W ostatnim czasie opisałam wam czym są gogle Vrizzmo (proponuję przeczytać tamten tekst, nim przeczytacie ten, ale decyzja należy do was) i całą otoczkę z nim związaną, jednak przyszedł czas by spełnić obietnicę, czyli opowiedzieć o pierwszych krokach, które postawiłam w wirtualnej rzeczywistości. Mam za sobą kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt godzin zabawy z moją małą różową zabaweczką, więc jest o czym opowiadać. Przy okazji chciałam wspomnieć o kilku moich ulubionych aplikacjach. Na koniec wpisu czeka na was mały gratis, a właściwie nawet dwa, jednak proszę sobie nie psuć zabawy i jeszcze nie zaglądać! Zróbmy wszystko po kolei.
Pierwszą aplikacją, którą odpaliłam było oczywiście zabijanie zombie. Gra nazywa się Zombie Shooter VR (na razie moja ulubiona do zabijania zombiaków) stworzone przez Fibrum, i jak się domyślacie jej założenia są bardzo proste. Fajne jest to, że nie wrzuca od razu na głęboką wodę. Nim wylecą na nas spragnione bebechów zombie, mamy czas na przyzwyczajenie się do rzeczywistości wirtualnej w pokoju, w którym widzimy mapę metra, które będziemy przemierzać oraz możliwość wyboru broni. Jeśli macie gogle na głowie po raz pierwszy to jest to wręcz wymarzone środowisko do przyzwyczajenia się, że gra otacza nas z każdej możliwej strony. Mam wirtualny sufit, wirtualną podłogę, ściany i kąt obrotu 360°. W pomieszczeniu przygotowawczym uczycie się również kontrolować wzrokiem rzeczywistość. To pomaga, podobnie jak drugi etap, w którym pojawiacie się w tunelu i jesteście w ruchu. Wierzcie lub nie, ale to naprawdę dziwne uczucie, że widzicie jak się poruszacie, choć wasz tyłek dalej siedzi. Trzeba się przyzwyczaić. Zazwyczaj wystarczają sekundy, ale gdyby nie te dodatkowe sekundy to zombie już dawno przeżuwałoby kawałek waszego ciała (tego wirtualnego). Po chwili zaczyna się prawdziwa zabawa. Aż powtórzę: zabijacie zombie wzrokiem i to jest epickie!
Jeśli jednak zabijanie zombiaków (wzrokiem!) w mrocznym tunelu nie jest dla was wystarczająco ekscytujące to polecam Crazy Swing VR, również od Fibrum. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych apek do VR. Widzicie, sprawdzałam wiele różnych wirtualnych rollercoasterów, ale nie wywoływały u mnie większego entuzjazmu. O były, bo były. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale żaden nie podnosił mi żołądka i nie zmuszał do dramatycznego wbijania palców w oparcie fotela, jakbym naprawdę miała za moment rozpłaszczyć się o ziemię. Crazy Swing mi to zrobił. Było mi niedobrze jeszcze przez dwie godziny po wyłączeniu aplikacji i wiecie co? Było mi z tym dobrze. Wiedziałam, że to było coś dobrego i chętnie do tego wracałam. Zwłaszcza, że widok jest nieziemski w dosłownym znaczeniu tego słowa. Przetestowałam ją też na osobie z lękiem wysokości. Efekt był podobny do mojego (tylko więcej krzyku), a zadowolenie gwarantowane.
Wśród moich ulubionych aplikacji znajdziecie również rollercoaster utrzymany w stylu Dzikiego Zachodu, chociaż lekko ubarwionego. Przyznaję się bez bicia: krzyczę przy nim jak opętana! Świetna zabawa, a zwłaszcza, gdy nad nami latają sobie smoki! Nie wiem co mają smoki do Dzikiego Zachodu, ale jest fajnie. Jego plusem (a może minusem?) jest to, że nie wywołuje uczucia totalnej paniki związanej z oddalaniem i szybkim przybliżaniem się do ziemi. Wspomniane piski są błędem umysłu, który podpowiadał mi, że za moment mogę umrzeć. Poważnie, co chwilę miałam wrażenie, że mój biedny wagonik się wykolei, ale to uczucie towarzyszy przy wielu aplikacjach. Niestety jest też minus, apka jest płatna, a w wersji demo dość krótka.
Skoro już jesteśmy przy klimatach westernu to napomknę o grach, dzięki którym możecie się wcielić w kowboja by postrzelać na Dzikim Zachodzie do bandziorów lub kartonowych bandziorów. Fajne, proste i przypominają mi klimat starych gier, w których nie istniała jeszcze fabuła.
