Looking For Anything Specific?

Header Ads

Endgame przyszłością rozrywki?


Opowiem Wam o książce, która może być tylko książką. Może być także książką i grą. Może być również książką, grą i łamigłówką. Właściwie może być również książką, łamigłówką i sposobem na wygranie 500 tys. dolarów. Książka będzie niebawem filmem. Mimo wszystko zawsze pozostanie książką. Tą książką jest Endgame, a Gosiarella zaraz wam o niej opowie i wyjaśni ten dziwny wstęp. 

Na Ziemię spada seria meteorytów, zabijając tysiące ludzi. Zwykła katastrofa czy początek końca świata? 12 osób z 12 ludów zrozumiało, że jest to wezwanie do gry. Niezbyt przyjemnej, jednak niezwykle ważnej, bo od wygranej zależy los ludzkość. Zwycięzca i lud, z którego się wywodzi przeżyją, zaś reszta... reszta nie bardzo. Najzabawniejsze jest to, że wszystko jest w rękach 12 nastolatków, z których każdy ma mniej niż 20 lat. Teoretycznie pocieszający jest fakt, że od małego byli szkoleni na idealnych zabójców. Od wezwania biegają po całym świecie, zabijają przeciwników, nawiązują sojusze, zakochują się, zdradzają, walczą, a przede wszystkim szukają wskazówek, które doprowadzą ich do kluczy i zwycięstwa. Takie reguły gry zostały stworzone przez cywilizację pozaziemską, która nas stworzyła. 

W "Endgame" rozdziały zostały podzielone wśród Graczy. Niektórych prawie nie mamy okazji poznać, zaś innym poświęcono znacznie więcej uwagi. Wśród bohaterów są nie tylko Gracze, ale także członkowie ich ludów, jednak nie będę poświęcać im czasu. Zwłaszcza, że Gracze to prawdziwe świry. Niektórzy to socjopaci napędzani potrzebą krzywdzenia innych. Trafiają się także honorowi i dobrzy, jednak wszyscy są zdrowo szajbnięci. I wiecie co? Podoba mi się to, bo dzięki temu nie raz zachowują się nieprzewidywalnie. Na plus zaliczam również przedziwną więź, która wpływa na zawarte sojusze. Nie chcę zdradzić wam zbyt wiele, ale muszę wspomnieć, że ten plus najprawdopodobniej okaże się po części minusem, bo przez niego mam wyobrażenie jak akcja potoczy się w kolejnych tomach, a jak wiecie przewidywalności nie lubię. 

Chciałabym Wam napisać, że książka była odkrywcza, niezwykła, wciągająca i niezapominana, ale prawda jest taka, że po tygodniu od jej przeczytania, kompletnie wyleciała mi z głowy (słyszę głośny plask facepalmów pochodzących od profesjonalnych krytyków). Dobra, dobra, coś tam pamiętam, ale nie jest to nic powalającego na kolana. Książka jest dość przeciętna. Nie wywoływała we mnie jakiś głębszych emocji. Nie szokowała, nie wzruszała, nie nudziła, nie wciągała, nie wywróciła mojego świata do góry nogami, ani nie zmieniła mojego światopoglądu. Ba! Nawet do specjalnej refleksji nie zmusiła. Taka sobie była, bo była. To smutne, bo do dziś pamiętam nawet drobne szczegóły z książek, które przeczytałam lata temu. Najwyraźniej "Endgame" nie wbija się mocno w pamięć. Właściwie pewnie książkowy świat potraktowałby ją obojętnie, gdyby nie jeden mały drobiazg, który odróżnia ją od reszty.


Okrzyknięto ją "przyszłością rozrywki", bo angażuje czytelnika podsuwając mu zagadki, które mogą być zagadkami, choć wcale nie muszą. Poważnie... (wiem, że nie wyczuwacie mojego znużenia, więc #znużenie). Powiedzmy sobie wprost: nie jestem fanką łamigłówek, bo a) najprawdopodobniej nie jestem w nich najlepsza, ale pewności nie mam, bo b) kompletnie mnie nie kręcą i nie chce mi się nawet próbować. Chociaż chyba właśnie skłamałam. Lubię gry logiczne, jestem fanką sudoku i innych zabijaczy czasu, ale zagadki ukryte wewnątrz "Endgame" ani troszkę nie zainteresowały. Przynajmniej odpada jedna osoba w wyścigu po górę złota. Teoretycznie dodatkowym plusem jest zmuszenie bardziej zainteresowanych czytelników do odkładania książki na bok by sprawdzić co tam w internetach chcą nam pokazać twórcy książki. Ponad to każdy z Graczy ma swoje konto na Twitterze i Google+, w których pojawiają się nowe wpisy. Pewnie bardziej cieszyłoby mnie to, gdyby w jakikolwiek sposób się zżyła z bohaterami książki. Niestety (dla mnie) autorzy skupili się w większym stopniu na nadawaniu nowej formy swojej książce, niż na niej samej. Niestety dla mnie książka sama w sobie powinna być wspaniałą i niezapomnianą rozrywką, lubię je takie, jakimi są i były od setek lat. To gry powinny zaskakiwać formą i innowacyjnością rozwiązań. 

Źle się czuję z tym, jak mocno olewam tą cała "przyszłość rozrywki" (chyba mam inną definicję), zwłaszcza, że projekt wydaje się całkiem fajny i porządnie przeprowadzony (co pokazuje choćby zsynchronizowanie wydania książki w tym samym czasie w wielu krajach), dlatego by nie katować Was moim dalszym marudzeniem i przybliżyć temat, odsyłam was do Antyweba (link), który całkiem zacnie to opisał. Ufff... od razu kamień spadł z serca i mogę w spokoju ponarzekać na samą książkę. Nie jestem całkiem pewna czy ją polecać czy nie. Jeśli mam być szczera to ona naprawdę nie jest zła. Nie jest też dobra. Najgorsze jest to, że nawet nie jest byle jaka. Ona po prostu sobie jest i nie zachwyca. Poza tą cała interaktywną otoczką i łamigłówkami, nie jest niczym szczególnym. Oby film był lepszy. 

Ps. Jak uważacie: książka ma być książką, czy lepiej, gdy stara się mocniej zaangażować czytelnika dając mu cały ogrom łamigłówek oraz pozwalając grać, śledzić i sprawdzać wszystko?

Prześlij komentarz