Nie istnieje geek z krwi i kości, który nie słyszał nigdy o Comic Conie. Rzecz jasna, gdy o nim myślimy przeważnie stoi nam przed oczami event organizowany w San Diego, który od niemal 50 lat zrzesza największą liczbę fanów komiksów, filmów i fantastyki. Niemniej do San Diego daleko, za to Warszawa znacznie bliżej!
Każdy, kto śledził losy pierwszych Polskich Comic Conów (tak, liczba mnoga) wie, że nie działo się dobrze. W listopadzie ubiegłego roku miał wystartować Europe Comic Con w Kielcach, który niestety się rozsypał. W międzyczasie wystartowała informacja o planowanym na czerwiec tzw. żółty Comic Con Polska, w którym wiele osób pokładało większe nadzieje, który również upadł kilka tygodni przed zapowiadaną datą imprezy. Na placu boju pozostał najpóźniej zapowiedziany „niebieski” Warsaw Comic Con organizowany w Nadarzynie. Jak to mówią: do trzech razy sztuka, jednak wiele osób, które wcześniej nagle dowiedziało się, że imprezy, na które kupili bilety zostały odwołane, nie miały wiele zaufania do polskich edycji Comic Conów. Konwentowa klątwa wydała się je prześladować, więc wiele osób wolało nie ryzykować, wstrzymać się z wizytą, przeczytać relacje osób, które były i dopiero podjąć decyzję, czy warto wybrać się na kolejną edycję. Jeśli zaliczacie się do tego grona i jesteście ciekawi, czy warto było się wybrać na Warsaw Comic Con, to mam dla Was odpowiedź, ale po kolei!
Muszę przyznać, że na początku odrobinę bawiło mnie, że Warsaw Comic Con nie obywa się w Warszawie, lecz w Nadarzynie, ale nie narzekałam, bo i tak żadna różnica, skoro jechałam autem z Krakowa (ominęło mnie narzekanie na opóźnione i do pełna załadowane darmowe autobusy). Po dotarciu na miejsce doszłam do wniosku, że organizowanie eventu w PTAK EXPO było całkiem niezłym rozwiązaniem. Hale były obszerne i nie było ścisku, a w dodatku zagospodarowano przestrzeń pomiędzy budynkami, gdzie postawiono m.in. food trucki, strefę postapo urządzoną bardzo w stylu Mad Maxa, strefę, w której można było ponaparzać z łuku oraz wystawę samochodów filmowych, gdzie można było z bliska przyjrzeć się między innymi The Mystetery Machine ze Schooby Doo, pojazdowi z „Powrotu do przyszłości”, czy autku Flinstonów.
W halach też mnóstwo się działo, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zacznijmy od amerykańskich gwiazd, bo to one przykuwały w weekend największą uwagę. Na pierwszym Comic Conie w Polsce pojawili się m.in. Alfie Allen (Theon Greyjoy z „Gry o Tron”), Carice van Houten (Lady Melisandre z „Gry o Tron”), Hafþór Júlíus Björnsson (Góra z „Gry o Tron”), Melissa Ponzio (mama Scotta z „Teen Wolfa”) i RJ Mitte (syn Heisenberga, czyli Walter White Jr. z „Breaking Bad”). Można śmiało powiedzieć, że są to aktorzy, którzy wcielają się w dość rozpoznawalne postacie, choć zdecydowanie umieszczone na dalszym planie produkcji, w których grają. Najmniej rozpoznawalną wśród nich była zdecydowanie Olga Fonda, która jest najbardziej znana z roli Nadii Petrovej w serialu „Pamiętniki Wampirów”, czyli postaci, która pojawiła się na krótką chwilę i już dawno większość widzów zapomniała, że nawet istniała, a co dopiero pamiętać jak wygląda... W Polsce nie pojawili się odtwórcy głównych ról, nie było ani Lanisterów, ani Starków, nie było nastoletnich wilkołaków, czy chemików wytwarzających niebieską metę. Niemniej to wszystko jest wybaczalne z dwóch prostych powodów. Po pierwsze zaproszeni aktorzy spisali się znakomicie na spotkaniach. Odpowiadali na setki pytań, na życzenia fanów wyznawali miłość, przybijali piąteczki, przytulali się, a Hafþór Júlíus Björnsson nawet siłował się na rękę. Zdecydowanie potrafili oczarować swoją osobowością i nie żałuję poświęconego im czasu. Melissa Ponzio szczególnie mnie urzekła swoją osobowością, a przy okazji utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto czekać na nadchodzące odcinki „Teen Wolfa”.
