Looking For Anything Specific?

Header Ads

100% Lucy


Mit czy nie, powszechnie uważa się, że ludzie wykorzystują 10% możliwości swojego mózgu. Teoretycznie to bardzo mało, a jednak jesteśmy w stanie zrobić i stworzyć naprawdę wiele. Najważniejszym pytaniem, jakie chodzi mi teraz po głowie, jest to co by się stało, gdybyśmy zaczęli wykorzystywać swój potencjał w pełni lub chociaż w 20%? Zawsze wierzyłam, że dzięki temu moglibyśmy mieć dostęp do najgłębszych zakamarków naszej pamięci. Potrafilibyśmy błyskawicznie przyswajać wiedzę. Opanowalibyśmy zdolności telepatyczne, ale przecież to tylko moja hipoteza... Chociaż twórcy "Lucy" mieli zbliżoną.

Film pokazuje nam urywek z życia Lucy (Scarlett Johansson) - zwykłej blondynki, która przypadkiem wmieszała się w przemyt narkotyków. I to nie byle jakich, bo dość tajemniczej, intensywnie niebieskiej substancji dającej niezwykłego kopa. Na nieszczęście dziewczyny kilo tej substancji zostało chirurgicznie wszyte w jej brzuch. W trakcie transportu i skopania dziewczyny przez nierozgarniętego chińczyka pozbawionego wyobraźni, paczka zaczyna przeciekać, tym samym dostając się do organizmy Lucy i wprowadzając w nim dość niezwykłe zmiany. Lucy zaczyna wykorzystywać coraz większy potencjał swojego mózgu, a wraz z tym nikną wszystkie ograniczenia. 



Teoria z 10% użyciem mózgu jest podobno mitem (ekspertem nie jestem), niemniej oparcie filmu o to założenie jest niesamowite. W czasie oglądania filmu, myśli latały mi jak szalone. Nieustannie konfrontowałam wizję Luca Bessona z moimi wyobrażeniami kolejnych etapów odkrywania zdolności ludzkiego umysłu. Wiecie jak bardzo lubię, gdy film lub książka zmusza mnie do przemyślenia niektórych kwestii, więc z pewnością zrozumiecie, że przy takiej kumulacji wręcz zakochałam się w Lucy. Rola Morgana Freemana jeszcze bardziej mi to ułatwiła.



No dobrze, ale czym tak naprawdę jest "Lucy". Spodziewałam się połączenia Adrenaliny z typowo Marvelowskim pozyskaniem mocy (wiecie nagle przypadkowo osoba zostaje narażona na działanie jakiegoś eksperymentalnego pająka - tu narkotyku) i nie pomyliłam się, choć przez myśl mi nie przeszło, że całość będzie tak dobra i dynamiczna. Słyszałam zarzuty, że w filmie zabrakło kilku istotnych elementow np. wroga/wyzwania, którego pokonanie byłoby trudne, a także głównego celu, do którego ów bohater dąży. Cóż... powiedzcie mi na jaką cholerę komuś tak niezwykłemu cel? Lucy w ciągu kilku godzin zmieniła się w boginię, więc co miałoby być jej celem? Podlanie kwiatków? Zwycięstwo w wyborach prezydenckich? Uratowanie świata? Nawet to ostatnie jest zbyt stereotypowe i bezcelowe patrząc z jej nowej perspektywy. A wróg? Przecież na całym wykreowanym świecie nie było nikogo, kto by jej do stóp dorastał i o to właśnie w filmie chodzi! Gdyby twórcy potraktowali złego chińczyka jako realne zagrożenie, poczułabym, że obrażają inteligencje widzów. Ponadto schematyczność na pewno nie jest cechą tego filmu.



Po obejrzeniu Lucy mogę powiedzieć (czyt. napisać), że jestem pewna dwóch rzeczy. 1) film ma błędy, przez które niektórzy mogą się dąsać i nie wszystkim będzie się podobał, jednak 2) znalazł się na liście moich 3 ulubionych filmów, zrzucając z drugiego miejsca Efekt motyla (Underworld ciągle zajmuje należne mu pierwsze miejsce). Gdy tylko wyjdzie na DVD z pewnością obejrzę go ponownie. Zdecydowanie polecam! W 100%!  

