Looking For Anything Specific?

Header Ads

Newsroom: Tak się robi wiadomości

Serial o dziennikarzach i wiadomościach

Przyznam się Wam do czegoś, co może w pewnym sensie zdyskredytować zarówno mnie, jak i ten tekst. Nie oglądam telewizji. Zrezygnowałam z niej już dawno temu, ponieważ denerwowało mnie ogłupianie widzów. Wyobraźcie sobie, że jestem po politologii i dziennikarstwie, więc właśnie zastanawiam się kiedy ktoś zapuka do drzwi aby za powyższe oświadczenie zabrać mi dyplom. Na razie jest cisza, więc chciałabym opowiedzieć Wam o serialu skupiającym się na wydawaniu wieczornych wiadomości. 

Newsroom kupił mnie w ciągu pierwszy 5 minut. Na uniwersytecie toczyła się dyskusja w udziałem polityków i dziennikarza Willa McAvoya (Jeff Daniels). Przyszedł czas na pytanie studentów, jedna z nich zapytała każdego z obecnych "Dlaczego Ameryka jest najwspanialszym państwem na świecie?". Tak, ja też w tym momencie przewróciłam oczami. Zawsze irytowało mnie przekonanie Amerykanów, że są najwspanialsi, a tak na dobrą sprawę nie mają pojęcia jak się żyje w innych krajach. W lipcu bieżącego roku przeprowadzono sondę, której wyniki pokazały, że aż 28% z nich wierzy, że są "ponad innymi narodami". Wrócę jednak do tematu, bo jeśli dam upust swojemu zdenerwowaniu wyjdzie nam tekst polityczny, zamiast serialowego. 



Gdy usłyszałam to pytanie, byłam przekonana, że Newsroom nie będzie odpowiednim serialem dla mnie i prawie go wyłączyłam. Prawie, ponieważ mój mały masochizm kazał mi poczekać na odpowiedź. Politycy rzucili hasłami, a profesor prowadzący spotkanie przycisnął Willa. Wydawało się, że nic z tego nie będzie, ale on pękł i wykrzyczał im swoją prawdę:

- Nie jest najwspanialszym krajem na świecie, profesorze, to moja odpowiedź. (…)  Ameryka jest tak gwieździście zajebista, że jesteśmy jedynym krajem na świcie, w który oferuje wolność? Kanada ma wolność. Japonia też. Wielka Brytania, Francja, Włochy, Niemcy, Hiszpania, Belgia oferuje wolność.  Z 217 niepodległych państw na świecie jakieś 180 oferuje wolność. (…) Nie ma absolutnie żadnego dowodu na poparcie tezy, że jesteśmy najwspanialszym państwem na Świecie. Znajdujemy się na siódmy miejscu pod względem umiejętności czytania i pisania, 27 pod względem znajomości matematyki, 22 pod względem nauk ścisłych, 49 pod względem średniej długości życia, 178 pod względem śmiertelności niemowląt, 30 pod względem średniego dochodu na gospodarstwo domowe, 4 pod względem siły roboczej i 4 pod względem eksportu. Jesteśmy światowym liderem w jedynie trzech kategoriach: liczba obywateli przebywająca w zakładach karnych, liczba dorosłych, która wierzy w istnienie aniołów, oraz wydatki na obronę. Wydajemy na nią więcej niż kolejne 26 razem wzięte. 25 z nich to sojusznicy. (…) Byliśmy nim. Opowiadaliśmy się za tym, co słuszne, walczyliśmy z etycznych powodów. Wprowadzaliśmy i obalaliśmy prawa z etycznych powodów. Wypowiadaliśmy wojnę ubóstwu, a nie ubogimi. Poświęcaliśmy się, troszczyliśmy się o bliźnich, popieraliśmy swoje słowa czynami i nigdy nie biliśmy się w pierś. Budowaliśmy wielkie rzeczy oparte na niesamowitym rozwoju technologicznym – odkrywaliśmy wszechświat, leczyliśmy choroby, wspieraliśmy najwybitniejszych artystów i najlepszą ekonomię na świecie. Sięgaliśmy gwiazd. Zachowywaliśmy się jak ludzie. Aspirowaliśmy do inteligencji zamiast ją lekceważyć, nie sprawiała, że czuliśmy się gorsi. Nie identyfikowaliśmy się na podstawie tego, na kogo głosowaliśmy w ostatnich wyborach i nie dawaliśmy się tak łatwo przestraszyć. Potrafiliśmy być tacy, robić wszystkie te rzeczy, bo byliśmy dobrze poinformowani przez wielkich ludzi, których szanowano. Pierwszym krokiem do rozwiązania każdego problemu jest uświadomienie sobie, że istnieje problem. America is not the greatest country in the world anymore.
Szczerze mówiąc na taką przemowę nie byłam przygotowana. Może dlatego, że nie miałam okazji oglądać dotąd seriali Aarona Sorkina. Może dlatego, że nie spodziewałam się, że Amerykanie są w stanie coś takiego przyznać, choć jak widzicie bez optymistycznej nuty się nie obyło. W każdym razie zobaczyłam coś niespodziewanego. Zapomniałam o wyłączeniu odcinka, postanowiłam poznać bohaterów, choć wątpiłam by po tak mocnym początku ten odcinek zatrząsł jeszcze moim światem. Błąd. Newsroom jest wypełniony fikcyjnymi bohaterami, którzy prowadzą wiadomości dla fikcyjnej stacji telewizyjnej, jednak bazuje na prawdziwych wydarzeniach i zrozumiałam to w momencie, w którym zapiszczał alarm informujący o wycieku ropy z platformy BP. Wiadomości prezentowane w pierwszym sezonie obejmują część faktów mających miejsce od 2009 roku do 2011.


