Targi książki w Krakowie dobiegły końca. Morze książek, tłum zwiedzających, ogrom pisarzy - tyle powodów do radości! Jednak to spotkania z blogerami to dla mnie jeden z największych plusów, a w czasie Targów można spotkać najwięcej znajomych blogerów i właśnie na to najbardziej liczyłam. Pod tym względem się nie zawiodłam! A jak było z pozostałymi rzeczami, sprawdźcie! I nie bójcie się, bo będzie też o tym, dlaczego wykopią mnie z blogosfery książkowej.
Zacznijmy od początku. Sobota. Było zimno. Były kolejki, chyba większe niż za komuny. Kolejka do kas ciągła się nie tylko do wejścia, czy też na całą długość parkingu, ale zakręcała na ulicę. W duchu dziękowałam organizatorom za wejściówki, dzięki którym blogerzy mogli przejść, jakby nigdy nic, obok tych wszystkich biednych ludzi. Już na samym początku rozdzieliłam się z Agatą i Anitą by poczekać na Martę. Miałam 10 minut do zakończenia rozdawania autografów przez Patrignani, przez co byłam przekonana, że nie zdążę. Aż tu nagle w wianku na głowie, z nieba mi spadła Nikola, która zlitowała się nade mną i zaprowadziła do stoiska. Ba! W odruchu dobroci zrobiła też zdjęcie (dziękuję Ci skarbie!).
Gdy pierwszy punkt na liście został "odhaczony", mogłam w spokoju sprawdzić czy przechwałki o nowej, lepszej hali targowej są prawdziwe. Nie były. Znaczy owszem: w porównaniu do poprzedniej hali, było czym oddychać, a to już nie mały sukces. Niestety ścisk jak był tak został i większa przestrzeń tego nie zmieniła (zwyczajnie została ona zapchana większą liczbą stoisk). Dodatkowo powalały ceny i to nie książek, lecz jedzenia i picia - za cenę obiadu moglibyście kupić dwie książki w promocyjnej cenie.
Mimo wspomnianych tłumów (niech mi ktoś powie, że czytelnictwo w Polsce umiera to będę to wyślę go na targi! I to w sobotę!) spotkałam mnóstwo znajomych blogerów - tak dużo, że właściwie większość targów spędziłam na rozmowach z nimi.
Jak widać blogerów było sporo, zdjęć mam jeszcze więcej, które pewnie niebawem choć w części pojawią się na instagramie (instagram.com/gosiarella_) i/lub facebooku. Zwyczajnie nie ma sensu ich tu wszystkich zamieszczać. Dobrze, to może przejdę do punktu, na który część z Was czeka, czyli zamachu na Zjazd Blogerów Książkowych. Może wiecie, może nie wiecie, ale wraz z Agatą z Bałaganu Kontrolowanego i Moniką z Magnolii postanowiłyśmy je przejąć. Nie dlatego, że mamy przerośnięte ego (choć mamy!), lecz z powodu przedszkolnej katastrofy.
Zaczęło się od wręczenia nagród eBuki - w tym miejscu chciałabym pogratulować Wielkiemu Bukowi! Przez nieobecność kilku osób cały plan spotkania wziął w łeb, a blogerzy mieli grzecznie, jak w przedszkolu, wstawać by publicznie się przedstawiać. Zapamiętanie tych wszystkich blogerów wydaje mi się zwyczajnie niemożliwe, a w dodatku trochę nudne, bo czy naprawdę po to tam się zebraliśmy? Z głupa rzuciłam, że blogerzy powinni przejąć mikrofon i porozmawiać ze sobą o czymś sensownym np. współpracach, kierunkach rozwoju blogów książkowych, czy nawet o nieszczęsnym artykule z Wyborczej. I tak słowo stało się ciałem i pamiętam tylko, jak wraz z Agatą i Moniką wyszłyśmy na środek. Tak, to było całkiem spontaniczne. Tak, to było nieprzemyślane. I tak, nie byłyśmy przygotowane. To po prostu się stało.
Sądziłyśmy (a przynajmniej ja, bo nie konsultowałam się z dziewczynami przy pisaniu tych słów), że uda nam się przeprowadzić dyskusję. Niestety okazało się, że musimy trzymać się wcześniejszych planów. Tym sposobem nagle nieprzygotowana Agata zaczęła rozmawiać z pisarzami. Dopiero po pewnym czasie do słowa doszła Monika, rzucając prowokacyjny temat: czy blogi o książkach nie są przypadkiem nudne? I się zaczęło...
