Pies, kot, świnka morska, żółw, chomik czy inny gad. Większość z nas miała, ma lub będzie miała zwierzaka, który pojawi się znikąd, przewróci nasze życie do góry nogami, stanie się naszym najwierniejszym przyjacielem, aż w końcu odejdzie.
Pamiętacie dzień, w którym Wasz zwierzak wtargnął do Waszego życia? Może mieliście okazję wybrać najsłodszego szczeniaka ze wszystkich jego braci, może znaleźliście go w schronisku i wiedzieliście, że będzie najwierniejszym przyjacielem, a może przybłąkał się i został na stałe. Moje zwierzaki były niespodziankami losu. Lunę znaleźli, gdy jako mały szczeniaczek została przez kogoś przywiązana drutem. Pojawienie się Kredki uprzedził sms "jakiś kociak jest w garażu". Bajera, który jest najbardziej mój ze wszystkich, przywiozła mama. Lubię określać to jako 'ukradła', chociaż tak naprawdę właściciele pozwolili jej zabrać rocznego psiaka, który był maltretowany przez najmłodszą z ich córek. Pamiętam, jaki był na początku przestraszonych, choć wszędzie było go pełno. Od początku zrobił ze mnie swojego niewolnika. Musiałam wstawać o piątej rano by wyjść z nim na spacer, musiałam głaskać go przez pół nocy by mógł zasnąć, a gdy wychodziłam rozpoczynała się tragedia: drapanie w drzwi, skowyt, ogólna histeria, a zaraz po powrocie ze szczęścia fundował mi żółtą kałużę na środku pokoju. Teraz paskuda śpi dłużej ode mnie i to ja go muszę ciągnąć za uszy by wstał ze swojego (!) łóżka, a mój powrót do domu cieszy go jedynie ze względu na łakocie, które dostanie.
Nie ważne jakim sposobem zwierzak wtargnął do Waszego życia, ważne jest to, co dzieje się później. Jak z pewnością się domyślacie po wyższym przykładzie Bajera, u mnie w domu zwierzaki są traktowane jak każdy inny domownik (tylko się z nimi nie kłócimy, nie wysyłamy im do pracy, sprzątamy po nich, karmimy i ogólnie robimy im za niewolników). Po wspólnie spędzonych latach ciężko nie przywiązać się do siebie. Wy też pewnie kochacie swoje zwierzaki. Bawicie się z nimi, drapiecie po brzuszku, a one przytulają się do Was, gdy czują, że tego potrzebujecie. Niby nie potrafią mówić, ale doskonale rozumiecie co znaczy pysk położony na kolanach, pojedyncze miałknięcie na wasz widok, czy wrzucanie pustej miski do łóżka (tak, moje zwierzaki są potworami). Działa to też w drugą stronę. Bajka wie, że nie wolno mnie budzić, więc opanował do perfekcji bezszelestne poruszanie się po panelach. Czasem nawet kapcie poda i co z tego, że nie moje albo dwa lewe. Luna co prawda zjadła moją kartę bankomatową, ale to pewnie dlatego, że uznała, że za dużo wydaję. A Kredka zawsze pojawiała się u mnie, gdy musiałam zająć czymś myśli. Tak, zdecydowanie wspólne życie ze zwierzakiem robi swoje.
Niestety mimo tego, że często traktujemy nasze czworonogi jak ludzi to one ludźmi nie są i musimy żyć ze świadomością, że przyjdzie nam je pożegnać. Okoliczności bywają różne. Jeśli macie szczęście to Wasz zwierzak umrze ze starości, a wy będziecie mogli się pocieszać, że miał dobre życie i odszedł w spokoju. Niestety to rzadkość. W ostatnich miesiącach w Krakowie wiele psów padło ofiarą idioty lub idiotów, którzy faszerowali jedzenie trutkami lub gwoździami, kawałkami szkła itp. Takie mordercze żarcie zostawiali w parkach, na trawnikach lub wrzucali do ogródków, a pazerne, niczego niepodejrzewające zwierzaki umierały w agonii. Zostawiając bezsilnych właścicieli ze złamanym sercem i dylematem, z którym sama w ostatnim czasie musiałam się zmierzyć: co zrobić z ciałem. Obecnie istnieją tylko dwa wyjścia. Jedno zakłada zostawienie zwierzaka u weterynarza by ten oddał go do utylizacji, jak śmiecia, a drugie to nielegalny pochówek, który też nie jest idealnym wyjściem. Sama zdecydowałam się na to pierwsze, a teraz żałuję, ponieważ nie mam miejsca, w którym mogłabym ją odwiedzić. Mam żal o to, że mimo ciągłych obietnic, które od wielu lat słyszą mieszkańcy Krakowa (a zakładam, że również innych miast), wciąż nie powstał cmentarz dla małych zwierząt. Czy to naprawdę tak wielki problem? A może część ludzi nie do końca zdaje sobie sprawę, że po latach karmienia, drapania, głaskania, bawienia się, dbania i opiekowania się zwierzakiem, znaczy on dla nas więcej niż sąsiad, nauczyciel z podstawówki, czy pani ze sklepu, bo to nie oni (mam nadzieję) wskakiwali nam na kolana i starali się zalizać na śmierć. Czy więc to takie dziwne, że chcielibyśmy ich odpowiednio pożegnać i móc od czasu do czasu odwiedzić, jak przyjaciela, który za wcześnie odszedł? Nie wydaje mi się.