Po drugie musimy pamiętać, że to pierwsza edycja imprezy organizowana w Polsce, więc zwyczajnie musimy dać organizatorom czas na porządne rozkręcenie konwentu. Nie od razu Kraków zbudowano, a wszystkie konwenty rozrastają się wraz z kolejnymi edycjami, więc wierzę, że możemy założyć, iż w przyszłości będzie tylko lepiej i będą się pojawiać coraz bardziej rozpoznawalne gwiazdy. Poza tym zawsze możemy się pocieszać tym, że pojawił się żelazny tron, na którym każdy mógł zasiąść bez rozlewania krwi współtowarzyszy konwentu. Chociaż stanie w godzinnej kolejce wymagało próby charakteru, gdy tyle atrakcji wokół! Niemniej co tam amerykańskie gwiazdy i co tam tron, gdy po sali paradował zombiak! O dziwo przeżył do końca imprezy (chyba wszystkim obecnym na konwencie Zombie Hunterom towarzyszyły osoby, które uspokajały mordercze zapędy i próby ocalenia ludzkości przez Z-apokalipsą. Ze swojej strony dziękuję eM, która odciągała mnie sprzedawanych nieopodal maczet)! Co ciekawe zombiaczek ze strefy Fear The Walking Dead był bardzo dobrze wychowany jak na mózgożercę. Pozwalał się fotografować i nie gryzł ludzi, choć epidemia i tak dość szybko roznosiła się po hali, jednak to zasługa sprawnych charakteryzatorek, które działały w strefie AMC. Także wszystko pod kontrolą — możecie odłożyć na razie broń.
Poza zombie można było również spotkać wiele postaci z popkultury. Cosplayerzy byli widoczni wszędzie, a ich stroje były naprawdę niesamowite. Chociaż i tak najczęściej spotykałam zgraję Deadpoolów, a banda Mario Brosa i zgrai Luigi zawsze wywoływała uśmiech. Swoją drogą trzeba przyznać, że Festiwal Colsplayerów, który prowadził Jakub Ćwiek, przyciągnął chyba jeszcze większe tłumy, niż spotkanie z serialowymi gwiazdami i zdecydowanie warto było się na niego wybrać. Uczestnicy prezentowali na scenie oszałamiające kostiumy, którym towarzyszyły krótkie występy, a raczej etiudy. Niemal każda była fantastyczna, jednak najbardziej zapadł mi w pamięć występ Lorda Vadera i Kylo Rena, którzy może i nie mieli najoryginalniejszych kostiumów, ale ich wspólny taniec do Gangam Style rozbroił mnie całkowicie! Przyznaję, że po raz pierwszy oglądałam festiwal colsplayerów, i chociaż zawsze bardzo przyciągały mój wzrok, to jestem zaskoczona, że aż tak spodobały mi się tego typu imprezy.
Wypadałoby również wspomnieć o strefie przeznaczonej dla fanów Gwiezdnych Wojen, ale jeśli mam być szczera, to naprawdę niewiele tam się działo. Zwyczajnie można było wejść do pomieszczenia i pooglądać modele statków oraz figurki kilku bohaterów. Tyle. Co i tak w sumie jest lepsze od zapowiadanej Strefy Wikingów, które albo wcale nie było, albo była na tyle mała, że kompletnie ją przeoczyłam. Zresztą wydaje mi się, że nie tylko tej atrakcji zabrakło...
