Gdy w „iZombie” Olivia trafiła na plan serialu o przygodach licealistów walczących z zombie, pomyślałam dwie rzeczy. 1. Ten fikcyjny serial musi być niesamowicie kiczowaty, ale 2. jako popkulturowa masochistka z pewnością obejrzałabym go. Panie, Panowie i Różowe Sałaty — stało się! Trafiłam na taki serial!
Akcja „Freakish” przenosi nas do liceum w czasie wolnym od zajęć. Na terenie szkoły znajdują się jedynie pojedynczy uczniowie, którzy musieli zostać w kozie, byli na treningach lub brali udział w innych zajęciach pozalekcyjnych. Zasadniczo zawsze uważałam, że szkoła jest ciekawsza po lekcjach, ale to, co się przydarzyło obecnym tam dzieciakom, zdecydowanie można zakwalifikować, jako najważniejsze wydarzenie życia. Wszystko zaczęło się od eksplozji i związanego z tym wycieku chemikaliów z pobliskiej placówki badawczej. Szybko doprowadziło to do rozprzestrzeniania się w całej dolinie gęstej, zielonej i śmiertelnie toksycznej mgły zmieniającej ludzi w zombie — przy takich atrakcjach katastrofa w Czarnobylu przypomina mój codzienny smog za oknem.
Może zombie to za dużo powiedziane w przypadku dziwolągów z „Freakish”, ale skoro Liv z „iZombie” może się zaliczać do ich grona, to tym bardziej te ludziożercy w lekko zielonym odcieniu. Teoretycznie przedstawione w serialu stwory spełniają wszystkie kryteria. Gdy człowiek zabity przez toksyczną mgłę umiera, zmienia się w zombie. Gdy zombie ugryzie człowieka, ten też zmienia się w zombie (najpierw choruje, później umiera, później reanimuje). Zombie nie potrzebuje niczego poza ludziną, na którą nieustannie stara się zapolować. Zombie nie jest inteligentne, nie lituje się nad ukochanymi osobami (chce je zjeść) i jest brzydkie. Niby wszystko się zgadza, ale problem w tym, że te serialowe stwory boją się ognia i można je zabić, nie tylko rozwalając mózg, chociaż każdy szanujący się zombie hunter uznałby to za zaletę. Niemniej trochę irytujący jest fakt, że kolejna produkcja o zombie kreuje świat, w którym pojęcie 'zombie' zwyczajnie nie istnieje. Zupełnie jakby te dzieciaki nigdy nie grały w „Zombie Island” ani nie oglądały „The Walking Dead”. Really? Tak więc oficjalnie nasi mózgożercy zyskali nową nazwę: Freak, czyli po naszemu dziwolągi.
Niemniej w każdym filmie bohaterowie reagują na zombie w sposób bardzo podobny, gdy już się zorientują, że nie są one przyjaznymi stworzeniami, a mianowicie chcą ich zabić. Niestety nastolatkowie z „Freakish” nie są wojownikami, lecz mają miękkie serca. Nie wróży to dożycia emerytury, dlatego nie powinniśmy się do nich przyzwyczajać (w żadnej produkcji o zombiakach nie powinniśmy!). Zwłaszcza że gdy tylko jakaś postać zaczyna robić się interesująca, to po kilku minutach pada trupem. Dlatego nie będę się trudzić z przedstawianiem ich wszystkich. Powiem Wam tyle, że mamy cheerleaderkę, która chodzi z głównym rozgrywającym, ciężarną nastolatkę prymuskę, łobuza, snobistycznego nerda, oudsiderkę w typie badassa i oczywiście najnormalniejszego i najbardziej przeciętnego chłopczyka, który jest w niej zakochany po uszy. Normalnie nie szufladkuję bohaterów, ale Ci są stereotypowi do bólu. I oczywiście każdy w kimś jest zakochany lub łączy go z innym ocalałym specjalna więź, bo bez tego scenarzyści nie potrafią przedstawić nastolatków. W formie wyjaśnienia gra aktorska nie jest zła, to bohaterowie są odrobinę żenujący.
