"Seria niefortunnych zdarzeń" miała swój początek jako seria książek młodzieżowych autorstwa Daniela Handlera, która doczekała się już pełnometrażowej całkiem udanej ekranizacji. Nic dziwnego, że fani książek, jak i filmu mają ogromne oczekiwania wobec najnowszej serialowej odsłony od Netflixa debiutującej w piątek 13-tego!
Zacznijmy od początku, czyli od naszego przewodnika po "Serii niefortunnych zdarzeń", którym jest Lemony Snicket (Patrick Warburton). Lemony stojąc w kanałach z zapaloną zapałką w dłoni, uprzedza nas, że historia, którą opowiadał, nie będzie miała szczęśliwego zakończenia i odradza jej oglądanie. Kto uwierzyłby, że serialowa adaptacja książek dla młodzieży nie będzie miała happy endu? No kto?! Chyba tylko Ci, którzy już znają tę historię. Niemniej Gosiarella potwierdza słowa Lemony'ego, bo cóż szczęśliwego jest w historii trójki dzieci, które nagle dowiadują się o tym, że ich rodzicie oraz wszystko, co posiadali, spłonęło w pożarze (niemniej patrząc na Snicketa z zapałkami pod domem państwa Baudelaire można mieć pewne podejrzenia, co do tożsamości podpalacza)? Nic! Zwłaszcza, gdy najpierw trafia się pod opiekę przygłupiastego Pana Poe (K. Todd Freeman), który jak się niefortunnie składa zarządza zarówno przekazaniem dzieci w odpowiednie ręce, jak i później ich majątku. Urzędnik wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz ostatniej woli rodziców, przekazuje dzieciaki nowemu opiekunowi - Hrabiemu Olafowi, który wcale nie jest tak dobroduszny, jak bałwan z "Krainy Lodu". Co to to nie! Hrabia Olaf jest człowiekiem złym do szpiku kości, który liczy jedynie na majątek sierot Baudelaire, czyli automatycznie staje się naszym ulubionym bohaterem, bo chyba wszyscy na Różowym Blogu przejawiają nietypową słabość do łotrów. Przy okazji to, że Olafa gra Neil Patrick Harris wcale nie jest tym bardziej zachęcające, by oglądać serial i kibicować mu wymachując pomponami. Wcale!
Oczywiście losy Wioletki, Klausa i Słoneczka, czyli sierot Baudelaire jest tragiczny, jak Was z Lemonem uprzedzaliśmy. Jest odrobina przemocy, masa trupów i wiele niefortunnych wydarzeń, które doprowadzają do tego, że dzieciaki ciągle muszą walczyć o życie oraz udowadniać, że ktoś (w domyśle Olaf) próbuje ich zabić. Oczywiście dorośli są w ich historii okropnymi ignorantami. To zazwyczaj ich niekompetencja sprowadza na sierotki te wszystkie straszne rzeczy. Gdybym miała wskazać bohatera sprowadzającego te wszystkie niefortunne zdarzenia na Baudelairów, to niezaprzeczalnie byłby nim Pan Poe. Dlaczego on, a nie Hrabia Olaf? Już wyjaśniam! Niezaprzeczalnie to Olaf jest źródłem wszystkich problemów, bo dybie na majątek sierotek i próbuje go przejąć wszelkimi sposobami, jednak on przynajmniej działa z rozmysłem. Poza tym i tak nie udałoby mu się położyć łapy na forsie przez następne cztery lata, czyli do czasu, aż Wioletka nie osiągnie pełnoletności. Tak czy inaczej samo znalezienie się dzieciaków pod opieką Hrabiego było niefortunnym zdarzeniem, za które odpowiedzialny był Poe. Później nie wierzył dzieciakom i łykał głupie wyjaśnienia jak pelikan. Raz za razem, choć historia ciągle się powtarzała: (SPOILER) Dzieciaki znajdowały opiekuna. Hrabia przebierał się w kostium i pod przykrywką wdzierał się do ich życia. Zabijał opiekuna i starał się przejąć opiekę nad dziećmi. A nasz bankier-geniusz ciągle się na to nabierał.
Okey, po prawdzie może zwyczajnie uległam silnemu instynktowi bronienia czarnych charakterów i chcąc wybronić Olafa, zrzucam winę na Poe. A skoro o złoczyńcach mowa, to muszę przyznać, że Neil Patrick Harris sprawdził się znakomicie w roli Olafa. Chociaż przyznaję, że w pierwszej scenie z trudem mogłam go rozpoznać. Każda kolejna odsłona była coraz lepsza i lepsza. W pełnometrażowej ekranizacji "Serii niefortunnych zdarzeń" w tę postać wcielił się Jim Carrey, co też było świetnym wyborem ludzi od castingów. Muszę przyznać, że Harris godnie go zastąpił. Niestety przy pozostałych aktorach nie mogę tego powiedzieć. Nie mogę również zarzucić im słabej gry aktorskiej. Zwyczajnie Harris zagarniał dla siebie scenę i nikogo poza nim nie było widać. Chyba najmniej urzekły mnie same dzieciaki, które wyszły takie nijakie.
Ogólnie serial ma fajny klimat. Połączenie groteski z smutną historią udała się znakomicie. Chociaż momentami łapałam się na tym, że śmiałam się w nieodpowiednich momentach. No bo jak się śmiać, gdy wszystko jest takie niefortunne, nieszczęśliwe i nie kończy się dobrze dla nikogo?
Pierwszy sezon "Serii niefortunnych zdarzeń" jest adaptacją czterech tomów serii napisanej przez Daniela Handlera: "Przykry początek", "Gabinet gadów", "Ogromne okno" oraz "Tartak tortur". Wszystko to zostało streszczone w ośmiu odcinkach. Przyznam bez bicia, że te tomy czytałam lata temu i średnio je pamiętałam. Wyjątkowo cieszę się z tego, bo w niektórych momentach nagły zwrot akcji potrafił mnie zaskoczyć. Jeden szczególnie mocno mnie przy tym zasmucił i przestałam naiwnie wierzyć w happy end (nie skończyłam czytać książkowej serii). Wy także przestaniecie, ale tym bardziej będziecie zainteresowani dalszymi losami sierotek. Niemniej osoby, które dobrze pamiętają tę serię mogą mieć problemy z doborem niektórych aktorów, bo nie do końca pasują do tego, jak przedstawiono je w książce. Największy problem miałam chyba z ciotką Józefiną graną przez Alfre Woodard, bo choć świetna, była moim zdaniem zbyt energiczna. Niemniej to drobnostka.
Serial naprawdę jest niezły. Może nie jest najlepszą serialową produkcją ostatnich lat, ale zdecydowanie jest ciekawy i warto poświęcić mu czas. Szkoda tylko, że nie wiadomo ile przyjdzie nam czekać na kolejny sezon.
Ps. Jaki jest Wasz ulubiony serial od Netflixa?
Zacznijmy od początku, czyli od naszego przewodnika po "Serii niefortunnych zdarzeń", którym jest Lemony Snicket (Patrick Warburton). Lemony stojąc w kanałach z zapaloną zapałką w dłoni, uprzedza nas, że historia, którą opowiadał, nie będzie miała szczęśliwego zakończenia i odradza jej oglądanie. Kto uwierzyłby, że serialowa adaptacja książek dla młodzieży nie będzie miała happy endu? No kto?! Chyba tylko Ci, którzy już znają tę historię. Niemniej Gosiarella potwierdza słowa Lemony'ego, bo cóż szczęśliwego jest w historii trójki dzieci, które nagle dowiadują się o tym, że ich rodzicie oraz wszystko, co posiadali, spłonęło w pożarze (niemniej patrząc na Snicketa z zapałkami pod domem państwa Baudelaire można mieć pewne podejrzenia, co do tożsamości podpalacza)? Nic! Zwłaszcza, gdy najpierw trafia się pod opiekę przygłupiastego Pana Poe (K. Todd Freeman), który jak się niefortunnie składa zarządza zarówno przekazaniem dzieci w odpowiednie ręce, jak i później ich majątku. Urzędnik wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz ostatniej woli rodziców, przekazuje dzieciaki nowemu opiekunowi - Hrabiemu Olafowi, który wcale nie jest tak dobroduszny, jak bałwan z "Krainy Lodu". Co to to nie! Hrabia Olaf jest człowiekiem złym do szpiku kości, który liczy jedynie na majątek sierot Baudelaire, czyli automatycznie staje się naszym ulubionym bohaterem, bo chyba wszyscy na Różowym Blogu przejawiają nietypową słabość do łotrów. Przy okazji to, że Olafa gra Neil Patrick Harris wcale nie jest tym bardziej zachęcające, by oglądać serial i kibicować mu wymachując pomponami. Wcale!
Może nie tak urodziwy, jak zazwyczaj, ale i tak ma nieodparty urok! |
Oczywiście losy Wioletki, Klausa i Słoneczka, czyli sierot Baudelaire jest tragiczny, jak Was z Lemonem uprzedzaliśmy. Jest odrobina przemocy, masa trupów i wiele niefortunnych wydarzeń, które doprowadzają do tego, że dzieciaki ciągle muszą walczyć o życie oraz udowadniać, że ktoś (w domyśle Olaf) próbuje ich zabić. Oczywiście dorośli są w ich historii okropnymi ignorantami. To zazwyczaj ich niekompetencja sprowadza na sierotki te wszystkie straszne rzeczy. Gdybym miała wskazać bohatera sprowadzającego te wszystkie niefortunne zdarzenia na Baudelairów, to niezaprzeczalnie byłby nim Pan Poe. Dlaczego on, a nie Hrabia Olaf? Już wyjaśniam! Niezaprzeczalnie to Olaf jest źródłem wszystkich problemów, bo dybie na majątek sierotek i próbuje go przejąć wszelkimi sposobami, jednak on przynajmniej działa z rozmysłem. Poza tym i tak nie udałoby mu się położyć łapy na forsie przez następne cztery lata, czyli do czasu, aż Wioletka nie osiągnie pełnoletności. Tak czy inaczej samo znalezienie się dzieciaków pod opieką Hrabiego było niefortunnym zdarzeniem, za które odpowiedzialny był Poe. Później nie wierzył dzieciakom i łykał głupie wyjaśnienia jak pelikan. Raz za razem, choć historia ciągle się powtarzała: (SPOILER) Dzieciaki znajdowały opiekuna. Hrabia przebierał się w kostium i pod przykrywką wdzierał się do ich życia. Zabijał opiekuna i starał się przejąć opiekę nad dziećmi. A nasz bankier-geniusz ciągle się na to nabierał.
A oto i nasz geniusz! |
Ogólnie serial ma fajny klimat. Połączenie groteski z smutną historią udała się znakomicie. Chociaż momentami łapałam się na tym, że śmiałam się w nieodpowiednich momentach. No bo jak się śmiać, gdy wszystko jest takie niefortunne, nieszczęśliwe i nie kończy się dobrze dla nikogo?
Masz racje, nieładna recepcjonistko. |
Serial naprawdę jest niezły. Może nie jest najlepszą serialową produkcją ostatnich lat, ale zdecydowanie jest ciekawy i warto poświęcić mu czas. Szkoda tylko, że nie wiadomo ile przyjdzie nam czekać na kolejny sezon.
Ps. Jaki jest Wasz ulubiony serial od Netflixa?
0 Komentarze