Trzeba zaznaczyć, że połowa atrakcji na Warsaw Comic Con była przeznaczona dla graczy, bo impreza połączona była z Good Game Warsaw, które niestety średnio mnie interesowało, bo nigdy nie przemawiały do mnie eventy dla graczy, bo grać lubię sama, w domu. Nawet ze strefą VR dałam sobie spokój z racji tego, że gogle Vrizzmo VR mam na stanie, więc wolałam nie zajmować miejsca osobom, które nie mają takiego komfortu, by włazić na własne ściany. Taki z Gosiarelli dobry samarytanin! Niemniej już przy wystawie starych gier tak hojna nie byłam i chociaż w domu Pegasusa mam, to i tak miło było chociaż przez chwilę pograć na Commodore i innych starych sprzętach, o których większość z Was pewnie nigdy nie słyszała. Ach! Co ten sentyment robi z człowiekiem!
Jestem pewna, że o wielu rzeczach zapomniałam wspomnieć, jednak ci, którzy byli i tak je widzieli, a tym, którzy w ostatni weekend w Nadarzynie się nie pojawili przynajmniej nie będzie aż tak smutno. Czas odpowiedzieć na pytanie, czy warto było pojawić się na Comic Conie. Osobiście uważam, że tak i naprawdę nie żałuję spędzonego tam czasu, bo bawiłam się bardzo dobrze mimo kilku niedociągnięć. Widzę nie mały potencjał w tym konwencie i jego kolejnych edycjach. Jasne, wiele trzeba będzie poprawić, wiele udoskonalić, ale może być z tego naprawdę rewelacyjny event. Pierwsza edycja, choć niedoskonała pokazała, że jest na czym budować. Urzekł mnie klimat, atrakcje przyciągały, zombie nie ugryzł, a gwiazdy wywoływały uśmiech, więc ogólnie muszę przyznać, że będę pozytywnie wspominać wypad do Nadarzyna, ale jestem geekiem, więc łatwo mnie kupić.
Ps. Wiem, że część z Was była obecna na Comic Conie (pozdrawiam wszystkich, którzy podeszli pogadać!), więc dajcie znać, czy Wam się podobało, a pozostali niech dadzą znać, czy planują pojawienie się na konwencie w przyszłości.
Ps2. WAŻNE! Wiem, że ostatnio było kilka okazji, by spotkać się na paru konwentach, jednak to wszystko było w biegu, więc jak co roku Gosiarella organizuje spotkanie z Różowymi Sałatami w Krakowie. Szczegóły spotkania znajdziecie tutaj! Do zobaczenia!
Każdy, kto śledził losy pierwszych Polskich Comic Conów (tak, liczba mnoga) wie, że nie działo się dobrze. W listopadzie ubiegłego roku miał wystartować Europe Comic Con w Kielcach, który niestety się rozsypał. W międzyczasie wystartowała informacja o planowanym na czerwiec tzw. żółty Comic Con Polska, w którym wiele osób pokładało większe nadzieje, który również upadł kilka tygodni przed zapowiadaną datą imprezy. Na placu boju pozostał najpóźniej zapowiedziany „niebieski” Warsaw Comic Con organizowany w Nadarzynie. Jak to mówią: do trzech razy sztuka, jednak wiele osób, które wcześniej nagle dowiedziało się, że imprezy, na które kupili bilety zostały odwołane, nie miały wiele zaufania do polskich edycji Comic Conów. Konwentowa klątwa wydała się je prześladować, więc wiele osób wolało nie ryzykować, wstrzymać się z wizytą, przeczytać relacje osób, które były i dopiero podjąć decyzję, czy warto wybrać się na kolejną edycję. Jeśli zaliczacie się do tego grona i jesteście ciekawi, czy warto było się wybrać na Warsaw Comic Con, to mam dla Was odpowiedź, ale po kolei!