Pewnie zastanawiacie się po co tak właściwie to piszę. Zwyczajnie chciałam zwrócić Waszą uwagę na ten problem, który może na razie Was nie dotyczy. Też tak myślałam. Sądziłam, że mam jeszcze wiele lat z moimi bestiami, a do tego czasu władze miasta w końcu się ogarną i nie będzie problemu, chociaż pod tym względem. Teraz zostały mi jeszcze dwa zwierzaki i nie chcę by historia braku pochówku się powtórzyła. Lepiej zacząć działać. W ostatnim tygodniu fani Chirurgów zebrali tysiące podpisów by ich ulubiony fikcyjny bohater został przywrócony do życia, a sprawa pochówku czworonogów nawet nie przechodzi nikomu przez myśl.
Pamiętacie dzień, w którym Wasz zwierzak wtargnął do Waszego życia? Może mieliście okazję wybrać najsłodszego szczeniaka ze wszystkich jego braci, może znaleźliście go w schronisku i wiedzieliście, że będzie najwierniejszym przyjacielem, a może przybłąkał się i został na stałe. Moje zwierzaki były niespodziankami losu. Lunę znaleźli, gdy jako mały szczeniaczek została przez kogoś przywiązana drutem. Pojawienie się Kredki uprzedził sms "jakiś kociak jest w garażu". Bajera, który jest najbardziej mój ze wszystkich, przywiozła mama. Lubię określać to jako 'ukradła', chociaż tak naprawdę właściciele pozwolili jej zabrać rocznego psiaka, który był maltretowany przez najmłodszą z ich córek. Pamiętam, jaki był na początku przestraszonych, choć wszędzie było go pełno. Od początku zrobił ze mnie swojego niewolnika. Musiałam wstawać o piątej rano by wyjść z nim na spacer, musiałam głaskać go przez pół nocy by mógł zasnąć, a gdy wychodziłam rozpoczynała się tragedia: drapanie w drzwi, skowyt, ogólna histeria, a zaraz po powrocie ze szczęścia fundował mi żółtą kałużę na środku pokoju. Teraz paskuda śpi dłużej ode mnie i to ja go muszę ciągnąć za uszy by wstał ze swojego (!) łóżka, a mój powrót do domu cieszy go jedynie ze względu na łakocie, które dostanie.
Nie ważne jakim sposobem zwierzak wtargnął do Waszego życia, ważne jest to, co dzieje się później. Jak z pewnością się domyślacie po wyższym przykładzie Bajera, u mnie w domu zwierzaki są traktowane jak każdy inny domownik (tylko się z nimi nie kłócimy, nie wysyłamy im do pracy, sprzątamy po nich, karmimy i ogólnie robimy im za niewolników). Po wspólnie spędzonych latach ciężko nie przywiązać się do siebie. Wy też pewnie kochacie swoje zwierzaki. Bawicie się z nimi, drapiecie po brzuszku, a one przytulają się do Was, gdy czują, że tego potrzebujecie. Niby nie potrafią mówić, ale doskonale rozumiecie co znaczy pysk położony na kolanach, pojedyncze miałknięcie na wasz widok, czy wrzucanie pustej miski do łóżka (tak, moje zwierzaki są potworami). Działa to też w drugą stronę. Bajka wie, że nie wolno mnie budzić, więc opanował do perfekcji bezszelestne poruszanie się po panelach. Czasem nawet kapcie poda i co z tego, że nie moje albo dwa lewe. Luna co prawda zjadła moją kartę bankomatową, ale to pewnie dlatego, że uznała, że za dużo wydaję. A Kredka zawsze pojawiała się u mnie, gdy musiałam zająć czymś myśli. Tak, zdecydowanie wspólne życie ze zwierzakiem robi swoje.
