Looking For Anything Specific?

Header Ads

Zróbmy z tego bajkę: Freddy Krueger


Dawno nie robiłam z horroru bajki, więc czas na ostatnią z zaplanowanych przeróbek (do tej pory pojawiła się bajka o królewiczu Ghostfaceo Krwawej Marii, o Krwawej Hrabinie oraz o Wandzie). Tym razem czuję, że udało mi się przedstawić historię Freddy'ego Kruegera tak, jak mógłby to zrobić Disney. Panie, Panowie, Różowe Sałaty oto przed Wami bajka z ulicy Wiązów.

Dawno, dawno temu w czasach, gdy na świecie istniała jeszcze magia i złe uroki, istniało również królestwo zwane Wiązy. Niegdyś była to kraina wyrwana z sennych marzeń. Zawsze świeciło słońce, poddani chodzili ciągle uśmiechnięci, a król Wes (brat króla Cravena ze Slasherowic) był zawsze sprawiedliwy i dobry. Jednak wszystko, co dobre kiedyś się kończy... wbrew temu, co zazwyczaj mówią bajki. Nieszczęścia w Wiązach zaczęły się w chwili, gdy zła czarownica rzuciła klątwę na męskich przedstawicieli króla Cravena ze Slasherowic. Teoretycznie nie powinno mieć to większego wpływu na rodzinę króla Wesa, ale najwyraźniej czarna magia ma efekty uboczne, ponieważ w dniu rzucenia uroku ciemne chmury zasłoniły wiecznie świecące słońce nad Królestwem, a nocą na zamku wybuchł pożar. Niestety były to czasy, gdy po drogach jeździły same karety napędzane końmi, które skutecznie blokowały dojazd straży pożarnej, a ta i tak wyruszała, dopiero gdy jakiś gołąb, czy inny ptak dostarczył smsa z prośbą o ratunek, a skoro była noc to większość z nich spała (jak powszechnie wiadomo, sowia poczta jest przeznaczona wyłącznie dla czarodziejów, więc odpadała). Przez te wszystkie utrudnienia zamek spłonął niemal doszczętnie, a ogień pochłonął mnóstwo ludzkich żyć. 

Król i królowa zostali obudzeni przez wrzaski palącej się służby, dzięki czemu udało im się ujść z życiem i bez najmniejszego poparzenia, jednak ich jedyny syn miał odrobinę mniej szczęścia. Młody królewicz Fredderick zwany Freddym zdążył już stanąć w ogniu, gdy w końcu ktoś sobie o nim przypomniał i łaskawie ugasił. W pośpiechu (ponownie gołębią pocztą) wezwano uzdrowiciela — potężnego maga specjalizującego się w magii plastycznej, jednak akurat był przetrzymywany przez Madonnę, więc wysłał swojego stażystę. Początkujący uzdrowiciel robił co w jego mocy, by chłopiec wylizał się z oparzeń IV stopnia i trzeba przyznać, że mu się udało, jednak blizny na całym ciele miały zostać już na stałe (stażysta maga przez przypadek dodał do mikstury składnik gwarantujący ich trwałość). Para królewska była zrozpaczona! Co tu teraz począć z następcą tronu, który wygląda gorzej od disneyowskiej Bestii?! Uznali, że jedynym słusznym wyjściem będzie poinformowanie poddanych, że królewicz znajduje się w stanie krytycznym i trzymanie się tej wersji, aż wszyscy zapomną o jego istnieniu, a oni sami postarają się o nowego potomka, który ładnie prezentowałby się w koronie na okładkach gazet. Szorstkie podejście, ale na ich korzyść przemawia fakt, że nieustannie szukali wróżek i czarodziejek, które potrafiłyby pomóc ich pierworodnemu. Na nieszczęście dla Freddy'ego czary na niewiele się zdały.


Drogie dzieci, w końcu nastał ten okropny moment opowieści, w którym zrezygnowani rodzice mieli się poddać, gdy do bram odrestaurowanego zamku zapukała stara wiedźma, o której nikt dotąd nie słyszał. Marge, bo tak zwała się owa wiedźma, powiedziała, że jedynym sposobem, by Freddy pozbył się paskudnych blizn i stał się królewiczem, którym będą się zachwycać wszystkie panny to rzucenie klątwy, którą złamie pocałunek prawdziwej miłości. Para królewska odniosła się do całego pomysłu dość sceptycznie, ponieważ wyszli z założenia, że skoro oni-rodzice chłopca, czyli osoby, które z założenia muszą go kochać są ledwo w stanie na niego spojrzeć, to nie ma szans, by ktokolwiek był w stanie go pokochać, a co dopiero pocałować. Mimo to zgodzili się. Wiedźma zrobiła czary-mary i odeszła z workiem złota.

