Dzisiejszy wpis jest przeznaczony dla osób o mocnych nerwach, ponieważ nie będziemy zajmować się fikcyjnymi zombiakami, lecz jak najbardziej rzeczywistymi przypadkami.
Dawno dawno temu zombie było znane jedynie przez swoje powiązanie z voodoo. Wówczas zombie były jedynie lub aż osobami, którym podano trucizną zwaną "proszkiem zombie". W swoim składzie środek zawiera tetrodotoksynę, która zabija człowieka (toksyny paraliżują centralny układ nerwowy, wywołując stan podobny do hibernacji. Czynności mózgu, serca i płuc zostają spowolnione do minimum) i można stwierdzić zgon. Co ciekawe po kilku dniach od pochówku, gdy toksyna przestaje działać, zmarły wstaje z grobu, chociaż człowiek nigdy nie jest już taki, jak przed zatruciem. Staje się podatny na prośby, by nie napisać, że zostaje w pełni zniewolony przez kapłana voodoo. I chociaż istnienie takich religijnych zombie zostało potwierdzone i udokumentowane, to i tak my - współcześni, wyedukowani i sceptyczni ludzie nie do końca kupujemy tę informacje, traktujące je jako afro-karaibskie czary mary.
Naszym pierwszym skojarzeniem ze słowem zombie jest horda potworów wyhodowanych przez George’a Romero. Dzisiejsze zombiaki to martwi (wycięto proszek i kapłanów voodoo), którzy powracają do życia pod wpływem wirusa (chociaż popkulturowe przyczyny epidemii zombie są przeróżne). Te chodzące, bezmyślne zwłoki nie przyjmują od nikogo rozkazów - napędza je jedynie pragnienie pożarcia ludzkiego mózgu lub całego ciepłego mięska z flakami włącznie. Niby zawsze trzymamy się wersji, że zombie najbardziej smakuje mózg, ale skoro gryzie gdzie popadnie i zadawała się czymkolwiek, to czy w rzeczywistości nie są to jedynie martwi kanibale? Chociaż ten kanibalizm jest w tym przypadku odrobinę naciągany, ponieważ nie jestem do końca pewna, czy ludzie i zombie wciąż klasyfikują się jako ten sam gatunek.
Na chwilę obecną religijne i wirusowe zombie łączą jedynie dwie cechy - powrót do życia i wystawienie na działanie czegoś (substancji/wirusa), co zmienia go w bezmyślnego stwora. Przy czym w przypadku voodoo śmierć zasadniczo nie ma miejsca, choć lekarze wystawiają akt zgonu. Czy w takim razie mówiąc o najbardziej prawdopodobnej wersji istnienia zombie możemy wykluczyć powrót do życia, a w zamian skupić się głównie na bezmyślnym zjadaniu ludzi, który nie jest wynikiem podjętych świadomi decyzji, lecz efektem działania jakiejś substancji? Dla utrudnienia możemy dodać do tego niezwykły próg odporności na ból i ogromną siłę. Zadajmy sobie pytanie, czy biorąc pod uwagę takie kryteria istnieje szansa na istnienie zombie? Sprawdźmy.
26 maja 2012 roku w Miami miało miejsce dość niecodzienne wydarzenie. 31-letni Rudy Eugene z nieznanego dotąd powodu rzucił się na bezdomnego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby Rudy nie był nagi, a aktem przemocy, którego się dopuścił nie było zjadanie twarzy. Napastnik nie reagował na wrzaski przechodniów, ani policjantów. Chociaż według ich zeznań właściwie zareagował przez chwilowe odwrócenie się w ich stronę i warczenie, po czym z powrotem zabrał się za spożywanie twarzy bezdomnego 65-letniego Ronalda Poppo. W końcu policjanci zdecydowali się użyć broni. Wpierw strzelono do Eugene raz, lecz to nie pomogło. Oddano jeszcze cztery strzały nim napastnik wyzionął ducha. Ofiarę przewieziono do szpitala w ciężkim stanie. 75% jego twarzy zostało zniszczone, stracił nos i jedno oko, a ponadto doznał uszkodzenia mózgu i klatki piersiowej (nie będę pokazywać Wam zdjęć, bo są dość drastyczne, a zainteresowani i tak bez problemu znajdą je w Google). Co ciekawe, po wykonaniu sekcji Eugene, biuro patologa sądowego poinformowało, że w organizmie mężczyzny nie wykryto żadnych narkotyków, z wyjątkiem niewielkiej ilości marihuany. Wyniki badań nie wykryły również śladów po alkoholu czy lekach, które mogłyby wzmocnić działanie narkotyków.