To co się tam działo pamiętam trochę przez mgłę, bo wiecie jak tyle ludziów na Was patrzy to stres człowieka zjada.
Pamiętam, że powiedziałam na wstępie, że jestem blogerką popkulturalną, która przez dwa lata pisała o książkach, a później zaczęła poruszać inne tematy, które ciągle się rozrastają (znacie True Story, Wakacje z Zombie, SuperJesień itp.) i od momentów wprowadzenia cykli zauważyłam znaczny wzrost zainteresowania. Oczywiście przez statystyki (nie bójmy się tego słowa), bo jak inaczej sprawdzić czy czytelnik wchodzi na bloga? Ktoś (przepraszam, ale kompletnie nie kojarzę kto) z widowni najwyraźniej nie zrozumiał o czym mowa i zarzucił, że a) nie jestem blogerką książkową (no wow! Odkrycie roku! Wcale tego nie zaznaczyłam na wstępie, wcale...) i b) czy piszę dla statystyk (facepalm!). Niestety z powodu braku mikrofonu w ręce (Pan z granic nie pozwolił mi się do niego dopchać, więc dzielnie czekałam, aż wszyscy dorzucą swoje trzy grosze) musiałam czekać z odpowiedzią, która chyba zainteresowanej nieusatysfakcjonowana. Powiem wprost, a raczej powtórzę swoje słowa ze spotkania: Piszę dla czytelników - żywych realnych osób, które w komentarzach dyskutują ze mną i ze sobą na aktualne tematy, ludzi których pokocham (coś za często to ostatnio powtarzam), a to, że z tematu na temat jest ich coraz więcej to dla mnie najlepszy wyznacznik, że robię coś dobrze.
Przepraszam, ale w tym momencie muszę zrobić pauzę (w dodatku ostrzegam, że nie zainteresuje ona czytelników, którzy nie są blogerami): Ogólnie nie rozumiem hipokryzji, z jaką się w tym temacie spotykamy. Jeśli blogera nie interesują statystyki to jest to równoznaczne z tym, że nie interesuje go ile osób go czyta, a jeśli nie pisze dla swoich czytelników to po co swoje teksty publikuje w internecie? Dodatkowo powiedzcie mi szczerze drodzy oburzeni blogerzy, czy nie publikujecie podsumowań miesiąca? Nie wrzucacie na swoje fanpejdże liczników odwiedzin czy lajków? Nie będę przepraszać za to, że ktoś mnie nie zrozumiał. Mogę wyjaśnić, jeśli ktoś zapyta. Jednak wkurzę się, gdy ktoś coś przekręci (przykład: podesłano mi "relacje", w której ja, Monika i dwie blogerki wypowiadające się z sali, zostałyśmy wrzucone do jednego worka, wymieszane i przedstawione jako jedna osoba. Gratuluję rzetelności! Szkoda, że nie pamiętam kto taką gafę walnął, bo chętnie podlinkowałabym).
A teraz o co chodziło: Próbowałyśmy powiedzieć, że blogerzy książkowi mają wiele pasjonujących myśli o książkach do przekazania, choć nie zawsze tyczą się stricte danego tytułu. Sama uwielbiam czytać relację z wydarzeń czy to książkowych czy to kulturalnych. Lubię wywiady z pisarzami i pełne pasji wrażenia z filmów czy seriali, których moim zdaniem na blogach nie brakuje. Chodziło mi głównie o to, że najmocniej przyciągają mnie posty gryzące temat z nieco innej perspektywy niż tradycyjne recenzje. Chciałabym patrzeć, jak blogi książkowe się czymś wyróżniają i nie przestają się rozwijać.
Niestety praktycznie na tym "nasza część" dobiegła końca, ponieważ nastąpiło losowanie nagród i oddanie głosu Paniom z wydawnictw (tak, chodzi o tą słynną pyskówkę).
Przyznam, że po minach niektórych osób spodziewałam się ukamienowania, a na żywo było wręcz przeciwnie, słowa pochwały, przybite piątki z zaskoczenia i uniesione w górę kciuki - za co tym wszystkim bardzo dziękuję!
Plus całej sytuacji: Przełamałam swój strach do wystąpień publicznych i tylko trochę drżały mi ręce.
A teraz trochę zabawniej: Zgadnijcie ile czekałam na autograf od C.J. Daugherty? 1,5 godziny. I wiecie co? Gdy było jakieś 15 osób przede mną, pan z wydawnictwa Otwartego zamknął kolejkę i cała reszta (w tym ja) została z niczym. Hurrra ja! Już nie powiem, jakie oburzenie wywołał kilka chwil wcześniej, gdy oznajmił, że można wnieść tylko jedną (z czterech!) książkę do podpisu. Współczuję wszystkim, którzy ruszyli z całej Polski z czterema tomami i dźwigali je na Targach.
