Widzicie tego miłego pana na powyższym zdjęciu. Nie, nie zombiaka, tylko tego atakowanego pana! To George Romero, czyli ojciec wszystkich zombie. Przed 1968 rokiem, czyli premierą "Nocy żywych trupów", zombie kojarzyło się wszystkim tylko z haitańskimi niewolnikami voo-doo. To Romero upowszechnił ich wizerunek tworząc swoją serię żywych trupów.
Pominę już to, że jestem ogromną fanką tego, co Romero zrobił w swoim filmie i jak niesamowicie przełomowa była "Noc żywych trupów" (m.in. to pierwszy film, w którym czarnoskóry aktor wcielił się w głównego bohatera). Najważniejsze dla nas jest to, że w końcu zombie wstały z grobów i na własną rękę postanowiły męczyć żywych, a nie jak to wcześniej miało miejsce - na rozkaz swego pana, kapłana voo-doo. Od tego filmu wszystko się zmieniło! Dostaliśmy nowy rodzaj zombiaków! To właśnie takie zombie kojarzymy my - widzowie oglądający Zombie movies prawie 50 lat po premierze "Nocy żywych trupów". How awesome is that?! Chyba bez problemu można wyczuć, że jestem fanką Romero, ale ciężko byłoby nie być, jeśli uwielbia się temat zombie. Stety lub niestety po sukcesie serii żywych trupów, inni twórcy również postanowili obsadzić zombiaczki w głównych rolach swoich horrorów i przez to pojawiły się problemy.
Naprawdę rozumiem, że w 1975 roku Marvel został właścicielem praw do słowa "zombie", ale na bloga! Pamiętajmy również, że stracił te prawa w 1996 roku, czyli ponad 20 lat temu! Dlatego nie rozumiem, dlaczego twórcy przeróżnych produkcji boją się używać słowa zombie. Przykładowo w serialu "The Walking Dead" słyszymy określenie szwendasz, kąsacz, czy sztywny, ale nie zombie. We "Frekish" używa się słowa "Frehish", czyli dziwolągi. Poważnie, rozumiem, że bohaterowie żyją w świecie z błędu nr 1, ale chyba mogliby się bardziej postarać. Mózgożercy brzmi całkiem spoko. Żywe trupy może i jest odrobinę za długie, ale ma sens. Może jeszcze martwoludy albo zmartwychwstali? Nie, to równie głupie, jak kąsacze. Mam nadzieję, że w końcu nadejdzie dzień, gdy geniusze z Hollywood wpadną na genialny pomysł, by nazywać je zombie, czyli tak jak ogólnie przyjęło się na całym świecie!
Z pewnością zauważyliście, że w zależności od filmu mamy zupełnie inne zombiaki obdarzone różnymi cechami. Raz są wolne i można przed nimi uciec, a raz tak strasznie szybkie, jakby pośmiertnie zyskały supermoce. Najgorzej jest chyba, gdy na początku filmu są okropnie szybkie, a w ostatnich scenach zwalniają i to wszystko przestaje się trzymać kupy.
Dodatkowo nie do końca wiadomo, dlaczego w niektórych filmach zombie mają specjalne zdolności lub wady. Przykładowo w koreańskim horrorze „Zombie Express” nie widzą w ciemnościach, a w serialu "iZombie" mają wizje z przeszłości życia ludzi, których mózg zjedli. Czy osobniki z takimi cechami dalej kwalifikują się jako zombie, czy może to już całkiem nowy gatunek potworków?
Powszechnie przyjęło się, że zombie biegają za ludźmi, jakby widzieli w nich biegające steki. Wyciągnięte przed sobą sztywne ręce i niewyraźne postękiwanie "brainssssss" tak mocno utkwiło nam w głowach, że niemal odruchowo wskazujemy nasze mózgi za największy przysmak zombiaczków, choć to nie do końca prawda. Zasadniczo zombie gryzie gdzie popadnie i zjada co mu wpadnie w łapy. Gryzie w rękę, zajada się wnętrznościami, a czasem tylko nadgryza i szuka smaczniejszego osobnika. W sumie nie pamiętam filmu, w którym horda zombie próbuje przegryźć czaszkę swojej ofiary, by dostać się do mózgu. Tylko te bardziej inteligentne, jak Liv z serialu "iZombie" robią sobie wykwintne uczty z dodatkiem ludzkiego mózgu. #CałeŻycieWKłamstwie
Gadanie o lekarstwie jest chyba największym problem filmów o zombie. Twórcy dają widzom nadzieje, że lekarstwo się znajdzie. Takie wątki są choćby w "Z-Nation", czy "Jestem legendą". Rozumiem, że happy end powinien jakiś być, ale serio uważacie, że mocno nadgniły zombie z dziurą w brzuchu, po zażyciu lekarstwa znów stanie się szczęśliwym homo sapiens bez kanibalistycznych zapędów. Serio?!
Wiecie mimo mojej fascynacji zombiakami, muszę przyznać, że najpewniej zombie apokalipsa ma małe szanse się ziścić, ale jeśli jednak się mylę i kiedyś nastanie, to nikt nie powinien się dwa razy zastanawiać, gdy będzie musiał zabić zombie-sąsiada. Takie dylematy mogą prowadzić do apokalipsy, a okazanie miłosierdzia może nas drogo kosztować i poszerzyć szeregi zombiaków. Dlatego grzecznie proszę, by twórcy odpuścili sobie tworzenie w swoich filmach wątków ze znalezieniem cudownego leku.
