Wyobraźmy sobie, że pewnego, nie tak pięknego dnia nasz region dotyka katastrofa. Ogólnie, jak to często mówi moja przeglądarka: Nie dobrze. Postawmy sprawę jasno: większość z nas nie jest jak Bear Grylls. Nie jesteśmy nawet, jak MacGyver, a przeżyć trzeba. Może lepiej zawczasu się przygotować na każdą ewentualność? Podręczników przetrwania jest całe multum, jednak dziś zaprezentuję Wam dwa, które w zupełności wystarczą.
Max Brooks – Zombie Survival: Podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów.
Epidemia zombie jest tylko jedną z wielu możliwych (lub mniej możliwych) scenariuszy zagłady. Skoro Dowództwo Strategiczne Wojsk USA ma przygotowany plan na wypadek Z-apokalipsy to Wy też powinniście go mieć. Gosiarella swój ma, ale według Brooksa i tak zjedzą mnie trupy, ale do tego wrócimy. Max Brooks napisał swój poradnik w bardzo specyficzny sposób, ponieważ przedstawił wszystko tak, jakby wirus solanum (ten, który robi zombie z trupa) już szalał po świecie, a zombie stanowiły takie samo zagrożenie, jak powodzie czy tornada. Na samym początku rozkłada nam zombiaczki na czynniki pierwsze tzn. wyjaśnia, jakie cechy fizyczne i wzorce zachowań prezentują. Na swój pokrętny sposób stara się oddzielić fakty od mitów (seriously? Nawet ja nie mam tak nierówno), przestrzega, że zombiaki nie mają uczuć, a uśmiercić je może jedynie rozłupanie mózgu.
Gdy czytelnik pozna elementarną wiedze o zombie, musi wyedukować się z zakresu odpowiedniej broni. Jak wiadomo w Polsce dostęp do broni palnej nie jest tak łatwy, jak w Stanach Zjednoczonych, ale nie martwcie się, bo znajdziecie dużo narzędzi, które również uśmiercą potworka na dobre, a przy tym najprawdopodobniej znajdziecie je w swoim domu (np. siekiera, maczeta, łom). Dobrze, skoro poznaliście już swojego przeciwnika oraz zabójcze zabaweczki to czas najwyższy by przerobić trzy podstawowe scenariusze ludzkich zachowań: 1. Obrona 2. Ucieczka 3. Atak. Cała trójka jest bardzo przydatna, jednak należy pamiętać, że ich głównym założeniem jest wybuch lokalnej epidemii, a nie ogólnoświatowej apokalipsy. Innymi słowy autor wykładał swoją wiedzę, wierząc, że ktoś może przyjść Wam z pomocą, a bunt zmarłych w końcu dobiegnie końca. Dopiero ostatni rozdział bierze pod uwagę totalną rozwałkę, którą amerykańskie filmy prezentują nam w filmach klasy B.
Niestety, gdy w trakcie czytania tych rozdziałów zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś poważnie jest ze mną nie tak. Zapytacie dlaczego (pewnie większość z Was wcale nie musi pytać)? Po pierwsze dlatego, że większość informacji miałam już wcześniej przyswojone, a po drugie dlatego, że okazało się, że moje szanse na przeżycie są minimalne. Zwyczajnie samo przeżycie Z-apokalipsy nie jest dla mnie celem nadrzędnym. No dobra, może i jest, ale tylko wtedy, gdy wszyscy moi bliscy będą mi towarzyszyć (żywi!). Brooks namawia by znaleźć przydatnych ludzi, którzy np. dobrze sobie radzą z bronią, albo są lekarzami. W dodatku kontakt z innymi ocalałymi jest wykluczony, bo mogą być psychopatami. Brzmi rozsądnie, ale okrutnie, zwłaszcza przy opcji „Ucieczka”. I tu się pojawia mój kolejny problem. Wolałabym zostać w domu, najbliższej bazie wojskowej lub zadomowić się w jakimś domku na peryferiach, a nie uciekać w bezludne rejony tylko po to by bunkrować się tam przez dwadzieścia lat, zwłaszcza, że pierwsze zombiaczki powinny całkiem zgnić po 5 latach od przemiany.
Cody Lundin - Gdy rozpęta się piekło: Poradnik Survivalowy na czas kataklizmu.
Ta pozycja jest znacznie ważniejsza niż poprzednia. Przede wszystkim dlatego, że dzięki niej zdobędziecie wiedzę potrzebną do przeżycia nie tylko w czasie Z-apokalipsy, ale każdej katastrowy, która może nastąpić. Nie ma tu nic o zabijaniu, chyba, że w celu zdobycia pożywienia.
