Każdy słyszał o powieści „Doktor Jekyll i pan Hyde” Roberta Louisa Stevensona, w której (mogę założyć, że powieści mającej niemal półtora wieku nie można zaspoilerować?) tytułowy doktor Jekyll tworzy serum, przez które w jego ciele pod osłoną nocy pojawia się druga osobowość zupełnie inna od pierwszej funkcjonującej za dnia. Całość nie ma szczęśliwego zakończenia, jednak historia zapadła ludziom w pamięci i natchnęła wielu twórców do opowiedzenia swojej wariacji tej opowieści. Jedną z nich jest koreańska drama „Hyde Jekyll, Me".
Ciało Goo Seo Jin (Hyun Bin) również zamieszkują dwie osoby, jednak nie ma to nic wspólnego z żadnym eliksirem, lecz z traumą z dzieciństwa, która wywołała u niego DID — dysocjacyjne zaburzenie tożsamości (osobowość mnoga). Dwie skrajnie różne od siebie osobowości też nie są tak czarno-białe jak u Stevensona. Tu nie ma skrajnego dobra ani skrajnego zła. Za dnia Goo Seo Jin jest poważnym, aroganckim i skrajnie egoistycznym prezes parku rozrywki Wonderland. Zaś nocą do życia budzi się Robin — życzliwy, uśmiechnięty bohater, w którego naturze leży ratowanie innych osób. Właściwie Robin przez 5 lat był uśpiony i obudził się, dopiero gdy do Korei wróciła Jang Ha Na (Han Ji Min). Jeśli sądzicie, że twórcy zaserwowali nam dziwny trójkąt miłosny, to macie racje. Niemniej to tylko jeden z licznych wątków. W końcu to drama, a w nich zawsze dzieje się sporo!
Porównałam już „Hyde Jekyll, Me” z „Doktorem Jekyll i panem Hyde”, więc wypadałoby wspomnieć również o „Kill me, Heal me”, która również opowiada historię bohatera cierpiącego na DID przez traumę z dzieciństwa. Jeśli oglądaliście już KmHm, to z pewnością nie uciekniecie od licznych skojarzeń (na wszelki wypadek dodam, że najpewniej nikt od nikogo nie kopiował pomysłów, ponieważ emisja dram odbywała się w tym samym czasie), które będą dość oczywiste. Niemniej akcja idzie trochę innym torem. Jasne mamy bogatego chebola z drugiego pokolenia, który musi ukrywać chorobę, by nie przynieść wstydu rodzinie i móc przejąć firmę. Jasne, mamy także dwie osobowości zakochane w jednej dziewczynie. Jasne, mamy traumę z dzieciństwa i złego tatusia. Jednak tym razem trauma jest wywołana porwaniem, które staje się nagle niesamowicie istotne. Swoją drogą w tej dramie ciągle ktoś kogoś porywa. Poważnie. Niektórzy są porywani notorycznie, inni jednorazowo, a raz zdarzyło się, że ktoś porwał porywacza. Nie żartuję. Najzabawniejsze jest to, że właściwie nikt tam nie chce nawet okupu, więc uznaję, że bohaterowie są porywani dla sportu.
Wracając do porównania z „Kill me, Heal me”, muszę przyznać, że tak rzucił mnie na kolana główny aktor, którego dalej uważam za najbardziej utalentowanego aktora ever. Właściwie on zrobił cały show. W „Hyde Jekyll, Me” wszystko było równomiernie rozłożone. Hyun Bin dobrze się sprawdził w odgrywaniu dwóch różnych osobowości, a partnerująca mu Han Ji Min nie była irytująca (co doceni każdy, kto oglądał KmHm), a wręcz całkiem ciekawie wykreowana. Niemniej z ciekawych bohaterów to by było na tyle, nie licząc Sung Joon wcielającego się w psychologa/hipnotyzera Yoon Tae Joo. Jego wątek był zazwyczaj całkiem niezły, a twórcy ciekawie zaprezentowali możliwości wykorzystania hipnozy. Niestety pozostali bohaterowie mieli tak nieciekawe wątki, jak tylko można sobie to wyobrazić, ale who cares, jeśli ciągle ktoś kogoś porywa, a główna postać damska nie może się zdecydować, czy bycie z dwoma osobowościami tej samej osoby, to zdrada!
