Nie wiem czy jesteście tu nowi, czy też już doskonale wiecie, że jestem uparta w swoim masochizmie. Cóż... pierwsi się dowiedzą, a drudzy pokiwają głowami z pobłażaniem. Tak czy inaczej muszę się przyznać, że Blackout kupiłam w dzień premiery i postanowiłam wstrzymać się z czytaniem do chwili, gdy stanie się to absolutnie nie zbędne. Wiecie, taka książka na czarną godzinę, kiedy naprawdę, ale to naprawdę MUSICIE przeczytać coś dobrego i nie macie czasu na eksperymenty, czy niespodzianki. Dwa dni temu nadszedł ten moment.
Trylogia Przeglądu Końca Świata jest zdecydowanie najlepszą historią o zombie, jaką kiedykolwiek przeczytałam. Jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszych dwóch tomów to najpierw zapraszam do przeczytania ich pseudo-recenzji (link do FEEDa i link do Deadline), następnie do księgarni lub biblioteki, a po przeczytaniu możecie czytać ten tekst dalej, bo jestem pewna, że poniżej nie obejdzie się bez spoilerów, a naprawdę nie chcielibyście sobie zepsuć zabawy z odkrywania spisków, które przygotowała Mira Grant. Zakładam, że posłuchaliście mojej rady, więc lecę dalej bez ogródek.
Trylogia Przeglądu Końca Świata jest zdecydowanie najlepszą historią o zombie, jaką kiedykolwiek przeczytałam. Jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszych dwóch tomów to najpierw zapraszam do przeczytania ich pseudo-recenzji (link do FEEDa i link do Deadline), następnie do księgarni lub biblioteki, a po przeczytaniu możecie czytać ten tekst dalej, bo jestem pewna, że poniżej nie obejdzie się bez spoilerów, a naprawdę nie chcielibyście sobie zepsuć zabawy z odkrywania spisków, które przygotowała Mira Grant. Zakładam, że posłuchaliście mojej rady, więc lecę dalej bez ogródek.
"Dziennikarstwo musiało wyglądać zupełnie inaczej w czasach, gdy ludzie nie rozwiązywali większości swoich problemów przy użyciu broni."
Ostatnio skończyliśmy na cudownych zmutowanych komarach, które przenoszą wirusa Kellis–Amberlee, szalonej pani naukowiec, która zbiera zombiaczki i wyciąga od Shauna litry krwi, który swoją drogą dalej ma załamanie nerwowe, CZKC dalej knuje i wywołuje mini zagładę ludzkości, martwa Georgia żyje i jest przetrzymywana przez CZKC. Z pewnością zapomniałam o czymś istotnym, ale przecież przeczytacie sami i się dowiecie. Co przynosi nam nowy tom? Wybuchy, zombie, wybuchy epidemii zombie, ucieczki przed wybuchami epidemii, ucieczki przed zombie, bieganie za zombie grizzly, zabijanie swoich przyjaciół, którzy stali się zombie, powroty zza grobu martwych sióstr, które o dziwo nie są zombie, czyli normalny tydzień/miesiąc z życia redakcji Przeglądu Końca Świata. Mogłabym napisać, że to naprawdę nic nowego, tak jak przedstawiła to opisując Deadline, jednak wszystko zależy od podejścia czytelnika. Przy drugim tomie byłam wyjątkowo ostrożna i zdystansowana do bohaterów, ale przy Blackout, gdy wiedziałam już, że autorka odda mi Georgię, znów pozwoliłam sobie na zaangażowanie. Niby prosta rzecz, a wiele zmienia.
Po dwóch latach, które minęły odkąd przeczytałam FEED, ponownie zakochałam się w świecie, w którym ludzie żyją, pracują, czytają, kochają i wykonują wszystkie normalne czynności, gdy zombie radośnie sobie biegają kilkanaście kilometrów dalej. Panika? A gdzież! W takiej sytuacji lepiej sprawdza się ostrożność i paranoja. W końcu od tykania zombie kijem są Irwini, a od przekazywania informacji - Newsi. Dla mnie ważne, że zarówno jedni, jak i drudzy są blogerami, ale nie będę przecież drugi raz przerabiać tego tematu. Wiedzcie tylko, że PKŚ zawsze dostaje ode mnie kilka dodatkowych punktów za obsadzenie blogerów w rolach głównych. W każdym razie taka normalna wizja z-apokalipsy jest strasznie odświeżająca po wszystkich Żywych Trupach, które ciągle wybijają uciekających ludzi. Wręcz wydaje się bardziej prawdopodobnym scenariuszem z-katastrofy. Dlatego okropnie żałuję, że przyszło mi się z nią pożegnać na zawsze (a przynajmniej do przeczytania całej historii od nowa). Na całe szczęście Grant zakończyła wszystko w dobry stylu. Dostałam to, co dostałam w FEED i to, czego brakowało mi w drugiej części, czyli porządnej bomby zrzuconej na czytelników i obywateli. Deadline i Blackout stanowią całość, podczas gdy FEED działa samodzielnie.
Największymi atutami tej części nie są wybuchy, zombie czy spiski, choć to wszystko również działa na plus, lecz diabelsko dobry, ironiczny humor. Śmiałam się w momentach, w których ginęły dziesiątki ludzi i jestem pewna, że nie byłam jedyna. Przez Grant wszyscy pójdziemy do piekła, jeśli będą brać takie reakcje pod uwagę. Muszę Was jeszcze uprzedzić, że powieść diabelnie wciąga, więc powinniście zacząć ją czytać, gdy będziecie mieli przed sobą wolny weekend, w przeciwnym wypadku nie obejdzie się od jęków irytacji, gdy coś będzie zmuszało do odłożenia jej na półkę. Wierzcie mi, ta książka jest bezczelnie dobra!