Media od razu okrzyknęły Rudy'ego mianem "Zombie z Miami", chociaż spekulowano, że jego zachowanie było spowodowane narkotykami. Czy jednak można mówić w tym przypadku o faktycznym przypadku zombie? Niby wedle wcześniej ustalonych kryteriów napastnik zjadał człowieka (twarz nie wydaje mi się najsmaczniejszą częścią ciała, ale zdecydowanie najbliżej mózgu), zdecydowanie nie robił tego w pełni świadomie, a przy tym nie było łatwo go ani odciągnąć, ani zabić. Nie jestem jednak do końca przekonana, czy tak powinny wyglądać współczesne zombie, ale zdecydowanie powinniśmy się obawiać tego, co wywołało taką reakcję - czymkolwiek by to nie było. Wolę również dodać, że cokolwiek sprawiło, że zombie z Miami zachowywał się jak zombie, to Ronald Poppo najprawdopodobniej się tym nie zaraził, więc o epidemii nie ma mowy.
Niemniej już kilka dni później CNN podało, że 21-letni Alexander Kinyua, student z Maryland zjadł serce i kawałki mózgu swojego współlokatora Kujoe Bonsafo Agyei-Kodie. Niemniej tu nie ma mowy o bezmyślnym i nieświadomym czynie, skoro część zwłok, których morderca nie zjadł i nie wyrzucił na śmietnik, znaleziono w puszkach (na później?). W tym przypadku stawiam na kanibalizm lub zombie w stylu Olivii Moore z "iZombie", przy czym pierwsza opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
Co ciekawe kilkanaście dni później, ponownie na Florydzie znaleziono kolejnego szaleńca gustującego w ludzkim mięsie. Charles Baker w ataku szału rzucił się na mężczyznę odgryzając i zjadając mu kawałek jego bicepsa. Na szczęście został powstrzymany, nim udało mu się zjeść więcej.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że powyższe zdarzenia nie są odosobnionymi przypadkami i nie mają miejsca jedynie w Stanach Zjednoczonych. W listopadzie 2014 roku w południowej części Walii w pokoju hotelowym znaleziono 34-letniego Matthew Williamsa, gdy ten pożerał twarz (oko i pół twarzy) 22-latki. Mężczyznę udało się obezwładnić taserem, jednak wkrótce zmarł. Podobnie jak jego ofiara. Po sekcji ustalono, że napastnik był pod wpływem kokainy.
Wróćmy jednak na Florydę, gdzie kilkanaście dni temu zatrzymano 19-letniego Austina Harrouffa, który zamordował przypadkową parę. Tak, jak w poprzednich przypadkach zjadając twarz ofiary. Ze wstępnych ustaleń wynika, że 19-letni Austin Kelly Harrouff, student Uniwersytetu Stanowego na Florydzie, jadł z rodziną obiad w restauracji. Nagle miał zacząć narzekać na wolną obsługę i wyskoczyć z lokalu jak poparzony. ~ Źródło. Poważnie, kto normalny wychodzi z restauracji, by zamiast steku zjeść komuś twarz? Okey, przyjrzyjmy się, co ustaliła policja:
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że mogłabym podać Wam więcej przykładów podobnych aktów, które zdarzyły się na przełomie ostatnich lat. W większości z nich możemy przeczytać o tym, że podejrzewano napastnika o zażycie narkotyków, ale właściwie nie wykryto niczego niezwykłego, a przy tym nikt ze znajomych nigdy nie podejrzewałby ich o dokonanie czegoś podobnego. Policjanci za to wspominają o niezwykłej sile i dziwnym zachowaniu. Chyba każdy się zgodzi, że to nie są standardowe przykłady kanibalizmu i zdecydowanie coś jest z nimi nie w porządku. Gdybym była fanką teorii spiskowych napisałabym, że rząd chce coś ukryć fałszując raporty koronerów i wyniki toksykologii. Na szczęście nie jestem szaloną fanką teorii spiskowych, a przynajmniej tego się oficjalnie trzymam i tylko mimochodem wspomnę o CONPLAN 8888, czyli o opracowanym 30 kwietnia 2011 roku przez Pentagon planie przeciwdziałania dominacji Zombie, ale o tym opowiem Wam innym razem.