Niemniej we wstępie napisałam, że serial o zombiakach w liceum byłby dla mnie guilty pleasure. Obawiam się, że jednak się pomyliłam, ale z racji tego, że nie lubię się przyznawać do błędów, to zrzucę odpowiedzialność na twórców, że zwyczajnie zrobili słaby serial, którego zwyczajnie nie byłam w stanie polubić. Bo i jak mogłabym, skoro niedorzeczność goni niedorzeczność. Przykładowo sama kwestia mgły, która jakimś cudem nie przedostaje się przez nieszczelności, a od niezbyt dokładnie zawieszona folia chroni od zagrożenia biologicznego w powietrzu. Jeszcze lepsze jest zombie, któremu udaje się wspiąć do szybu wentylacyjnego, ale jakimś jest na tyle głupie, by siedzieć tam i czekać, aż ludzie w końcu go zauważą. Chociaż nie, najbardziej niedorzeczną rzeczą jest fakt, że zombie nie próbują przejść przez foliową ścianę. Kurcze... z drugiej strony podejście do insuliny i cukrzycy też woła o pomstę. Okey, nie jestem w stanie zdecydować, która sytuacja pokazuje w największym stopniu ignorancję twórców. A nie, jednak mam! Tylko uwaga, bo to spoiler: Gdy w końcu ktoś z poza doliny spowijanej toksyczną mgłą postanawia odwiedzić naszych bohaterów, by ich zabić - wybiera uśmiercenie ich za pomocą strzykawek z trucizną, zamiast zwyczajnie pozwolić im umrzeć z pragnienia (tak, na jego polecenie zostaje dostarczona woda, WTF?!).
Ogólnie chciałabym Wam polecić „Freakish”. Dobra, żartuję. Jeśli podobnie jak ja chcecie się katować serialem o nastolatkach walczących z zombie, to poczekajcie na lepszą produkcje, bo to ciężko oglądać. I wcale nie jest pocieszający fakt, że każdy odcinek trwa jedynie 20 minut, bo to dalej mordęga.
Ps. Macie pomysł na absurdalny serial o zombie, który chcielibyście obejrzeć?
Akcja „Freakish” przenosi nas do liceum w czasie wolnym od zajęć. Na terenie szkoły znajdują się jedynie pojedynczy uczniowie, którzy musieli zostać w kozie, byli na treningach lub brali udział w innych zajęciach pozalekcyjnych. Zasadniczo zawsze uważałam, że szkoła jest ciekawsza po lekcjach, ale to, co się przydarzyło obecnym tam dzieciakom, zdecydowanie można zakwalifikować, jako najważniejsze wydarzenie życia. Wszystko zaczęło się od eksplozji i związanego z tym wycieku chemikaliów z pobliskiej placówki badawczej. Szybko doprowadziło to do rozprzestrzeniania się w całej dolinie gęstej, zielonej i śmiertelnie toksycznej mgły zmieniającej ludzi w zombie — przy takich atrakcjach katastrofa w Czarnobylu przypomina mój codzienny smog za oknem.
Porozmawiajmy o dziwolągach zombie
Toksyczna mgła? Wdychanie jej wydaje się doskonałym pomysłem! |
Może zombie to za dużo powiedziane w przypadku dziwolągów z „Freakish”, ale skoro Liv z „iZombie” może się zaliczać do ich grona, to tym bardziej te ludziożercy w lekko zielonym odcieniu. Teoretycznie przedstawione w serialu stwory spełniają wszystkie kryteria. Gdy człowiek zabity przez toksyczną mgłę umiera, zmienia się w zombie. Gdy zombie ugryzie człowieka, ten też zmienia się w zombie (najpierw choruje, później umiera, później reanimuje). Zombie nie potrzebuje niczego poza ludziną, na którą nieustannie stara się zapolować. Zombie nie jest inteligentne, nie lituje się nad ukochanymi osobami (chce je zjeść) i jest brzydkie. Niby wszystko się zgadza, ale problem w tym, że te serialowe stwory boją się ognia i można je zabić, nie tylko rozwalając mózg, chociaż każdy szanujący się zombie hunter uznałby to za zaletę. Niemniej trochę irytujący jest fakt, że kolejna produkcja o zombie kreuje świat, w którym pojęcie 'zombie' zwyczajnie nie istnieje. Zupełnie jakby te dzieciaki nigdy nie grały w „Zombie Island” ani nie oglądały „The Walking Dead”. Really? Tak więc oficjalnie nasi mózgożercy zyskali nową nazwę: Freak, czyli po naszemu dziwolągi.
