„Blood drive” jest naprawdę dziwnym serialem, który nie wszystkich przyciągnie swoim kiczowatym klimatem w stylu starych filmów w krwistym grindhouse’owym wydaniu. Czego my tutaj nie mamy — seks, kanibalizm, orgie, przemoc i hektolitry przelanej krwi. Jest dziwnie. Jest creepy. Jest obrzydliwie. Ogólnie jest źle, kiczowato, tandetnie i lubię to, więc serialowi masochiści będą zachwyceni!
Akcja serialu ma miejsce w alternatywnej wersji przeszłości, w której woda jest na wagę złota. Benzyna zresztą też, więc niektórzy ludzie przerobili swoje samochody tak, by napędzane były ludzką krwią, chociaż patrząc jak silniki ich fur pożerają swoje paliwo, to możemy dojść do wniosku, że całe człowieki z flakami, kośćmi i ubraniami są w stanie je napędzać. Tak czy inaczej, właściciele tych ludziożernych autek biorą udział w Wyścigu Krwi — projekcie realizowanym przez firmę Serce. Uczestnicy wyścigu ryzykują wiele, bo liczba zgonów zawodników jest wręcz niepokojąca (aż dziw bierze, że ktoś rzeczywiście dojechał na linie mety i wygrał), a w zamian zyskują sławę i bogactwo. Przynajmniej teoretycznie, bo w tym serialu wszystkie oczekiwania bohaterów zawsze biorą w łeb.
To może słówko o bohaterach? Przyjrzyjcie się tej młodej damie pokazanej powyżej. Czyż nie jest urocza? Okey, może nie bardzo, ale za to jaka zaradna! To Grace Argento (Christina Ochoa) - najnormalniejsza uczestniczka Wyścigu Krwi. Wiem, że trochę ciężko w to uwierzyć, skoro poznajemy ją, gdy wkłada człowieka do swojego silnika i jest cała obryzgana jego krwią, ale naprawdę w porównaniu do swoich konkurentów, to istny anioł. W dodatku scenarzyści zadbali o to, by towarzyszyło jej na trasie sumienie w postaci dość niewydarzonego policjanta zmuszonego do udziału w wyścigu. Arthur (Alan Ritchson) i Grace stanowią dość ciekawą parę, jednak nawet w połowie nie tak oryginalną, jak Domi (Jenny Stead) i Cliff (Craig Jackson), czyli przeurocze małżeństwo socjopatycznych seryjnych morderców z problemami małżeńskimi, którzy zamiast wybrać się na terapię, postanowili wziąć udział w wyścigu. O dziwo, to się u nich całkiem dobrze sprawdza, a ja daję słowo, że będziecie z niecierpliwością wyczekiwać na sceny z ich udziałem. Niemniej całe szoł skradł mistrz ceremonii Slink (Colin Cunningham). Wspaniała kreacja bohatera, którą nie sposób się nie zachwycać! Muszę przyznać, że postacie występujące w „Blood Drive” naprawdę są fascynujące. Wszystkie poza główną parą, są mocno przerysowane i jakby z zupełnie innej bajki, a jednak świetnie ze sobą współgrają. To naprawdę ogromny plus.
Niemniej nie oszukujmy się „Blood Drive” jest naprawdę absurdalnym i nietypowym serialem, który zdecydowanie nie jest przeznaczony dla dzieci. Krew leje się strumieniami, odcięte kawałki ciał walają się po ekranie, seks jest nieodłącznym elementem i bynajmniej nie chodzi o ten waniliowy, jak w „50 twarzach Greya". O nie! Mamy tu niemal pełne spektrum dewiacji od orgii po kazirodztwo. Jeśli coś jest w jakikolwiek sposób wynaturzone, to też z pewnością znalazło się w scenariuszu. Okey, nie ma tych naprawdę chorych rzeczy, bo mimo wszystko serial aspiruje do miana zabawnego, a nie creepy do kwadratu. Niemniej lepiej, żebyście sobie wbili do głowy, że nie jest to serial, który chcielibyście oglądać z rodzicami/dziećmi (tak tylko mówię, jakby scena tankowania nie dała Wam tego jasno do zrozumienia). Jeszcze odkryliby, że macie mocno spaczone poczucie humoru i musielibyście się gęsto tłumaczyć. A właśnie! Ten serial naprawdę jest zabawny — nie na tyle, by płakać ze śmiechu, ale wystarczająco, by nazwać go lekkim, jak na ten gatunek i tematykę.