To jest chyba najlepszy poradnik, jaki dane było mi przeczytać, ale z drugiej strony nie przeczytałam ich wiele. Pięknie wydany, uzupełniony obrazkami, ważniejsze treści są odpowiednio oznaczone, a do tego pojawia się mnóstwo anegdot. Najfajniejsze jest to, że Lundin, podobnie, jak Brooks, nie traktuje Cię, jak wariata, a wręcz pogłębia Twoją wiarę w nadejście totalnej katastrofy, która można przeżyć dzięki wszystkim zawartym tipom (wyczuwanie mój pozytywny sarkazm, czy muszę się bardziej postarać? Nie, no dobra książka jest fajna). Pamiętacie, gdy piałam o moim planie wybudowania domu (czyt. willi), który będzie samowystarczalny tj. będzie utrzymywał optymalną temperaturę, będzie zasilany energią słoneczną i posiadał własne źródło pozyskiwania wody (czyt. Gosiarellowa lista rzeczy do zrobienia przed Zombie Apokalipsą)? Ten pomysł podkradłam właśnie z tej książki. Dowiedziałam się również, jak znaleźć idealne schronienie, pozyskiwać wodę, walczyć z głodem, a nawet jak prawidłowo się wypróżniać w warunkach polowych - seriously!
Ciężko streścić wiedzę zawartą w „Gdy rozpęta …”, bo jest tego za dużo. Większość informacji już nawet nie pamiętam (to chyba nie dobrze?), jednak zostało kilka sztuczek na miarę MacGyvera np. jak zrobić lampę z puszki po tuńczyku (wolę świeczki o aromacie wanilii, ale cóż zrobić). Niestety do tej pory nie wiem, jak zrobić helikopter z gumy do żucia i kilku patyków, ale to kwestia czasu. Ogólnie, jak już wcześniej pisałam, ta książka jest niezwykle cenna, jeśli chcecie przeżyć kataklizmy.
Musze być z Wami jednak do końca szczera, na nic Wam się zdadzą powyższe poradniki, jeśli na samym początku apokalipsy walnie w Was meteoryt albo zostaniecie pierwszymi zombiakami w historii świata. Sorry, takie życie. Jeśli jednak uda Wam się przeżyć to poza radami zawartymi w „Zombie survival” i „Gdy rozpęta się piekło”, pasowałoby mieć pod ręką jakąś książeczkę, która najlepiej dzięki dokładnym rysunkom, pomoże odróżnić jadalne rośliny od jakiś wilczych jagód. Sama czaję się na Passport to Survival, polecany przez Lundina (książka kucharska, w której składnikami potraw są tylko 4 produkty spożywcze: pszenica, mleko w proszku, miód i sól).
Ps. Jeśli ktoś czytał „Zombie Survival” niech da znać czy ma szanse przetrwać w świecie opanowanym przez zombie.
Ps2. Spokojnie, powoli kończymy tematy Z-apokalipsy by uczyć się, jak zostać superbohaterem! Właściwie samo bycie superbohaterem powinno wystarczyć do przeżycia apokalipsy, prawda?
Max Brooks – Zombie Survival: Podręcznik technik obrony przed atakiem żywych trupów.
Epidemia zombie jest tylko jedną z wielu możliwych (lub mniej możliwych) scenariuszy zagłady. Skoro Dowództwo Strategiczne Wojsk USA ma przygotowany plan na wypadek Z-apokalipsy to Wy też powinniście go mieć. Gosiarella swój ma, ale według Brooksa i tak zjedzą mnie trupy, ale do tego wrócimy. Max Brooks napisał swój poradnik w bardzo specyficzny sposób, ponieważ przedstawił wszystko tak, jakby wirus solanum (ten, który robi zombie z trupa) już szalał po świecie, a zombie stanowiły takie samo zagrożenie, jak powodzie czy tornada. Na samym początku rozkłada nam zombiaczki na czynniki pierwsze tzn. wyjaśnia, jakie cechy fizyczne i wzorce zachowań prezentują. Na swój pokrętny sposób stara się oddzielić fakty od mitów (seriously? Nawet ja nie mam tak nierówno), przestrzega, że zombiaki nie mają uczuć, a uśmiercić je może jedynie rozłupanie mózgu.
Gdy czytelnik pozna elementarną wiedze o zombie, musi wyedukować się z zakresu odpowiedniej broni. Jak wiadomo w Polsce dostęp do broni palnej nie jest tak łatwy, jak w Stanach Zjednoczonych, ale nie martwcie się, bo znajdziecie dużo narzędzi, które również uśmiercą potworka na dobre, a przy tym najprawdopodobniej znajdziecie je w swoim domu (np. siekiera, maczeta, łom). Dobrze, skoro poznaliście już swojego przeciwnika oraz zabójcze zabaweczki to czas najwyższy by przerobić trzy podstawowe scenariusze ludzkich zachowań: 1. Obrona 2. Ucieczka 3. Atak. Cała trójka jest bardzo przydatna, jednak należy pamiętać, że ich głównym założeniem jest wybuch lokalnej epidemii, a nie ogólnoświatowej apokalipsy. Innymi słowy autor wykładał swoją wiedzę, wierząc, że ktoś może przyjść Wam z pomocą, a bunt zmarłych w końcu dobiegnie końca. Dopiero ostatni rozdział bierze pod uwagę totalną rozwałkę, którą amerykańskie filmy prezentują nam w filmach klasy B.