Lata mijały, a poddani zgodnie z planem niemal całkiem zapomnieli o królewiczu. Co nie było specjalnie trudne, skoro rodzice trzymali go zamkniętego pod kluczem w domku letniskowym w Henhendaleko. Freddy z uroczego dziecka wyrósł na młodego mężczyznę pełnego rozgoryczenia i żalu, że wszyscy go porzucili. Przez wszystkie te lata towarzyszyły mu wyłącznie książki, a jedną z nich była księga czarnej magii, dzięki której królewicz opanował sztukę sennego nawiedzenia. Może wybór tego zaklęcia wiązał się z faktem, iż nie chciał, by całkiem o nim zapomniano, a może najzwyczajniej w świecie chciał dać upust swojej frustracji. Tak czy inaczej, zaczął fundować mieszkańcom Wiązów koszmary z sobą w roli głównej.  Po tygodniu zniknął zapas napojów energetycznych ze sklepowych półek. Po miesiącu kalendarze psychologów i psychiatrów były zapełnione. Po dwóch miesiącach zakłady psychiatryczne pękały w szwach. Po kolejnych dwóch wzrosła liczba samobójstw w królestwie Więzów. Z nękanych przez Freddy'ego ludzi uchowała się jedynie jedna dziewczyna.


Gdy pierwszy raz Freddy nawiedził Nancy we śnie, dziewczyna wcale nie wydawała się przerażona ani jego wyglądem, ani tego, że starał się ją gonić. Starał się to w tym przypadku słowo-klucz, ponieważ ciężko gonić kogoś, kto nie próbuje uciekać. Skonfundowany jej zachowaniem królewicz nie bardzo wiedział co zrobić, dlatego odszedł i wrócił następnej nocy z lepszym planem. Próbował wygrażać jej piłą łańcuchową, siekierą i wszystkim, co przyszło mu do głowy, jednak nie przyniosło to pożądanego skutku. Nancy wcale się go nie bała (stawiam, że była poważnie zwichrowana i nie miała instynktu samozachowawczego). Ba! Postanowiła z nim porozmawiać, a on w końcu się przełamał. Noc w noc rozmawiali, opowiadając o sobie, swojej rodzinie, codziennych sprawach, aż w końcu Freddy przedstawił jej całą swoją historię. W końcu postanowili spotkać się w realu. Nancy odwiedziła jego samotnie raz, drugi, trzeci, aż w końcu wpadała do niego w odwiedziny co weekend. Nie trzeba jasnowidza, by domyślić się, że w końcu się w sobie zakochali. Przy śpiewie ptaków, świetle świec i najbardziej romantycznej scenerii, jaką możecie sobie wyobrazić nadeszła chwila, w której nadejście nigdy nie wierzyli jego rodzice – Nancy pocałowała Freddy'ego. Zgadnijcie, co się stało dalej!

Nic! Zupełnie nic! Pocałunek prawdziwej miłości nie zdziałał cudu i nie zmienił Freddy'ego w przystojnego królewicza. Pewnie dlatego, że klątwa rzucona przez Marge była równie prawdziwa, jak jej magiczne zdolności, czyli wcale. Stara kobieta była zwykłą oszustką, która zwyczajnie chciała oszukać naiwniaków, by zgarnąć worek złota i udało jej się. Niemniej mimo rozczarowania Freddy'ego utknięciem w szpetnym ciele na zawsze, uczucia Nancy względem niego się nie zmieniły. Dziewczyna od początku dostrzegała to, co miał w środku (i wcale nie mówię o tym, że podobała jej się jego śledziona!), a nie zewnętrzną powłokę. I tak o to od tej chwili Freddy i Nancy żyli długo i szczęśliwie. The End! 

No to buzi!
Ha! Patrzcie, jaki ładny morał mi wyszedł: większą wartość ma piękno wewnętrzne, niż zewnętrzne! Disney powinien się ode mnie uczyć! Niemniej skoro dzieci dostały już bajkowe, szczęśliwe zakończenie, to nadszedł czas na scenę po napisach przeznaczoną dla dorosłych! Po pewnym czasie Nancy zaczęła się nudzić grzecznym Freddym, więc przekonała go, by ponownie użył nawiedzenia sennego. Tym razem jednak jego ofiarami powinni być jego rodzice, którym należy się kara za porzucenie dziecka i bycie takimi płytkimi skurwielami. Po kilku dniach nawiedzania królewska para była w okropnym stanie. Nawet na jawie wzdrygali się przy najcichszym dźwięku. Bali się własnego cienia. Byli wrakami ludzi. Właśnie wtedy Freddy postanowił zaszlachtować ich we śnie. Jednak Nancy przekonała go, że skrócenie ich męki byłoby łaską, więc przeszli do planu b. Królewicz ujawnił swoją tożsamość, wrócił do pałacu, ubezwłasnowolnił rodziców i wtrącił do najciemniejszej celi w zakładzie psychiatrycznym (w tamtych czasach panowały w nich średniowieczne warunki), dzięki czemu mógł ich okazjonalnie nawiedzać, a następnie zajął należne mu miejsce na tronie. Wiązy zyskały potężnego króla, którego bali się najpotężniejsi władcy we wszystkich królestwach, a jego rządy trwały długo (sami wiecie, ile filmów powstało z Freddym), ale nie mówię, że także szczęśliwie. Koniec.

Ps. I co udało się w końcu zrobić to na Disneya?
Ps2. Oficjalnie skończyliśmy z serią Zróbmy z tego bajkę, bo jak obiecałam pojawiło się pięć przerobionych horrorów. Jeśli jednak chcecie od czasu do czasu przeczytać kolejne to dajcie znać. 

Prześlij komentarz

0 Komentarze