W „Blood Drive” absurd goni absurd, a scenariusz oparto na Prawach Murphy’ego, czyli wszystko, co robią bohaterowie pójdzie tak źle, jak to tylko możliwe, a wszystkie sprawy biorą w łeb jednocześnie. Wyjątkowo nie narzekam, bo dzięki temu akcja dzieje się w zawrotnym tempie, a my możemy oglądać całą masę dziwactw i wynaturzeń. Już w drugim odcinku twórcy podrzucają nam wątek kanibalizmu, więc wyobraźcie sobie sami, co się dzieje później! Muszę przyznać, że początkowo serial skojarzył mi się dość mocno z The Cannonball Run w wersji gore (stawiam, że większość z Was nie oglądała „Wyścigu armatniej kuli”, więc daję znać, że warto nadrobić), bo naiwnie wierzyłam, że będzie się skupiał na wyścigu, a nie przeżyciu wielkiej konfrontacji z psychopatami i pomyloną korporacją. Po obejrzeniu całości dochodzę do wniosku, że to fani Carmageddonu, filmów Tarantino, czy nawet Scream Queens będą najbardziej zachwyceni oglądaniem.
Wierzę, że w tym momencie jesteście już świadomi tego, czy ten serial i taki klimat ma szansę się Wam spodobać, czy nie, więc nie będę zawracać głowy pisaniem, czy polecam, czy odradzam. Mnie się podobało, ale dlatego, że byłam przygotowana na poziom horrorów klasy b. Wiedziałam, że będzie abstrakcyjnie, krwawo, absurdalnie, obrzydliwie i kiczowato do granic możliwości. Wszystkie dodatkowe rzeczy były tylko bardziej lub mniej pozytywnym zaskoczeniem. Z tych bardziej pozytywnych zdecydowanie obstawiam na reklamy korporacji Serce. Były obłędne!
Wiem za to jedno, jeśli jeszcze nie obejrzycie „Blood Drive”, to nie uwierzycie, że ten serial istnieje i naprawdę tak wygląda!
Ps. Poważnie to nie jest dobry serial dla młodszych widzów. Serio!
Ps2. Tak z ciekawości grał ktoś w Carmageddon, czy tylko ja wychowywałam się na takich grach?
Ps3. Dajcie znać, jaki jest Wasz ulubiony krwawy serial lub film.
Akcja serialu ma miejsce w alternatywnej wersji przeszłości, w której woda jest na wagę złota. Benzyna zresztą też, więc niektórzy ludzie przerobili swoje samochody tak, by napędzane były ludzką krwią, chociaż patrząc jak silniki ich fur pożerają swoje paliwo, to możemy dojść do wniosku, że całe człowieki z flakami, kośćmi i ubraniami są w stanie je napędzać. Tak czy inaczej, właściciele tych ludziożernych autek biorą udział w Wyścigu Krwi — projekcie realizowanym przez firmę Serce. Uczestnicy wyścigu ryzykują wiele, bo liczba zgonów zawodników jest wręcz niepokojąca (aż dziw bierze, że ktoś rzeczywiście dojechał na linie mety i wygrał), a w zamian zyskują sławę i bogactwo. Przynajmniej teoretycznie, bo w tym serialu wszystkie oczekiwania bohaterów zawsze biorą w łeb.
Tankowanie wymaga trochę więcej wysiłku, ale przynajmniej nie trzeba szukać stacji benzynowej. To zawsze jakiś plus. |
To może słówko o bohaterach? Przyjrzyjcie się tej młodej damie pokazanej powyżej. Czyż nie jest urocza? Okey, może nie bardzo, ale za to jaka zaradna! To Grace Argento (Christina Ochoa) - najnormalniejsza uczestniczka Wyścigu Krwi. Wiem, że trochę ciężko w to uwierzyć, skoro poznajemy ją, gdy wkłada człowieka do swojego silnika i jest cała obryzgana jego krwią, ale naprawdę w porównaniu do swoich konkurentów, to istny anioł. W dodatku scenarzyści zadbali o to, by towarzyszyło jej na trasie sumienie w postaci dość niewydarzonego policjanta zmuszonego do udziału w wyścigu. Arthur (Alan Ritchson) i Grace stanowią dość ciekawą parę, jednak nawet w połowie nie tak oryginalną, jak Domi (Jenny Stead) i Cliff (Craig Jackson), czyli przeurocze małżeństwo socjopatycznych seryjnych morderców z problemami małżeńskimi, którzy zamiast wybrać się na terapię, postanowili wziąć udział w wyścigu. O dziwo, to się u nich całkiem dobrze sprawdza, a ja daję słowo, że będziecie z niecierpliwością wyczekiwać na sceny z ich udziałem. Niemniej całe szoł skradł mistrz ceremonii Slink (Colin Cunningham). Wspaniała kreacja bohatera, którą nie sposób się nie zachwycać! Muszę przyznać, że postacie występujące w „Blood Drive” naprawdę są fascynujące. Wszystkie poza główną parą, są mocno przerysowane i jakby z zupełnie innej bajki, a jednak świetnie ze sobą współgrają. To naprawdę ogromny plus.