Na całe szczęście nic nie było mi w stanie popsuć humoru, ponieważ nadszedł czas na PoTargowe Spotkanie Blogerów organizowane przez Kaś (podziwiam dziewczyno Twoje siły!)! Tyle znajomych twarzy i ich pełnych pasji właścicieli, za którymi tęskniłam! Zdecydowanie nie mogłam przegapić groźnych min Viv, przeuroczego gestykulowania AnnRK, żółtej kreacji Kasi, czy Magdy na przepustce. Nie będę Wam zdradzać szczegółów, ale wierzcie mi - było rewelacyjnie! Szkoda tylko, że pech Marty przeszedł na mnie.
Podsumowując Targi Książki uważam za udane. Uwielbiam ten czas, spotykanie tych wszystkich ludzi oraz gdy obce osoby rozpoznają mnie wśród tłumu (tak, jestem narcyzem) i zatrzymują się by chwilę pogadać. Uwielbiam, gdy tyle książek mnie otacza oraz to, że chyba tylko tu można znaleźć Gandalfa, za którym podąża Anna Boleyn.
Ps. Długo zastanawiam się w jaki sposób podsumować Targi. Wiedziałam, że cokolwiek napiszę i tak prawdopodobnie dostanę po dupie, więc postanowiłam trzymać swojego tradycyjnego ironiczno-narcystycznego sposobu, a komu się nie spodobało to out, jak u Kominka (podobno trzeba się uczyć od najlepszych).
Ps2. A jak Wam podobały się Targi?
Zacznijmy od początku. Sobota. Było zimno. Były kolejki, chyba większe niż za komuny. Kolejka do kas ciągła się nie tylko do wejścia, czy też na całą długość parkingu, ale zakręcała na ulicę. W duchu dziękowałam organizatorom za wejściówki, dzięki którym blogerzy mogli przejść, jakby nigdy nic, obok tych wszystkich biednych ludzi. Już na samym początku rozdzieliłam się z Agatą i Anitą by poczekać na Martę. Miałam 10 minut do zakończenia rozdawania autografów przez Patrignani, przez co byłam przekonana, że nie zdążę. Aż tu nagle w wianku na głowie, z nieba mi spadła Nikola, która zlitowała się nade mną i zaprowadziła do stoiska. Ba! W odruchu dobroci zrobiła też zdjęcie (dziękuję Ci skarbie!).
Leonardo Patrignani z Gosiarellą |
Mimo wspomnianych tłumów (niech mi ktoś powie, że czytelnictwo w Polsce umiera to będę to wyślę go na targi! I to w sobotę!) spotkałam mnóstwo znajomych blogerów - tak dużo, że właściwie większość targów spędziłam na rozmowach z nimi.
Kasia i rozmyta Gosiarella |
![]() |
Od lewej: Zaskoczona Kaś, schowana Monika, Gosiarella, Marta, Iza i Amelia / Foto ukradzione Marcie |
Anita, Gosiarella i Kaś oraz oczywiście różowy balonik! |
Agata, Ania (śmie twierdzić, że ma różowego bloga! Phi!) i Gosiarella |
Ana, Marta, Gosiarella i Anna |
I jeszcze raz Gosiarella z Gosiarellową adoptowaną blogową córką |
Zaczęło się od wręczenia nagród eBuki - w tym miejscu chciałabym pogratulować Wielkiemu Bukowi! Przez nieobecność kilku osób cały plan spotkania wziął w łeb, a blogerzy mieli grzecznie, jak w przedszkolu, wstawać by publicznie się przedstawiać. Zapamiętanie tych wszystkich blogerów wydaje mi się zwyczajnie niemożliwe, a w dodatku trochę nudne, bo czy naprawdę po to tam się zebraliśmy? Z głupa rzuciłam, że blogerzy powinni przejąć mikrofon i porozmawiać ze sobą o czymś sensownym np. współpracach, kierunkach rozwoju blogów książkowych, czy nawet o nieszczęsnym artykule z Wyborczej. I tak słowo stało się ciałem i pamiętam tylko, jak wraz z Agatą i Moniką wyszłyśmy na środek. Tak, to było całkiem spontaniczne. Tak, to było nieprzemyślane. I tak, nie byłyśmy przygotowane. To po prostu się stało.