Gosiarelli na Comic Conie towarzyszyła m.in. eM |
Strefa postapo była zaprawdę klimatyczna. |
W Mystery Machine nie znalazłam żadnych Scooby Chrupek, przez co poczułam się odrobinę zawiedziona. |
W halach też mnóstwo się działo, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zacznijmy od amerykańskich gwiazd, bo to one przykuwały w weekend największą uwagę. Na pierwszym Comic Conie w Polsce pojawili się m.in. Alfie Allen (Theon Greyjoy z „Gry o Tron”), Carice van Houten (Lady Melisandre z „Gry o Tron”), Hafþór Júlíus Björnsson (Góra z „Gry o Tron”), Melissa Ponzio (mama Scotta z „Teen Wolfa”) i RJ Mitte (syn Heisenberga, czyli Walter White Jr. z „Breaking Bad”). Można śmiało powiedzieć, że są to aktorzy, którzy wcielają się w dość rozpoznawalne postacie, choć zdecydowanie umieszczone na dalszym planie produkcji, w których grają. Najmniej rozpoznawalną wśród nich była zdecydowanie Olga Fonda, która jest najbardziej znana z roli Nadii Petrovej w serialu „Pamiętniki Wampirów”, czyli postaci, która pojawiła się na krótką chwilę i już dawno większość widzów zapomniała, że nawet istniała, a co dopiero pamiętać jak wygląda... W Polsce nie pojawili się odtwórcy głównych ról, nie było ani Lanisterów, ani Starków, nie było nastoletnich wilkołaków, czy chemików wytwarzających niebieską metę. Niemniej to wszystko jest wybaczalne z dwóch prostych powodów. Po pierwsze zaproszeni aktorzy spisali się znakomicie na spotkaniach. Odpowiadali na setki pytań, na życzenia fanów wyznawali miłość, przybijali piąteczki, przytulali się, a Hafþór Júlíus Björnsson nawet siłował się na rękę. Zdecydowanie potrafili oczarować swoją osobowością i nie żałuję poświęconego im czasu. Melissa Ponzio szczególnie mnie urzekła swoją osobowością, a przy okazji utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto czekać na nadchodzące odcinki „Teen Wolfa”.
Po drugie musimy pamiętać, że to pierwsza edycja imprezy organizowana w Polsce, więc zwyczajnie musimy dać organizatorom czas na porządne rozkręcenie konwentu. Nie od razu Kraków zbudowano, a wszystkie konwenty rozrastają się wraz z kolejnymi edycjami, więc wierzę, że możemy założyć, iż w przyszłości będzie tylko lepiej i będą się pojawiać coraz bardziej rozpoznawalne gwiazdy. Poza tym zawsze możemy się pocieszać tym, że pojawił się żelazny tron, na którym każdy mógł zasiąść bez rozlewania krwi współtowarzyszy konwentu. Chociaż stanie w godzinnej kolejce wymagało próby charakteru, gdy tyle atrakcji wokół! Niemniej co tam amerykańskie gwiazdy i co tam tron, gdy po sali paradował zombiak! O dziwo przeżył do końca imprezy (chyba wszystkim obecnym na konwencie Zombie Hunterom towarzyszyły osoby, które uspokajały mordercze zapędy i próby ocalenia ludzkości przez Z-apokalipsą. Ze swojej strony dziękuję eM, która odciągała mnie sprzedawanych nieopodal maczet)! Co ciekawe zombiaczek ze strefy Fear The Walking Dead był bardzo dobrze wychowany jak na mózgożercę. Pozwalał się fotografować i nie gryzł ludzi, choć epidemia i tak dość szybko roznosiła się po hali, jednak to zasługa sprawnych charakteryzatorek, które działały w strefie AMC. Także wszystko pod kontrolą — możecie odłożyć na razie broń.
Strefa zombiacza z Fear The Walking Dead zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu! |
Poza zombie można było również spotkać wiele postaci z popkultury. Cosplayerzy byli widoczni wszędzie, a ich stroje były naprawdę niesamowite. Chociaż i tak najczęściej spotykałam zgraję Deadpoolów, a banda Mario Brosa i zgrai Luigi zawsze wywoływała uśmiech. Swoją drogą trzeba przyznać, że Festiwal Colsplayerów, który prowadził Jakub Ćwiek, przyciągnął chyba jeszcze większe tłumy, niż spotkanie z serialowymi gwiazdami i zdecydowanie warto było się na niego wybrać. Uczestnicy prezentowali na scenie oszałamiające kostiumy, którym towarzyszyły krótkie występy, a raczej etiudy. Niemal każda była fantastyczna, jednak najbardziej zapadł mi w pamięć występ Lorda Vadera i Kylo Rena, którzy może i nie mieli najoryginalniejszych kostiumów, ale ich wspólny taniec do Gangam Style rozbroił mnie całkowicie! Przyznaję, że po raz pierwszy oglądałam festiwal colsplayerów, i chociaż zawsze bardzo przyciągały mój wzrok, to jestem zaskoczona, że aż tak spodobały mi się tego typu imprezy.
