Nic tak dobrze nie działa na mnie przy wyborze nowej książki, filmu, serialu, czy innego produktu, jak rekomendacja osoby, której ufam. Nie ważne czy to bloger, czy znajomy, chociaż dzisiaj chciałabym się skupić na tej drugiej grupie. Zastanawialiście się, jak często coś co teraz znamy i kochamy, było zapoczątkowane przez entuzjastyczną opinię przyjaciela? Albo jak często to wy robicie za chodzącą reklamę jakiegoś produktu czy usługi? Choć jestem pasjonatką reklam to moim zdaniem takie spontaniczne i bezinteresowne wychwalanie jest najpiękniejszą i najbardziej skuteczną formą sprzedaży.
Wiecie już, jak wygląda moje polecanie lub zniechęcanie do czegoś na blogu. Wśród znajomych zachowuję się bardzo podobnie, z tym, że moje wypowiedzi są bardziej infantylne, zawierają więcej epitetów i skupiają się na rzeczach godnych wciśnięcia komuś na siłę. Innymi słowy wygląda to mniej więcej tak: "Jak to nie czytałeś/ nie oglądałeś tej książki/serialu. Przecież to takie cudne i są smoki i są klaty i są smoki i jest cudowne i musisz to poznać! Mówiłam już, że jest cudowne?!", a dalej leci tak: wersja a) "Zresztą wiesz co? Masz tu książkę, przeczytaj! Tak, teraz! Idź do domu, bo nie chce mi się z tobą nawet rozmawiać, skoro tego nie znasz! Gardzę tobą, więc to napraw!" i wersja b) "Masz trochę czasu? To siadaj, a ja włączę. Zobaczysz, pokochasz i znów będziesz w moich oczach wartościowym człowiekiem". Poważnie tak to wygląda, więc rozumiecie, że musiałam założyć bloga by dać znajomym trochę luzu. Najciężej znosili moją fazę na Niekrytego Krytyka, przez co oglądalność pewnie podniosła mu się w kilka dni o liczbę mieszkańców dwóch osiedli (jeśli czytają to moje 'ofiary' to powiadam Wam, że powinniście docenić, jak wiele trudu wkładam w powstrzymywanie się o fanienia!). Podobnie działa w drugą stronę. Mam znajomego, z którym spotykam się raz na ruski rok, a listę seriali i filmów do nadrobienia mam ładnie spisaną by do kolejnego spotkania nadrobić.
Zresztą nawet z nowo poznanymi osobami łatwiej rozmawia się o dobytku popkultury, bo można dzięki temu uniknąć niezręcznych tematów, czy jeszcze gorszej ciszy. Patrząc na siebie i obserwując zachowania ludzi, wiem, że polecanie zajmuje ważne miejsce w kontaktach międzyludzkich. I to jest dobre. Odkrywamy perły. Jesteśmy popychani do poznawania nowych rzeczy, które mogą, choć nie muszą nam się podobać. Dzięki temu poznałam cudowne miejsca, zjadłam rewelacyjne potrawy, obejrzałam świetne filmy, przeczytałam genialne książki oraz zaczęłam czytać fascynujące blogi. Czasami żałuję tylko jednego, a konkretnie, że osoby stojące za danym produktem/usługą tak rzadko, a właściwie prawie nigdy, nie są świadkami tych pełnych pasji zapewnieniach, że ktoś MUSI poznać ich twór. Ta najbardziej żarliwa reklama odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Kiedy już napiszę książkę (pamiętacie listę Gosiarellowych celów?) chciałabym gdzieś przypadkiem usłyszeć taką rekomendację. Albo bloga. Wyobrażacie sobie, jakie wspaniałe musiałoby być to uczucie, gdy np. siedzicie w kawiarni, a przy stoliku obok ktoś rozpływa się nad czymś co stworzyliście, nie mają przy tym świadomości waszej obecności? To musiałoby być jedno z najpiękniejszych doświadczeń autora. Nawiasem mówiąc zróbcie coś dla mnie i w miejscach publicznych głośno polecajcie Gosiarellę, bo może akurat będę podsłuchiwać.