Sądziłyśmy (a przynajmniej ja, bo nie konsultowałam się z dziewczynami przy pisaniu tych słów), że uda nam się przeprowadzić dyskusję. Niestety okazało się, że musimy trzymać się wcześniejszych planów. Tym sposobem nagle nieprzygotowana Agata zaczęła rozmawiać z pisarzami. Dopiero po pewnym czasie do słowa doszła Monika, rzucając prowokacyjny temat: czy blogi o książkach nie są przypadkiem nudne? I się zaczęło...
To co się tam działo pamiętam trochę przez mgłę, bo wiecie jak tyle ludziów na Was patrzy to stres człowieka zjada.
Połowa ludziów |
Przepraszam, ale w tym momencie muszę zrobić pauzę (w dodatku ostrzegam, że nie zainteresuje ona czytelników, którzy nie są blogerami): Ogólnie nie rozumiem hipokryzji, z jaką się w tym temacie spotykamy. Jeśli blogera nie interesują statystyki to jest to równoznaczne z tym, że nie interesuje go ile osób go czyta, a jeśli nie pisze dla swoich czytelników to po co swoje teksty publikuje w internecie? Dodatkowo powiedzcie mi szczerze drodzy oburzeni blogerzy, czy nie publikujecie podsumowań miesiąca? Nie wrzucacie na swoje fanpejdże liczników odwiedzin czy lajków? Nie będę przepraszać za to, że ktoś mnie nie zrozumiał. Mogę wyjaśnić, jeśli ktoś zapyta. Jednak wkurzę się, gdy ktoś coś przekręci (przykład: podesłano mi "relacje", w której ja, Monika i dwie blogerki wypowiadające się z sali, zostałyśmy wrzucone do jednego worka, wymieszane i przedstawione jako jedna osoba. Gratuluję rzetelności! Szkoda, że nie pamiętam kto taką gafę walnął, bo chętnie podlinkowałabym).
![]() |
Jakby się ktoś zastanawiał to kamieniami rzucać w te trzy biedne stojące po prawej |
Niestety praktycznie na tym "nasza część" dobiegła końca, ponieważ nastąpiło losowanie nagród i oddanie głosu Paniom z wydawnictw (tak, chodzi o tą słynną pyskówkę).
Przyznam, że po minach niektórych osób spodziewałam się ukamienowania, a na żywo było wręcz przeciwnie, słowa pochwały, przybite piątki z zaskoczenia i uniesione w górę kciuki - za co tym wszystkim bardzo dziękuję!
Plus całej sytuacji: Przełamałam swój strach do wystąpień publicznych i tylko trochę drżały mi ręce.
A teraz trochę zabawniej: Zgadnijcie ile czekałam na autograf od C.J. Daugherty? 1,5 godziny. I wiecie co? Gdy było jakieś 15 osób przede mną, pan z wydawnictwa Otwartego zamknął kolejkę i cała reszta (w tym ja) została z niczym. Hurrra ja! Już nie powiem, jakie oburzenie wywołał kilka chwil wcześniej, gdy oznajmił, że można wnieść tylko jedną (z czterech!) książkę do podpisu. Współczuję wszystkim, którzy ruszyli z całej Polski z czterema tomami i dźwigali je na Targach.
Na całe szczęście nic nie było mi w stanie popsuć humoru, ponieważ nadszedł czas na PoTargowe Spotkanie Blogerów organizowane przez Kaś (podziwiam dziewczyno Twoje siły!)! Tyle znajomych twarzy i ich pełnych pasji właścicieli, za którymi tęskniłam! Zdecydowanie nie mogłam przegapić groźnych min Viv, przeuroczego gestykulowania AnnRK, żółtej kreacji Kasi, czy Magdy na przepustce. Nie będę Wam zdradzać szczegółów, ale wierzcie mi - było rewelacyjnie! Szkoda tylko, że pech Marty przeszedł na mnie.
![]() |
Ukradzione AnnRK |
I moja wredna z Gosiarellą (coś się rozmazałyśmy) |
Podsumowując Targi Książki uważam za udane. Uwielbiam ten czas, spotykanie tych wszystkich ludzi oraz gdy obce osoby rozpoznają mnie wśród tłumu (tak, jestem narcyzem) i zatrzymują się by chwilę pogadać. Uwielbiam, gdy tyle książek mnie otacza oraz to, że chyba tylko tu można znaleźć Gandalfa, za którym podąża Anna Boleyn.

Ps2. A jak Wam podobały się Targi?