Niestety mimo tego, że często traktujemy nasze czworonogi jak ludzi to one ludźmi nie są i musimy żyć ze świadomością, że przyjdzie nam je pożegnać. Okoliczności bywają różne. Jeśli macie szczęście to Wasz zwierzak umrze ze starości, a wy będziecie mogli się pocieszać, że miał dobre życie i odszedł w spokoju. Niestety to rzadkość. W ostatnich miesiącach w Krakowie wiele psów padło ofiarą idioty lub idiotów, którzy faszerowali jedzenie trutkami lub gwoździami, kawałkami szkła itp. Takie mordercze żarcie zostawiali w parkach, na trawnikach lub wrzucali do ogródków, a pazerne, niczego niepodejrzewające zwierzaki umierały w agonii. Zostawiając bezsilnych właścicieli ze złamanym sercem i dylematem, z którym sama w ostatnim czasie musiałam się zmierzyć: co zrobić z ciałem. Obecnie istnieją tylko dwa wyjścia. Jedno zakłada zostawienie zwierzaka u weterynarza by ten oddał go do utylizacji, jak śmiecia, a drugie to nielegalny pochówek, który też nie jest idealnym wyjściem. Sama zdecydowałam się na to pierwsze, a teraz żałuję, ponieważ nie mam miejsca, w którym mogłabym ją odwiedzić. Mam żal o to, że mimo ciągłych obietnic, które od wielu lat słyszą mieszkańcy Krakowa (a zakładam, że również innych miast), wciąż nie powstał cmentarz dla małych zwierząt. Czy to naprawdę tak wielki problem? A może część ludzi nie do końca zdaje sobie sprawę, że po latach karmienia, drapania, głaskania, bawienia się, dbania i opiekowania się zwierzakiem, znaczy on dla nas więcej niż sąsiad, nauczyciel z podstawówki, czy pani ze sklepu, bo to nie oni (mam nadzieję) wskakiwali nam na kolana i starali się zalizać na śmierć. Czy więc to takie dziwne, że chcielibyśmy ich odpowiednio pożegnać i móc od czasu do czasu odwiedzić, jak przyjaciela, który za wcześnie odszedł? Nie wydaje mi się.
Pewnie zastanawiacie się po co tak właściwie to piszę. Zwyczajnie chciałam zwrócić Waszą uwagę na ten problem, który może na razie Was nie dotyczy. Też tak myślałam. Sądziłam, że mam jeszcze wiele lat z moimi bestiami, a do tego czasu władze miasta w końcu się ogarną i nie będzie problemu, chociaż pod tym względem. Teraz zostały mi jeszcze dwa zwierzaki i nie chcę by historia braku pochówku się powtórzyła. Lepiej zacząć działać. W ostatnim tygodniu fani Chirurgów zebrali tysiące podpisów by ich ulubiony fikcyjny bohater został przywrócony do życia, a sprawa pochówku czworonogów nawet nie przechodzi nikomu przez myśl.
22 Komentarze
Kiedyś oglądałam "kobietę na krańcu świata" i był odcinek o jakimś kraju azjatyckim. Są tam całe domy pogrzebowe dla zwierząt, palą ciało. A potem możesz sobie wykupić miejsce na urnę i właściciele tworzyli całe ołtarzyki na cześć swoich pupili. Ja na szczęście nie mam problemu z miejscem ewentualnego pochówku, bo mam spory ogródek, który po wielu latach przypomina raczej małe cmentarzysko... A jeśli chodzi o miejsce do odwiedzania, to w coraz popularniejsze są e-cmentarze.
OdpowiedzUsuńBardzo współczuje, mój piesek zginął we wrześniu pod kołami jakiegoś idioty, który nawet się nie obejrzał i uciekł jak ostatni tchórz. U mnie nie było takiego problemu, mam spory ogródek, a do tej pory nie mogę tam zaglądać. Za bardzo mnie boli serce, wmawiam sobie, że uciekła i ma szczęśliwe życie. Uważam, że jeśli powstaną takie cmentarze to nadal powinny być opcją, bo ja jak mówię nie dałabym rady tam chodzić.
OdpowiedzUsuńMyślę, że cmentarz dla zwierząt to dobra opcja, choć sądzę, że wielu ludzi mogłoby nie być stać na taki pochówek zwierzaczka. No ale każdy powinien mieć wybór, jak chce pożegnać pupila.
