Teoretycznie "Hellheaven" powinno być jedną z tych, książek, o których z zamkniętymi oczami mogłabym napisać zachęcający tekst. Dlaczego? Ma jeden z najlepszych tytułów, na jaki trafiłam. Jest młodzieżówką o mrocznym klimacie. Polskim Debiutem wydanym przez blogerkę książkową Raven Stark. Czy coś mogłoby pójść nie tak? Otóż mogło i poszło, ale nie uprzedzajmy faktów. Wpierw opowiem Wam o fabule.
Główną bohaterką powieści jest szesnastoletnia Camille, która z dnia na dzień (a nawet w jeszcze krótszym czasie) zostaje poinformowana przez rodziców, że musi porzucić swoich przyjaciół, dom i rodzinę, by przenieść się do prywatnej szkoły Hellheaven. Niby nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jej uczniowie od samego początku nie zachowywali się, jak superszpiedzy kryjący mega tajną tajemnicę, którą zna każdy poza Camille, choć ona również jej dotyczy. Dodatkowo pogłębia to fakt, że w szkole uczą się dzieciaki z całego świata, choć tylko po dwójce dzieciaków z jednego kraju. Każde z nich pochodzi z potężnego, starego rodu etc. Jakby tego było mało Hellheaven znajduje się na uboczu i nie dotarła do niej technologia z XXI wieku - brak komórek, brak internetu, brak kontaktu ze światem. Taaa...to wcale nie jest dziwne.
Co na to wszystko Camille? Cóż, okazuje się, że naszą bohaterką jest najmniej zbuntowana nastolatka w historii literatury. Pamiętam jaka byłam kilka lat temu, gdy miałam naście lat i zapewniam Was, że nie moja historia nie nadawałaby się do "Trudnych spraw", czy innego telewizyjnego pierdololo, ale i tak na wieść, że w ciągu 2h mam się spakować i przenieść do szkoły na końcu świata, zareagowałabym gwałtowniej. Jednak ubranie się na czarno w formie sprzeciwu przeciw niesprawiedliwości tego świata (zwłaszcza, gdy większość ubrań w szafie jest tego samego koloru) nie stawia poprzeczki zbyt wysoko. Zresztą zachowanie Camille niemal zawsze jest dziwne, niekonsekwentne i niepasujące do sytuacji, w której się znajduje. Zasadniczo podobnie wygląda jej związek z mega-przystojnym-i-mega-tajemniczym Maxem, co w pewnym momencie doprowadzało mnie do załamania, a przy okazji zastanawiałam się, czy aby na pewno w moim egzemplarzu nie brakuje kilku stron, ponieważ nie do końca rozumiem przeskoków.
Widzicie w "Hellheaven" autorka zazwyczaj opisuje wszystko (za)bardzo skrupulatnie, ale co jakiś czas miałam wrażenie, że bohaterowie przeskakują swoim zachowaniem kilka rozdziałów. Jeśli o mnie chodzi winię za to wydawnictwo i/lub redakcję. Nie trzeba być geniuszem, by zdawać sobie sprawę, że młodą, nastoletnią i debiutującą autorką należy pokierować, wskazać właściwy kierunek i wytknąć lub poprawić błędy. Cholera jasna! Po to płaci się redaktorom i od tego jest wydawnictwo, by pomóc stworzyć z dobrego pomysłu świetną powieść, a w przypadku "Hellheaven" widać jedynie nieoszlifowaną pracę Raven. Za to Novae Res się nie popisało. Szkoda, bo momentami książka była niezła, miała klimat i to coś, a jednak zabierałam się do niej klika razy i nijak nie mogłam skończyć. Czytanie mnie męczyło i irytowało, zaś z napisaniem tego tekstu zwlekałam miesiącami. Z przykrością muszę napisać, że nie mam zamiaru Was zachęcać do sięgnięcia po tę pozycję. Za to Raven życzę, by się nie zniechęcała i w przyszłości trafiła na kogoś kto pomoże jej w pracy nad doskonałą powieścią.
Ps. Z ciekawości: Co zrobilibyście, gdybyście nagle dowiedzieli się, że macie 2 godziny na pożegnanie z normalnym życie, bo musicie się przeprowadzić do obcego miejsca, w którym nie będziecie mieć kontaktu ze światem zewnętrznym?
„– Dlaczego Hellheaven? Dlaczego akurat ta nazwa?
– Bo to miejsce, gdzie spotykają się piekło i niebo – mówi ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko przed sobą. – Dwaj odwieczni wrogowie.”
Co na to wszystko Camille? Cóż, okazuje się, że naszą bohaterką jest najmniej zbuntowana nastolatka w historii literatury. Pamiętam jaka byłam kilka lat temu, gdy miałam naście lat i zapewniam Was, że nie moja historia nie nadawałaby się do "Trudnych spraw", czy innego telewizyjnego pierdololo, ale i tak na wieść, że w ciągu 2h mam się spakować i przenieść do szkoły na końcu świata, zareagowałabym gwałtowniej. Jednak ubranie się na czarno w formie sprzeciwu przeciw niesprawiedliwości tego świata (zwłaszcza, gdy większość ubrań w szafie jest tego samego koloru) nie stawia poprzeczki zbyt wysoko. Zresztą zachowanie Camille niemal zawsze jest dziwne, niekonsekwentne i niepasujące do sytuacji, w której się znajduje. Zasadniczo podobnie wygląda jej związek z mega-przystojnym-i-mega-tajemniczym Maxem, co w pewnym momencie doprowadzało mnie do załamania, a przy okazji zastanawiałam się, czy aby na pewno w moim egzemplarzu nie brakuje kilku stron, ponieważ nie do końca rozumiem przeskoków.
Widzicie w "Hellheaven" autorka zazwyczaj opisuje wszystko (za)bardzo skrupulatnie, ale co jakiś czas miałam wrażenie, że bohaterowie przeskakują swoim zachowaniem kilka rozdziałów. Jeśli o mnie chodzi winię za to wydawnictwo i/lub redakcję. Nie trzeba być geniuszem, by zdawać sobie sprawę, że młodą, nastoletnią i debiutującą autorką należy pokierować, wskazać właściwy kierunek i wytknąć lub poprawić błędy. Cholera jasna! Po to płaci się redaktorom i od tego jest wydawnictwo, by pomóc stworzyć z dobrego pomysłu świetną powieść, a w przypadku "Hellheaven" widać jedynie nieoszlifowaną pracę Raven. Za to Novae Res się nie popisało. Szkoda, bo momentami książka była niezła, miała klimat i to coś, a jednak zabierałam się do niej klika razy i nijak nie mogłam skończyć. Czytanie mnie męczyło i irytowało, zaś z napisaniem tego tekstu zwlekałam miesiącami. Z przykrością muszę napisać, że nie mam zamiaru Was zachęcać do sięgnięcia po tę pozycję. Za to Raven życzę, by się nie zniechęcała i w przyszłości trafiła na kogoś kto pomoże jej w pracy nad doskonałą powieścią.
Ps. Z ciekawości: Co zrobilibyście, gdybyście nagle dowiedzieli się, że macie 2 godziny na pożegnanie z normalnym życie, bo musicie się przeprowadzić do obcego miejsca, w którym nie będziecie mieć kontaktu ze światem zewnętrznym?
0 Komentarze