"Obama dobry, Osama zły", czyli przypomnienie zjaranemu prezenterowi oficjalnych wierzeń. 
Właśnie się zorientowałam, że przez swoją oburzenie i fascynację, zapomniałam Wam wyjaśnić o czym tak właściwie jest Newsroom. Otóż cała akcja kręci się wokół ekipy przygotowującej wieczorne wydanie wiadomości. Will jest prezenterem, który po wyżej wspomnianej wpadce publicznej (tak, amerykanie źle znoszą, gdy mówi im się, że nie są najlepsi), traci oglądalność i cały zespół. Na szczęście jego szefowi podobało się wystąpienie. Ba! Przywróciło w nim chęć tworzenia porządnych wiadomości, dlatego ściągnął do studia nowego wydawce, który kompletuje zespół. Owym wydawcą jest MacKenzie McHale (Emily Mortimer), była dziewczyna Willa i najbardziej roztrzepana bohaterka, jaką oglądałam na srebrnym ekranie. Jej misją jest przywrócenie wiadomości, które będą rzetelnie informować wyborców o sytuacji politycznej i ekonomicznej w kraju. Nie będzie w nich miejsca na tanie sensacje.
Sorkin z jednej strony pokazuje widzom wątek obyczajowy, który kręci się wokół miłostek bohaterów (głównie love-hate) i wszystkich dramatów związanych z nimi. Zaś z drugiej strony dostajemy porządną dawkę donkichoterii w próbach edukowania, czy raczej misji cywilizowania społeczeństwa. 



Serial ma trzy sezony, ostatni jest aktualnie emitowany przez HBO i będzie on zarazem ostatnim. Każdy z nich miał swój własny temat główny. Pierwszy dotyczył zmiany kierunku tworzenia wiadomości 2.0, drugi kręci się wokół operacji Genua, o której strasznie chciałabym Wam opowiedzieć, ale to byłby za duży spoiler (nawet nie wiecie jak mnie to boli!). Trzeciego jeszcze nie widziałam, ale zaczynam oglądać jeszcze dziś (nie chciałam by wydarzenia z niego zmieniły mój obraz tego serialu, zwłaszcza, że i tak żałuję, że nie opisałam każdego sezonu osobno). 

Uwielbiam patrzeć, jak cała zgraja dziennikarzy tworzy program, w którym atakuje się polityków by obnażyć ich głupotę, a wszystko to przez zadawanie pytań. Podoba mi się oglądanie kulis produkcji, a nawet polubiłam ten idealistyczny wydźwięk serialu. Pewnie dlatego, że jestem idealistką. Oczywiście moje zachwalanie Newsroomu nie oznacza automatycznie, że serial nie ma wad. Ma! Tylko ja ich nie dostrzegam (bo nie muszę!). No dobrze, postaram się. Kilku bohaterów mnie irytuje. O i nie do końca ogarniam polityki USA, ale to specjalnie nie przeszkadza mi w rozkoszowaniu się debatą. W sumie nie przepadam za serialami politycznymi, ale ponownie, ten mi nie przeszkadza. Oooo! Czym co mnie w równym stopniu śmieszy i irytuje jest całkowite nieogarnięcie internetów. Ciężko mi uwierzyć, że dziennikarze z XXI wieku nie znają się na technologii. Twitter, Youtube, blogi to dla nich czarna magia, a samo pojęcie działania sieci jest zdumiewające. Will, który chce w pojedynkę rozprawić się ze wszystkimi w internecie, czy MacKenzie niepotrafiąca rozróżnić wysyłania maila grupowego od prywatnej wiadomości czy też wyolbrzymiająca problem niepoprawnej informacji w Wikipedii jest czymś zarazem rozczulającym, jak i załamującym. Z całą pewnością jednak jest to niewiarygodne. 



Tak, zdecydowanie serial podobał mi się i szczerze go polecam. Dawno nie oglądałam czegoś tak wciągającego i mam nadzieję, że Wam również się spodoba. 

Ps. Jaki jest Wasz ulubiony nie-fantastyczny serial?

Prześlij komentarz