Filmowe Uniwersum Marvela jest już tak ogromne, że niemal niczego (poza X-manami) w nim nie brakuje. Mamy potężną grupę superbohaterów, w skład której wchodzi nawet nordycki bóg piorunów. Mamy bandę powiedzmy bohaterów, którzy przemierzając kosmos, ratują świat. Mamy złe tajne organizacje i dobre organizacje, które z nimi walczą i przy okazji czasami spuszczają łomot kosmitom, więc teraz przyszedł czas na nieludzi żyjących na księżycu. I chyba to był krok za daleko.
Temat Nieludzi pojawił się już w serialu „Agenci T.A.R.C.Z.Y.”, gdzie poznaliśmy historię powstania ich gatunku, za którą odpowiedzialność ponosi kosmiczna rasa Kree. Aktualnie Nieludzie na Ziemi nie mają lekkiego życia, ponieważ ludzie nieobdarzeni mocami nie raz zachowują się wobec nich, delikatnie mówiąc, nieufnie. Niemniej zostawmy Ziemię w spokoju i przenieśmy się na księżyc, gdzie przed setkami lat osiedlili się Inhumans w obawie przed agresją ze strony ludzi. W jednym z kraterów na księżycu zbudowali Atyllian — w pełni autonomiczne miasto, ukryte przed ludzkim okiem... i obiektywem teleskopów... i zdjęciami satelitarnymi... i łazikami. Zasadniczo nie jestem do końca pewna, jak wykombinowali sobie tlen i grawitacje, gdy budowali to miasto, ale skoro mówimy o serialu, którego głównymi bohaterami są osoby obdarzone supermocami i z kosmicznymi genami, to chyba nie powinnam się czepiać.
Akcja skupia się na rodzinie królewskiej, która zostaje zdradzona przez królewskiego brata. I tu pojawia się pierwszy problem. Widzicie, zdrajcy spiskujący przeciwko własnej rodzinie są powszechnie uważani za postacie negatywne, więc siłą rzeczy powinno się kibicować prawowitemu następcy tronu, a jednak jakoś nie bardzo potrafiłam. Maximus, czyli nasz zdradziecki braciszek, jest grany przez Iwana Rheona, czyli znanego nam z "Gry o Tron" socjopatycznego bękarta Boltona, więc na starcie powinniśmy czuć niechęć do człowieka z taką facjatą (chociaż zmiana koloru oczu trochę złagodziła łotrowski wizerunek). Niemniej nawet negatywne uczucia przenoszone z jednej postaci na drugą graną przez tego samego aktora, zdrada rodziny, czy nawet spowodowanie przewrotu pałacowego nie potrafiły mnie zmusić do uznania go za bohatera gorszego od jego brata, Black Bolta (Anson Mount). Poważnie, panująca rodzina królewska była tak beznadziejna, że gdybym jakimś cudem znalazła się w Atyllianie, to dałabym im po twarzy, zabrała koronę i założyła sobie na głowę... ostatecznie oddała Maximusowi.
To może, zamiast narzekać, wyjaśnię, dlaczego tak mnie irytuję ta królewska rodzinka. Zacznijmy od systemu klasowego, który co prawda nie został wyjaśniony w odpowiedni sposób, ale możemy wywnioskować, że po rytuale terragenezy określa się przydatność daru 'nowego' członka społeczności, i jeśli zostanie on uznany za niezbyt interesujący, Nieczłowiek zostanie wysłany na roboty do kopalni. Taki system utrzymany jest od wieków i najwyraźniej większości społeczeństwa Atyllianu to przeszkadza, skoro tak chętnie popierają Maximusa, który wbrew wciśnięciu w rolę łotra, ma dość sensowny plan polepszenia życia obywateli, a ostatecznie przeniesienia wszystkich mieszkańców z powrotem na Ziemię. Nie wiem, jak Wy, ale ja wolałabym mieć króla, który wprowadzałby zmiany powodujące, że moje życie staje się lepsze. Nie przeszkadzałoby mi wtedy, że jest skończonym draniem i nie działa z czysto altruistycznych pobudek. To nie jest istotne, gdy jego reformy są w najlepszym interesie ogółu. Ponadto Maximus jest znacznie lepszą opcją od króla milczka, który sprawia wrażenie niespecjalnie zainteresowanego rządzeniem swoim narodem. Twórcy naprawdę nie wysilili się przy kreowaniu Black Bolta na rozsądnego władcę, chyba że to jego milczenie miało sprawić, że uznamy go za dostojnego, rozważnego i mądrego. Jeśli tak, to nie wyszło.