Niemniej w każdym filmie bohaterowie reagują na zombie w sposób bardzo podobny, gdy już się zorientują, że nie są one przyjaznymi stworzeniami, a mianowicie chcą ich zabić. Niestety nastolatkowie z „Freakish” nie są wojownikami, lecz mają miękkie serca. Nie wróży to dożycia emerytury, dlatego nie powinniśmy się do nich przyzwyczajać (w żadnej produkcji o zombiakach nie powinniśmy!). Zwłaszcza że gdy tylko jakaś postać zaczyna robić się interesująca, to po kilku minutach pada trupem. Dlatego nie będę się trudzić z przedstawianiem ich wszystkich. Powiem Wam tyle, że mamy cheerleaderkę, która chodzi z głównym rozgrywającym, ciężarną nastolatkę prymuskę, łobuza, snobistycznego nerda, oudsiderkę w typie badassa i oczywiście najnormalniejszego i najbardziej przeciętnego chłopczyka, który jest w niej zakochany po uszy. Normalnie nie szufladkuję bohaterów, ale Ci są stereotypowi do bólu. I oczywiście każdy w kimś jest zakochany lub łączy go z innym ocalałym specjalna więź, bo bez tego scenarzyści nie potrafią przedstawić nastolatków. W formie wyjaśnienia gra aktorska nie jest zła, to bohaterowie są odrobinę żenujący.
Co robi stado nastolatków, gdy goni ich jeden zombie? Uciekają i rozdzielają się. Facepalm tak bardzo. |
Niemniej we wstępie napisałam, że serial o zombiakach w liceum byłby dla mnie guilty pleasure. Obawiam się, że jednak się pomyliłam, ale z racji tego, że nie lubię się przyznawać do błędów, to zrzucę odpowiedzialność na twórców, że zwyczajnie zrobili słaby serial, którego zwyczajnie nie byłam w stanie polubić. Bo i jak mogłabym, skoro niedorzeczność goni niedorzeczność. Przykładowo sama kwestia mgły, która jakimś cudem nie przedostaje się przez nieszczelności, a od niezbyt dokładnie zawieszona folia chroni od zagrożenia biologicznego w powietrzu. Jeszcze lepsze jest zombie, któremu udaje się wspiąć do szybu wentylacyjnego, ale jakimś jest na tyle głupie, by siedzieć tam i czekać, aż ludzie w końcu go zauważą. Chociaż nie, najbardziej niedorzeczną rzeczą jest fakt, że zombie nie próbują przejść przez foliową ścianę. Kurcze... z drugiej strony podejście do insuliny i cukrzycy też woła o pomstę. Okey, nie jestem w stanie zdecydować, która sytuacja pokazuje w największym stopniu ignorancję twórców. A nie, jednak mam! Tylko uwaga, bo to spoiler: Gdy w końcu ktoś z poza doliny spowijanej toksyczną mgłą postanawia odwiedzić naszych bohaterów, by ich zabić - wybiera uśmiercenie ich za pomocą strzykawek z trucizną, zamiast zwyczajnie pozwolić im umrzeć z pragnienia (tak, na jego polecenie zostaje dostarczona woda, WTF?!).
Ogólnie chciałabym Wam polecić „Freakish”. Dobra, żartuję. Jeśli podobnie jak ja chcecie się katować serialem o nastolatkach walczących z zombie, to poczekajcie na lepszą produkcje, bo to ciężko oglądać. I wcale nie jest pocieszający fakt, że każdy odcinek trwa jedynie 20 minut, bo to dalej mordęga.
Ps. Macie pomysł na absurdalny serial o zombie, który chcielibyście obejrzeć?
0 Komentarze