Zdaję sobie sprawę, że wyżej opisane doświadczenia bazują na ekstremalnych przeżyciach w wirtualnej rzeczywistości i sporej dawce krzyku. Chyba nadszedł czas by was uspokoić, dlatego opiszę bardziej relaksujące propozycje. W ostatnich dniach pływałam w oceanie, latałam nad wyspą, zwiedzałam świat. Mam jednak wrażenie, że spokojne spędzanie czasu w założonych goglach Vrizzmo nie jest dla mnie. Choć pływałam z delfinami i przyglądałam się rybciom, to znaczcie częściej wyciągałam harpun by strzelać do rekinów. Dobrze, że podwodnych aplikacji jest tak wiele, że w końcu rekiny mnie odstresowały. Z lataniem było trochę lepiej, bo choć szybko znudziło mi się oglądanie niezbyt udanej tropikalnej wyspy z lotu ptaka to szybowanie w górach pokrytych śniegiem było naprawdę przyjemne (swoją drogą polecam Snow Mountain Cardboard VR od Candlify Technologies). Kosmos też mnie uspokajał. Pewnie uznacie to za dziwne, ale momentami zwyczajnie się kładłam na plecach by podziwiać gwiazdy (choć akurat w tej aplikacji powinnam rozwalać asteroidy). Aktualnie jest za zimno by zrobić to w realu, więc zdążyłam za nimi zatęsknić. Podróżowanie po świecie jest zbliżone do Google Street View. Tylko nie wiedzieć czemu w Londynie wpadłam od razu do budynku składu broni, czy czegoś łudząco przypominającego składowisko bomb rakietowych (najwidoczniej mój instynkt zadziałał), ale jak tam trafiłam i czy to na pewno było to to nie wiem, bo odtworzyć drogi nie potrafiłam.
Próbowałam też innych, bardzo dziwnych symulatorów np. symulatora sikania. Chyba nigdy nie trafiłam na nic głupszego, bo nic to praktycznie nie robiło. Jeśli przez przypadek postanowicie to odpalić to mam dobrą radę: nie sprawdzajcie co jest po prawej (spoiler), bo czyha tam jakiś nawiedzony pająk. A pająki potrafiłam zdzierżyć jedynie w Lamper VR, w której sterujecie pszczółką i staracie się jej nie rozkwasić o wszystkie podstawione przeszkody.
Ogólnie wrażenie jest mega pozytywne. Wirtualna rzeczywistość w powyższych odsłonach niesamowicie mnie urzekła. Zazwyczaj wrażenia wizualne są dopełnione świetnie dobraną muzyką, która stara się zakłócić wrażenie, że virtual to nie real, a przy tym wkręca w klimat danej aplikacji. Nie jestem pewna, jak sama reaguję, ale patrząc na innych, którzy mieli Vrizzmo na oczach, widzę że są niesamowicie pochłonięci tym drugim światem. Wymachują pięściami, gdy atakuje je zombiak, próbują dosięgnąć gwiazd i innych przedmiotów, które widzą, a 100% badanych przez dr Gosiarellę zaciska łapki na siedzeniu i stara się zaprzeć nogami, gdy akurat spadają z rollercoasterów. To zabawne i zachwycające zarazem. Zwłaszcza, że większość grafik w aplikacjach pozostawia wiele do życzenia. Nie jest całkiem beznadziejna, ale daleko jej do grafiki z gier na Xboxa, co jest zrozumiałe, przynajmniej na tą chwilę, ponieważ podejrzewam, że już niebawem i to się polepszy. W końcu ten typ wirtualnej rzeczywistości jej nowością, dzięki czemu ciągle powstaje coś nowego i lepszego. Swoją drogą dostęp do aplikacji i gier VR jest bardzo prosty. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce sklepu Google Play "VR" i pobrać to co nas zainteresuje.
Wydaje mi się, że już dość opowiedziałam wam o grach i symulatorach. Przejdźmy do oglądania filmów. Jeśli mam być szczera to właśnie one są słabym punktem gogli, a nawet nie ich, tylko wirtualnej rzeczywistości. Nie podoba mi się oglądanie filmów 3D w tej formie. Obraz jest za blisko przez co staje się dla mnie niewyraźny. Z kolei przez to rozmycie bolą mnie oczy i mam wrażenie, że ciągle robię zeza. Dlatego odradzam, a przynajmniej ja zostaję przy tradycyjnym oglądaniu w kinie lub telewizorze 3D. Niemniej jeśli macie Vrizzmo to przetestujcie to na sobie, bo może to ze mną jest coś nie tak.