Będę z Wami szczera, mimo całej moje miłości do Marvela nie potrafię udawać, że ten serial jest dobry. „Inhumans” nie ma najmniejszego sensu, jest pełen błędów i absurdów. Raz królowa Meduza (Serinda Swan) próbuje zdobyć pieniądze, mówiąc do bankomatu, że jest królową Attilan i żąda pieniędzy, jakby kompletnie nie ogarniała ziemskich zwyczajów, a chwilę wcześniej ogolono jej głowę maszynką elektryczną. Drodzy twórcy, zdecydujcie się: albo w Atyllianie mają dostęp do naszej technologii, albo nie mają, bo obie opcje się wykluczają. Błędy logiczne w tej produkcji, aż rażą po oczach. W każdym odcinku jest ich zatrzęsienie! Boję się sprawdzać, kto pisał scenariusze, bo jeszcze okaże się, że ABC zatrudniło dziesięciolatka i stracę do nich cały szacunek. Niemniej najbardziej nurtuje mnie jedna kwestia — skąd u licha księżniczka wzięła tego przerośniętego psa teleportującego? Poważnie, czy Lockjaw jest jakimś nieszczęsnym Nieczłowiekiem, którego terrageneza zmieniła w zwierzaka? W sumie nie takie przypadki już tam widzieliśmy (np. człowiek-mur), więc jeśli dobrze zgaduję, to zabawy księżniczki z Lockjawem są mocno creepy. I'm just sayin.
Starczy tego pastwienia się nad bohaterami i scenarzystami. Czas poznęcać się nad aktorami! Zostawię Iwana Rheona w spokoju, bo to naprawdę dobry aktor i nawet w „Inhumans” pokazał klasę, mimo że scenarzyści rzucali mu kłody pod nogi, nie mając kompletnie pomysłu na graną przez niego postać. Skupię się za to na pozostałych, którzy osiągnęli mistrzostwo w drewnianym aktorstwie. Przyznaję, że Anson Mountow miał trudną rolę, która go przerosła. Nie poradził sobie wcale. Być może płacili mu za liczbę wypowiadanych kwestii? Jakimś cudem Serinda Swan okazała się jeszcze gorsza, przedstawiając Meduzę, jako bohaterkę jednej twarzy. Zresztą, po co ja wymieniam aktorów, skoro mogę napisać, że jakieś 80% z nich zawiodło na całej linii.
Wiecie co mnie w tym najbardziej boli? Fakt, że widać duży budżet. Kilka scen jest naprawdę pięknie pokazanych. Efekty specjalne są całkiem zadowalające. Po takich szczegółach widać, że pierwotnie "Inhumans" miał być filmem pełnometrażowym wchodzącym w skład MCU. Ostatecznie okazało się, że lepiej stworzyć z tego 8-odcinkowy serial (co prawda przed premierą zapewniano, że serial nie zastąpi planowanego filmu, ale liczę, że zmienili zdanie), bo po co zaniżać poziom tak dobrego kinowego uniwersum. Niemniej na moje oko najlepiej byłoby wyrzucić cały projekt do kosza. Na koniec, jako oddana fanka Marvela apeluję: jeśli nie musicie, to nie oglądajcie "Inhumans". Szkoda nerwów i szkoda czasu.
Ps. Macie pomysły skąd mógł się wziąć ten pies?
Ps2. Który serial o superbohaterach, czy też ludziach obdarzonych niezwykłymi mocami, jest Waszym ulubionym?
Temat Nieludzi pojawił się już w serialu „Agenci T.A.R.C.Z.Y.”, gdzie poznaliśmy historię powstania ich gatunku, za którą odpowiedzialność ponosi kosmiczna rasa Kree. Aktualnie Nieludzie na Ziemi nie mają lekkiego życia, ponieważ ludzie nieobdarzeni mocami nie raz zachowują się wobec nich, delikatnie mówiąc, nieufnie. Niemniej zostawmy Ziemię w spokoju i przenieśmy się na księżyc, gdzie przed setkami lat osiedlili się Inhumans w obawie przed agresją ze strony ludzi. W jednym z kraterów na księżycu zbudowali Atyllian — w pełni autonomiczne miasto, ukryte przed ludzkim okiem... i obiektywem teleskopów... i zdjęciami satelitarnymi... i łazikami. Zasadniczo nie jestem do końca pewna, jak wykombinowali sobie tlen i grawitacje, gdy budowali to miasto, ale skoro mówimy o serialu, którego głównymi bohaterami są osoby obdarzone supermocami i z kosmicznymi genami, to chyba nie powinnam się czepiać.
Akcja skupia się na rodzinie królewskiej, która zostaje zdradzona przez królewskiego brata. I tu pojawia się pierwszy problem. Widzicie, zdrajcy spiskujący przeciwko własnej rodzinie są powszechnie uważani za postacie negatywne, więc siłą rzeczy powinno się kibicować prawowitemu następcy tronu, a jednak jakoś nie bardzo potrafiłam. Maximus, czyli nasz zdradziecki braciszek, jest grany przez Iwana Rheona, czyli znanego nam z "Gry o Tron" socjopatycznego bękarta Boltona, więc na starcie powinniśmy czuć niechęć do człowieka z taką facjatą (chociaż zmiana koloru oczu trochę złagodziła łotrowski wizerunek). Niemniej nawet negatywne uczucia przenoszone z jednej postaci na drugą graną przez tego samego aktora, zdrada rodziny, czy nawet spowodowanie przewrotu pałacowego nie potrafiły mnie zmusić do uznania go za bohatera gorszego od jego brata, Black Bolta (Anson Mount). Poważnie, panująca rodzina królewska była tak beznadziejna, że gdybym jakimś cudem znalazła się w Atyllianie, to dałabym im po twarzy, zabrała koronę i założyła sobie na głowę... ostatecznie oddała Maximusowi.
Gdy kibicujesz temu kolesiowi, to wiedz, że z serialem dzieje się coś niedobrego! |
To może, zamiast narzekać, wyjaśnię, dlaczego tak mnie irytuję ta królewska rodzinka. Zacznijmy od systemu klasowego, który co prawda nie został wyjaśniony w odpowiedni sposób, ale możemy wywnioskować, że po rytuale terragenezy określa się przydatność daru 'nowego' członka społeczności, i jeśli zostanie on uznany za niezbyt interesujący, Nieczłowiek zostanie wysłany na roboty do kopalni. Taki system utrzymany jest od wieków i najwyraźniej większości społeczeństwa Atyllianu to przeszkadza, skoro tak chętnie popierają Maximusa, który wbrew wciśnięciu w rolę łotra, ma dość sensowny plan polepszenia życia obywateli, a ostatecznie przeniesienia wszystkich mieszkańców z powrotem na Ziemię. Nie wiem, jak Wy, ale ja wolałabym mieć króla, który wprowadzałby zmiany powodujące, że moje życie staje się lepsze. Nie przeszkadzałoby mi wtedy, że jest skończonym draniem i nie działa z czysto altruistycznych pobudek. To nie jest istotne, gdy jego reformy są w najlepszym interesie ogółu. Ponadto Maximus jest znacznie lepszą opcją od króla milczka, który sprawia wrażenie niespecjalnie zainteresowanego rządzeniem swoim narodem. Twórcy naprawdę nie wysilili się przy kreowaniu Black Bolta na rozsądnego władcę, chyba że to jego milczenie miało sprawić, że uznamy go za dostojnego, rozważnego i mądrego. Jeśli tak, to nie wyszło.
Będę z Wami szczera, mimo całej moje miłości do Marvela nie potrafię udawać, że ten serial jest dobry. „Inhumans” nie ma najmniejszego sensu, jest pełen błędów i absurdów. Raz królowa Meduza (Serinda Swan) próbuje zdobyć pieniądze, mówiąc do bankomatu, że jest królową Attilan i żąda pieniędzy, jakby kompletnie nie ogarniała ziemskich zwyczajów, a chwilę wcześniej ogolono jej głowę maszynką elektryczną. Drodzy twórcy, zdecydujcie się: albo w Atyllianie mają dostęp do naszej technologii, albo nie mają, bo obie opcje się wykluczają. Błędy logiczne w tej produkcji, aż rażą po oczach. W każdym odcinku jest ich zatrzęsienie! Boję się sprawdzać, kto pisał scenariusze, bo jeszcze okaże się, że ABC zatrudniło dziesięciolatka i stracę do nich cały szacunek. Niemniej najbardziej nurtuje mnie jedna kwestia — skąd u licha księżniczka wzięła tego przerośniętego psa teleportującego? Poważnie, czy Lockjaw jest jakimś nieszczęsnym Nieczłowiekiem, którego terrageneza zmieniła w zwierzaka? W sumie nie takie przypadki już tam widzieliśmy (np. człowiek-mur), więc jeśli dobrze zgaduję, to zabawy księżniczki z Lockjawem są mocno creepy. I'm just sayin.
Setki lat życia w ukryciu powodują, że Inhumans wiedzą, jak nie zwracać na siebie uwagi ludzi. |
Starczy tego pastwienia się nad bohaterami i scenarzystami. Czas poznęcać się nad aktorami! Zostawię Iwana Rheona w spokoju, bo to naprawdę dobry aktor i nawet w „Inhumans” pokazał klasę, mimo że scenarzyści rzucali mu kłody pod nogi, nie mając kompletnie pomysłu na graną przez niego postać. Skupię się za to na pozostałych, którzy osiągnęli mistrzostwo w drewnianym aktorstwie. Przyznaję, że Anson Mountow miał trudną rolę, która go przerosła. Nie poradził sobie wcale. Być może płacili mu za liczbę wypowiadanych kwestii? Jakimś cudem Serinda Swan okazała się jeszcze gorsza, przedstawiając Meduzę, jako bohaterkę jednej twarzy. Zresztą, po co ja wymieniam aktorów, skoro mogę napisać, że jakieś 80% z nich zawiodło na całej linii.
Wiecie co mnie w tym najbardziej boli? Fakt, że widać duży budżet. Kilka scen jest naprawdę pięknie pokazanych. Efekty specjalne są całkiem zadowalające. Po takich szczegółach widać, że pierwotnie "Inhumans" miał być filmem pełnometrażowym wchodzącym w skład MCU. Ostatecznie okazało się, że lepiej stworzyć z tego 8-odcinkowy serial (co prawda przed premierą zapewniano, że serial nie zastąpi planowanego filmu, ale liczę, że zmienili zdanie), bo po co zaniżać poziom tak dobrego kinowego uniwersum. Niemniej na moje oko najlepiej byłoby wyrzucić cały projekt do kosza. Na koniec, jako oddana fanka Marvela apeluję: jeśli nie musicie, to nie oglądajcie "Inhumans". Szkoda nerwów i szkoda czasu.
Ps. Macie pomysły skąd mógł się wziąć ten pies?
Ps2. Który serial o superbohaterach, czy też ludziach obdarzonych niezwykłymi mocami, jest Waszym ulubionym?
0 Komentarze