Kronika upadku ludzkości z hordą zombie w rolach głównych powróciła! Pół roku temu zachwycałam się „Armagedonem Dzień po dniu” J.L. Bourne'a, dziś wracam do Was z wrażeniami po lekturze drugiego tomu i muszę przyznać, że jestem zadowolona tak bardzo, jak radioaktywne zombie, gdy dopadnie cieplutką ludzinę!
Akcja „Więcej niż wygnanie” rozpoczyna się niedługo po wydarzeniach z pierwszego tomu „Armagedonu Dzień po dniu”, czyli kilka dni po odparciu ataku na Hotel 23. W wojskowym schronie znajduje się garstka ludzi, których nie zdążyły zjeść zombiaki. Jednak już po kilkunastu stronach akcja ponownie nabiera tempa. Nasz bohater (dalej nie jestem pewna, jak ma na imię) szybko natrafia na ślad innych ocalałych — zarówno cywili, jak i wojskowych. Zatrzymajmy się na chwilę w tym momencie.
Pomyślcie, że rzeczywiście wybucha epidemia, która doprowadza do powstawania morderczych zombie, a Wy znajdujecie się w 1% ludzi, którzy nie przemienili się w krwiożercze bestie. Macie szczęście. Ba! Macie ogromne szczęście, bo dodatkowo znajdujecie podziemny, dobrze zapatrzony schron. Całkiem miło, prawda? Dodajcie teraz do tego fakt, że przypadkowo natrafiacie na małą armię żołnierzy. Cieszycie się? Pytam poważnie: cieszycie się? Jeśli tak, to pewnie liczycie, że w końcu ktoś zacznie za Was ogarniać ten cały bałagan i sprzątać wszystkie zombiaki z drogi, po której chodzicie. W końcu to ktoś inny będzie się martwił o przetrwanie i utrzymanie Was przy życiu. Całkiem miła perspektywa. Tylko, co jeśli ta armia w czasie armagedonu nie będzie wcale taka chętna do troszczenia się o cywili i zwyczajnie wykopie Was z Waszego schronu?
Spotkanie z bandą przeszkolonych i dobrze uzbrojonych żołnierzy może potoczyć się różnie i okazać się albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Nie wiadomo, czy warto kusić los. Nie zdradzę Wam, jak potoczyła się ta sytuacja w „Więcej niż wygnanie". Zamiast tego powiem, że nasz główny bohater znów znalazł się w sytuacji, w której samotnie musi walczyć o życie (trochę Was trolluję, ale to naprawdę nie jest spoiler, tylko praktycznie codzienność w świecie Z-apo). Podczas czytania tego tomu "Armagedonu" uzmysłowiłam sobie, że mam bardzo sprzeczne reakcje na sytuacje, w których znajduje się nasz bohater. Z jednej strony cieszę się, że gdy jest bezpieczny w schronie i mocno kibicuję wszystkim żywym, by skopali tyłki martwym i zagwarantowali przetrwanie rasy ludzkiej. Z drugiej strony zaś nie mogę się doczekać, gdy w końcu wyjdzie z tego schronu, zacznie strzelać do zombiaków i odnajdywać innych ocalałych. To jeszcze brzmi całkiem spójnie, dlatego dodam, że jestem równie zadowolona, gdy przemierza pustkowia, a radioaktywne zombie za nim gania.
Lubię ten dreszczyk niepewności (i co z tego, że książka jest napisana w formie pamiętnika głównego bohatera? A nuż go zombie jednak zje. Przecież po jego śmierci, ktoś inny mógłby znaleźć notatnik i kontynuować jego zapiski, więc 100% gwarancji nieśmiertelność nie ma), ale również to, jak wiele ciekawych sztuczek survivalowych się uczę przy okazji czytania o jego próbach przetrwania. Chociaż tym razem trochę mniej niż poprzednio. Niemniej w zamian pojawiło się wiele nowych wątków, więc jestem to w stanie wybaczyć. Jednym z nich jest tajemnicza, dobrze zorganizowana organizacja dysponująca niezwykle zaawansowaną technologicznie bronią, dzięki której zombie apokalipsa powinna się szybko zakończyć. Strasznie ciekawi mnie ten wątek, bo raz, że jeszcze z takim motywem w książkach o zombie jeszcze się nie spotkałam, a dwa czuję, że kryje się za tym naprawdę dobra historia.
Zresztą „Więcej niż wygnanie” wprowadza jeszcze jeden nowy wątek. Tym razem dotyczący przyczyn wybuchu apokalipsy. Co prawda raport dotyczący tej sprawy pojawia się dopiero na ostatnich stronach, jako wprowadzenie do następnego tomu, ale pomysł prawie mnie z kapci wyrwał. Nic nie zdradzę, poza tym, że nie jestem pewna, czy jestem zachwycona wyobraźnią autora, czy zaczynam się martwić, że poważnie poniosła go wyobraźnia. Naprawdę jeszcze nie zdecydowałam.
Wszyscy, którzy czytali pierwszy tom „Armagedonu Dzień po dniu”, poznali już styl autora i ciekawą formą, jaką zdecydowanie jest pamiętnik pisany przez żołnierza próbującego się odnaleźć w post-apokaliptycznej rzeczywistości. Podoba mi się, że i w tym tomie poza treścią właściwą, pojawiają się różnego rodzaju załączniki - raporty, rysunki, notatki, które wzbogacają całość w bardzo fajny sposób. Osobiście szczerze polecam zapoznanie się z serią Armagedonu, bo od dawna nie czytałam tak pomysłowej historii ze świata martwych mózgożerców! A sobie życzę, by jak najszybciej pojawił się kolejny tom, bo ten pożarłam zbyt szybko.
