Jak reagować na śnieg? Odpowiedź jest prosta: POZYTYWNIE! Wiem, że śnieg łączy się z całą masą powodów do narzekań: jest zimno, ciężko się przebić, trzeba odśnieżać, trzeba w chodzić w kurtkach, czapkach, szalikach, jest zimno, a do tego szlag człowieka trafia, gdy wszyscy na facebooku informują Cię, że spadł śnieg, jakbyście okien w domach nie mieli. I to tyle narzekania! Czas się cieszyć! Pamiętacie, gdy jako dzieci biegaliście od okna do okno by popatrzeć na śnieg? Cieszyliście się...no cóż... jak dzieci i nie mogliście się doczekać, aż mama założy Wam rękawiczki, czapkę itd. byście mogli się nim pobawić?
Ja tak mam do dziś, choć oczywiście mama już nie musi mnie już ubierać. Gdy widzę pierwszy śnieg jestem szczęśliwa. Zauważyłam, że przez to ludzie patrzą na mnie z politowaniem, choć nie do końca rozumiem dlaczego. Przecież to mi jest żal ich, bo to oni i im podobni utracili zdolność do cieszenia się małymi rzeczami i nie potrafią już odnaleźć piękna w czymś pozornie zwyczajnym. Wolą dostrzegać negatywy, jakby zapomnieli, że można się tym bawić. Wierzę, że Wy pamiętacie, a jeśli nie to chciałabym Wam przypomnieć.
Sposób nr 1
Lepienie bałwana to zdecydowanie najbardziej kreatywna zabawa na śniegu. Od dziecka nie lepiłam prawdziwego bałwana składającego się z trzech kul, marchewki i całej reszty dodatków. Mam inną tradycję. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałam ulepić śnieżny posąg Afrodyty. Niestety moje zdolności manualne są dość ograniczone, więc wyszła, jak to określił Gosiarellowy Chłopak, cycata świnia. Od tamtego momentu co roku lepimy świnie, ja dlatego, że nic lepszego mi nie wyjdzie, a on, ponieważ mi dokucza (wszyscy dokuczają biednej Gosiarelli). Może Wam pójdzie lepiej i stworzycie śnieżne dzieło sztuki? A może będziecie szlifować swoje zdolności w budowaniu idealnego iglo - to może się kiedyś przydać. Co Wam szkodzi spróbować?
Gosiarellowa rada na lepienie bałwana: róbcie to pod wieczór, bo jest lepszy klimat i mniej osób spotkacie przy "tworzeniu".
Sposób nr 2
Drugi sposób wymaga większej liczby osób, dlatego śmiało dzwońcie po znajomych, a także po ludzi, którzy Was ostatnio zdenerwowali, bo śnieg oferuje Wam jedyną legalną szansę na spuszczenie im łomotu (oberwanie porządną śnieżką boli bardziej niż kulki paintballowe - sprawdzałam!) i wyładowanie agresji. Jeśli się jeszcze nie domyślacie to chodzi mi o bitwę śnieżną! Od zeszłego roku spisałam listę osób, które chętnie na taką zaproszę. Niestety może zdarzyć się tak, że Wasi znajomi są nudni i mają za głęboko wsadzony kij w cztery litery, przez co nie będą chcieli umawiać się na wojnę na śnieżki. Nic straconego! Takich, jak Wy jest więcej, dlatego przynajmniej raz do roku w większości miast są organizowane takie bitwy. Wpiszcie w wyszukiwarkę (gdy zima będzie trwała w najlepsze) bitwę śnieżną + Wasze miasto lub poszukajcie na grupach/wydarzeniach facebookowych.
Gosiarellowa wskazówka dla Krakusów: U nas najczęściej odbywają się na błoniach. Do zobaczenia!