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie. U mnie na podwórku jest kilka kotów (bezpańskich). Na szczęście moim rodzice i dziadkowie są wyrozumiali i dokarmiamy je, a one się cieszą. Widać jak się weselą i wesoło biegają. Jest również jeden minus, mieszkam blisko jezdni... Można się tylko domyślić, co się dzieje kiedy kot wyskoczy nagle na drogę, a kierowca go nie zauważy...
OdpowiedzUsuńCmentarz dla zwierzaków... hmm ciekawe rozwiązanie, w pewnym stopniu to dobre rozwiązanie.
http://pizama-w-koty.blogspot.com/
Oglądałam jego fragmenty, wydaje mi się, że to była Japonia lub Chiny. W każdym razie u nich to już jest naprawdę porządnie skomercjalizowane, a u nas chyba tylko w jednym województwie istnieje taki cmentarz aż się prosi o hashtag #100latzaazjatami. e-cmentarze? Trafiłam na taki temat chyba 4 lata temu, ale przyznam, że nie wiele o nich wiem :(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi i wiem jak to jest. Gdzieś ponoć ktoś kiedyś po potrąceniu zwierzaka zatrzymał się i zabrał go na pogotowie, ale uznaję to za legendy, bo 3/3 przejechanych w poprzednich latach zwierzaków, sprawdza się nie znalazł ;/
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, ale spalenie też jest złe. Mam wrażenie, że mój przez to został potraktowany jak śmieć ;/
W sumie jestem ciekawa ile by to kosztowało. Nawet jeśli byłoby koszmarnie drogie to przynajmniej problemem byłyby pieniądze, a nie brak miejsca, a to już odrobinę lepiej mimo wszystko. I tak, wybór powinien być!
OdpowiedzUsuńSama nigdy nie korzystałam z takiego e- cmentarza, ale słyszałam, że za darmo można zrobić nagrobek i bodajże jedną świeczkę zapalić, a reszta już chyba odpłatna jest.
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie właśnie prawie się rozryczałam... :<
OdpowiedzUsuńTęsknie za moimi kociakami...
Wcześniej jakoś nie przychodziła mi do głowy myśl cmentarza dla zwierząt - całe życie mieszkałam na wsi, a tam akurat nie ma problemu z miejsce. W mieście jednak ten problem się pojawia i takie miejsce bardzo by się przydało. Daj znać, jeśli będziesz zbierać podpisy
I trzymaj się!
Matko, popłakałam się, naprawdę. Przykro mi z powodu odejścia twojego zwierzaka.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o cmentarze dla zwierząt, to chyba była to dość kontrowersyjna kwestia, gdzieś słyszałam, że ludzie nie chcą tego, bo to ZWIERZĘTA, a nie ludzie i nie powinno się ich chować tak, jak np. sąsiada, nauczyciela z podstawówki, czy pani ze sklepu. Moim zdaniem to bzdura. Ja akurat mam drugi dom na wsi i na jego podwórku chowamy zwierzaki, ale nie każdy ma taką możliwość, a każdy powinien mieć wybór jak pożegnać swojego pupila.
Pozdrawiam.
PS również mam psiaka o imieniu Luna :D
Przypuszczam, że kilkaset złotych minimum. Pewnie zależałoby też czy to mała myszka czy duży psiak. Ale miejsce, w którym można zakopać zwierzaka powinno być dostępne, bo nie wyobrażam sobie oddania ukochanego zwierzątka weterynarzowi.
OdpowiedzUsuńDobrze, że są ludzie, którzy dbają o bezpańskie zwierzaki ;)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi :(
OdpowiedzUsuńJa ciągle ubolewam, bo wraz z zaprzestaniem kontaktu z moim ojcem, mój ukochany pies został u niego. Szlag jasny mnie trafia, gdy słyszę od przyjaciółki, kiedy ona widzi, że jego "kobieta" albo jego nowe, przybrane "dziecko" ciągają tego biednego psa, kopią itp...A ja nic z tym nie mogę zrobić...nie mogę go nawet zabrać na spacer...nic...
Parę lat temu umarł mój inny piesek (choroba). Był oddany weterynarzowi i wtedy też byłam wściekła. Byłam zła, że nie mam jak się porządnie pożegnać (nie było mnie przy tym, wtedy jeszcze zajmowała się tym moja mama). Sądzę, że nie ma dobrego wyjścia. Bo jakby nie było zawsze będziemy cierpieć po stracie i zawsze będziemy coś winić.