Ps. Tradycyjnie: znacie podobne filmy?


Prześlij komentarz

27 Komentarze

  1. Mam w planach ten film, muszę go w końcu obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że to tak dobry film. Czym prędzej muszę to nadrobić. A teoria, że wykorzystujemy 10% naszego mózgu jest fascynująca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, ta teoria to (niestety) całkowity kit :P
    Jednak film z pewnością obejrzę, ale jako osoba która zwraca uwagę na ocenę filmu czy czegokolwiek zanim coś zdziała, a ten film na filmwebie i imdb ma 6,5 więc mam nadzieję, że twórcy nie robią w trakcie niego z widzów ewidentnych kretynów :P
    Chociaż Luc Besson doskonale się spisał przy 'Leonie' i 'Uprowadzonej' robiąc z nich jedne z lepszych filmów sensacyjnych więc to chyba nie może być złe :D
    Tylko ta Scarlett.. no nie lubię jej :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Może obejrzę. Jak tak polecasz, to brzmi dobrze, chociaż to nie do końca moja bajka.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lucy lepsza od Efektu motyla? O matko! :P Mi ten film wydał się całkowicie idiotyczny, ale przyjemnie się oglądało ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też bym tak chciała :) Ale może raczej bez pomocy żadnych narkotyków czy czegoś :P
    A Lucy mam straszną ochotę obejrzeć, już od momentu, kiedy zobaczyłam zwiastun i ogarnęłam, o co mniej więcej chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podobał, choć widziałam, że niektórzy mają zastrzeżenia (nie wiem, nie rozumiem). Jestem ciekawa, czy Tobie też się spodoba. A z teorią się zgodzę, przy okazji pozwala puścić wodze fantazji przy wymyślaniu co by się działo, przy większym użyciu naszego mózgowego potencjału ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kit, mit, ale chętnie zobaczyłabym lub przeczytała inne twory zainspirowane tą teorią ;)
    Co do robienia kretynów jest tam trochę błędów, ale nie wywołały u mnie napad,ów agresji, więc nie jest źle.
    Kurcze, masz rację, zupełnie zapomniałam, że on odpowiada za "Uprowadzoną" - oba filmy mi się podobały, więc nie powinnam się dziwić, że Lucy też ma w sobie to coś ;)
    Zawsze jest jeszcze Freeman ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Obejrzyj, obejrzyj, bo jestem ciekawa co mi o tym napiszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. "Efekt motyla" jest lepszy od "Lucy", ale oglądałam go już tyle razy, że więcej nie mogę, dlatego Lucy go przebiła.
    Cóż... oparty był na błędnym założeniu, więc zbyt mądry być nie mógł ;) Niemniej uwielbiam go za to ile pytań postawił i jak dał mi do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam szczerą nadzieję, że po obejrzeniu filmu będziesz miała równie ciepłe uczucia względem niego ;)


    Haha:) Spoko, Adres bloga coś mi mówi, więc pewnie parę razy do Ciebie zaglądnęłam. Nie chcesz, czy też Disqus dokucza?

    OdpowiedzUsuń
  12. Wierz mi ja też ;) Już sobie wyobrażam jak ułatwiłoby mi to sprzątanie, znalezienie czasu na czytanie i przyswajanie wiedzy - kurcze byłybyśmy jak boginie!
    Miałam dokładnie to samo, ale dopiero niedawno się udało na niego wybrać. Naprawdę polecam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie się w sumie podobało, chociaż pewne chwile były przesadzone - ale ten reżyser podobno tak ma :)

    OdpowiedzUsuń
  14. W takim razie pozostaje mi trzymać kciuki za realizację tych planów.