Wypadałoby również wspomnieć o strefie przeznaczonej dla fanów Gwiezdnych Wojen, ale jeśli mam być szczera, to naprawdę niewiele tam się działo. Zwyczajnie można było wejść do pomieszczenia i pooglądać modele statków oraz figurki kilku bohaterów. Tyle. Co i tak w sumie jest lepsze od zapowiadanej Strefy Wikingów, które albo wcale nie było, albo była na tyle mała, że kompletnie ją przeoczyłam. Zresztą wydaje mi się, że nie tylko tej atrakcji zabrakło...
Aż się chce zanucić tekst Pokahontaz: ♫ Patrz, ale nie dotykaj! Dotykaj, ale nie smakuj. Smakuj, ale nie połykaj. ♫ |
Trzeba zaznaczyć, że połowa atrakcji na Warsaw Comic Con była przeznaczona dla graczy, bo impreza połączona była z Good Game Warsaw, które niestety średnio mnie interesowało, bo nigdy nie przemawiały do mnie eventy dla graczy, bo grać lubię sama, w domu. Nawet ze strefą VR dałam sobie spokój z racji tego, że gogle Vrizzmo VR mam na stanie, więc wolałam nie zajmować miejsca osobom, które nie mają takiego komfortu, by włazić na własne ściany. Taki z Gosiarelli dobry samarytanin! Niemniej już przy wystawie starych gier tak hojna nie byłam i chociaż w domu Pegasusa mam, to i tak miło było chociaż przez chwilę pograć na Commodore i innych starych sprzętach, o których większość z Was pewnie nigdy nie słyszała. Ach! Co ten sentyment robi z człowiekiem!
Repliki artefaktów z dawnych czasów przedstawione wykonane z Lego. |
Jestem pewna, że o wielu rzeczach zapomniałam wspomnieć, jednak ci, którzy byli i tak je widzieli, a tym, którzy w ostatni weekend w Nadarzynie się nie pojawili przynajmniej nie będzie aż tak smutno. Czas odpowiedzieć na pytanie, czy warto było pojawić się na Comic Conie. Osobiście uważam, że tak i naprawdę nie żałuję spędzonego tam czasu, bo bawiłam się bardzo dobrze mimo kilku niedociągnięć. Widzę nie mały potencjał w tym konwencie i jego kolejnych edycjach. Jasne, wiele trzeba będzie poprawić, wiele udoskonalić, ale może być z tego naprawdę rewelacyjny event. Pierwsza edycja, choć niedoskonała pokazała, że jest na czym budować. Urzekł mnie klimat, atrakcje przyciągały, zombie nie ugryzł, a gwiazdy wywoływały uśmiech, więc ogólnie muszę przyznać, że będę pozytywnie wspominać wypad do Nadarzyna, ale jestem geekiem, więc łatwo mnie kupić.
Ps. Wiem, że część z Was była obecna na Comic Conie (pozdrawiam wszystkich, którzy podeszli pogadać!), więc dajcie znać, czy Wam się podobało, a pozostali niech dadzą znać, czy planują pojawienie się na konwencie w przyszłości.
Ps2. WAŻNE! Wiem, że ostatnio było kilka okazji, by spotkać się na paru konwentach, jednak to wszystko było w biegu, więc jak co roku Gosiarella organizuje spotkanie z Różowymi Sałatami w Krakowie. Szczegóły spotkania znajdziecie tutaj! Do zobaczenia!
0 Komentarze