Gdy ma się naście lat, świat stoi przed nami otworem. Nastolatki mają tyle możliwości! Tyle przygód do przeżycia! W końcu to właśnie w tym wieku otrzymuje się listy z Hogwartu, zostaje się Trybutem, odkrywa się w sobie supermoce, znajduje się wampirzych chłopaków lub traci głowę dla aniołów, które kochają przez wszystkie poprzednie i kolejne wcielenia, i to właśnie nastolatki dostają misję ratowania świata! Aż żal dorastać, gdy czyta się o tym, jak fantastyczne jest ich życie. Zwłaszcza że na Gosiarellę czeka już tylko zabijanie zombie.
Mia i Dante zaliczają się do szczęściarzy — wybrańców, którzy nie dość, że odkrywają w sobie moce żywiołów, to jeszcze mają szansę uratować świat przed zagładą! Pomyślcie tylko, że zajmujecie się swoimi codziennymi zajęciami, gdy nagle przydarza się Wam bardzo nieprzyjemna sytuacja np. mały pożar, aż nagle ze zdumieniem odkrywacie, że potraficie władać wodą lub ogniem. Zapewne początkowo nikt nie uwierzyłby, że naprawdę potrafi robić tak niezwykłe rzeczy, ale z czasem udałoby się przyzwyczaić do tej myśli i na spokojnie trenować swoje umiejętności. Problem polega na tym, że ani Mia, ani Dante nie mają na to czasu, ponieważ od razu po aktywacji ich mocy, składa im wizytę dziwny, mały człowieczek imieniem Zoltan. Wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Okazuje się, że nie ma ani chwili do stracenia, bo świat błyskawicznym tempem zmierza ku zagładzie i trzeba go ratować!
Zapytacie: przed czym? Słyszeliście kiedyś o materii i antymaterii? Cóż... możecie o tym zapomnieć, bo teraz na topie jest energia i antyenergia, z których tamte dwie powstały. Jedna z nich daje życie, a druga ma przynieść śmierć. To nawet całkiem logiczne. Niestety już nie tak bardzo jest fakt, że żywioły (tak, żywioły!) wybrały na swoich przedstawicieli nastolatków. Niby rozumiem, że zazwyczaj to szesnastolatki ratują świat, ale liczyłam na odmianę. Dlatego kilka rozdziałów później bardzo ucieszyło mnie, że w skład bohaterskiej drużyny wchodzą również dorośli.
Okey, drużyna skompletowana, więc co dalej? Przenosimy się do innego wymiaru — krainy zwanej Natulandią! Nie wiem, jak Wy, ale Gosiarella najbardziej kocha w książkach fantastycznych opisy nowych światów, wymiarów, planet etc. Zawsze fascynuje mnie, gdy autor zabiera mnie w podróż do krainy istniejącej tylko w jego wyobraźni. Katarzyna Byjoś nie oszczędzała swojej wyobraźni, przez co w „Ciemnej stronie światła” spotkacie niesamowite krajobrazy oraz dziwnie wyglądające i zachowujące się gatunki ludzi i zwierząt. Muszę przyznać, że flora i fauna jest w tej powieści naprawdę niezwykła i ciekawa, co jest dużą zaletą. Zresztą podobnie jak prawa rządzące Natulandią. Tunele czasoprzestrzenne, miasta w chmurach i niezwykły translator umożliwiający dogadanie się w każdym języku, to tylko część rzeczy, które mogą Was zaskoczyć w trakcie czytania.
Z zasady nie lubię się koncentrować na samych pozytywach, bo rzetelniej przedstawić też słabsze strony, abyście byli w pełni przygotowani na to, co Was czeka, gdy sięgniecie po omawianą powieść. Jeśli mam być szczera to troszkę cierpiałam, czytając pierwsze rozdziały. Po części dlatego, że musiałam się przyzwyczaić do stylu autorki, ale głównym powodem była sytuacja, w której dane jest nam poznać bohaterów. Na początku miałam wrażenie, że czytam opowieść o podwórkowych, młodocianych mendach, dla których szczytem możliwości jest zwinięcie komuś piwa i ucieczka, gdy poszkodowani chcą im spuścić łomot. Wiecie, mowa o takich chłopakach z rodzaju łehehe żłopiemy browara - takie z nas kozaki!!! łehehehe. Nie znoszę takich postaci, zwłaszcza gdy dodatkowo próbują się prześcignąć w wymuszonych, mało zabawnych żartach. Cieszę się, że to było tylko pierwsze wrażenie i w dalszej części powieści bohaterowie stali się bardziej ludzcy. Ba! Kapsel wręcz stał się uroczym pluszaczkiem, którego można sobie postawić na półce, by przytulać w smutne, deszczowe dni.