Zbliżamy się pomału do końca naszej wycieczki po wirtualnym świecie, więc opowiem wam w skrócie jak przebywanie w niej wpływa na mnie. Początkowo (czyt. przy pierwszych 3 założeniach gogli) zaraz po zdjęciu Vrizzmo nie mogłam się przyzwyczaić do prawdziwego świata. Nie trwało to długo i przypominało zejście z karuzeli. Teraz już jestem przyzwyczajona. Ba! Przy grach, które wymagają chodzenia, mogę już spokojnie stać przy odpalonym VR. Wam tego jednak na sam początek nie polecam, bo zrobicie sobie krzywdę. Lepiej zacząć na siedząco i z dala od ściany (tak, pacnęłam w ścianę). Słyszałam, że gogle mogą powodować bóle głowy po dłuższym użytkowaniu, ale tego nie potwierdzam. Jestem migreniczką z najczęstszymi migrenami ocznymi, więc cholernie się tego bałam, a tu nic. Słowo! Za to mój żołądek się buntował i to nie tylko przy rollercoasterach odczuwałam lekkie mdłości. Niby nic poważnego, jednak dyskomfort po kilku godzinach jest. Chyba każdy reaguje inaczej. Za to jedno jest pewne: w wirtualnej rzeczywistości czas płynie inaczej. Wydaje się, że dopiero przed chwileczką włożyliśmy gadżet na głowę, a tu godzina minęła. Zaskakujące, ale chyba już tak jest, gdy człowiek się dobrze bawi.
W każdym razie dalej jestem w zakochana po uszy i nie oddam swoich różowych gogli! Za to mam dla was coś specjalnego. Vrizzmo dla Różowych Sałat przygotowało specjalną promocję. Klikając w ten link i wpisując w rubryce kuponu rabatowego: gosiarella_custom_032015 , otrzymacie 15% zniżki na zakup gogli w wersji custom. Kod jest aktywny do końca marca. Jeśli się zdecydujecie to koniecznie podzielcie się ze mną wrażeniami!
Na zakończenie macie w bonusie film, który nagrałyśmy z Agatą z bloga Bałagan Kontrolowany. Zobaczycie jak śmiesznie wygląda osoba, która po raz pierwszy ubiera Vrizzmo! Enjoy!
Pierwszą aplikacją, którą odpaliłam było oczywiście zabijanie zombie. Gra nazywa się Zombie Shooter VR (na razie moja ulubiona do zabijania zombiaków) stworzone przez Fibrum, i jak się domyślacie jej założenia są bardzo proste. Fajne jest to, że nie wrzuca od razu na głęboką wodę. Nim wylecą na nas spragnione bebechów zombie, mamy czas na przyzwyczajenie się do rzeczywistości wirtualnej w pokoju, w którym widzimy mapę metra, które będziemy przemierzać oraz możliwość wyboru broni. Jeśli macie gogle na głowie po raz pierwszy to jest to wręcz wymarzone środowisko do przyzwyczajenia się, że gra otacza nas z każdej możliwej strony. Mam wirtualny sufit, wirtualną podłogę, ściany i kąt obrotu 360°. W pomieszczeniu przygotowawczym uczycie się również kontrolować wzrokiem rzeczywistość. To pomaga, podobnie jak drugi etap, w którym pojawiacie się w tunelu i jesteście w ruchu. Wierzcie lub nie, ale to naprawdę dziwne uczucie, że widzicie jak się poruszacie, choć wasz tyłek dalej siedzi. Trzeba się przyzwyczaić. Zazwyczaj wystarczają sekundy, ale gdyby nie te dodatkowe sekundy to zombie już dawno przeżuwałoby kawałek waszego ciała (tego wirtualnego). Po chwili zaczyna się prawdziwa zabawa. Aż powtórzę: zabijacie zombie wzrokiem i to jest epickie!