Ps. Napisałam ten tekst, ponieważ bardzo chciałam poznać Wasze doświadczenia w polecaniu. Jak polecacie najczęściej (online czy na żywo)? Co polecacie najczęściej? Komu? Dlaczego? Oraz co wspaniałego zostało Wam polecone?
Ps2. Przy okazji macie świetną okazję do polecenia czegoś i mnie!
Wiecie już, jak wygląda moje polecanie lub zniechęcanie do czegoś na blogu. Wśród znajomych zachowuję się bardzo podobnie, z tym, że moje wypowiedzi są bardziej infantylne, zawierają więcej epitetów i skupiają się na rzeczach godnych wciśnięcia komuś na siłę. Innymi słowy wygląda to mniej więcej tak: "Jak to nie czytałeś/ nie oglądałeś tej książki/serialu. Przecież to takie cudne i są smoki i są klaty i są smoki i jest cudowne i musisz to poznać! Mówiłam już, że jest cudowne?!", a dalej leci tak: wersja a) "Zresztą wiesz co? Masz tu książkę, przeczytaj! Tak, teraz! Idź do domu, bo nie chce mi się z tobą nawet rozmawiać, skoro tego nie znasz! Gardzę tobą, więc to napraw!" i wersja b) "Masz trochę czasu? To siadaj, a ja włączę. Zobaczysz, pokochasz i znów będziesz w moich oczach wartościowym człowiekiem". Poważnie tak to wygląda, więc rozumiecie, że musiałam założyć bloga by dać znajomym trochę luzu. Najciężej znosili moją fazę na Niekrytego Krytyka, przez co oglądalność pewnie podniosła mu się w kilka dni o liczbę mieszkańców dwóch osiedli (jeśli czytają to moje 'ofiary' to powiadam Wam, że powinniście docenić, jak wiele trudu wkładam w powstrzymywanie się o fanienia!). Podobnie działa w drugą stronę. Mam znajomego, z którym spotykam się raz na ruski rok, a listę seriali i filmów do nadrobienia mam ładnie spisaną by do kolejnego spotkania nadrobić.
Zresztą nawet z nowo poznanymi osobami łatwiej rozmawia się o dobytku popkultury, bo można dzięki temu uniknąć niezręcznych tematów, czy jeszcze gorszej ciszy. Patrząc na siebie i obserwując zachowania ludzi, wiem, że polecanie zajmuje ważne miejsce w kontaktach międzyludzkich. I to jest dobre. Odkrywamy perły. Jesteśmy popychani do poznawania nowych rzeczy, które mogą, choć nie muszą nam się podobać. Dzięki temu poznałam cudowne miejsca, zjadłam rewelacyjne potrawy, obejrzałam świetne filmy, przeczytałam genialne książki oraz zaczęłam czytać fascynujące blogi. Czasami żałuję tylko jednego, a konkretnie, że osoby stojące za danym produktem/usługą tak rzadko, a właściwie prawie nigdy, nie są świadkami tych pełnych pasji zapewnieniach, że ktoś MUSI poznać ich twór. Ta najbardziej żarliwa reklama odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Kiedy już napiszę książkę (pamiętacie listę Gosiarellowych celów?) chciałabym gdzieś przypadkiem usłyszeć taką rekomendację. Albo bloga. Wyobrażacie sobie, jakie wspaniałe musiałoby być to uczucie, gdy np. siedzicie w kawiarni, a przy stoliku obok ktoś rozpływa się nad czymś co stworzyliście, nie mają przy tym świadomości waszej obecności? To musiałoby być jedno z najpiękniejszych doświadczeń autora. Nawiasem mówiąc zróbcie coś dla mnie i w miejscach publicznych głośno polecajcie Gosiarellę, bo może akurat będę podsłuchiwać.
Ps. Napisałam ten tekst, ponieważ bardzo chciałam poznać Wasze doświadczenia w polecaniu. Jak polecacie najczęściej (online czy na żywo)? Co polecacie najczęściej? Komu? Dlaczego? Oraz co wspaniałego zostało Wam polecone?
Ps2. Przy okazji macie świetną okazję do polecenia czegoś i mnie!
