"Gęsia skórka" trafiła do kin w Polsce na początku lutego, jednak mam wrażenie, że przez wspaniałą promocję "Deadpoola" wszystkie pozostałe premiery zostały w jego cieniu. Dlatego postanowiłam napisać o nim kilka słów - głównie dlatego, żeby nie przyszło Wam do głowy oglądać ten film lub ostatecznie obejrzeć z odpowiednim nastawieniem.
Być może pamiętacie serial "Gęsia skórka", który był emitowany kilkanaście lat temu? Nie bardzo? Spoko, ja też pamiętam go, jak przez mgłę, bo byłam wtedy snobistyczną fanką pełnometrażowych horrorów wyższej klasy, więc nie wypadało mi oglądać jakiejś tam kiczowatej pseudo-strasznej produkcji dla nastolatków. Pamiętam jedynie, że serial opierał się na historiach z książek R. L. Stine’a, a niektóre odcinki mimo swojego targetu były momentami creepy i wywoływały gęsią skórkę. Co nie zmienia faktu, że większość zapamiętałam jako badziewne (naprawdę byłam wtedy strasznym snobem). Niemniej dowiedziawszy się o premierze wersji pełnometrażowej stwierdziłam, że warto sprawdzić, czy aby nie warto zrewidować opinii. Przy tym parada potworów zawsze spoko, prawda?
Akcja filmu zaczyna się wraz z wprowadzeniem się do miasteczka Zacha (Dylan Minnette) i jego mamy. Chłopak już pierwszego dnia poznaje ładną dziewczynę z sąsiedztwa i jej upiornego ojczulka. Jednak Zach i Hannah (Odeya Rush) niespecjalnie przejmują się groźbami pana R. L. Stine’a (Jack Black), czyli owego narwanego tatusia, który zakazał im się razem bawić. W końcu łamanie zakazu doprowadza do wypadku, w wyniku którego z książki wydostaje się Snowman. Tak, dobrze przeczytaliście śnieżny potwór był zamknięty w książce. W sumie ciekawe więzienie i podoba mi się pomysł zamykania tam różnych paranormalnych stworów, bo zyskuje się dzięki temu dużo miejsca, ale z drugiej strony obawa przed uwolnieniem takowych uniemożliwia ich czytanie. W każdym razie szybko okazuje się, że nie tylko Snowman wyszedł ze swojej bajki, ale również totalnie porąbana kukiełka o imieniu Slappy. Lalka z morderczymi skłonnościami postanowiła odegrać się na swoim stwórcy za zamknięcie w twardej oprawie, więc uwalnia wszystkie monstra i wspólnie sieją zamęt w miasteczku.
Innymi słowy mamy paradę potworów, więc powinnam być niesamowicie szczęśliwa patrząc na biegającego po supermarkecie wilkołaka, czy krasnale ogrodowe owładnięte żądzą mordu. Tylko jest mały problem, a nawet kilka. Raz, że one jakieś takie mało straszne, jakby wyjęte z kina familijnego (ups, to faktycznie kino familijne) i stado zombie nawet nie próbuje ugryźć człowieka. Co one głodne nie są po tylu latach przetrzymywania w książce? Na martwego zgniłka, przecież zombie nie żywią się literkami, czy atramentem! Dwa, mam wrażenie, że poświęcono potworom za mało czasu na ekranie, więc nawet niespecjalnie można się nimi nacieszyć. Trzy, spodziewałam się, że całe to przejmowanie władzy w mieście i urządzanie demolki będzie bardziej dramatyczne. To nie jest jednak najsmutniejsze, ani nawet zombie nie potrafiące się pożywić, lecz fakt, że gęsiej skórki po "Gęsiej skórce" to ja nie miałam. Ani koszmarów. Ani nie piszczałam. Ech... kino familijne.
Okey, przyznaję, że marudzę i poszłam do kina ze złym nastawieniem, bo liczyłam naiwnie na coś w klimacie horroru. Nie pytajcie mnie skąd to wzięłam ten pomysł, bo nie wiem. Jednak straszne to to nie jest, więc zdecydowanie powinno się ten tytuł wyrzuć z kategorii 'horror', ale bez problemu zostawić w 'familijny' i 'przygodowy'. Przejdźmy do zasadniczego pytania: Polecam, czy nie? Odpowiedź jest odrobinę złożona, bo kategorycznie odradzam oglądanie osobom, które liczą na straszny film wywołujący ciarki na plecach i koszmary. Właściwie film ogólnie nie jest najwyższych lotów, więc zasadniczo nie polecam również tym, którzy zwyczajnie chcą obejrzeć dobry film. Niemniej dla rodzin z dziećmi może okazać się całkiem niezły. Jeśli macie berbecia, któremu od małego chcielibyście zaszczepić pasję do potworów to śmiało! Poziom straszności jest niewiele wyższy od tego w "Hotelu Transylwania".