    OdpowiedzUsuń
  15. W sumie tak, ale zaliczam to na plus ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zainspirowana Twoją recenzją postanowiłam obejrzeć Lucy.... Trochę się jednak zawiodłam. Oczekiwałam czegoś z mniejszą ilością akcji w miejsce zgłębienia tematu potencjału ludzkiego mózgu i jego możliwości. Może mi się tak tylko wydawało ale zrobili z Lucy komputer. Sama Lucy nawet powiedziała coś w tym stylu o sobie. Pokazali, że może łączyć się czy też kontrolować (jak kto woli) z innymi ludźmi ale robiła to kiedy sie broniła lub chciała uzyskać informacje. A gdzie empatia, telepatia, samouzdrawianie...eh...liczyłam na to, że może ten szósty zmysł ( a nawet siódmy, i ósmy, i dziewiąty - nie ma ograniczeń :P ) będzie jakoś pokazany. Co do filmów o podobnej tematyce, polecam "Jestem Bogiem" (2011r. w reż. Neil Burger, supernarkotyk, wykorzystywanie większej ilości potencjału ludzkiego mózgu).

    OdpowiedzUsuń
  17. Obejrzę go w najbliższym czasie (czyt. w trakcie okienek między zajęciami...). Oczywiście dam znać, jakie są moje wrażenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo mi przykro to słyszeć. Faktycznie "Lucy" nie można odmówić dużej ilości akcji w stylu Adrenaliny, która mnie urzekła, choć chętnie zobaczyłabym film, w którym bardziej skupiają się na rozwinięciu teorii rozwoju zdolności ludzkiego mózgu. Podobnie jak Ty widzę rozwój naszych zdolności tj. telepatia, samo uzdrawianie i kontrola czasu, ale przez chwilowe zatrzymywanie, a nie cofanie. Zgadzam się także, że zrobili z Lucy maszynę, a taka wizja nieźle kontrastuje z filmem, o którym wspomina sz. Swoją drogą też mi się podobał i chętnie obejrzeć go ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Sylwia Węgielewska20 października 2014 23:53

    Oglądałam i zgadzam się z Tobą. Bardzo dobry film, pal licho małe niedociągnięcia. Liczył się efekt i ten był. Tak jak i Ty z chęcią obejrzę go ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Niech Ci nie jest przykro ;)) Przynajmniej mialam powód, żeby pierwszy raz napisać post na Twoim blogu :) Jestem stałą bywalczynią tutaj i przeważnie zgadzam sie z Twoimi odczuciami co do obejrzanych filmów lub przeczytanych książek, więc nie zostawiam po sobie śladów w postaci "ach, zgadzam się z Tobą całkowicie!". ( Czyli brak moich postów, to 100% zgodność z Tobą :) Twój blog jest jednym z moich ulubionych i zawsze wyczekuję nowych wpisów! Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  21. Ojej :) Nawet nie wiesz, jak mi się miło zrobiło, gdy to przeczytałam ;) Niemniej zachęcam do częstszego komentowania, o uwielbiam Was poznawać! Zawsze mnie zadziwia, jak wiele pozytywnie zakręconych ludzi tu mogę spotkać ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Sylwia <3! Podniosłaś mnie na duchu, bo już się bałam, że zachwycam się gniotem :P

    OdpowiedzUsuń
  23. Komentuję bo właśnie wczoraj oglądałam i choć nie lubię filmów fantasy, to ten podobał mi się bardzo. Co prawda niektóre sceny były nieco przesadzone pod względem efektów specjalnych, ale poza tym oglądało się świetnie. Scarlett idealnie się nadawała do tego filmu tak samo jak Freeman, ale mogę nie być obiektywna, gdyż obojga bardzo lubię :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Też lubię tę dwójkę aktorów i pasowali mi do swoich ról rewelacyjnie! No może Freeman bardziej mnie oczarował ;)
    Cieszę się, że film Ci się podobał! :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Już gdy zobaczyłam zwiastun w tv wiedziałam, że nie jest to zwykły film. Jednak do tej pory nie miałam okazji go obejrzeć :(

    OdpowiedzUsuń
  26. Zdania odnośnie Lucy są mocno podzielone, więc mam ogromną nadzieję, że spodoba Ci się tak mocno jak mi :)

    OdpowiedzUsuń