36 Komentarze
"Jak to nie czytałeś/nie oglądałeś tej książki/serialu. Przecież to takie cudne i są smoki i są klaty i są smoki i jest cudowne i musisz to poznać! Mówiłam już, że jest cudowne?!" tak prawdziwe, że aż bez problemu potrafiłam sobie Ciebie zwizualizować. Cóż, chyba zbyt często słyszałam to z Twych ust, ale i tak nadal nie nadrobiłam seriali, które we mnie wmuszałaś. Gabi rebel :D Poza tym upraszam o nie wspominanie w mojej obecności o Niekrytym, gdyż nadal próbuję przetrawić ten ostatni filmik :P
OdpowiedzUsuńP.S. Doceń to, że skomentowałam tutaj, a nie na fb.
O dziwo rzadko czytam lub oglądam coś, co mi polecono. Zwykle sama wynajduję tyle książek, filmów i seriali, że nie mam czasu patrzeć na to, co podoba się innym. Czasami jednak faktycznie daję się namówić. Skutki są różne. Co pamiętam... Grę o tron. Weszłam kiedyś z koleżanką do księgarni i była na półce. Koleżanka zaczęła rozpływać się nad serialem (emitowali wtedy pierwszy sezon) i obie kupiłyśmy po książce. Był wtedy pierwszy tom w tej ładnej, filmowej okładce (zauważyłaś, że kolejne nie są już tak ładne?). W efekcie obejrzałam pierwszy sezon w dwa dni i kupiłam wszystkie tomy. Które - shame on me!- nadal leżą nietknięte na półce (lepiej nie będę wymieniać, ile książek leży u mnie na półce od lat, choć naprawdę chcę je przeczytać). Z kolejnymi sezonami miałam pod górkę. Rok przerwy po dwóch dniach oglądania, sama rozumiesz. I - tu znów wstyd - wróciłam do tego dopiero teraz. Obejrzałam trzy sezony w pięć dni. Biorąc pod uwagę, że u mnie na uczelni sesja, więc za dnia się uczyłam, w nocy zamiast spać oglądałam... taaaaa, szalona ja. ^^ Teraz mam głoda na fantasy. Ogromnego głoda. Polecasz coś?
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jako polecenie zaliczymy reckę na blogu, ale jeśli tak to pokochałam Pocałunek Kier dzięki Sol z BookHunter. Gdyby nie ona nie spojrzałabym na tę książkę. Przez Ciebie czaję się na Feeda. A przez kilka koleżanek na Niewolnicę Chaudiere.
Co Iara może polecić Gosiarelli...Anne Bishop znasz? Trylogia czarnych kamieni. Boskie. Czytaj. Anne Rice, dajmy na to... Opowieść o złodzieju ciał. Andriej Bielanin - Moja żona wiedźma. Marissa mayer - Cinder. Susan Ee - Angelfall.
A jeśli chodzi o filmy... Marzyciel z Johnym Deppem, Ben Hur z Josephem Morganem (zachwycił mnie).
Ja mogę coś polecić z gatunku fantasy ^^ Tylko daj znać, jakie konkretnie fantasy Cię interesuje :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że odkąd śmigam po blogach, to już zaczęłam zapominać, kto z blogosfery do danej książki mnie zachęcił :) Pamiętam, że Ty zachęciłaś mnie do jednej książkowej trylogii, którą muszę w końcu zdobyć. Tyle książek do przeczytania - a najbardziej to bym chciała przeczytać je wszystkie na raz! :) Jedna z moich koleżanek z grupy praktykowej też jest molem książkowym, więc czasem sobie coś po polecamy ^^
OdpowiedzUsuńA kiedy będzie jakieś Gosiarellowe spotkanie? To wstyd, że mieszkamy w tym samym mieście, a jak na razie spotkałam Cię tylko raz :)
Tiaaa... Zauważyłam, zwłaszcza, że truję Ci ciągle tyłek, żebyś przeczytała FEED :P Dobrze, że przynajmniej o tym pamiętasz ;)
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie się zgadzam, że pozostałe okładki serii, nie dorastają do pięt filmowej okładce pierwszego tomu GoT. Co się zaś tyczy twojego oglądania serialu to powiedziałabym, że oglądając je na raz masz większą frajdę. Chciałabym tak zrobić z kilkoma serialami, ale zwyczajnie nie umiem się powstrzymać przez 40 minutową przyjemnością raz na tydzień (sumując zajmuje to zdecydowanie za dużo wolnego czasu).