Przygotujcie się na to, że w „Tunelach Zagłady” nie ma jednego głównego bohatera, lecz kilku, dlatego odrobinę ciężko się do któregokolwiek z nich przywiązać na tyle, by kibicować mu z całych sił. Chociaż może w moim przypadku troszkę wynikało to z tego, że byli dla mnie zbyt młodzi, aby przyprawić o drżenie serduszka. Ogólnie mam wrażenie, że powieść jest przeznaczona dla młodzieży, więc nie spodziewajcie się płomiennych romansów, krwawych łaźni, czy potworów z piekła rodem. Chociaż nie! Akurat potwory z piekła rodem tam są, więc mój błąd. Właściwie wielkie bitwy również, chociaż są całkiem przystępnie opisane. Ogólnie całkiem dużo się w książce dzieje, a momentami akcja biegnie w błyskawicznym tempie. Przygotujcie się na nagłe zwroty akcji i to takie, które czasami potrafią zaskoczyć! Biorąc pod uwagę to oraz wcześniej wspomniane dokładne opisy wykreowanego w książce świata, być może już się domyślacie, że pierwszy tom „Ciemnej strony światła” jest wielką knigą. Cichutko szepnę: 600 stron. Szkoda tylko, że aktualnie jest dostępna jedynie w formie ebooka, bo uwielbiam stawiać takie cegły na półce.
Jeśli po przeczytaniu tego tekstu doszliście do wniosku, że „Tunele Zagłady” są idealną powieścią dla Was, to możecie ją znaleźć tutaj. Niemniej przed czytaniem muszę Was ostrzec, że książka wciągnęła mnie dopiero po kilku, może kilkunastu rozdziałach, gdy zrozumiałam, że bohaterowie potrafią zainteresować, a wykreowany świat potrafi oczarować. Dlatego, jeśli nie kliknie od razu, to dajcie książce trochę czasu – w końcu mało która powieść odsłania wszystkie swoje zalety na pierwszych stronach. Bawcie się dobrze, łobuziaki!
Ps. Wiem, że lubicie Ps-y, a tego polubicie jeszcze bardziej, bo mam dla Was niespodziankę od Katarzyny Byjoś. Pierwsze pięć osób, które zostawią w komentarzu swój adres mailowy, dostaną od autorki powieść "Tunele Zagłady".
Ps2. Który z książkowych fantastycznych światów lubicie najbardziej?
Mia i Dante zaliczają się do szczęściarzy — wybrańców, którzy nie dość, że odkrywają w sobie moce żywiołów, to jeszcze mają szansę uratować świat przed zagładą! Pomyślcie tylko, że zajmujecie się swoimi codziennymi zajęciami, gdy nagle przydarza się Wam bardzo nieprzyjemna sytuacja np. mały pożar, aż nagle ze zdumieniem odkrywacie, że potraficie władać wodą lub ogniem. Zapewne początkowo nikt nie uwierzyłby, że naprawdę potrafi robić tak niezwykłe rzeczy, ale z czasem udałoby się przyzwyczaić do tej myśli i na spokojnie trenować swoje umiejętności. Problem polega na tym, że ani Mia, ani Dante nie mają na to czasu, ponieważ od razu po aktywacji ich mocy, składa im wizytę dziwny, mały człowieczek imieniem Zoltan. Wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Okazuje się, że nie ma ani chwili do stracenia, bo świat błyskawicznym tempem zmierza ku zagładzie i trzeba go ratować!