Ps. Ciekawe czy powstanie ekranizacja? Chodzą już jakieś słuchy na ten temat?
Ps2. Macie swoje książki na czarną godzinę?
Ps2. Macie swoje książki na czarną godzinę?
17 Komentarze
puf
OdpowiedzUsuńTrylogia jest rewelacyjna... a pisze to całkowity przeciwnik zombie w każdej postaci! A trylogię pokochałam, więc musi w tym coś być ;)
OdpowiedzUsuńPKŚ to perfekcja. Tak po prostu. I zarażam nią znajomych, chodzą potem jak zombie, bo zarywają noce :)
OdpowiedzUsuń"Bezczelnie dobra" - to określenie dziwnie pasuje mi do PKŚ.
OdpowiedzUsuńI co tu można więcej powiedzieć? Każda z tych książek jest idealna, doskonała.
P.S. Zakazuję Gosiarelli tykać patykiem zombie. To może się źle skończyć. A jeśli się źle skończy, kto będzie prowadził mój ulubiony blog? Obawiam się, że nasi blogerzy z PKŚ mają już za dużo na głowie!
Książka na czarną godzinę... "Mała księżniczka'' - niby książka dla dzieci ale nigdy z niej nie wyrosnę. Kiedy kompletnie nie mam co czytać to po prostu sięgam po nią po raz setny :)
OdpowiedzUsuńJeszcze do mnie nie dotarła, chyba o mnie zapomnieli i będę musiała do nich dzwonić. :/
OdpowiedzUsuńA książka na czarną godzinę... znaczy taka co ją mogę czytać i czytać? Wszystkie książki o Lestacie Anne Rice. Natomiast jeśli chodzi o taką, która wiem, że będzie dobra, a nie czytałam, bo trzymam na lepszy moment... Księżyc nad Rubieżą Ilony Andrews.
Może to pierwszy krok do pokochania z-tematyki ;) Jeśli jestem w błędzie to mnie z niego nie wyprowadzaj (dobrze mi w nim). Jednak trzeba przyznać PKŚ, że jak na trylogię o zombie, jest w niej wyjątkowo mało typowych zombiaków!
OdpowiedzUsuńDobrze czynisz! Za polecenie tak dobrych książek, jak nic należą Ci się od nich kwiaty i czekoladki, a najlepiej dobre książki, ich nigdy za mało ;)
OdpowiedzUsuńIdealna, doskonała, bezczelnie dobra, tak to wszystko idealnie określa PKŚ :) Jestem ciekawa jakie będą kolejne książki Grant, bo już nie mogę się ich doczekać!
OdpowiedzUsuńDo Ps. Uroczyście obiecuję nie tykać zombiaków patykami! Co najwyżej, jakimś długim ostrzem lub zwyczajnie będę je rozjeżdżać czołgiem, a jeśli coś nie wyjdzie i zombiaczki mnie zjedzą to jestem przekonana, że wraz ze zjedzonymi kawałkami Gosiarellowego mózgu zdobędą odpowiednie umiejętności i dzielnie stawią czoła wyzwaniu by kontynuować pisanie bloga. Tematy byłyby świeżutkie i krwiste :D
Przy okazji chciałam napisać, że ogromnie serduszkuję Twojego PSa :)
Moje książki na czarną godzinę to cała seria HP ;) Ale PKŚ też świetny, moim faworytem jest Deadline!
OdpowiedzUsuńMoimi książkami na czarną godzinę jest cała seria HP :D Ale PKŚ też świetny, ja najbardziej lubię Deadline <3
OdpowiedzUsuń"Mała księżniczka"? Chyba tego nie czytałam, więc chętnie zerknę do niej ;)
OdpowiedzUsuńJak to jeszcze do Ciebie nie dotarła?! Przecież zamawiałaś ją jakoś na jesień, prawda? Dzwoń i popędzaj ich. Przy okazji nie chcę nic mówić, ale FEED dalej czeka aż się nad nim zlitujesz :P
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, co jest grane, ale cały czas mam status, że kompletują. A tam moja Rice czeka... muszę zadzwonić, bo chyba im się zawieruszyło coś.
OdpowiedzUsuńMam wysłać do nich zombiastyczny szwadron śmierci?
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3 I uwielbiam Shauna. I jego rozmowy z samym sobą. Chociaż pod koniec Feed czułam się, jakby ktoś mnie walnął w łeb czym ciężkim. A w Deadline się bałam, bo skoro autorka zrobiła coś takiego w Feed, to na pewno nie będzie miała skrupułów, żeby mnie walnąć jeszcze mocniej. Do tej pory jak pomyślę o Deadline, to się stresuję. Przy Blackout też się stresowałam, ale już mniej. I Blackout jest taki śliczny. Kocham tę okładkę! <3
OdpowiedzUsuńJeśli zrobią kiedyś z tego film, będę pierwsza w kolejce po bilet
On nie gada do siebie, tam jest wyimaginowana Georgia, którą w 2 tomie traktowałam jako oddzielny byt :P Poważnie, aż tak mi jej brakowało! Tak, zdecydowanie autorka walnęła mocno i też obawiałam się co może zrobić, pewnie dlatego nie potrafiłam się porządnie wyluzować przy Deadlinie.
OdpowiedzUsuńTrzymaj mi miejsce :)