Polecam "Jesienne ognie", ale to wiesz. Znajdziesz na blogu tekst o tym ;)
Większość kojarzę, część czytałam, Cinder uwielbiam, a na Angelfall się czaję! Dziękuję za tytułu, których nie znam - postaram się nadrobić! :*
Rozbroiłaś mnie tymi tekstami: "Zresztą
OdpowiedzUsuńwiesz co? Masz tu książkę, przeczytaj! Tak, teraz! Idź do domu, bo nie
chce mi się z tobą nawet rozmawiać, skoro tego nie znasz! Gardzę tobą,
więc to napraw!" i "Masz trochę czasu? To siadaj, a ja włączę. Zobaczysz, pokochasz i znów będziesz w moich oczach wartościowym człowiekiem" XD Chciałabym to zobaczyć kiedyś na żywo!
Masz rację takie przypadkowe, podsłuchane westchnienia fanów muszą być najlepszym wyrazem zajebistości.
Ps. Gosiarellę polecam zawsze i wszędzie. Znajomi już wiedzą ;D
Gdy zrobi się ciepło zapraszam do Krakowa, ponieważ słuchając się Little Angel zrobię jakieś spotkanie z Gosiarellą ;)
OdpowiedzUsuńDo ps. Dziękować, serduszkować i zmuszać do kontynuowania! :*
Jeszcze mi nie dowieźli tak po prawdzie. :( A frajda z oglądania fsktycznie większa, jak ma się dużo. Zwłaszcza taki GoT, który opoeiada ciągnącą się historię. A z seriali polecam bardzo mocno The Musketeers.
OdpowiedzUsuńTylko tych Jesiennych ogni coś dostać nie mogę. :(
O, byłabym wdzięczna. Fazę na fantastykę mam po Grze o tron, więc coś podobnego bym chciała. W sensie spiski, intrygi, walka, może być troche magii. :)
OdpowiedzUsuńHaha :) W sumie faktycznie widziałaś już mnie w stanie totalnej ekscytacji i słowotoku zachwytu.I nie buntuj się przed wyjątkowo dobrym serialem, którym tak usilnie staram się załatać pustkę w Twoim sercu (nie ważne, że jeszcze nie zdajesz sobie sprawy z istnienia owej pustki, bo ona tam jest!). Nie ma za co :P
OdpowiedzUsuńJutuber, Którego Nicka Nie Wolno Wymieniać spisał się świetnie znajdując tak żenujący twór. I łączę się w bólu, bo sama przez niego ciągle się zastanawiam, czy ludzie kiedyś byli tak ograniczeni? Mam ochotę podejść do kogoś na ulicy (plus minus w wieku aktorów z filmu) i zapytać o to.
Do Ps. Doceniam, buziakuję i zmieniam Ci stopień z Brutusa na Marka Antoniusza, lepiej?
Mam podobnie. Wyjątkowo rzadko pojawiają się przebłyski, czyja recenzja odpowiada za kupienie danego tytułu.
OdpowiedzUsuńHa! Nawet pamiętam o którą chodzi i naprawdę (!) warto!
A co do spotkania to <3 <3 Zaplanuję coś na wiosnę, bo przedzieranie się przez śniegi może być zniechęcające :P
Żeby to tylko jeden serial był, to może i bym się nie buntowała. Niemniej jednak, tak jak obiecałam, obejrzy się go w trakcie ferii, o ile nie padnę na twarz po ostatnim egzaminie i bardziej kuszącą opcją będzie zabawa w śpiącą królewnę (tylko bez ekscesów rodem z TS).
OdpowiedzUsuńLudzie byli wtedy bardziej ograniczeni, ale i inaczej podchodzili do kwestii uświadamiania dzieci, a z braku lepszych pomysłów wymyślali coś a'la kranik i jajeczko (nadal mam przed oczami tę epicką wizualizację w wykonaniu Jutubera-Którego-Nicka-Nie-Wolno-Wymawiać). O, to jak będziesz to robić, to weź mnie ze sobą. Chętnie to zobaczę, a przy okazji nagram ku potomności i wiecznej chwały Gosiarelli :P
O, awans na Marka Antoniusza, się pnę po szczeblach kariery xD
Dopilnuję, żebyś się wywiązała, a co do Śpiącej to wiesz... ona też niczego więcej nie chciała, gdy zapadała smacznie w sen, a tu proszę jaka niespodzianka po obudzeniu!
