiezdnego Wojownika”, którego bez wahania mogę nazwać parodią powieści o misji ratunkowej.
Wyobraźcie sobie statek kosmiczny, ale nie jakiś nowoczesny i sprawny, lecz największego grata z przestarzałą technologią i Zygmuntem – komputerem pokładowym, który bardziej interesuje się pogaduszkami z członkami załogi, niż pilotowaniem statku. Podejrzewam, że Wasze wyobrażenie dalej jest zbyt dobre, dlatego dodam, że ma on zepsutą toaletę, a głównemu mechanikowi zostaje dużo (za dużo!) śrubek. Teraz przejdźmy do przeglądu załogi. Komandor jest stereotypowym Polakiem z kanistrem podejrzanej wódki, przyczajonej w najdziwniejszych miejscach na pokładzie. Mechanik o wątpliwej higienie osobistej i olbrzymiej posturze, który nie do końca wierzy w mocowanie śrubami (skąd ja to znam?). Do tego dochodzi pesymistyczny doktor Strzykawka, brzydka, jak noc listopadowa, niemiecka pani naukowiec z zamiłowaniem do pająków, seksowna pani strzelec oraz przystojny nawigator, w którym drzemie hiszpańska krew. To właśnie Ci ludzi mają przemierzyć galaktykę, w kosmicznym złomie, nazwanym dumnie „Gwiezdnym Wojownikiem”, a dodatkowo uratować świat. No tak… ktoś chyba wyraźnie pragnie zniszczenia rodzimej planety.
Pierwsze co mnie zaskoczyło to zmiana stylu Miszczuk. Narracja jest trzecioosobowa, co strasznie mnie zawiodło i nie pozwoliło zżyć się z bohaterami powieści. Jestem zwolenniczką historii opisywanych z perspektywy pierwszoosobowej, ale zazwyczaj aż tak na to nie marudzę. Tym razem narzekam głównie dlatego, że naprawdę lubię, gdy ta konkretna autorka pisze w pierwszej osobie. Zmieniła się jeszcze jedna rzecz, ale uznaję to bardziej za ewolucje. Chodzi mi o poczucie humoru, które zawsze było dość ironiczne, teraz mamy tu znacznie więcej sarkazmu i złośliwości, co, jeśli mam być szczera, bardzo mi odpowiada. Niemniej taki humor trzeba lubić, a skoro Polacy są z natury dość złośliwym narodem to jestem przekonana, że większości się spodoba.
Bardzo podobała mi się absurdalność tej książki, jej bohaterów, ich misji i świata, a raczej wszechświata, w którym żyją. Często przy pewnych steretypowych problemach, cisnął mi się na usta nieprzyjemny komentarz, którego nawet nie musiałam zapisywać (by Wam go przedstawić), ponieważ autorka mnie wyręczyła wstawiając go do swojej książki. Przez to mam wrażenie, że „Gwiezdny Wojownik” został spisany specjalnie dla mnie i ludzi o podobnym poziomie złośliwości.
Jeśli znacie już twórczość Katarzyny B. Miszczuk, pewnie jesteście ciekawi, jak GW ma się do jej poprzednich książek. Na szczęście nie ma nic wspólnego z „Drugą szansą”, która mimo, że nie była całkiem zła, to jednak nie do końca mi podeszła. Bliżej mu do trylogii „Ja, diablica”, chociaż ona jest bardziej skierowana do kobiet, a GW pewnie nawet nie leżało obok literatury kobiecej. Mają za to podobny humor i klimat, chociaż jak już wspominałam najnowsza powieść Miszczuk jest znacznie bardziej absurdalna. Gosiarella poleca!
Ps. Znacie już twórczość p. Miszczuk? Jeśli tak to, która powieść najbardziej przypadła Wam do gustu?
Ps2. Asteroida zmierza w kierunku Ziemi... - jakie filmy i książki z tym motywem kojarzycie?
„Kilkadziesiąt lat temu, tuż po Wielkiej Wojnie Religijnej, ludzkość opanowała szaleńcza moda na życie w kosmosie. Mogło mieć to związek ze zniszczeniem siedemdziesięciu ośmiu procent powierzchni planety, jednak do dzisiaj psycholodzy i naukowcy się spierają.”
Wyobraźcie sobie statek kosmiczny, ale nie jakiś nowoczesny i sprawny, lecz największego grata z przestarzałą technologią i Zygmuntem – komputerem pokładowym, który bardziej interesuje się pogaduszkami z członkami załogi, niż pilotowaniem statku. Podejrzewam, że Wasze wyobrażenie dalej jest zbyt dobre, dlatego dodam, że ma on zepsutą toaletę, a głównemu mechanikowi zostaje dużo (za dużo!) śrubek. Teraz przejdźmy do przeglądu załogi. Komandor jest stereotypowym Polakiem z kanistrem podejrzanej wódki, przyczajonej w najdziwniejszych miejscach na pokładzie. Mechanik o wątpliwej higienie osobistej i olbrzymiej posturze, który nie do końca wierzy w mocowanie śrubami (skąd ja to znam?). Do tego dochodzi pesymistyczny doktor Strzykawka, brzydka, jak noc listopadowa, niemiecka pani naukowiec z zamiłowaniem do pająków, seksowna pani strzelec oraz przystojny nawigator, w którym drzemie hiszpańska krew. To właśnie Ci ludzi mają przemierzyć galaktykę, w kosmicznym złomie, nazwanym dumnie „Gwiezdnym Wojownikiem”, a dodatkowo uratować świat. No tak… ktoś chyba wyraźnie pragnie zniszczenia rodzimej planety.

Bardzo podobała mi się absurdalność tej książki, jej bohaterów, ich misji i świata, a raczej wszechświata, w którym żyją. Często przy pewnych steretypowych problemach, cisnął mi się na usta nieprzyjemny komentarz, którego nawet nie musiałam zapisywać (by Wam go przedstawić), ponieważ autorka mnie wyręczyła wstawiając go do swojej książki. Przez to mam wrażenie, że „Gwiezdny Wojownik” został spisany specjalnie dla mnie i ludzi o podobnym poziomie złośliwości.
Jeśli znacie już twórczość Katarzyny B. Miszczuk, pewnie jesteście ciekawi, jak GW ma się do jej poprzednich książek. Na szczęście nie ma nic wspólnego z „Drugą szansą”, która mimo, że nie była całkiem zła, to jednak nie do końca mi podeszła. Bliżej mu do trylogii „Ja, diablica”, chociaż ona jest bardziej skierowana do kobiet, a GW pewnie nawet nie leżało obok literatury kobiecej. Mają za to podobny humor i klimat, chociaż jak już wspominałam najnowsza powieść Miszczuk jest znacznie bardziej absurdalna. Gosiarella poleca!
Ps. Znacie już twórczość p. Miszczuk? Jeśli tak to, która powieść najbardziej przypadła Wam do gustu?