Trzeba przyznać, że filmy o zombie mają znacznie więcej problemów, niż te pięć wymienionych w tym tekście, a przy okazji większość z nich (filmów, nie problemów) nie jest najwyższych lotów, niemniej nie odpuszczajcie ich sobie, bo naprawdę jest w nich coś uroczego.
Pominę już to, że jestem ogromną fanką tego, co Romero zrobił w swoim filmie i jak niesamowicie przełomowa była "Noc żywych trupów" (m.in. to pierwszy film, w którym czarnoskóry aktor wcielił się w głównego bohatera). Najważniejsze dla nas jest to, że w końcu zombie wstały z grobów i na własną rękę postanowiły męczyć żywych, a nie jak to wcześniej miało miejsce - na rozkaz swego pana, kapłana voo-doo. Od tego filmu wszystko się zmieniło! Dostaliśmy nowy rodzaj zombiaków! To właśnie takie zombie kojarzymy my - widzowie oglądający Zombie movies prawie 50 lat po premierze "Nocy żywych trupów". How awesome is that?! Chyba bez problemu można wyczuć, że jestem fanką Romero, ale ciężko byłoby nie być, jeśli uwielbia się temat zombie. Stety lub niestety po sukcesie serii żywych trupów, inni twórcy również postanowili obsadzić zombiaczki w głównych rolach swoich horrorów i przez to pojawiły się problemy.
Problem #1 Zombie, a co to?
Czasami naprawdę nie rozumiem, dlaczego chyba w każdym współczesnym filmie o zombie pojawia się świat, w którym George Romero nigdy nie istniał, a w popkulturze nie istnieje wątek zombie apokalipsy. Nie do końca rozumiem, jaki ma sens osadzenie akcji w świecie, w którym nikt nie słyszał o zombiakach i nie ma pojęcia, co robić, gdy żywe trupy go atakują. Drodzy twórcy, dajcie spokój, 50 lat popkultura maglowała nasze mózgi zombiakami, a wy dalej chcecie udawać, że lud jest głupi? Ech... może, by tak przestać udawać, że zombie nie istnieje dla dobra filmów i zdrowia psychicznego widzów? Przez to wszystko ciężko uwierzyć, że zombie apokalipsa mogłaby w naszej rzeczywistości przebiegać w ten sam sposób, jak w wykreowanej w filmie, bo my wiemy, że rozwalenie czaszki zombiaka jest skuteczną metodą jego eliminacji.
Problem #2 Termin Zombie to tabu
Problem #3 Cechy zombie
Z pewnością zauważyliście, że w zależności od filmu mamy zupełnie inne zombiaki obdarzone różnymi cechami. Raz są wolne i można przed nimi uciec, a raz tak strasznie szybkie, jakby pośmiertnie zyskały supermoce. Najgorzej jest chyba, gdy na początku filmu są okropnie szybkie, a w ostatnich scenach zwalniają i to wszystko przestaje się trzymać kupy.
Co ja pacze? |
Problem #4 Posiłek dla zombie
Powszechnie przyjęło się, że zombie biegają za ludźmi, jakby widzieli w nich biegające steki. Wyciągnięte przed sobą sztywne ręce i niewyraźne postękiwanie "brainssssss" tak mocno utkwiło nam w głowach, że niemal odruchowo wskazujemy nasze mózgi za największy przysmak zombiaczków, choć to nie do końca prawda. Zasadniczo zombie gryzie gdzie popadnie i zjada co mu wpadnie w łapy. Gryzie w rękę, zajada się wnętrznościami, a czasem tylko nadgryza i szuka smaczniejszego osobnika. W sumie nie pamiętam filmu, w którym horda zombie próbuje przegryźć czaszkę swojej ofiary, by dostać się do mózgu. Tylko te bardziej inteligentne, jak Liv z serialu "iZombie" robią sobie wykwintne uczty z dodatkiem ludzkiego mózgu. #CałeŻycieWKłamstwie
Problem #5 Lekarstwo
Gadanie o lekarstwie jest chyba największym problem filmów o zombie. Twórcy dają widzom nadzieje, że lekarstwo się znajdzie. Takie wątki są choćby w "Z-Nation", czy "Jestem legendą". Rozumiem, że happy end powinien jakiś być, ale serio uważacie, że mocno nadgniły zombie z dziurą w brzuchu, po zażyciu lekarstwa znów stanie się szczęśliwym homo sapiens bez kanibalistycznych zapędów. Serio?!
Wiecie mimo mojej fascynacji zombiakami, muszę przyznać, że najpewniej zombie apokalipsa ma małe szanse się ziścić, ale jeśli jednak się mylę i kiedyś nastanie, to nikt nie powinien się dwa razy zastanawiać, gdy będzie musiał zabić zombie-sąsiada. Takie dylematy mogą prowadzić do apokalipsy, a okazanie miłosierdzia może nas drogo kosztować i poszerzyć szeregi zombiaków. Dlatego grzecznie proszę, by twórcy odpuścili sobie tworzenie w swoich filmach wątków ze znalezieniem cudownego leku.
Trzeba przyznać, że filmy o zombie mają znacznie więcej problemów, niż te pięć wymienionych w tym tekście, a przy okazji większość z nich (filmów, nie problemów) nie jest najwyższych lotów, niemniej nie odpuszczajcie ich sobie, bo naprawdę jest w nich coś uroczego.
Przy okazji ten tekst pojawił się również w wersji filmu na YT:
0 Komentarze