Looking For Anything Specific?

Header Ads

Szaleństwo Mary Dyer


Nie specjalnie chciałam czytać książkę Michelle Hodkin pt. "Mara Dyer. Tajemnica", ale los praktycznie mnie do tego zmusił. Książka dotarła do mnie, jako gratis od wydawnictwa YA! i pewnie leżałaby jeszcze długo na półce, gdyby nie jej cudowna okładka i pozytywnego szumu wokół niej. Ostatni gwóźdź do trumny przybiła Iara, pisząc, że bohaterka ma pewną moc. SuperJesień zobowiązuje, dlatego zaczęłam czytać, zajęła mi jeden dzień i nie mam pojęcia, jak ją ocenić. Przychodzi mi do głowy tylko jedno słowo „niepokojąca”.


Tytuł: Tajemnica
Seria: Mara dyer
Autor: Michelle Hodkin
WydawcaYA!
Data wydania: 09.2014
Liczba stron: 412


„Wezwali mojego starego, żeby sprawdzić, czy nie przechowuję eboli w domu. Idioci. Jeden drobny żart z gorączką krwotoczną i już przyklejają Ci etykietkę niezrównoważonego.”

Dzieciaki zakradają się nocą do zniszczonego budynku. Budynek się wali. Trzy osoby pochłonęły gruzy, a jedna budzi się w szpitalu po kilku dniach śpiączki. Mara nie pamięta, jak znalazła się w budynku. Jej pamięć odmawia udzielenia odpowiedzi, a ona sama nie potrafi pogodzić się ze śmiercią swojej najlepszej przyjaciółki. Wszyscy jednak uważają, że najlepiej by jej zrobił pobyt w szpitalu psychiatrycznym (ironią jest to, że budynek, który się zawalił to właśnie opuszczony szpital psychiatryczny - mają ludzie poczucie humoru). W końcu rodzina decyduje się na przeprowadzkę do Miami. Chyba posiadanie matki terapeutki nie jest najlepszym prezentem od losu, bo zamiast normalnie przepłakać i powariować w czasie żałoby, dziewczyna musi chodzić niemal na baczność by pod czujne oko matuli nie dopatrzyło się powodu do zamknięcia córeczki w ośrodku.  Jeśli ktoś pytałby mnie o zdanie to uważam, że to jest pośrednim  (choć nie jedynym) powodem, dla którego dziewczyna później zaczyna wariować. Na szczęście w nowej szkole kręci się wokół niej przystojny Noah, który odciąga od niej ponure myśli. 




Albo ta książka jest pełna błędów albo moje paskudne zarazki wpłynęły na moje zdolności czytania ze zrozumieniem. Stawiam na to pierwsze, ale jeśli się mylę to dajcie mi znać. [Mały spoiler] O co chodzi z tym nerwowym zachowaniem zwierząt wobec Mary. W końcu zagłodzona suczka, potraktowała ją z dużym zaufaniem i dopiero później wszystkie zwierzaki zorientowały się, że coś z dziewczyną jest nie tak. Serio? Druga sprawa: dlaczego główni bohaterowie zachowują się pod koniec książki, jak postacie z teledysku We Found Love Rihanny. Nie do końca rozumiem, czy oni właśnie przeżywają jakieś załamanie nerwowe/huśtawkę emocjonalną czy zwyczajnie do końca już powariowali. Najsmutniejsze jest to, że kiedy oni sami uważają się za chorych, ja uważam, że są normalni, a gdy odstawiają publicznie szopkę, która według ich standardów jest zwyczajnym zachowaniem to mam ochotę wepchnąć im do gardła garść psychotropów. Poważnie, czasami martwię się o własne zdrowie psychiczne, ale przy nich jestem normalna. Do tego dochodzi to ich specyficzne otoczenie. Psycho-mama, która wierzy, że większym obciążeniem dla dziecka jest pracujący ojciec, niż nieustanna kontrola i dosadne sugerowanie, że jest świrem (córka - nie ojciec). Noah, który z totalnie wyluzowanego faceta, nagle zmienia się w emocjonalnego wraka, który wszystkich na około bije. I oczywiście dziwna parka A&A, z których jedna ma poważną obsesję, a drugi jest takim tłumokiem albo ma tak narcystyczną osobowość, że nie widzi, że jego dziewczyna ma wspomnianą obsesję na punkcie innego faceta. Naprawdę co jedno to lepsze.



Denerwowało mnie także to ciągłe przerywanie ... Człowiek chciałby przeczytać rozsądny dialog, a tu ... Bo przecież to takie emocjo... Sami powiedzcie, czy Was to nie ... Ok. jeśli wstawię jeszcze jeden wielokropek to sama sobie przywalę! Irytowały mnie również słowa, które autorka wpychała w usta bohaterów. Raz są na wręcz żenującym poziomie (przykład: O Boże, prześladujesz mnie jak zaraza! – warknęłam.”) by po chwili było wyszukane (przykład: "Kunsztownie wymyślona, koronkowo subtelna i totalnie epicka alegoria dysonansu poznawczego – orzekł. – Cóż, dzięki. To jeden z najbardziej wyszukanych komplementów, jakie usłyszałem.). Takie połączenie zwyczajnie nie pasuje do siebie. I gdzie ta tytułowa tajemnica? Moc Mary jest tak oklepana, jak tylko może być moc nastolatka. [Spoiler!] Na półce mam przynajmniej dwie książki, których bohaterowie mogą uśmiercać ("Dotyk" i "Dotyk Julii"), choć u nich akurat działa to przez dotyk. Z pierwszej strony i pierwszego rozdziału dowiadujemy się, że dziewczyna morduje, więc gdzie ta tajemnica? Chyba tylko dla Mary to była niespodzianka, co udowadnia, jak bardzo jest niedomyślna. Wiem, że przypomina to czepianie się szczegółów, jednak to wszystko wpływa na całość. 


Dla odmiany przejdźmy do plusów. Pierwszy będzie bardzo płytki. Chciałam pochwalić sesje zdjęciową, która powstała na potrzeby okładek Mary Dyer (tutaj wrzuciłam tylko część z nich). Świetnie oddają atmosferę książki, dlatego duże brawa należą się fotografowi! Drugą zaletą jest niepokojący klimat powieści. Nie wywoływał strachu, ale trzymał bardzo blisko granicy. Po trzecie książkę czyta się naprawdę szybko, a przy tym sprawia przyjemność i jest lekka. Jest także inna. Nie czytałam jeszcze czegoś napisanego w taki sposób, choć wydarzenia nie są specjalnie oryginalne, a klimatem przypominała troszeczkę "Drugą szansę", która notabene podobała mi się znacznie mniej, choć aż tak nie drażniła. 
Wiem, że praktycznie kończę pisać ten tekst, jednak dalej nie potrafię się jednoznacznie zdecydować co sądzę o "Marze Dyer". Skłaniałabym się bardziej na średnią powieść, którą nie do końca polecałabym czytelnikom (chociaż podoba się wszystkim poza mną), ale ma w sobie to coś, co przyciąga i nie chce puścić. 

Ps. Jak Wam się podoba klimat zdjęć z sesji okładkowej?
Ps2.Czy to właśnie ma być przykładem idealnej książki w typie Love-hate?


Prześlij komentarz