Akcja „Więcej niż wygnanie” rozpoczyna się niedługo po wydarzeniach z pierwszego tomu „Armagedonu Dzień po dniu”, czyli kilka dni po odparciu ataku na Hotel 23. W wojskowym schronie znajduje się garstka ludzi, których nie zdążyły zjeść zombiaki. Jednak już po kilkunastu stronach akcja ponownie nabiera tempa. Nasz bohater (dalej nie jestem pewna, jak ma na imię) szybko natrafia na ślad innych ocalałych — zarówno cywili, jak i wojskowych. Zatrzymajmy się na chwilę w tym momencie.
Pomyślcie, że rzeczywiście wybucha epidemia, która doprowadza do powstawania morderczych zombie, a Wy znajdujecie się w 1% ludzi, którzy nie przemienili się w krwiożercze bestie. Macie szczęście. Ba! Macie ogromne szczęście, bo dodatkowo znajdujecie podziemny, dobrze zapatrzony schron. Całkiem miło, prawda? Dodajcie teraz do tego fakt, że przypadkowo natrafiacie na małą armię żołnierzy. Cieszycie się? Pytam poważnie: cieszycie się? Jeśli tak, to pewnie liczycie, że w końcu ktoś zacznie za Was ogarniać ten cały bałagan i sprzątać wszystkie zombiaki z drogi, po której chodzicie. W końcu to ktoś inny będzie się martwił o przetrwanie i utrzymanie Was przy życiu. Całkiem miła perspektywa. Tylko, co jeśli ta armia w czasie armagedonu nie będzie wcale taka chętna do troszczenia się o cywili i zwyczajnie wykopie Was z Waszego schronu?
Spotkanie z bandą przeszkolonych i dobrze uzbrojonych żołnierzy może potoczyć się różnie i okazać się albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Nie wiadomo, czy warto kusić los. Nie zdradzę Wam, jak potoczyła się ta sytuacja w „Więcej niż wygnanie". Zamiast tego powiem, że nasz główny bohater znów znalazł się w sytuacji, w której samotnie musi walczyć o życie (trochę Was trolluję, ale to naprawdę nie jest spoiler, tylko praktycznie codzienność w świecie Z-apo). Podczas czytania tego tomu "Armagedonu" uzmysłowiłam sobie, że mam bardzo sprzeczne reakcje na sytuacje, w których znajduje się nasz bohater. Z jednej strony cieszę się, że gdy jest bezpieczny w schronie i mocno kibicuję wszystkim żywym, by skopali tyłki martwym i zagwarantowali przetrwanie rasy ludzkiej. Z drugiej strony zaś nie mogę się doczekać, gdy w końcu wyjdzie z tego schronu, zacznie strzelać do zombiaków i odnajdywać innych ocalałych. To jeszcze brzmi całkiem spójnie, dlatego dodam, że jestem równie zadowolona, gdy przemierza pustkowia, a radioaktywne zombie za nim gania.
Lubię ten dreszczyk niepewności (i co z tego, że książka jest napisana w formie pamiętnika głównego bohatera? A nuż go zombie jednak zje. Przecież po jego śmierci, ktoś inny mógłby znaleźć notatnik i kontynuować jego zapiski, więc 100% gwarancji nieśmiertelność nie ma), ale również to, jak wiele ciekawych sztuczek survivalowych się uczę przy okazji czytania o jego próbach przetrwania. Chociaż tym razem trochę mniej niż poprzednio. Niemniej w zamian pojawiło się wiele nowych wątków, więc jestem to w stanie wybaczyć. Jednym z nich jest tajemnicza, dobrze zorganizowana organizacja dysponująca niezwykle zaawansowaną technologicznie bronią, dzięki której zombie apokalipsa powinna się szybko zakończyć. Strasznie ciekawi mnie ten wątek, bo raz, że jeszcze z takim motywem w książkach o zombie jeszcze się nie spotkałam, a dwa czuję, że kryje się za tym naprawdę dobra historia.
Zresztą „Więcej niż wygnanie” wprowadza jeszcze jeden nowy wątek. Tym razem dotyczący przyczyn wybuchu apokalipsy. Co prawda raport dotyczący tej sprawy pojawia się dopiero na ostatnich stronach, jako wprowadzenie do następnego tomu, ale pomysł prawie mnie z kapci wyrwał. Nic nie zdradzę, poza tym, że nie jestem pewna, czy jestem zachwycona wyobraźnią autora, czy zaczynam się martwić, że poważnie poniosła go wyobraźnia. Naprawdę jeszcze nie zdecydowałam.
Wszyscy, którzy czytali pierwszy tom „Armagedonu Dzień po dniu”, poznali już styl autora i ciekawą formą, jaką zdecydowanie jest pamiętnik pisany przez żołnierza próbującego się odnaleźć w post-apokaliptycznej rzeczywistości. Podoba mi się, że i w tym tomie poza treścią właściwą, pojawiają się różnego rodzaju załączniki - raporty, rysunki, notatki, które wzbogacają całość w bardzo fajny sposób. Osobiście szczerze polecam zapoznanie się z serią Armagedonu, bo od dawna nie czytałam tak pomysłowej historii ze świata martwych mózgożerców! A sobie życzę, by jak najszybciej pojawił się kolejny tom, bo ten pożarłam zbyt szybko.
0 Komentarze