Ps. A Wy jak sądzicie: zombie, czy kanibale? Sądzicie, że powinniśmy się bać, a powyższe przykłady są początkiem czegoś większego? Poszalejcie!
Ps2. Wszystkim śpioszkom przypominam, że zostały ostatnie dni na wypełnienie ankiety.
Dawno dawno temu zombie było znane jedynie przez swoje powiązanie z voodoo. Wówczas zombie były jedynie lub aż osobami, którym podano trucizną zwaną "proszkiem zombie". W swoim składzie środek zawiera tetrodotoksynę, która zabija człowieka (toksyny paraliżują centralny układ nerwowy, wywołując stan podobny do hibernacji. Czynności mózgu, serca i płuc zostają spowolnione do minimum) i można stwierdzić zgon. Co ciekawe po kilku dniach od pochówku, gdy toksyna przestaje działać, zmarły wstaje z grobu, chociaż człowiek nigdy nie jest już taki, jak przed zatruciem. Staje się podatny na prośby, by nie napisać, że zostaje w pełni zniewolony przez kapłana voodoo. I chociaż istnienie takich religijnych zombie zostało potwierdzone i udokumentowane, to i tak my - współcześni, wyedukowani i sceptyczni ludzie nie do końca kupujemy tę informacje, traktujące je jako afro-karaibskie czary mary.
Naszym pierwszym skojarzeniem ze słowem zombie jest horda potworów wyhodowanych przez George’a Romero. Dzisiejsze zombiaki to martwi (wycięto proszek i kapłanów voodoo), którzy powracają do życia pod wpływem wirusa (chociaż popkulturowe przyczyny epidemii zombie są przeróżne). Te chodzące, bezmyślne zwłoki nie przyjmują od nikogo rozkazów - napędza je jedynie pragnienie pożarcia ludzkiego mózgu lub całego ciepłego mięska z flakami włącznie. Niby zawsze trzymamy się wersji, że zombie najbardziej smakuje mózg, ale skoro gryzie gdzie popadnie i zadawała się czymkolwiek, to czy w rzeczywistości nie są to jedynie martwi kanibale? Chociaż ten kanibalizm jest w tym przypadku odrobinę naciągany, ponieważ nie jestem do końca pewna, czy ludzie i zombie wciąż klasyfikują się jako ten sam gatunek.
Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom nie zna wirusa ani innej przyczyny, która mógłby wskrzesić martwe ciało, ani mógłby powodować "zombie-podobnych" objawów - napisał rzecznik agencji David Daigle dla The Huffington Post.
[Źródło]
Na chwilę obecną religijne i wirusowe zombie łączą jedynie dwie cechy - powrót do życia i wystawienie na działanie czegoś (substancji/wirusa), co zmienia go w bezmyślnego stwora. Przy czym w przypadku voodoo śmierć zasadniczo nie ma miejsca, choć lekarze wystawiają akt zgonu. Czy w takim razie mówiąc o najbardziej prawdopodobnej wersji istnienia zombie możemy wykluczyć powrót do życia, a w zamian skupić się głównie na bezmyślnym zjadaniu ludzi, który nie jest wynikiem podjętych świadomi decyzji, lecz efektem działania jakiejś substancji? Dla utrudnienia możemy dodać do tego niezwykły próg odporności na ból i ogromną siłę. Zadajmy sobie pytanie, czy biorąc pod uwagę takie kryteria istnieje szansa na istnienie zombie? Sprawdźmy.
Zdjęcie z kamery przemysłowej po zneutralizowaniu Zombie z Miami (2012 r.). |
Media od razu okrzyknęły Rudy'ego mianem "Zombie z Miami", chociaż spekulowano, że jego zachowanie było spowodowane narkotykami. Czy jednak można mówić w tym przypadku o faktycznym przypadku zombie? Niby wedle wcześniej ustalonych kryteriów napastnik zjadał człowieka (twarz nie wydaje mi się najsmaczniejszą częścią ciała, ale zdecydowanie najbliżej mózgu), zdecydowanie nie robił tego w pełni świadomie, a przy tym nie było łatwo go ani odciągnąć, ani zabić. Nie jestem jednak do końca przekonana, czy tak powinny wyglądać współczesne zombie, ale zdecydowanie powinniśmy się obawiać tego, co wywołało taką reakcję - czymkolwiek by to nie było. Wolę również dodać, że cokolwiek sprawiło, że zombie z Miami zachowywał się jak zombie, to Ronald Poppo najprawdopodobniej się tym nie zaraził, więc o epidemii nie ma mowy.
Niemniej już kilka dni później CNN podało, że 21-letni Alexander Kinyua, student z Maryland zjadł serce i kawałki mózgu swojego współlokatora Kujoe Bonsafo Agyei-Kodie. Niemniej tu nie ma mowy o bezmyślnym i nieświadomym czynie, skoro część zwłok, których morderca nie zjadł i nie wyrzucił na śmietnik, znaleziono w puszkach (na później?). W tym przypadku stawiam na kanibalizm lub zombie w stylu Olivii Moore z "iZombie", przy czym pierwsza opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
Co ciekawe kilkanaście dni później, ponownie na Florydzie znaleziono kolejnego szaleńca gustującego w ludzkim mięsie. Charles Baker w ataku szału rzucił się na mężczyznę odgryzając i zjadając mu kawałek jego bicepsa. Na szczęście został powstrzymany, nim udało mu się zjeść więcej.
Spokojnie to tylko Darryl z The Walking Dead. |
Wróćmy jednak na Florydę, gdzie kilkanaście dni temu zatrzymano 19-letniego Austina Harrouffa, który zamordował przypadkową parę. Tak, jak w poprzednich przypadkach zjadając twarz ofiary. Ze wstępnych ustaleń wynika, że 19-letni Austin Kelly Harrouff, student Uniwersytetu Stanowego na Florydzie, jadł z rodziną obiad w restauracji. Nagle miał zacząć narzekać na wolną obsługę i wyskoczyć z lokalu jak poparzony. ~ Źródło. Poważnie, kto normalny wychodzi z restauracji, by zamiast steku zjeść komuś twarz? Okey, przyjrzyjmy się, co ustaliła policja:
"Odciągnięcie mordercy było trudne, ponieważ 19-latek jest niezwykle silny. Jak wyjaśnił szeryf, w szkole średniej nastolatek uprawiał zapasy i futbol amerykański. Trzeba było użyć wobec niego paralizatora elektrycznego. (...) Szeryf Stevens wyjaśnił, że w organizmie Harrouffa nie odkryto śladów metamfetaminy, kokainy, heroiny ani innych popularnych narkotyków. – Przypuszczalnie zażył dopalacze, ale to wyjaśnią dodatkowe testy – podkreślił."
Nie można już nikomu zaufać! |
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że mogłabym podać Wam więcej przykładów podobnych aktów, które zdarzyły się na przełomie ostatnich lat. W większości z nich możemy przeczytać o tym, że podejrzewano napastnika o zażycie narkotyków, ale właściwie nie wykryto niczego niezwykłego, a przy tym nikt ze znajomych nigdy nie podejrzewałby ich o dokonanie czegoś podobnego. Policjanci za to wspominają o niezwykłej sile i dziwnym zachowaniu. Chyba każdy się zgodzi, że to nie są standardowe przykłady kanibalizmu i zdecydowanie coś jest z nimi nie w porządku. Gdybym była fanką teorii spiskowych napisałabym, że rząd chce coś ukryć fałszując raporty koronerów i wyniki toksykologii. Na szczęście nie jestem szaloną fanką teorii spiskowych, a przynajmniej tego się oficjalnie trzymam i tylko mimochodem wspomnę o CONPLAN 8888, czyli o opracowanym 30 kwietnia 2011 roku przez Pentagon planie przeciwdziałania dominacji Zombie, ale o tym opowiem Wam innym razem.
Ps. A Wy jak sądzicie: zombie, czy kanibale? Sądzicie, że powinniśmy się bać, a powyższe przykłady są początkiem czegoś większego? Poszalejcie!
Ps2. Wszystkim śpioszkom przypominam, że zostały ostatnie dni na wypełnienie ankiety.
0 Komentarze