Jeśli jednak zabijanie zombiaków (wzrokiem!) w mrocznym tunelu nie jest dla was wystarczająco ekscytujące to polecam Crazy Swing VR, również od Fibrum. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych apek do VR. Widzicie, sprawdzałam wiele różnych wirtualnych rollercoasterów, ale nie wywoływały u mnie większego entuzjazmu. O były, bo były. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale żaden nie podnosił mi żołądka i nie zmuszał do dramatycznego wbijania palców w oparcie fotela, jakbym naprawdę miała za moment rozpłaszczyć się o ziemię. Crazy Swing mi to zrobił. Było mi niedobrze jeszcze przez dwie godziny po wyłączeniu aplikacji i wiecie co? Było mi z tym dobrze. Wiedziałam, że to było coś dobrego i chętnie do tego wracałam. Zwłaszcza, że widok jest nieziemski w dosłownym znaczeniu tego słowa. Przetestowałam ją też na osobie z lękiem wysokości. Efekt był podobny do mojego (tylko więcej krzyku), a zadowolenie gwarantowane.
Wśród moich ulubionych aplikacji znajdziecie również rollercoaster utrzymany w stylu Dzikiego Zachodu, chociaż lekko ubarwionego. Przyznaję się bez bicia: krzyczę przy nim jak opętana! Świetna zabawa, a zwłaszcza, gdy nad nami latają sobie smoki! Nie wiem co mają smoki do Dzikiego Zachodu, ale jest fajnie. Jego plusem (a może minusem?) jest to, że nie wywołuje uczucia totalnej paniki związanej z oddalaniem i szybkim przybliżaniem się do ziemi. Wspomniane piski są błędem umysłu, który podpowiadał mi, że za moment mogę umrzeć. Poważnie, co chwilę miałam wrażenie, że mój biedny wagonik się wykolei, ale to uczucie towarzyszy przy wielu aplikacjach. Niestety jest też minus, apka jest płatna, a w wersji demo dość krótka.
Skoro już jesteśmy przy klimatach westernu to napomknę o grach, dzięki którym możecie się wcielić w kowboja by postrzelać na Dzikim Zachodzie do bandziorów lub kartonowych bandziorów. Fajne, proste i przypominają mi klimat starych gier, w których nie istniała jeszcze fabuła.
Zdaję sobie sprawę, że wyżej opisane doświadczenia bazują na ekstremalnych przeżyciach w wirtualnej rzeczywistości i sporej dawce krzyku. Chyba nadszedł czas by was uspokoić, dlatego opiszę bardziej relaksujące propozycje. W ostatnich dniach pływałam w oceanie, latałam nad wyspą, zwiedzałam świat. Mam jednak wrażenie, że spokojne spędzanie czasu w założonych goglach Vrizzmo nie jest dla mnie. Choć pływałam z delfinami i przyglądałam się rybciom, to znaczcie częściej wyciągałam harpun by strzelać do rekinów. Dobrze, że podwodnych aplikacji jest tak wiele, że w końcu rekiny mnie odstresowały. Z lataniem było trochę lepiej, bo choć szybko znudziło mi się oglądanie niezbyt udanej tropikalnej wyspy z lotu ptaka to szybowanie w górach pokrytych śniegiem było naprawdę przyjemne (swoją drogą polecam Snow Mountain Cardboard VR od Candlify Technologies). Kosmos też mnie uspokajał. Pewnie uznacie to za dziwne, ale momentami zwyczajnie się kładłam na plecach by podziwiać gwiazdy (choć akurat w tej aplikacji powinnam rozwalać asteroidy). Aktualnie jest za zimno by zrobić to w realu, więc zdążyłam za nimi zatęsknić. Podróżowanie po świecie jest zbliżone do Google Street View. Tylko nie wiedzieć czemu w Londynie wpadłam od razu do budynku składu broni, czy czegoś łudząco przypominającego składowisko bomb rakietowych (najwidoczniej mój instynkt zadziałał), ale jak tam trafiłam i czy to na pewno było to to nie wiem, bo odtworzyć drogi nie potrafiłam.
Próbowałam też innych, bardzo dziwnych symulatorów np. symulatora sikania. Chyba nigdy nie trafiłam na nic głupszego, bo nic to praktycznie nie robiło. Jeśli przez przypadek postanowicie to odpalić to mam dobrą radę: nie sprawdzajcie co jest po prawej (spoiler), bo czyha tam jakiś nawiedzony pająk. A pająki potrafiłam zdzierżyć jedynie w Lamper VR, w której sterujecie pszczółką i staracie się jej nie rozkwasić o wszystkie podstawione przeszkody.