Sposób nr 3
Dla leniwych i tych, którzy przemarzli przy poprzednich aktywnościach polecam najprostszą i najwredniejszą rzecz, czyli oglądanie, jak inni marzną. Tylko zróbcie to z klasą! Przygotujcie sobie ciepłą kawę/herbatę/czekoladę, przygotujcie dobrą książkę, opcjonalnie: kocyk, ciepłe skarpety i świeczka zapachowa, usiądźcie wygodnie przed oknem i napawajcie się tym, że każdy ciekawski przechodzień, który będzie się gapił w Wasze okno dostanie szału, że Wy rozkoszujecie się ciepełkiem, a on tkwi po kostki w śniegu, ma zamarznięty nos, a do domu jeszcze kilometr. Dobra kara za inwigilacje, a satysfakcja gwarantowana.
Sposób nr 4
Oczywistą oczywistością jest fakt, że śnieg zasypuje wszystko co brudne, brzydkie i nijakie, a w zamian pokazuje nam nieco czystszą i bardziej magiczną wersję rzeczywistości. Przykładowo dziurawe drogi, zniszczone pobocza i gałęzie drzew bez liści wyglądają rewelacyjnie, gdy przykryje je biały puch. Oczywiście można to oglądać z oddali, ale także można wyjść na zewnątrz z aparatek w dłoni i zrobić piękne zdjęcia. Przy okazji zróbcie sobie małą wycieczkę i oglądajcie, jaki ładny mamy świat.
Sposób nr 5
Dobra, teraz pewnie uznacie, że przesadziłam, ale napiszę: sanki! Chociaż bardziej przekona Was kulig i sporty zimowe. To ja będę wymieniać, a Wy powiecie "stop", gdy trafię w Wasz gust (a psikus, bo Was nie słyszę): narty, snowboard, łyżwy, czy co tam jeszcze jest. Oczywiście ja się do tego nie nadaję, bo stanowię zagrożenie dla zdrowia i życia wszystkich wokół, ale podejrzewam, że większość z was jest mniej pechowa. A kulig to już naprawdę jest zabawa dla każdego, zwłaszcza, gdy jest zakończony ogniskiem.
Jeśli dalej nie jesteście przekonani to pomyślcie, jakbyście się czuli żyjąc w kraju, w którym nigdy nie pada śnieg. Wiecie, robienie aniołków na piasku to średnia frajda, bo wytrzepywanie piachu z majtek jest niczym w porównaniu z pozbywaniem się go z (długich) włosów.
Ps. Jakie jest Wasze ulubione zastosowanie śniegu?
Ja tak mam do dziś, choć oczywiście mama już nie musi mnie już ubierać. Gdy widzę pierwszy śnieg jestem szczęśliwa. Zauważyłam, że przez to ludzie patrzą na mnie z politowaniem, choć nie do końca rozumiem dlaczego. Przecież to mi jest żal ich, bo to oni i im podobni utracili zdolność do cieszenia się małymi rzeczami i nie potrafią już odnaleźć piękna w czymś pozornie zwyczajnym. Wolą dostrzegać negatywy, jakby zapomnieli, że można się tym bawić. Wierzę, że Wy pamiętacie, a jeśli nie to chciałabym Wam przypomnieć.
Sposób nr 1
[Źródło] |
Gosiarellowa rada na lepienie bałwana: róbcie to pod wieczór, bo jest lepszy klimat i mniej osób spotkacie przy "tworzeniu".
Sposób nr 2
Drugi sposób wymaga większej liczby osób, dlatego śmiało dzwońcie po znajomych, a także po ludzi, którzy Was ostatnio zdenerwowali, bo śnieg oferuje Wam jedyną legalną szansę na spuszczenie im łomotu (oberwanie porządną śnieżką boli bardziej niż kulki paintballowe - sprawdzałam!) i wyładowanie agresji. Jeśli się jeszcze nie domyślacie to chodzi mi o bitwę śnieżną! Od zeszłego roku spisałam listę osób, które chętnie na taką zaproszę. Niestety może zdarzyć się tak, że Wasi znajomi są nudni i mają za głęboko wsadzony kij w cztery litery, przez co nie będą chcieli umawiać się na wojnę na śnieżki. Nic straconego! Takich, jak Wy jest więcej, dlatego przynajmniej raz do roku w większości miast są organizowane takie bitwy. Wpiszcie w wyszukiwarkę (gdy zima będzie trwała w najlepsze) bitwę śnieżną + Wasze miasto lub poszukajcie na grupach/wydarzeniach facebookowych.