OdpowiedzUsuńWierzę, bo byłam cała mokra, gdy pisałam ten tekst. Dziękuję;*
OdpowiedzUsuńZgadzam się i nie rozumiem ich podejścia, bo wtedy całe wieki udomawiania psów i kotów wydają się bezsensowne. Można kupić sweterek dla zwierzaka, a nie można legalnie go pochować. To lekka paranoja.
Chowanie zwierzaków na wsi wydaje się bardzo dobrym i rozsądnym wyjściem, bo masz szansę się odpowiednio pożegnać, a później odwiedzić, a przy tym nie musisz oglądać TEGO miejsca codziennie. Pod tym względem masz dużo szczęścia, jeśli w takiej sytuacji w ogóle można mówić o szczęściu.
Do Ps. Kotka czy suczka?
Przykro mi Aniołku,
OdpowiedzUsuńTak, w mieście to jest duży problem, bo jeśli akurat masz ogródek to nie do końca komfortowo jest mieć miejsce pochówku aż tak blisko, a w parku wiadomo jak jest.
Gdy wymyślę porządny plan dam znać ;*
Dziękuję!
Mi też i bardzo Ci współczuję. Może nie powinnam dawać Ci takiej rady, ale nie myślałaś o wykradnięciu...a raczej odzyskaniu go? Znaczy najlepiej nie osobiście, ale żeby ktoś przypadkiem go dla Ciebie odzyskał? A co do takiego traktowania psa to nawet nie chcę publicznie mówić, jak chętnie bym się za nie odwdzięczyła. Mam nadzieję, że do Ciebie wróci.
OdpowiedzUsuńU mojej małej księżniczki też choroba. Nie wiem czy przez to byłyśmy w lepszej sytuacji, bo miałyśmy czas się przygotować (krótki, ale zawsze), czy w gorszej, bo decyzja należała do nas. W każdym razie masz racje z ostatnim zdaniem.
OdpowiedzUsuńTwój tekst przypomniał mi mojego pierwszego psiaka, którego już od dawna nie ma z nami. Razem z bratem znaleźliśmy go w transformatorze, w którym ukrył się po tym jak ktoś go wyrzucił (miał wtedy 6 miesięcy). Do dziś pamiętam ile się natrudziliśmy żeby go stamtąd wyciągnąć :D Niestety w mojej pamięci zapisał się również obraz jak gaśnie życie w jego oczyskach kiedy był usypiany :( I choć wiem, że wtedy było do dla niego najlepsze, bo pod koniec już praktycznie nie chodził (musiałam go wynosić na dwór i wnosić z powrotem do domu) to i tak do tej pory łzy same pokazują mi się w oczach.
OdpowiedzUsuńMy wybraliśmy jednak nielegalne zakopanie w ogrodzie za domem moich dziadków :)
Tak, to sporo szczęścia, choć na razie pochowałam tam tylko 3 chomiki i parę rybek akwariowych i mam nadzieję, że jeszcze przez długi czas się to nie zmieni. Moja Lunka to suczka pinczera miniaturowego, choć miniaturowa to ona nie jest, bo się ciupkę spasła haha :p
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem. Ciężko jest patrzeć, jak zwierzak stopniowo zostaje wyniszczony chorobą, a później podjąć tę ostateczną decyzję. Staram się i Tobie też radzę, zachować w pamięci bardziej wesołe momenty, które oddawały jego/jej charakter.
OdpowiedzUsuńChyba więcej nie popełnię tego błędu i zrobię jak Ty, choć mam nadzieję, że szybko to nie nastąpi.
Rozumiem Cię aż za dobrze. Ogólnie nie rozumiem, dlaczego ludzi może dziwić bardzo mocne przywiązanie do zwierzaka. W końcu towarzyszą nam na co dzień, bierzemy za nie odpowiedzialność, dbamy o nie, kochamy i one odwdzięczają się tym samym. Nie krzyczą, nie zawodzą i zawsze są, a gdy ich zabraknie to tak jakby ktoś wyrwał kawałek nas samych. Dlatego wkurza mnie, gdy ktoś nie dość, że tego nie rozumie to jeszcze nie pozwala nam na pożegnanie/pochowanie ich tak, jak uznamy za stosowne.
OdpowiedzUsuńSama również chciałabym być skremowana, ale to nie musi automatycznie oznaczać, ze chcę by to samo spotkało moje zwierzaki.