Ogólnie wrażenie jest mega pozytywne. Wirtualna rzeczywistość w powyższych odsłonach niesamowicie mnie urzekła. Zazwyczaj wrażenia wizualne są dopełnione świetnie dobraną muzyką, która stara się zakłócić wrażenie, że virtual to nie real, a przy tym wkręca w klimat danej aplikacji. Nie jestem pewna, jak sama reaguję, ale patrząc na innych, którzy mieli Vrizzmo na oczach, widzę że są niesamowicie pochłonięci tym drugim światem. Wymachują pięściami, gdy atakuje je zombiak, próbują dosięgnąć gwiazd i innych przedmiotów, które widzą, a 100% badanych przez dr Gosiarellę zaciska łapki na siedzeniu i stara się zaprzeć nogami, gdy akurat spadają z rollercoasterów. To zabawne i zachwycające zarazem. Zwłaszcza, że większość grafik w aplikacjach pozostawia wiele do życzenia. Nie jest całkiem beznadziejna, ale daleko jej do grafiki z gier na Xboxa, co jest zrozumiałe, przynajmniej na tą chwilę, ponieważ podejrzewam, że już niebawem i to się polepszy. W końcu ten typ wirtualnej rzeczywistości jej nowością, dzięki czemu ciągle powstaje coś nowego i lepszego. Swoją drogą dostęp do aplikacji i gier VR jest bardzo prosty. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce sklepu Google Play "VR" i pobrać to co nas zainteresuje.
Wydaje mi się, że już dość opowiedziałam wam o grach i symulatorach. Przejdźmy do oglądania filmów. Jeśli mam być szczera to właśnie one są słabym punktem gogli, a nawet nie ich, tylko wirtualnej rzeczywistości. Nie podoba mi się oglądanie filmów 3D w tej formie. Obraz jest za blisko przez co staje się dla mnie niewyraźny. Z kolei przez to rozmycie bolą mnie oczy i mam wrażenie, że ciągle robię zeza. Dlatego odradzam, a przynajmniej ja zostaję przy tradycyjnym oglądaniu w kinie lub telewizorze 3D. Niemniej jeśli macie Vrizzmo to przetestujcie to na sobie, bo może to ze mną jest coś nie tak.
Zbliżamy się pomału do końca naszej wycieczki po wirtualnym świecie, więc opowiem wam w skrócie jak przebywanie w niej wpływa na mnie. Początkowo (czyt. przy pierwszych 3 założeniach gogli) zaraz po zdjęciu Vrizzmo nie mogłam się przyzwyczaić do prawdziwego świata. Nie trwało to długo i przypominało zejście z karuzeli. Teraz już jestem przyzwyczajona. Ba! Przy grach, które wymagają chodzenia, mogę już spokojnie stać przy odpalonym VR. Wam tego jednak na sam początek nie polecam, bo zrobicie sobie krzywdę. Lepiej zacząć na siedząco i z dala od ściany (tak, pacnęłam w ścianę). Słyszałam, że gogle mogą powodować bóle głowy po dłuższym użytkowaniu, ale tego nie potwierdzam. Jestem migreniczką z najczęstszymi migrenami ocznymi, więc cholernie się tego bałam, a tu nic. Słowo! Za to mój żołądek się buntował i to nie tylko przy rollercoasterach odczuwałam lekkie mdłości. Niby nic poważnego, jednak dyskomfort po kilku godzinach jest. Chyba każdy reaguje inaczej. Za to jedno jest pewne: w wirtualnej rzeczywistości czas płynie inaczej. Wydaje się, że dopiero przed chwileczką włożyliśmy gadżet na głowę, a tu godzina minęła. Zaskakujące, ale chyba już tak jest, gdy człowiek się dobrze bawi.
W każdym razie dalej jestem w zakochana po uszy i nie oddam swoich różowych gogli! Za to mam dla was coś specjalnego. Vrizzmo dla Różowych Sałat przygotowało specjalną promocję. Klikając w ten link i wpisując w rubryce kuponu rabatowego: gosiarella_custom_032015 , otrzymacie 15% zniżki na zakup gogli w wersji custom. Kod jest aktywny do końca marca. Jeśli się zdecydujecie to koniecznie podzielcie się ze mną wrażeniami!
Na zakończenie macie w bonusie film, który nagrałyśmy z Agatą z bloga Bałagan Kontrolowany. Zobaczycie jak śmiesznie wygląda osoba, która po raz pierwszy ubiera Vrizzmo! Enjoy!