Zapytacie: przed czym? Słyszeliście kiedyś o materii i antymaterii? Cóż... możecie o tym zapomnieć, bo teraz na topie jest energia i antyenergia, z których tamte dwie powstały. Jedna z nich daje życie, a druga ma przynieść śmierć. To nawet całkiem logiczne. Niestety już nie tak bardzo jest fakt, że żywioły (tak, żywioły!) wybrały na swoich przedstawicieli nastolatków. Niby rozumiem, że zazwyczaj to szesnastolatki ratują świat, ale liczyłam na odmianę. Dlatego kilka rozdziałów później bardzo ucieszyło mnie, że w skład bohaterskiej drużyny wchodzą również dorośli.
Okey, drużyna skompletowana, więc co dalej? Przenosimy się do innego wymiaru — krainy zwanej Natulandią! Nie wiem, jak Wy, ale Gosiarella najbardziej kocha w książkach fantastycznych opisy nowych światów, wymiarów, planet etc. Zawsze fascynuje mnie, gdy autor zabiera mnie w podróż do krainy istniejącej tylko w jego wyobraźni. Katarzyna Byjoś nie oszczędzała swojej wyobraźni, przez co w „Ciemnej stronie światła” spotkacie niesamowite krajobrazy oraz dziwnie wyglądające i zachowujące się gatunki ludzi i zwierząt. Muszę przyznać, że flora i fauna jest w tej powieści naprawdę niezwykła i ciekawa, co jest dużą zaletą. Zresztą podobnie jak prawa rządzące Natulandią. Tunele czasoprzestrzenne, miasta w chmurach i niezwykły translator umożliwiający dogadanie się w każdym języku, to tylko część rzeczy, które mogą Was zaskoczyć w trakcie czytania.
To uczucie, gdy zaczynasz przygodę w nowym świecie! |
Przygotujcie się na to, że w „Tunelach Zagłady” nie ma jednego głównego bohatera, lecz kilku, dlatego odrobinę ciężko się do któregokolwiek z nich przywiązać na tyle, by kibicować mu z całych sił. Chociaż może w moim przypadku troszkę wynikało to z tego, że byli dla mnie zbyt młodzi, aby przyprawić o drżenie serduszka. Ogólnie mam wrażenie, że powieść jest przeznaczona dla młodzieży, więc nie spodziewajcie się płomiennych romansów, krwawych łaźni, czy potworów z piekła rodem. Chociaż nie! Akurat potwory z piekła rodem tam są, więc mój błąd. Właściwie wielkie bitwy również, chociaż są całkiem przystępnie opisane. Ogólnie całkiem dużo się w książce dzieje, a momentami akcja biegnie w błyskawicznym tempie. Przygotujcie się na nagłe zwroty akcji i to takie, które czasami potrafią zaskoczyć! Biorąc pod uwagę to oraz wcześniej wspomniane dokładne opisy wykreowanego w książce świata, być może już się domyślacie, że pierwszy tom „Ciemnej strony światła” jest wielką knigą. Cichutko szepnę: 600 stron. Szkoda tylko, że aktualnie jest dostępna jedynie w formie ebooka, bo uwielbiam stawiać takie cegły na półce.
Jeśli po przeczytaniu tego tekstu doszliście do wniosku, że „Tunele Zagłady” są idealną powieścią dla Was, to możecie ją znaleźć tutaj. Niemniej przed czytaniem muszę Was ostrzec, że książka wciągnęła mnie dopiero po kilku, może kilkunastu rozdziałach, gdy zrozumiałam, że bohaterowie potrafią zainteresować, a wykreowany świat potrafi oczarować. Dlatego, jeśli nie kliknie od razu, to dajcie książce trochę czasu – w końcu mało która powieść odsłania wszystkie swoje zalety na pierwszych stronach. Bawcie się dobrze, łobuziaki!
Ps. Wiem, że lubicie Ps-y, a tego polubicie jeszcze bardziej, bo mam dla Was niespodziankę od Katarzyny Byjoś. Pierwsze pięć osób, które zostawią w komentarzu swój adres mailowy, dostaną od autorki powieść "Tunele Zagłady".
Ps2. Który z książkowych fantastycznych światów lubicie najbardziej?
0 Komentarze