Ps. A Wy jak myślicie puszczanie dziecku bajek i filmów o potworach to dobry sposób na wpojenie odpowiednich zainteresowań?
Ps2. Wiem, że spodziewaliście się opinii o "Deadpoolu", ale spokojnie! Pojawi się na dniach!
Być może pamiętacie serial "Gęsia skórka", który był emitowany kilkanaście lat temu? Nie bardzo? Spoko, ja też pamiętam go, jak przez mgłę, bo byłam wtedy snobistyczną fanką pełnometrażowych horrorów wyższej klasy, więc nie wypadało mi oglądać jakiejś tam kiczowatej pseudo-strasznej produkcji dla nastolatków. Pamiętam jedynie, że serial opierał się na historiach z książek R. L. Stine’a, a niektóre odcinki mimo swojego targetu były momentami creepy i wywoływały gęsią skórkę. Co nie zmienia faktu, że większość zapamiętałam jako badziewne (naprawdę byłam wtedy strasznym snobem). Niemniej dowiedziawszy się o premierze wersji pełnometrażowej stwierdziłam, że warto sprawdzić, czy aby nie warto zrewidować opinii. Przy tym parada potworów zawsze spoko, prawda?
Z pyska jakiś znajomy. Burek to ty?! |
Innymi słowy mamy paradę potworów, więc powinnam być niesamowicie szczęśliwa patrząc na biegającego po supermarkecie wilkołaka, czy krasnale ogrodowe owładnięte żądzą mordu. Tylko jest mały problem, a nawet kilka. Raz, że one jakieś takie mało straszne, jakby wyjęte z kina familijnego (ups, to faktycznie kino familijne) i stado zombie nawet nie próbuje ugryźć człowieka. Co one głodne nie są po tylu latach przetrzymywania w książce? Na martwego zgniłka, przecież zombie nie żywią się literkami, czy atramentem! Dwa, mam wrażenie, że poświęcono potworom za mało czasu na ekranie, więc nawet niespecjalnie można się nimi nacieszyć. Trzy, spodziewałam się, że całe to przejmowanie władzy w mieście i urządzanie demolki będzie bardziej dramatyczne. To nie jest jednak najsmutniejsze, ani nawet zombie nie potrafiące się pożywić, lecz fakt, że gęsiej skórki po "Gęsiej skórce" to ja nie miałam. Ani koszmarów. Ani nie piszczałam. Ech... kino familijne.
Okey, przyznaję, że marudzę i poszłam do kina ze złym nastawieniem, bo liczyłam naiwnie na coś w klimacie horroru. Nie pytajcie mnie skąd to wzięłam ten pomysł, bo nie wiem. Jednak straszne to to nie jest, więc zdecydowanie powinno się ten tytuł wyrzuć z kategorii 'horror', ale bez problemu zostawić w 'familijny' i 'przygodowy'. Przejdźmy do zasadniczego pytania: Polecam, czy nie? Odpowiedź jest odrobinę złożona, bo kategorycznie odradzam oglądanie osobom, które liczą na straszny film wywołujący ciarki na plecach i koszmary. Właściwie film ogólnie nie jest najwyższych lotów, więc zasadniczo nie polecam również tym, którzy zwyczajnie chcą obejrzeć dobry film. Niemniej dla rodzin z dziećmi może okazać się całkiem niezły. Jeśli macie berbecia, któremu od małego chcielibyście zaszczepić pasję do potworów to śmiało! Poziom straszności jest niewiele wyższy od tego w "Hotelu Transylwania".
Ps. A Wy jak myślicie puszczanie dziecku bajek i filmów o potworach to dobry sposób na wpojenie odpowiednich zainteresowań?
Ps2. Wiem, że spodziewaliście się opinii o "Deadpoolu", ale spokojnie! Pojawi się na dniach!
0 Komentarze