Moim ulubionym typem kryminału są te, w których w odciętych od świata miejscach ktoś ginie i nikt nie ma szans opuścić miejsca zbrodni. Morderca ukrywa się wśród zebranych świadków całego zdarzenia i należy wydedukować, kto nim jest.
Właśnie to dzieje się w „Morderstwie w Orient Expressie". Powszechnie znany i doceniany detektyw Hercules Poirot (Kenneth Branagh) zostaje poproszony o pomoc w rozwikłaniu pewnej sprawy, więc musi skrócić swoje wakacje i czym prędzej dostać się na miejsce zbrodni. W tym celu wsiada do luksusowego pociągu — Orient Expressu. Powoli poznajemy jego współtowarzyszy podróży między innymi niezwykle pobożną i niezwykle depresyjną Pilar Estravados (Penélope Cruz), niezwykle bogatą Księżnę Dragomiroff (Judi Dench) i jej służkę, niezwykle agresywnego Hrabiego Rudolpha Andrenyi (Sergei Polunin) z ukochaną, czy dość nerwowego Edwarda Ratchetta (Johnny Depp). Ten ostatni ma prawo się niepokoić, bo od pewnego czasu otrzymuje listy z pogróżkami. Postanawia nie bagatelizować zagrożenia i wynająć Poirota do ochrony, jednak spotyka się z odmową. Na drugi dzień jest już martwy, a morderca wciąż jest w pociągu. Tym sposobem wszyscy stają się podejrzani.
Lubię kryminały Agaty Christie, jednak jakimś cudem "Morderstwa w Orient Expressie" dotąd nie czytałam, ani nie nie oglądałam wcześniejszych filmowych adaptacji, więc siłą rzeczy miałam taką samą zagwozdkę, jak Hercules Poirot. Od początku miałam swoich głównych podejrzanych, jednak kilka rzeczy mi się nie zgadzało, więc siedziałam grzecznie, przysłuchując się przesłuchaniom pasażerów. Byłam szczerze zaskoczona, gdy na jaw wyszła prawdziwa tożsamość ofiary i co mogło stanowić motyw zbrodni.
Niemniej nie zmienia to faktu, że rozwiązania zagadki domyśliłam się na kilka scen przed naszym światowej sławy detektywem (poza jednym drobnym szczegółem [SPOILER: Michelle Pfeiffer nie wygląda jak babcia dorosłej kobiety, więc nie domyśliłam się w jaki sposób jest powiązana z ofiarą], więc nie poczułam się w żaden sposób olśniona pod koniec filmu. Wręcz przeciwnie, miałam ochotę pociągnąć Poirota za te jego cudownie dziwaczne wąsy i pokazać, co mu umyka. Niemal zaczęłam się nudzić i trzymać kciuki za nagły, ekscytujący zwrot akcji, bo robiło się mniej dynamicznie. Myślałam, że zakończenie śledztwa będzie pokazane bardziej... sama nie wiem... spektakularnie? Pytanie tylko, czy to, że odgadłam zagadkę, naprawdę jest wadą? Chyba nie bardzo, skoro „Morderstwa w Orient Expressie” jest niezwykle popularną i wielokrotnie ekranizowaną książką. Podejrzewam, że wiele osób oglądających tę produkcję będzie doskonale zdawać sobie sprawę, jaki będzie wynik śledztwa.
Właśnie to dzieje się w „Morderstwie w Orient Expressie". Powszechnie znany i doceniany detektyw Hercules Poirot (Kenneth Branagh) zostaje poproszony o pomoc w rozwikłaniu pewnej sprawy, więc musi skrócić swoje wakacje i czym prędzej dostać się na miejsce zbrodni. W tym celu wsiada do luksusowego pociągu — Orient Expressu. Powoli poznajemy jego współtowarzyszy podróży między innymi niezwykle pobożną i niezwykle depresyjną Pilar Estravados (Penélope Cruz), niezwykle bogatą Księżnę Dragomiroff (Judi Dench) i jej służkę, niezwykle agresywnego Hrabiego Rudolpha Andrenyi (Sergei Polunin) z ukochaną, czy dość nerwowego Edwarda Ratchetta (Johnny Depp). Ten ostatni ma prawo się niepokoić, bo od pewnego czasu otrzymuje listy z pogróżkami. Postanawia nie bagatelizować zagrożenia i wynająć Poirota do ochrony, jednak spotyka się z odmową. Na drugi dzień jest już martwy, a morderca wciąż jest w pociągu. Tym sposobem wszyscy stają się podejrzani.