Niestety, gdy w trakcie czytania tych rozdziałów zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś poważnie jest ze mną nie tak. Zapytacie dlaczego (pewnie większość z Was wcale nie musi pytać)? Po pierwsze dlatego, że większość informacji miałam już wcześniej przyswojone, a po drugie dlatego, że okazało się, że moje szanse na przeżycie są minimalne. Zwyczajnie samo przeżycie Z-apokalipsy nie jest dla mnie celem nadrzędnym. No dobra, może i jest, ale tylko wtedy, gdy wszyscy moi bliscy będą mi towarzyszyć (żywi!). Brooks namawia by znaleźć przydatnych ludzi, którzy np. dobrze sobie radzą z bronią, albo są lekarzami. W dodatku kontakt z innymi ocalałymi jest wykluczony, bo mogą być psychopatami. Brzmi rozsądnie, ale okrutnie, zwłaszcza przy opcji „Ucieczka”. I tu się pojawia mój kolejny problem. Wolałabym zostać w domu, najbliższej bazie wojskowej lub zadomowić się w jakimś domku na peryferiach, a nie uciekać w bezludne rejony tylko po to by bunkrować się tam przez dwadzieścia lat, zwłaszcza, że pierwsze zombiaczki powinny całkiem zgnić po 5 latach od przemiany.
Cody Lundin - Gdy rozpęta się piekło: Poradnik Survivalowy na czas kataklizmu.
Ta pozycja jest znacznie ważniejsza niż poprzednia. Przede wszystkim dlatego, że dzięki niej zdobędziecie wiedzę potrzebną do przeżycia nie tylko w czasie Z-apokalipsy, ale każdej katastrowy, która może nastąpić. Nie ma tu nic o zabijaniu, chyba, że w celu zdobycia pożywienia.
To jest chyba najlepszy poradnik, jaki dane było mi przeczytać, ale z drugiej strony nie przeczytałam ich wiele. Pięknie wydany, uzupełniony obrazkami, ważniejsze treści są odpowiednio oznaczone, a do tego pojawia się mnóstwo anegdot. Najfajniejsze jest to, że Lundin, podobnie, jak Brooks, nie traktuje Cię, jak wariata, a wręcz pogłębia Twoją wiarę w nadejście totalnej katastrofy, która można przeżyć dzięki wszystkim zawartym tipom (wyczuwanie mój pozytywny sarkazm, czy muszę się bardziej postarać? Nie, no dobra książka jest fajna). Pamiętacie, gdy piałam o moim planie wybudowania domu (czyt. willi), który będzie samowystarczalny tj. będzie utrzymywał optymalną temperaturę, będzie zasilany energią słoneczną i posiadał własne źródło pozyskiwania wody (czyt. Gosiarellowa lista rzeczy do zrobienia przed Zombie Apokalipsą)? Ten pomysł podkradłam właśnie z tej książki. Dowiedziałam się również, jak znaleźć idealne schronienie, pozyskiwać wodę, walczyć z głodem, a nawet jak prawidłowo się wypróżniać w warunkach polowych - seriously!
Ciężko streścić wiedzę zawartą w „Gdy rozpęta …”, bo jest tego za dużo. Większość informacji już nawet nie pamiętam (to chyba nie dobrze?), jednak zostało kilka sztuczek na miarę MacGyvera np. jak zrobić lampę z puszki po tuńczyku (wolę świeczki o aromacie wanilii, ale cóż zrobić). Niestety do tej pory nie wiem, jak zrobić helikopter z gumy do żucia i kilku patyków, ale to kwestia czasu. Ogólnie, jak już wcześniej pisałam, ta książka jest niezwykle cenna, jeśli chcecie przeżyć kataklizmy.
Musze być z Wami jednak do końca szczera, na nic Wam się zdadzą powyższe poradniki, jeśli na samym początku apokalipsy walnie w Was meteoryt albo zostaniecie pierwszymi zombiakami w historii świata. Sorry, takie życie. Jeśli jednak uda Wam się przeżyć to poza radami zawartymi w „Zombie survival” i „Gdy rozpęta się piekło”, pasowałoby mieć pod ręką jakąś książeczkę, która najlepiej dzięki dokładnym rysunkom, pomoże odróżnić jadalne rośliny od jakiś wilczych jagód. Sama czaję się na Passport to Survival, polecany przez Lundina (książka kucharska, w której składnikami potraw są tylko 4 produkty spożywcze: pszenica, mleko w proszku, miód i sól).
Ps. Jeśli ktoś czytał „Zombie Survival” niech da znać czy ma szanse przetrwać w świecie opanowanym przez zombie.