69 Komentarze
,mn
OdpowiedzUsuńWow. Bardzo fajne urządzenie! Ale ja raczej nie należę do fanów gier więc raczej nie dla mnie. Choć bardzo fajnie byłoby mieć takie gogle
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie,
http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/
łaaaaa też bym to chciała!! Normalnie chcę, chcę chcę ;D Widzę, że koleżanka z bloga nie ogarnęła tematu, tak przynajmniej wnioskuje po wypowiedzi ;D ponieważ te wszystkie efekty niby na minus według mnie są plusem ;D
OdpowiedzUsuńZajebiaszcza koszulka! :D:D:D:D To pytanie musiało paść... Czy to Twój różowy pokoik?^^
OdpowiedzUsuńFilmik był rewelacyjny, aplikacje, które opisałaś również wydają się zachęcające. Muszę się poważnie zastanowić czy sobie czegoś takiego nie sprawić. Chcę zabić zombie wzrokiem i zobaczyć smoka...
Niestety ja również mam wadę wzroku, jestem krótkowidzem i nie wiem, jak to by wyszło u mnie...
No i... kiedy biblioteczka? xD
Dziękuję, morderczy Miś-zombie też dziękuje ;) I tak, bo kto inny byłby w stanie funkcjonować przy takiej dawce różu ^^
OdpowiedzUsuńZe swojej strony polecam, podobają mi się możliwości wirtualnej rzeczywistości :)
Z wadą wzroku ciężko mi się wypowiedzieć, ale czekaj zawołam @Magda K-ska
Biblioteczka w niedziele (chyba, że wymyślę jakiś fajny temat na dzień kobiet) lub we wtorek ;)
Zbliża się dzień kobiet, więc warto zrobić sobie prezent lub zmusić kogoś do obdarowania :) Tak, wiem jestem okropna, bo sama właśnie wybieram prezent dla siebie i każdy pretekst jest dobry xD
OdpowiedzUsuńAgata jeszcze chyba była po pierwszym szoku :P Też część z nich uważam za zaletę, ale warto uprzedzić ;)
Na szczęście jego możliwości nie ograniczają się do gier. Jest wiele cudownych symulatorów, wycieczki po różnych krajach, oceanach, galaktykach, czy nawet oglądanie filmów (ale to akurat nie dla mnie). Jestem bardzo ciekawa co twórcy jeszcze wymyślą, skoro to dopiero początek ;)
OdpowiedzUsuńSi, ja jestem krótkowidzem (-3 na każdym oku) i bez problemu widzę wszystko i zakładam VRIZZMO na moje normalne okulary. Nie mam problemu z regulacją ostrości.
OdpowiedzUsuńRuszający się umysł, takie rzeczy to tylko u Gosiarelli:)
OdpowiedzUsuńOk. Nie wiedziałyśmy, że można zakładać na okulary, więc to wiele tłumaczy. Sprawdzę dziś na jakimś króliku doświadczalnym! :)
OdpowiedzUsuńKłaniam się w pas ^^ Tylko naprawdę nie wiem, jak lepiej określić to uczucie :P
OdpowiedzUsuńMożna, i generalnie pasuje na każde oprawki, ale podejrzewam, że jak ktoś ma jakieś wielkie 'kujonki' to może być problem, ale na Agatowe powinny gogle wejść.
OdpowiedzUsuńChcę! Chcę! Chcę! Chcę się tarzać na łóżku widząc smoki i pływającego Mikołaja. :P
OdpowiedzUsuńCiekawe czy ja odnalazłabym się w takim wirtualnym świecie :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie dziwiłam się tym ściąganiem okularów przed założeniem gogli i myślałam, że są tak ciasne, że się nie da. Ale w takim razie ten minus mogę skreślić. :D Dzięki:)
OdpowiedzUsuńA biblioteczkę proszem w niedzielem.
"To Mikołaj? On pływa, czy lata kraulem?" w tym momencie się popłakałam, a śmiech przeszedł w kwik. Mówiłam już, że Was kocham? Coraz bardziej mi się te gogle podobają i niewykluczone, że Ci je kiedyś podpieprzę na trochę. Przy okazji będziecie wiedzieć, jak na kolejkę reaguje osoba z chorobą lokomocyjną :P
OdpowiedzUsuńAnn! Tu są nieletni! A ty po łóżku chcesz się tarzać! :P
OdpowiedzUsuńZ pewnością! Przynajmniej po pierwszym szoku ;)
OdpowiedzUsuńMożna bez problemu i żadna z tych popularnych wad wzroku raczej nie przeszkadza. Poza tym ja próbowałam również bez okularów i też mi sie dobrze widziało, a dziewczyny z tego co rozmawiałam z Gosiarellą trochę nie do końca dobrze sobie ostrość wyregulowały:)
OdpowiedzUsuńTa biblioteczka to moja zasługa! No po części, bo ja o niej mówię od września, a po części mogę oddać honor Gosiarellowemu chłopakowi, ktory zmusił ją do porządków na półkach:)
Oj pozwól jej, niech się tarza:)
OdpowiedzUsuńStanowczo mówisz to za rzadko!