OdpowiedzUsuńJa też, tylko tą z "Krew się leje, po ścianach, mamusia umiera, więcej krwi, wszyscy umierają!" czy coś w ten deseń. To było straszne!
No to mamy deal! Przynajmniej jeśli ktoś mnie zdzieli torebką to będziemy mieć dowód napaści!
Wyżej już tylko Kleo :)
Ok. zapisałam go na liście do obejrzenia!
OdpowiedzUsuńWierz mi, warto na nie czekać i są dokładnie tym, co napisałaś poniżej ;D
To może "Droga królów" Brandona Sandersona? Na pewno Ci się gdzieś rzuciła w oczy, taka wielka cegła ^^ Co prawda na razie nie mogę o niej za dużo powiedzieć, bo nie doszłam nawet do połowy, ale czyta się całkiem fajnie :) Jest wymyślona przez autora kraina, są tajemniczy Świetliści, wojny, dziwne religie, niewolnicy, skrytobójcy... Nawet chirurg ^^ Na razie mi się podoba, chociaż nie bardzo wiem, co się dzieje, ani nie potrafię przewidzieć, do czego cała ta historia doprowadzi
OdpowiedzUsuń"Upadające królestwa" są też całkiem fajne, chociaż przypominają raczej bajkę dla dzieci.
Serię o Eragonie też miło wspominam, chociaż ostatni tom wciąż przede mną.
"Władca Pierścieni" jeśli jeszcze nie czytałaś. Coś naszego - saga o Wiedźminie. Plus trylogia husycka Sapkowskiego - opis może wydaje się mało zachęcający, ale naprawdę warto, jest dużo humoru i ciekawie się dzieje.
Jeśli sobie jeszcze coś przypomnę, to dopiszę :)
Ja tam bardziej muszę przedzierać się przez błoto, którego mi tu narobili panowie robotnicy. Źli panowie-robotnicy!
OdpowiedzUsuńKiedy zaczyna się Gosiarellowa Wiosna? :)
Gooooośka Ty narcyzie :P Ode mnie tego nie usłyszysz bo wiem jak wyglądasz :P
OdpowiedzUsuńAle tak, to na pewno piękne uczucie :)
Ja wracając teraz do domu z kolegą wymieniałam ulubione płyty i seriale (standardowa wymiana zdań, gdy już się widzimy) no i o książki też zahaczyliśmy, choć najwięcej o serialach. Uwielbiam takie rozmowy, bo po pewnym czasie wyczerpują się tematy "co u ciebie?" a przy 5-godzinnej podróży... no cóż. O czymś gadać trzeba :D Ewentualnie udawać, że się śpi (byłam na kacu, musiałam udawać bo inaczej źle by się to skończyło).
Na Sandersona od dawna się czaję, już mi go polecano. Co prawda mam w domu inne tytuły, ale może się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńEragona i Władcę czytałam. Eragona uwielbiałam jako dziecko.:)
Upadające na inny czas, jak bajkowe. Lubię takie, ale po GoT chcę krwi.:)
Tym bardziej szkoda, że nakład wyczerpany.:)
OdpowiedzUsuń^^ W końcu się doczekałam! Ostatnio tak rzadko wytyka się tu narcyz, że aż się za tym stęskniłam!
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci, którzy mnie nie znają zrozumieją delikatną sugestię, więc wykupuję sprzęt szpiegowski :D
Marta ty alkoholiku! :P Takie rozmowy są najlepsze!
Założę się, że Mikołaj da im za to rózgę w tym roku!
OdpowiedzUsuńPo świętach wielkanocnych, ale kiedy konkretnie ta Gosiarellowa nie jestem pewna. Jeśli na blogu zobaczysz pierwsze wpisy z wiosny tematycznej to znaczy, że już :D Taki klanedarz Gosiarellojański.