Okey, trochę się nabijam z tej dramy, bo jest pełna dziwnych sytuacji, ale muszę przyznać, że naprawdę mi się podobała. Była niesamowicie wciągająca, a na dwóch ostatnich odcinkach płakałam jak bóbr nie przejmując się tym, że nie powinnam, skoro wszystko tak powinno się mniej więcej skończyć. Zwyczajnie twórcy świetnie zagrali na emocjach montując dobrze sceny. Szkoda tylko, że nie do końca przemyśleli morał. Widzicie, jeżeli obejrzycie koreańskie dramy o zaburzeniach psychicznych to [Spoiler?] szybko dojdziecie do wniosku, że można je wyleczyć tylko dzięki sile miłości (kto w tym momencie zaliczył facepalm ręka do góry — ja już podniosłam!). Co tam psychiatrzy, którzy po wieloletniej terapii nie osiągają żadnych rezultatów? Wystarczy tylko ładna dziewczyna, która od czasu do czasu poklepie nas po pleckach i powie coś miłego! To w zupełności wystarczy i jest o wiele bardziej opłacalne od częstych wizyt na kozetce psychologa.
Niemniej bardzo podobało mi się przedstawienie fikcyjnej (?) osobowości jako prawdziwego człowieka, który ma potrzeby, marzenia, uczucia i przyjaciół. To fascynujące, że przez pryzmat tej dramy patrzyłam na objaw choroby (czyt. Robina) jak na bohatera/człowieka z krwi i kości. Ba! Wbrew zdrowemu rozsądkowi kibicowałam mu, by żył. Przyznaję, że twórcom naprawdę udało się oszukać mój zdrowy rozsądek. Dotąd oglądając w filmach bohaterów z rozdwojeniem jaźni uważałam wszystkie fałszywe, jako te, które trzeba jak najszybciej wyeliminować, a tym razem na pewnym etapie zaczęłam się zastanawiać, czy ta fałszywa nie jest bardziej wartościowa, a co za tym idzie czy nie powinna mieć większych praw do życia. Tak, jest mi za siebie wstyd, ale wierzę, że podczas oglądania będą wami targać podobne wątpliwości.
Ps. Zapomniałabym napisać, że polecam! Serio, dobrze się przy tym bawiłam, a goryl zrobił mi dzień!
PPs. Obawiam się, że w najbliższym czasie mogę znów zsasypać was recenzjami dram, bo trafiłam ostatnio na sporo dobrych tytułów, które wypadałoby podrzucić dalej!
PPPs. A Wy jak sądzicie: zawsze należy wyleczyć fałszywe osobowości zostawiając tylko tę prawdziwą, czy może macie inne zdanie?
Ciało Goo Seo Jin (Hyun Bin) również zamieszkują dwie osoby, jednak nie ma to nic wspólnego z żadnym eliksirem, lecz z traumą z dzieciństwa, która wywołała u niego DID — dysocjacyjne zaburzenie tożsamości (osobowość mnoga). Dwie skrajnie różne od siebie osobowości też nie są tak czarno-białe jak u Stevensona. Tu nie ma skrajnego dobra ani skrajnego zła. Za dnia Goo Seo Jin jest poważnym, aroganckim i skrajnie egoistycznym prezes parku rozrywki Wonderland. Zaś nocą do życia budzi się Robin — życzliwy, uśmiechnięty bohater, w którego naturze leży ratowanie innych osób. Właściwie Robin przez 5 lat był uśpiony i obudził się, dopiero gdy do Korei wróciła Jang Ha Na (Han Ji Min). Jeśli sądzicie, że twórcy zaserwowali nam dziwny trójkąt miłosny, to macie racje. Niemniej to tylko jeden z licznych wątków. W końcu to drama, a w nich zawsze dzieje się sporo!
Wbrew pozorom to nie bohaterka ma problemy psychiczne. |
Porównałam już „Hyde Jekyll, Me” z „Doktorem Jekyll i panem Hyde”, więc wypadałoby wspomnieć również o „Kill me, Heal me”, która również opowiada historię bohatera cierpiącego na DID przez traumę z dzieciństwa. Jeśli oglądaliście już KmHm, to z pewnością nie uciekniecie od licznych skojarzeń (na wszelki wypadek dodam, że najpewniej nikt od nikogo nie kopiował pomysłów, ponieważ emisja dram odbywała się w tym samym czasie), które będą dość oczywiste. Niemniej akcja idzie trochę innym torem. Jasne mamy bogatego chebola z drugiego pokolenia, który musi ukrywać chorobę, by nie przynieść wstydu rodzinie i móc przejąć firmę. Jasne, mamy także dwie osobowości zakochane w jednej dziewczynie. Jasne, mamy traumę z dzieciństwa i złego tatusia. Jednak tym razem trauma jest wywołana porwaniem, które staje się nagle niesamowicie istotne. Swoją drogą w tej dramie ciągle ktoś kogoś porywa. Poważnie. Niektórzy są porywani notorycznie, inni jednorazowo, a raz zdarzyło się, że ktoś porwał porywacza. Nie żartuję. Najzabawniejsze jest to, że właściwie nikt tam nie chce nawet okupu, więc uznaję, że bohaterowie są porywani dla sportu.