Niemniej nie oszukujmy się „Blood Drive” jest naprawdę absurdalnym i nietypowym serialem, który zdecydowanie nie jest przeznaczony dla dzieci. Krew leje się strumieniami, odcięte kawałki ciał walają się po ekranie, seks jest nieodłącznym elementem i bynajmniej nie chodzi o ten waniliowy, jak w „50 twarzach Greya". O nie! Mamy tu niemal pełne spektrum dewiacji od orgii po kazirodztwo. Jeśli coś jest w jakikolwiek sposób wynaturzone, to też z pewnością znalazło się w scenariuszu. Okey, nie ma tych naprawdę chorych rzeczy, bo mimo wszystko serial aspiruje do miana zabawnego, a nie creepy do kwadratu. Niemniej lepiej, żebyście sobie wbili do głowy, że nie jest to serial, który chcielibyście oglądać z rodzicami/dziećmi (tak tylko mówię, jakby scena tankowania nie dała Wam tego jasno do zrozumienia). Jeszcze odkryliby, że macie mocno spaczone poczucie humoru i musielibyście się gęsto tłumaczyć. A właśnie! Ten serial naprawdę jest zabawny — nie na tyle, by płakać ze śmiechu, ale wystarczająco, by nazwać go lekkim, jak na ten gatunek i tematykę.
Wspominałam już, że trzeba mieć bardzo powichrowane poczucie humoru, by Blood Drive mógł Was bawić? |
W „Blood Drive” absurd goni absurd, a scenariusz oparto na Prawach Murphy’ego, czyli wszystko, co robią bohaterowie pójdzie tak źle, jak to tylko możliwe, a wszystkie sprawy biorą w łeb jednocześnie. Wyjątkowo nie narzekam, bo dzięki temu akcja dzieje się w zawrotnym tempie, a my możemy oglądać całą masę dziwactw i wynaturzeń. Już w drugim odcinku twórcy podrzucają nam wątek kanibalizmu, więc wyobraźcie sobie sami, co się dzieje później! Muszę przyznać, że początkowo serial skojarzył mi się dość mocno z The Cannonball Run w wersji gore (stawiam, że większość z Was nie oglądała „Wyścigu armatniej kuli”, więc daję znać, że warto nadrobić), bo naiwnie wierzyłam, że będzie się skupiał na wyścigu, a nie przeżyciu wielkiej konfrontacji z psychopatami i pomyloną korporacją. Po obejrzeniu całości dochodzę do wniosku, że to fani Carmageddonu, filmów Tarantino, czy nawet Scream Queens będą najbardziej zachwyceni oglądaniem.
Wierzę, że w tym momencie jesteście już świadomi tego, czy ten serial i taki klimat ma szansę się Wam spodobać, czy nie, więc nie będę zawracać głowy pisaniem, czy polecam, czy odradzam. Mnie się podobało, ale dlatego, że byłam przygotowana na poziom horrorów klasy b. Wiedziałam, że będzie abstrakcyjnie, krwawo, absurdalnie, obrzydliwie i kiczowato do granic możliwości. Wszystkie dodatkowe rzeczy były tylko bardziej lub mniej pozytywnym zaskoczeniem. Z tych bardziej pozytywnych zdecydowanie obstawiam na reklamy korporacji Serce. Były obłędne!
Wiem za to jedno, jeśli jeszcze nie obejrzycie „Blood Drive”, to nie uwierzycie, że ten serial istnieje i naprawdę tak wygląda!
Ps. Poważnie to nie jest dobry serial dla młodszych widzów. Serio!
Ps2. Tak z ciekawości grał ktoś w Carmageddon, czy tylko ja wychowywałam się na takich grach?
Ps3. Dajcie znać, jaki jest Wasz ulubiony krwawy serial lub film.
0 Komentarze