Potwierdzam! Gosiarella na "żywo" poleca bardzo emocjonalnie i nakazująco ;) Aż człowiekowi jest głupio i wstyd, że nie widział ;)
OdpowiedzUsuńPiję raz w miesiącu i już alkoholizm...
OdpowiedzUsuńPS. Nigdy nie obejrzę wszystkich poleconych bo mi życia nie starczy :(
Hehe:) Wpędzenie w poczucie winy to dobry motywator do nadrabiania zaległości! Prawda?
OdpowiedzUsuńPamiętasz rozmowę o pierwszym wrażeniu?
OdpowiedzUsuńRozmowa z Martą zawsze się kończy na rozmowie o efektach alkoholowych wpadek :P
No już (tuli tuli) to tylko żarty by nie dokuczać Ci z pechem :*
Ja często tak emocjonalnie z koleżankami w autobusach i tramwajach rozprawiamy :D Chociaż faktycznie, ciekawie byłoby usłyszeć gdzieś obok taką prawdziwą ekscytację :D
OdpowiedzUsuńCzas nadstawić uszy i zacząć dyskretne podsłuchiwanie :)
OdpowiedzUsuńNo tak, blog na pewno nieco odciążył znajomych. :P
OdpowiedzUsuńWciąż pamiętam bardzo entuzjastyczną reakcję koleżanki po przeczytaniu książki, którą jej poleciłam - bezcenne. :D
Najczęściej polecam online, jednak na żywo też zdarza się to dość często. Dla jednej ze znajomych moja domowa biblioteczka stanowi głównie źródło nowych książek do przeczytania. Chociaż z jedną książką (w sumie może nawet z dwoma) mam spory dylemat - chciałabym, żeby inni też ją poznali, a jednocześnie nie chcę się z nią rozstawać... Z kolei jeśli chodzi o filmy, to częściej słyszę rekomendacje, niż sama polecam je innym. ;)
Ha! Ja się nie poddaje: http://allegro.pl/listing/listing.php?order=d&string=jesienne+ognie&bmatch=seng-v6-p-sm-isqm-4-ce-0113
OdpowiedzUsuńBo ja je dłuuuugo rozpamiętuję. To wszystko przez tego pecha.
OdpowiedzUsuńI brak mózgu.
No to teraz pojechałaś! Nie myśl sobie, że takie rozgłaszanie braku mózgu może Cię uratować w razie zombie apokalipsy, bo i tak zombiaki go zwęszą! Ale próba zacna :P
OdpowiedzUsuńZnajomi powinni to zdecydowanie bardziej doceniać ^^
OdpowiedzUsuńTo teraz ładnie się przyznaj co to za dwie cudowne książki! Mam ochotę je sprawdzić :D
http://risovach.ru/upload/2014/05/mem/pochemu-by-i-net_50165937_orig_.jpeg :D
OdpowiedzUsuń"Nasze szczęśliwe czasy" Gong Ji-young i "Siedem minut po północy" Patrick Ness. Ta druga została naprawdę ślicznie wydana i zawiera pełno klimatycznych ilustracji. :D
OdpowiedzUsuń"Siedem minut po północy"gdzieś mam, więc przeczytam. Dziękować :)
OdpowiedzUsuńOj, to chyba trafiłam na Twoją czarną listę, bo kompletnie nie potrafię się tego oduczyć. Dawno temu stosowałam się do systemu oceniania np. od 1-6, ale po jakimś czasie zauważyłam, że ocena ocenie nie była równa, dlatego wylewałam swoje zachwyty i żale naraz by pod koniec skwitować, czy ogólnie jest okey czy też najlepiej zakopać to w odmętach internetów i swojej świadomości. Podejrzewam, że większość używa słowa 'polecam', ponieważ podejrzewają, że odbiorca zna mniej więcej ich gust np. przeczytał wiele tekstów danego blogera i wie czy gusta się pokrywają czy wręcz przeciwnie. Sama tak mam z inną blogerką, gdy nie poleca danego filmu i serialu to wiem, że mi się spodoba, bo zawsze jest to odwrotne.
OdpowiedzUsuńZ kolei przy motywach też tak z niektórymi mam. Postapo i zombie biorę w ciemno, choćby nie wiem co mówili ;)