OdpowiedzUsuńMasz chorobę lokomocyjną? Przypomnij mi o tym, gdy będę zastanawiać się którą apkę Ci włączyć :D
Dla nieletnich jest Mikołaj, niech się na nim skupią, a mnie pozwolą tarzać bez ograniczeń!
OdpowiedzUsuńA tarzaj się, tylko grzecznie, bo Mikołaj patrzy!
OdpowiedzUsuńWłaśnie, że nie! Jak się będę malowniczo i niegrzecznie tarzać, to jest duża szansa, że wbrew obiegowej opinii, w grudniu Mikołaj przyniesie gogle pewnej niegrzecznej dziewczynce. Święty czy nie, to wciąż facet. :P
OdpowiedzUsuńDziękuję. Przez Gosiarellę czuję się totalnie niezrozumiana. Sama uderza się czułkiem w ściany i nie chcę wiedzieć co jeszcze robi sam na sam różowym cosiem, a mnie nawet tarzać nie pozwala. :(
OdpowiedzUsuńCzyli w moim przypadku powinno się sprawdzić, jeśli poradzę sobie z ostrością.:)
OdpowiedzUsuńTeż ją o nią pytam od dawna, ale bez skutku, więc jeśli uda Ci się wytargować szybciej, to będziesz wielka. :D
ja tam coś szczególnie krytykowałam? :)
OdpowiedzUsuńNo to muszę spróbować w ten sposób, jakoś wydawało mi się, że się nie da ;)
OdpowiedzUsuń*serduszkuje jak opętana*
OdpowiedzUsuńChciałbym to zobaczyć, ale raczej z bezpiecznej odległości ;P
Z innej beczki. Usłyszeć Gosiarellę :O. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie twój głos. Teraz ja jestem w szoku. Wrócę pojutrze na nowy post, może już będzie wszystko okay.
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Głos Gosiarelli jest za poważny dla Gosiarelli! xD
OdpowiedzUsuńAż tak źle :C Wierz mi, gdy usłyszałam swój głos też byłam w szoku. Wydaje mi się, że brzmię inaczej. Ładniej czy coś, ale chyba tylko w głowie mi się tak ubzdurało :C
OdpowiedzUsuńPoważnie?! Mam wrażenie, że piszczę :P
OdpowiedzUsuńDobra, z tym nie mogę się kłócić. Ten plan będzie niezawodny! Tarzaj się do woli! ;]
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to obu Was już się bałam :P Przynajmniej już są dwie daty, w których można się spodziewać - to już coś jak na mnie :P
OdpowiedzUsuńNie, w żadnym razie. Masz bardzo spokojny, opanowany głos. :) Podmienili Cię? xD Opanowana Gosiarella?xD
OdpowiedzUsuńA jak się spóźnisz to wstrzymamy kampanię "zbiórka grosza na różowy czołg Gosiarelli". xD
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zobaczysz. Gośka już mówi, żebym jej o mojej chorobie przypomniała, gdy będzie mi scenerię wybierać, także coś czuję, że zapowiada się małe show ;)
OdpowiedzUsuńMuhahahaha ^^ Tzn. wcale nie zaśmiałam się przed chwilką diabolicznie. Wcale a wcale.
OdpowiedzUsuńJedno z dwóch, daje słowo! :D
OdpowiedzUsuńSpokojny i opanowany? Chyba faktycznie mnie podmienili. Tylko mimika twarzy zdecydowanie moja - 100 głupich min na minutę...
OdpowiedzUsuńWoooaaaah! Świetny filmik :D Jedyna wada, to to, że na końcu dwa razy jest ta ocena okularów (chyba, że u mnie coś źle zagrało). Ale generalnie: zazdro 600, cud miód malina! Co też tam się nie dzieje! Wow!
OdpowiedzUsuńNo! :D
OdpowiedzUsuńGdzieżby, nawet Cię o to nie podejrzewałam. Wcale i w ogóle :P
OdpowiedzUsuńDobrze zagrało, okazuje się, że jak człowiek ogląda i zna film na wylot, to jest trochę jak z tekstem, nie widzi błędów, bo przecież wszystkie sceny zna już dobrze i brak tego głupiego wrażenia - ja to już widziałam. Więc i ja, i Gośka przegapiłyśmy tą oczywistą wpadkę :) Ale, jak to mówią, człowiek uczy się na błędach :)
OdpowiedzUsuńUspokoję Cię, Gośka potrafi mieć bardzo szalony głos, małego, różowego psychopaty :D Mam nadzieję, że kiedyś uda się go wystawić na światło dzienne ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze ktoś uwierzy, że potrzebowałaś mojego pozwolenia :P
OdpowiedzUsuńJa myślę! W końcu jestem taka miła, troskliwa i dobra, że i tak nikt by nie uwierzył :P
OdpowiedzUsuńCo proszę? Mam szalony głos małego, różowego psychopaty?! O.o To chyba najmilsza rzecz, jaką słyszałam o swoim głosie ;)
OdpowiedzUsuńBędziemy musiały przy kolejnej okazji porwać jakiegoś przechodnia czy coś :P
OdpowiedzUsuńE tam, i tak świetnie Wam poszło :) A następny wspólny film będzie wymiatał :D A potem bafty, oscary... ^^
OdpowiedzUsuń*oczami wyobraźni widzi się na BAFTach i Oscarach* Gośka, jako że robimy wszystko same, to wiesz ile nominacji? Za reżyserię, role pierwszo i drugoplanowe, montaż, scenariusz (no dobra, z tym scenariuszem to przesadziłam, może do tego czasu zrobią kategorię "improwizacja") ;)
OdpowiedzUsuńTak, jak się czymś bardzo ekscytujesz, to nie dość, że wzrasta ci gestykulacja, to całkowicie zmieniasz barwę głosu :D O składnym mówieniu już nie wspomnę :P
OdpowiedzUsuńSkładne mówienie to mi przeważnie nie wychodzi, gestykulację i wiercenie zauważyłam, ale o barwie głosu nie miałam pojęcia xD Musisz mi to kiedyś pokazać czy coś :P
OdpowiedzUsuńI za kostiumy! A jeśli zaczną wręczać nagrody za największą ilość różu to mamy ją pewną jak w banku :D
OdpowiedzUsuńMimika do Ciebie pasuje - głos nie. :D
OdpowiedzUsuńObiecujesz?
OdpowiedzUsuńSłowo Różowej Blogerki: biblioteczka będzie we wtorek, choćby zombie zjadły kable!
OdpowiedzUsuńPopłakałabym w kącie, ale nie można mieć wszystkiego :P
OdpowiedzUsuńBuahahahahahaha proszę Cię, nie rozśmieszaj mnie, gdy piję. Znowu mi woda poszła nosem! :P
OdpowiedzUsuńNie widzę w tym nic zabawnego, ale martwię się o twoje problemy z piciem :P
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie mam problemy z piciem, bo piszesz mi śmieszne/dziwne rzeczy zazwyczaj jak piję! :P #ZłaGosiarellaJestZła
OdpowiedzUsuńPrzecież nie czaję się z lornetką by zaglądać przez okno, kiedy Gabi ma picie w ręce :P Naprawdę!
OdpowiedzUsuńTo mi dało do myślenia... Może wysyłasz któregoś ze swoich zaklepańców? Jeżeli tak, to dlaczego nic o tym nie wiem?! Niektórzy z nich są całkiem hot i możnaby ich lepiej wykorzystać :P
OdpowiedzUsuńNawet nie próbuj kłaść na nich łap! Mam widły i nie zawaham się ich użyć. Nie przyznam się do przetrzymywania zombiaka w piwnicy, ale też nie zaprzeczam! Nie chcesz nikogo z zaklepańców podprowadzić, wierz mi! :P
OdpowiedzUsuńOho, ktoś tu wysuwa pazurki! A tak swoją drogą, powiedz mi, jak od latającego kraulem Mikołaja i choroby lokomocyjnej przeszłyśmy do straszenia przetrzymywanym w piwnicy zombie? Nie żeby to było u nas coś niezwykłego, ale mimo wszystko... :P
OdpowiedzUsuńPrzy obronie zaklepańców nie ma żartów! To poważna sprawa :P
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, ale kierunek obrałyśmy jak zwykle zacnie :D
Ktoś tu wspomniał o zaklepańcach?
OdpowiedzUsuń:D
I pojawiła się ta, od które się uczyłam agresywnej obrony zaklepańców.
OdpowiedzUsuńPs. Supermoc eM dalej ma się nieźle :P