Osobiście nie uśmiechałabym się trzymając list z pogróżkami... chyba, że byłabym nadawcą. |
Lubię kryminały Agaty Christie, jednak jakimś cudem "Morderstwa w Orient Expressie" dotąd nie czytałam, ani nie nie oglądałam wcześniejszych filmowych adaptacji, więc siłą rzeczy miałam taką samą zagwozdkę, jak Hercules Poirot. Od początku miałam swoich głównych podejrzanych, jednak kilka rzeczy mi się nie zgadzało, więc siedziałam grzecznie, przysłuchując się przesłuchaniom pasażerów. Byłam szczerze zaskoczona, gdy na jaw wyszła prawdziwa tożsamość ofiary i co mogło stanowić motyw zbrodni.
Niemniej nie zmienia to faktu, że rozwiązania zagadki domyśliłam się na kilka scen przed naszym światowej sławy detektywem (poza jednym drobnym szczegółem [SPOILER: Michelle Pfeiffer nie wygląda jak babcia dorosłej kobiety, więc nie domyśliłam się w jaki sposób jest powiązana z ofiarą], więc nie poczułam się w żaden sposób olśniona pod koniec filmu. Wręcz przeciwnie, miałam ochotę pociągnąć Poirota za te jego cudownie dziwaczne wąsy i pokazać, co mu umyka. Niemal zaczęłam się nudzić i trzymać kciuki za nagły, ekscytujący zwrot akcji, bo robiło się mniej dynamicznie. Myślałam, że zakończenie śledztwa będzie pokazane bardziej... sama nie wiem... spektakularnie? Pytanie tylko, czy to, że odgadłam zagadkę, naprawdę jest wadą? Chyba nie bardzo, skoro „Morderstwa w Orient Expressie” jest niezwykle popularną i wielokrotnie ekranizowaną książką. Podejrzewam, że wiele osób oglądających tę produkcję będzie doskonale zdawać sobie sprawę, jaki będzie wynik śledztwa.
Kto okaże się prawdziwym zbrodniarzem? |
W „Morderstwie w Orient Expressie” najbardziej zachwyciło mnie to, jak pięknie został zrealizowany. Wiele scen dosłownie zapierało dech! Genialne kadry, scenograficzne i kostiumowe detale również stanowią ogromną zaletę. Widać, że film był wysokobudżetowy nie tylko po znakomitej obsadzie aktorskiej. A wierzcie mi, Johnny Depp, Judi Dench, czy Willem Dafoe okazali się fenomenalni w swoich rolach. Pozostali aktorzy również stanęli na wysokości zadania i tchnęli w swoje postacie to coś, co wyróżniało ich na tle pozostałych. Wbrew wszystkim uważam, że Kenneth Branagh także bardzo dobrze sprawdził się w głównej roli i pasuje mi jako Hercules Poirot.
Zachwalam, zachwalam, a jednak czegoś mi zabrakło. Liczyłam na odrobinę więcej emocji. Więcej zaskoczeń. Więcej... cóż... po troszku wszystkiego. Nie zrozumcie mnie źle, uważam „Morderstwo w Orient Expressie” za naprawdę całkiem niezły film i szczerze go Wam polecam, bo najpewniej będziecie się na nim dobrze bawić. Jednak spodziewałam się po nim czegoś więcej. Być może zbyt dużo od niego wymagałam, ale to ja, więc zawsze muszę choć trochę po marudzić, nawet gdy film mi się podoba. Nie przejmujcie się tym, idźcie oglądać, bo jest duże prawdopodobieństwo, że Was zachwyci!
Zachwalam, zachwalam, a jednak czegoś mi zabrakło. Liczyłam na odrobinę więcej emocji. Więcej zaskoczeń. Więcej... cóż... po troszku wszystkiego. Nie zrozumcie mnie źle, uważam „Morderstwo w Orient Expressie” za naprawdę całkiem niezły film i szczerze go Wam polecam, bo najpewniej będziecie się na nim dobrze bawić. Jednak spodziewałam się po nim czegoś więcej. Być może zbyt dużo od niego wymagałam, ale to ja, więc zawsze muszę choć trochę po marudzić, nawet gdy film mi się podoba. Nie przejmujcie się tym, idźcie oglądać, bo jest duże prawdopodobieństwo, że Was zachwyci!
Ps. