Baśnie to fenomenalna rzeczy, która rozbudza wyobraźnie! Co prawda większość z nich przebiega wedle dość utartego schematu, ale nie tyczy się to serii napisanej przez Somana Chainani. Tym razem opowiem Wam o drugim tomie jego trylogii "Akademia Dobra i Zła", czyli o "Świecie bez książąt".
W pierwszej części "Akademii Dobra i Zła" poznaliśmy świat, w którym nauki pobierają przyszli bohaterowie bajek. Akademia Dobra i Zła dzieliła się na dwie szkoły, jedną dla postaci pozytywnych, w którym wszystko było różowe, piękne i słodkie oraz drugą szkołę przeznaczoną dla młodocianych antagonistów, w której wszystko jest brzydkie, ponure i obrzydliwe. Tak było do momentu, gdy Sofia i Agata zakończyły swoją baśń razem - księżniczka z wiedźmą patatajają ku zachodzącemu słońcu, a książę zostaje na lodzie. Piękna rzecz, ale katastrofalna w skutkach! Okazało się bowiem, że w Akademii zaszły poważne zmiany. Damska część złoczyńców została wykopana ze swojej szkoły, a księżniczki zachwycone opowieścią o Sofii i Agacie, przygarnęły je w swoje progi, by się z nimi zaprzyjaźnić. W tym momencie książęta także zostali wykopani z zamku Dobra. Nastały nowe czasy Girl Power!, w których dziewczynki wyżej ceniły sobie przyjaźń, niż chłopców. Zasadniczo napisałabym, że powinny mieć wybór i skoro tak chciały, to nie ma w tym nic złego, jednak w świecie baśni istnieją tylko skrajności. I tak księżniczki postanowiły zmienić swoich niegdysiejszych ukochanych w niewolników.
Swoją drogą to na tyle fascynujący pomysł, że postanowiłam przez chwilę pogdybać o świecie bez książąt. Wyobrażacie sobie, jak bez nich wyglądałyby baśnie? Zawsze narzekam, że księżniczki bywają taki irytująco niezaradne i czekają na ratunek księcia z bajki, a tak musiałyby sobie radzić bez niego. Soman Chainani wplótł w swoją opowieść pomysł, że Czerwony Kapturek mógłby samodzielnie podciąć wilkowi gardło, Śpiąca Królewna podpalić wrzeciono, a Śnieżka pięściami rozbić swoją szklaną trumnę, co jest trochę dziwne, skoro od tej rewolucji księżniczki przyjaźnią się z wiedźmami, więc nie miałyby się przed czym bronić. Niemniej moim zdaniem wyglądałoby to zupełnie inaczej. W świecie bez królewiczów (i króli) Zła Królowa nie dostałaby obsesji na punkcie swojej urody i wspólnie ze Śnieżką mogłaby zająć się czytaniem książek i wyuczeniem jej na rozsądną władczynię - chyba, że dostałaby załamania nerwowego z chwilą, w której uczennica stałaby się mądrzejsza od swojej nauczycielki. Śpiąca Królewna nie dostałaby w darze od wróżek urody, czy pięknego głosu, bo i kogo miałaby nim zwabiać. Może dostałaby w zamian zdolność teleportacji lub umiejętność strzelania laserami z oczu lub przebiegłość, by nigdy nie nadziać się na wrzeciono? Wyobrażacie sobie, jak potoczyłaby się wtedy jej baśń?! Arielka zostałaby syrenką na wielki może rozbudowałaby podwodne królestwo i stało się potęgą? Może dziś wiedzielibyśmy od istnieniu trytonów i syren, a nawet z nimi handlowali? Okey, z tym ostatnim mnie poniosło, ale i tak te baśnie przebiegałyby w zupełnie inny sposób!
Wracając do książki, muszę przyznać, że naprawdę uwielbiam nowatorskie pomysły Somana Chainani. Sama na większość bym nie wpadła! A wierzcie mi w tym tomie nie traficie jedynie na wojnę między baśniowymi chłopcami i dziewczętami - jest w niej o wiele więcej niecodziennych rozwiązań. Jedyne, co mnie irytuje to to, że w wykreowanym przez niego świecie Dobro i Zło są bardzo dziwnie definiowane. Widzicie, z poprzedniego tomu dowiedzieliśmy się, że piękna Sofia jest Zła, a brzydka Agata Dobra. Z tym, że teraz pierwsza z nich postanowiła się zmienić. Problem polega na tym, że obie dziewczynki potrafią zachować się względem siebie paskudnie, a tylko Sofia obrywa za bycie złą. Podobnie jest z resztą pozytywnych bohaterów, którzy zachowują się karygodnie i mogliby się od Sofii uczyć właściwych postaw moralnych, a jednak i tak ciągle obrywa jej się za wszystko. Przyznaję, że mam naturalną skłonność do sympatyzowania i bronienia fikcyjnych Czarnych Charakterów, więc może (ale to mało prawdopodobne) nie jestem w tym względzie obiektywna. Niemniej nie trudno zgadnąć, że Sofia była moją ulubioną bohaterką, a Agacie nie życzyłam najlepiej.
Warto wspomnieć, że trylogia "Akademia Dobra i Zła" nie jest skierowana do dorosłych czytelników, chociaż nie ma żadnych zastrzeżeń, by i oni po nią sięgnęli, bo jak widać nie raził mnie piorun w trakcie czytania. Niemniej dobrze przygotować się na to, że jest skierowana do dzieci i młodzieży. W końcu bohaterowie mają ledwo naście lat. Jeśli jesteście w stanie to przetrwać, możecie się bawić świetnie, bo książka bywa momentami bardzo zabawna. Okey, może odrobinę częściej, niż tylko momentami. Gdy przywyknie się to stylu narracji można się szybko wciągnąć w fabułę. Jednak w przeciwieństwie do pierwszego tomu, po skończeniu książki nie miałam wrażenia, że "Świat bez książąt" stanowił zamkniętą całość. Niby wątki zostały jako-tako pozamykane, ale tym razem korci mnie, by poznać dalsze losy Akademii.
Ps. Macie jakieś pomysły na to, jak potoczyłyby się losy znanych bajek i baśni, gdyby książęta nie odgrywały tak wielkiej roli? Dajcie się ponieść fantazji!
W pierwszej części "Akademii Dobra i Zła" poznaliśmy świat, w którym nauki pobierają przyszli bohaterowie bajek. Akademia Dobra i Zła dzieliła się na dwie szkoły, jedną dla postaci pozytywnych, w którym wszystko było różowe, piękne i słodkie oraz drugą szkołę przeznaczoną dla młodocianych antagonistów, w której wszystko jest brzydkie, ponure i obrzydliwe. Tak było do momentu, gdy Sofia i Agata zakończyły swoją baśń razem - księżniczka z wiedźmą patatajają ku zachodzącemu słońcu, a książę zostaje na lodzie. Piękna rzecz, ale katastrofalna w skutkach! Okazało się bowiem, że w Akademii zaszły poważne zmiany. Damska część złoczyńców została wykopana ze swojej szkoły, a księżniczki zachwycone opowieścią o Sofii i Agacie, przygarnęły je w swoje progi, by się z nimi zaprzyjaźnić. W tym momencie książęta także zostali wykopani z zamku Dobra. Nastały nowe czasy Girl Power!, w których dziewczynki wyżej ceniły sobie przyjaźń, niż chłopców. Zasadniczo napisałabym, że powinny mieć wybór i skoro tak chciały, to nie ma w tym nic złego, jednak w świecie baśni istnieją tylko skrajności. I tak księżniczki postanowiły zmienić swoich niegdysiejszych ukochanych w niewolników.
Swoją drogą to na tyle fascynujący pomysł, że postanowiłam przez chwilę pogdybać o świecie bez książąt. Wyobrażacie sobie, jak bez nich wyglądałyby baśnie? Zawsze narzekam, że księżniczki bywają taki irytująco niezaradne i czekają na ratunek księcia z bajki, a tak musiałyby sobie radzić bez niego. Soman Chainani wplótł w swoją opowieść pomysł, że Czerwony Kapturek mógłby samodzielnie podciąć wilkowi gardło, Śpiąca Królewna podpalić wrzeciono, a Śnieżka pięściami rozbić swoją szklaną trumnę, co jest trochę dziwne, skoro od tej rewolucji księżniczki przyjaźnią się z wiedźmami, więc nie miałyby się przed czym bronić. Niemniej moim zdaniem wyglądałoby to zupełnie inaczej. W świecie bez królewiczów (i króli) Zła Królowa nie dostałaby obsesji na punkcie swojej urody i wspólnie ze Śnieżką mogłaby zająć się czytaniem książek i wyuczeniem jej na rozsądną władczynię - chyba, że dostałaby załamania nerwowego z chwilą, w której uczennica stałaby się mądrzejsza od swojej nauczycielki. Śpiąca Królewna nie dostałaby w darze od wróżek urody, czy pięknego głosu, bo i kogo miałaby nim zwabiać. Może dostałaby w zamian zdolność teleportacji lub umiejętność strzelania laserami z oczu lub przebiegłość, by nigdy nie nadziać się na wrzeciono? Wyobrażacie sobie, jak potoczyłaby się wtedy jej baśń?! Arielka zostałaby syrenką na wielki może rozbudowałaby podwodne królestwo i stało się potęgą? Może dziś wiedzielibyśmy od istnieniu trytonów i syren, a nawet z nimi handlowali? Okey, z tym ostatnim mnie poniosło, ale i tak te baśnie przebiegałyby w zupełnie inny sposób!
"A ode mnie dostaniesz umiejętność czytania ludziom w myślach" |
Wracając do książki, muszę przyznać, że naprawdę uwielbiam nowatorskie pomysły Somana Chainani. Sama na większość bym nie wpadła! A wierzcie mi w tym tomie nie traficie jedynie na wojnę między baśniowymi chłopcami i dziewczętami - jest w niej o wiele więcej niecodziennych rozwiązań. Jedyne, co mnie irytuje to to, że w wykreowanym przez niego świecie Dobro i Zło są bardzo dziwnie definiowane. Widzicie, z poprzedniego tomu dowiedzieliśmy się, że piękna Sofia jest Zła, a brzydka Agata Dobra. Z tym, że teraz pierwsza z nich postanowiła się zmienić. Problem polega na tym, że obie dziewczynki potrafią zachować się względem siebie paskudnie, a tylko Sofia obrywa za bycie złą. Podobnie jest z resztą pozytywnych bohaterów, którzy zachowują się karygodnie i mogliby się od Sofii uczyć właściwych postaw moralnych, a jednak i tak ciągle obrywa jej się za wszystko. Przyznaję, że mam naturalną skłonność do sympatyzowania i bronienia fikcyjnych Czarnych Charakterów, więc może (ale to mało prawdopodobne) nie jestem w tym względzie obiektywna. Niemniej nie trudno zgadnąć, że Sofia była moją ulubioną bohaterką, a Agacie nie życzyłam najlepiej.
Warto wspomnieć, że trylogia "Akademia Dobra i Zła" nie jest skierowana do dorosłych czytelników, chociaż nie ma żadnych zastrzeżeń, by i oni po nią sięgnęli, bo jak widać nie raził mnie piorun w trakcie czytania. Niemniej dobrze przygotować się na to, że jest skierowana do dzieci i młodzieży. W końcu bohaterowie mają ledwo naście lat. Jeśli jesteście w stanie to przetrwać, możecie się bawić świetnie, bo książka bywa momentami bardzo zabawna. Okey, może odrobinę częściej, niż tylko momentami. Gdy przywyknie się to stylu narracji można się szybko wciągnąć w fabułę. Jednak w przeciwieństwie do pierwszego tomu, po skończeniu książki nie miałam wrażenia, że "Świat bez książąt" stanowił zamkniętą całość. Niby wątki zostały jako-tako pozamykane, ale tym razem korci mnie, by poznać dalsze losy Akademii.
Ps. Macie jakieś pomysły na to, jak potoczyłyby się losy znanych bajek i baśni, gdyby książęta nie odgrywały tak wielkiej roli? Dajcie się ponieść fantazji!
0 Komentarze