Wracając do porównania z „Kill me, Heal me”, muszę przyznać, że tak rzucił mnie na kolana główny aktor, którego dalej uważam za najbardziej utalentowanego aktora ever. Właściwie on zrobił cały show. W „Hyde Jekyll, Me” wszystko było równomiernie rozłożone. Hyun Bin dobrze się sprawdził w odgrywaniu dwóch różnych osobowości, a partnerująca mu Han Ji Min nie była irytująca (co doceni każdy, kto oglądał KmHm), a wręcz całkiem ciekawie wykreowana. Niemniej z ciekawych bohaterów to by było na tyle, nie licząc Sung Joon wcielającego się w psychologa/hipnotyzera Yoon Tae Joo. Jego wątek był zazwyczaj całkiem niezły, a twórcy ciekawie zaprezentowali możliwości wykorzystania hipnozy. Niestety pozostali bohaterowie mieli tak nieciekawe wątki, jak tylko można sobie to wyobrazić, ale who cares, jeśli ciągle ktoś kogoś porywa, a główna postać damska nie może się zdecydować, czy bycie z dwoma osobowościami tej samej osoby, to zdrada!
Niby ciężko tych dwóch panów pomylić, ale jeśli zostałabym przyłapana, to szłabym w zaparte... |
Okey, trochę się nabijam z tej dramy, bo jest pełna dziwnych sytuacji, ale muszę przyznać, że naprawdę mi się podobała. Była niesamowicie wciągająca, a na dwóch ostatnich odcinkach płakałam jak bóbr nie przejmując się tym, że nie powinnam, skoro wszystko tak powinno się mniej więcej skończyć. Zwyczajnie twórcy świetnie zagrali na emocjach montując dobrze sceny. Szkoda tylko, że nie do końca przemyśleli morał. Widzicie, jeżeli obejrzycie koreańskie dramy o zaburzeniach psychicznych to [Spoiler?] szybko dojdziecie do wniosku, że można je wyleczyć tylko dzięki sile miłości (kto w tym momencie zaliczył facepalm ręka do góry — ja już podniosłam!). Co tam psychiatrzy, którzy po wieloletniej terapii nie osiągają żadnych rezultatów? Wystarczy tylko ładna dziewczyna, która od czasu do czasu poklepie nas po pleckach i powie coś miłego! To w zupełności wystarczy i jest o wiele bardziej opłacalne od częstych wizyt na kozetce psychologa.
Niemniej bardzo podobało mi się przedstawienie fikcyjnej (?) osobowości jako prawdziwego człowieka, który ma potrzeby, marzenia, uczucia i przyjaciół. To fascynujące, że przez pryzmat tej dramy patrzyłam na objaw choroby (czyt. Robina) jak na bohatera/człowieka z krwi i kości. Ba! Wbrew zdrowemu rozsądkowi kibicowałam mu, by żył. Przyznaję, że twórcom naprawdę udało się oszukać mój zdrowy rozsądek. Dotąd oglądając w filmach bohaterów z rozdwojeniem jaźni uważałam wszystkie fałszywe, jako te, które trzeba jak najszybciej wyeliminować, a tym razem na pewnym etapie zaczęłam się zastanawiać, czy ta fałszywa nie jest bardziej wartościowa, a co za tym idzie czy nie powinna mieć większych praw do życia. Tak, jest mi za siebie wstyd, ale wierzę, że podczas oglądania będą wami targać podobne wątpliwości.
Ps. Zapomniałabym napisać, że polecam! Serio, dobrze się przy tym bawiłam, a goryl zrobił mi dzień!
PPs. Obawiam się, że w najbliższym czasie mogę znów zsasypać was recenzjami dram, bo trafiłam ostatnio na sporo dobrych tytułów, które wypadałoby podrzucić dalej!
PPPs. A Wy jak sądzicie: zawsze należy wyleczyć fałszywe osobowości zostawiając tylko tę prawdziwą, czy może macie inne zdanie?
0 Komentarze