Gosiarellowa wskazówka dla Krakusów: U nas najczęściej odbywają się na błoniach. Do zobaczenia!
Sposób nr 3
Dla leniwych i tych, którzy przemarzli przy poprzednich aktywnościach polecam najprostszą i najwredniejszą rzecz, czyli oglądanie, jak inni marzną. Tylko zróbcie to z klasą! Przygotujcie sobie ciepłą kawę/herbatę/czekoladę, przygotujcie dobrą książkę, opcjonalnie: kocyk, ciepłe skarpety i świeczka zapachowa, usiądźcie wygodnie przed oknem i napawajcie się tym, że każdy ciekawski przechodzień, który będzie się gapił w Wasze okno dostanie szału, że Wy rozkoszujecie się ciepełkiem, a on tkwi po kostki w śniegu, ma zamarznięty nos, a do domu jeszcze kilometr. Dobra kara za inwigilacje, a satysfakcja gwarantowana.
Sposób nr 4
Oczywistą oczywistością jest fakt, że śnieg zasypuje wszystko co brudne, brzydkie i nijakie, a w zamian pokazuje nam nieco czystszą i bardziej magiczną wersję rzeczywistości. Przykładowo dziurawe drogi, zniszczone pobocza i gałęzie drzew bez liści wyglądają rewelacyjnie, gdy przykryje je biały puch. Oczywiście można to oglądać z oddali, ale także można wyjść na zewnątrz z aparatek w dłoni i zrobić piękne zdjęcia. Przy okazji zróbcie sobie małą wycieczkę i oglądajcie, jaki ładny mamy świat.
Sposób nr 5
Dobra, teraz pewnie uznacie, że przesadziłam, ale napiszę: sanki! Chociaż bardziej przekona Was kulig i sporty zimowe. To ja będę wymieniać, a Wy powiecie "stop", gdy trafię w Wasz gust (a psikus, bo Was nie słyszę): narty, snowboard, łyżwy, czy co tam jeszcze jest. Oczywiście ja się do tego nie nadaję, bo stanowię zagrożenie dla zdrowia i życia wszystkich wokół, ale podejrzewam, że większość z was jest mniej pechowa. A kulig to już naprawdę jest zabawa dla każdego, zwłaszcza, gdy jest zakończony ogniskiem.
Jeśli dalej nie jesteście przekonani to pomyślcie, jakbyście się czuli żyjąc w kraju, w którym nigdy nie pada śnieg. Wiecie, robienie aniołków na piasku to średnia frajda, bo wytrzepywanie piachu z majtek jest niczym w porównaniu z pozbywaniem się go z (długich) włosów.
Ps. Jakie jest Wasze ulubione zastosowanie śniegu?
41 Komentarze
Wszystko pięknie ładnie, ale nie wszystkie opcje są takie proste! Bałwana można i owszem (u mnie na razie tylko taka imitacja śniegu jest, więc na razie się nie da), ale bitwa na śnieżki to już bolesna sprawa. A śnieg też często nie chce się lepić... Podoba mi się opcja 3.Uwielbiam patrzeć, jak inni marzną. Pozostaje ten problem, że w końcu i ja muszę wyjść, a wtedy oni patrzą na mnie. A jak jest ślisko to jak nic zaliczę glebę. Zdolna Iara.
OdpowiedzUsuńŚwiat faktycznie jest ładniejszy, ale tylko, gdy ciągle pada i śnieg jest świeży. Potem robi się błocko, a błocko nieładne. No i psy mają potrzeby, a żółty śnieg też nieładny.
Sanki. Kupiłam kuzynkowi pod choinkę, jak nie spadnie porządny śnieg, to kogoś skrzywdzę.:p
'a on, ponieważ się ze mi dokucza' - domyślam się, że najpierw chciałaś wspomnieć, że się ukochany nabija i dwie myśli się zmieszały :-)
OdpowiedzUsuńNie mam nic do śniegu, przynajmniej otoczenie ładniej wygląda. Chętnie pojeździłabym na łyżwach, ale nie ma z kim - poczekam aż Zośka podrośnie i będzie ze mną szaleć.
Ujął mnie sposób numer 3, muszę kiedyś wypróbować :)
Mnie do śniegu przekonywać nie trzeba. Kochałabym go nawet, gdyby nie miał tak licznych możliwości do wykorzystania. Lubię na niego patrzeć. Uspokaja. :)
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom uwielbiam śnieg i zabawy śnieżne, ale... Odkąd choruję co dwa tygodnie to nie mam na niego sił. Od października jestem 5 raz chora. I to nie tak, że się za cienko ubieram. Mam na sobie mnóstwo warstw, wychodzę tylko na autobus, dojeżdżam na uczelnię i wracam. Nie chodzę sobie na spacerki od tak, bo wtedy szybciej choruję niż co te dwa tygodnie. To mnie przeraża, dlatego zaczynam się denerwować wiedząc, że miasto obok mojego ma już śnieg i lada dzień dotrze do mnie. Ale chyba mam jakąś złą moc, bo tak naprawdę wszystkie miasta dookoła mnie są zasypane, tylko w moim śniegu brak. Ale... Trochę za nim tęsknię. Lubiłam siedzieć z gorącym kubkiem kakao przy oknie i patrzeć w górę na wirujące płatki śniegu. To ma magię!
OdpowiedzUsuńJako wredny człowiek lubię sposób 3. Czasem (nie zawsze) też lubię, gdy śnieg zasypie to, co brzydkie. I na tym koniec. Śnieg i zima są złe, okropne i ich nie lubię! Byle do wiosny. :)
OdpowiedzUsuńNie miałaś czasem Disqusa?
Mnie nie przekonasz niczym. Jest zimno, muszę ubierać na siebie mnóstwo ciuchów, które krępują mi ruchy, muszę ubierać dziecko co jest trudne bo nie chce się ubrać, muszę odśnieżać podjazd - a widziałaś go, to wiedz że odśnieżam cały, owszem nie codziennie robię to sama, ale jednak - a to, że śnieg przysypuje brud, to tylko na chwilę, bo zaraz robi sie brudny od spalin i innych syfów, już nie mówiąc o chlapie i ciapie przy tylko nieco wyższej temperaturze. Nie lubię zimy i jak dla mnie mogłaby ona nie istnieć. A jak będę chciała pokazać dziecku śnieg i ulepić z nim bałwana to pojadę tam gdzie śnieg jest, w Alpy na przykład, wcale nie są takie drogi jak sie wydaje.
OdpowiedzUsuńCzuje wykręty! Bałwana można ulepić już w pierwszy dzień po spadnięciu śniegu - swojego już mam! Przecież nikt nie mówił, że ma być w skali 1:1, prawda? No dobrze, mam mini bałwana, ale dalej się liczy :P Z kolei śnieżki, owszem bolesna sprawa i właśnie dlatego dają tyle satysfakcji, gdy porządna piguła sięgnie celu, który dajmy na to zdenerwował nas w ostatnim czasie :P
OdpowiedzUsuńNa kolorowy śnieg mam inną receptę. Robiłaś kiedyś kolorowy śnieg? Fajnie wygląda :) I z pewnością jest mnie obleśny, niż psi :P
U mnie już pada! Drugi dzień, więc jestem na śnieżnym haju :)
Ożesz... dzięki! Najgorsze jest to, że czasami podobnie mówię, gdy chce powiedzieć za dużo i wychodzi bełkot :(
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dobry pomysł! Żałuję, że sama boję się jeździć po pewnej kontuzji, ale wcześniej to uwielbiałam. Ulep małej kreatywie ode mnie bałwana :)
Nie wierzę, że jeszcze tego nie robiłaś :P
I taką postawę lubię! Piątka! ^^
OdpowiedzUsuńFakt, mnie też uspokaja. Nawet napawa optymizmem, którego zazwyczaj w czasie jesieni i zimy mi brak.
Nie robiłam, bo słabe widoki za oknem, nie ma komu na złość robić ;)
OdpowiedzUsuńU nas na bałwana za mało śniegu :( Za to lodowisko czynne i mnie kusi, ale Mar nie jeździ [też kontuzja], przyjaciółka w ciąży, a reszta znajomych rozjechana po Wyspach.
A z mówieniem mam tak samo - tysiąc myśli na minutę, a potem głupoty rzucam w eter ;)
Może jakaś witamina C pomoże? Wzmocni odporność czy coś? A jak nie to przy okazji śniegu i kolejnego choróbska możesz codziennie wcielać w życie plan numer 3! Kakao, ciepły kocyk i ładny śnieżek za oknem to zawsze dobre połączenie.
OdpowiedzUsuńI też sądzę, że masz jakieś złe moce, skoro tylko u Ciebie nie ma śniegu! :P
Ty zawsze na nie :( Straszna z Ciebie pesymistka (by nie powiedzieć maruda), wiesz? Jasne, śnieg ma swoje wady, ale ma też w sobie piękno i magię! Pomyśl tylko ile będziesz miała radochy za kilka lat, gdy Kuka podrośnie i będzie lepić swojego pierwszego bałwana albo jeździć na sankach :)
OdpowiedzUsuńU mnie tego śniegu prawie nie ma, nie da się lepić.:p
OdpowiedzUsuńEeee... kolorowy śnieg? Żółty?:p
U mnie popadało jednej nocy, jak padało, było cudnie, ale troszkę tylko i właściwie to tylko przy krzakach się uchował.
To będzie jej radocha a nie moja. I to nie pesymizm, ja raczej jestem realistką z odrobiną optymizmu. Po prostu ciepłolubna jestem i już, u mnie to rodzinne:)
OdpowiedzUsuńWitaminę C, tran - łykam codziennie. Do tego gorące herbatki z miodem, cytryną albo z sokiem z czarnego bzu też obowiązkowo. Miód z mlekiem także. I nic... Babcia lubego będzie mi robiła syrop domowej roboty, który im zawsze pomaga, więc może i mi pomoże.
OdpowiedzUsuńCzarne moce... Ale zapowiadają u mnie na jutro śnieg jednak. Ciekawe czy spadnie. :D
Realistką z odrobiną optymizmu? Uwielbiam Cię, ale nie :P A przynajmniej tego Twojego oblicza nie znam :P Poza tym nie wierzę, że i ty nie będziesz się dobrze przy tych jej śnieżnych zabawach, dobrze bawić :P Jeśli się mylę do daj mi z tym żyć :)
OdpowiedzUsuńTo nie wiem co Ci jeszcze poradzić. Może herbata z sernikiem mogłaby pomóc? Kto wie jakie skrywa właściwości?!
OdpowiedzUsuńDaj znać czy spadnie i czy to jakaś Twoja zagrywka by uniknąć stosu za stosowanie czarnej magii?
Nie dobrze. Trzeba od kogoś wypożyczyć okno z dobrym widokiem!
OdpowiedzUsuńZnam ten ból. Nie wiem, jak oni śmią przenosić się na Wyspy. To takie samolubne z ich strony, że nawet nie pomyślą, jak to wypływa na nas (pół żartem pół serio, ale naprawdę czasami mam ochotę wszystkim skopać tyłek, gdy nie ma nikogo pod ręką).
Już sobie wyobrażam co by się stało, gdybyśmy miały zacząć ze sobą gadać na żywo na jakiś pasjonujący temat - wyszedłby piękny chaos myślowy ;)
I nikt z zewnątrz nie umiałby naszej zażartej dyskusji zrozumieć ;)
OdpowiedzUsuńNiestety, przykro, że nastały takie czasy, że na palcach jednej ręki można policzyć ilu znajomych zostało w kraju. Zawsze miałam wokół siebie mnóstwo ludzi, a teraz pustka - jedynie skype i facebook zostają...
Serio? Powiedz:D:D:D Ja chcę fioletowy!:D:D:D
OdpowiedzUsuńDziś trochę spadło, ale na bałwana za mało jeszcze.
ps. Poprzestawiały Ci się posty, bo bajki wyskoczyły na pierwsze miejsce.
Hahaahahahaha! wczoraj prawie M. wpadł makowiec do kawy :D A już myślałam, że dowiem się, jakie ta mieszanka skrywa właściwości.
OdpowiedzUsuńJa jak byłam mała to kopałam w śniegu, aż znalazłam taki który wyglądał jak kryształki i otwierałam sklep jubilerski, no wiesz diamenty na wagę :P Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMasz mnie! Tej zabawy nie znałam, a jest urocza :)
OdpowiedzUsuńWy naprawdę macie skłonności do mieszania ciast z ciepłymi napojami. Mówię Ci to przeznaczenie!
OdpowiedzUsuńProszę bardzo: http://corobirobcio.blogspot.com/2014/02/kolorowy-snieg-zimowe-malowanie.html
OdpowiedzUsuńSama się będę bawić w śnieżne kule, rok temu miałam ochotę, ale brakło mi balonów :P
Ps. Dzięki! Coś ześwirowało i już naprawione :*
Zachęcasz! Musimy kiedyś spróbować :)
OdpowiedzUsuńWszystko przenosi się do internetów, a w dodatku, jak paskudy w końcu przyjadą to nagle robi się z tego święto :P Za dobrze im!
Rajciu, fajne!:D
OdpowiedzUsuńHa! I kolejny powód by pokochać śnieg :)
OdpowiedzUsuńNo jasne! :D O dziwo jeszcze nic nie wylałam wczoraj i dzisiaj, więc może 2015 będzie bez wylewania :D Szczęśliwego Nowego Roku! <3
OdpowiedzUsuńPrzez całego Sylwestra nic nie wylałaś? Wtedy wszyscy coś rozlewają! Ej! To musi być znak :)
OdpowiedzUsuńWzajemnie :*
No właśnie nic nie wylałam! Ani 31 grudnia ani 1 stycznia. Nawet dziś nic nie wylałam :D Trochę mi szkoda, bo fajnie było obserwować, czy ciasto nie wleci do napoju... ;<
OdpowiedzUsuńPal licho z widokiem lecącego ciasta, ale z czego JA się teraz będę chichrać?!
OdpowiedzUsuńMam, mam. Tylko czasami nie wskakuje bez odświeżenia strony (nie wiem skąd ten błąd). Tak czy siak tutaj żaden komentarz nie ginie, więc jest ok.
OdpowiedzUsuńDzisiaj miałam paluszka w herbacie! Bo mi M. wrzucił :( Paluszka kazałam mu zjeść, za to herbatę wypiłam :D
OdpowiedzUsuńZrobił to z premedytacją? Jeśli tak przekaż mu ode mnie wyrazy wdzięczności, bo z pewnością zrobił to bym nie czuła pustki po Twoim udoskonaleniu techniki trafiania jedzeniem do odpowiednich miejsc.
OdpowiedzUsuńNie odczułam różnicy, bo ja tak niekiedy jadam herbatniki :D Albo wafelki śmietankowe... :D Tak, zrobił to z premedytacją!
OdpowiedzUsuńJeśli będzie to robił regularnie będę go serduszkować z oddali :)
OdpowiedzUsuńEee tam, często mi coś wrzuca do napoju... Chyba muszę też być taka wredna i mu wrzucać nie paluszki, nie herbatniki, nie wafelki a serniki :D
OdpowiedzUsuńSerduszkuję Twój plan <3
OdpowiedzUsuńHa! :D Nie martw się, Tobie też wrzucę do napoju ciasto jak się spotkamy ;) <3
OdpowiedzUsuńTrzymam za słowo! Tylko się pośpiesz, bo możesz zapomnieć ;)
OdpowiedzUsuń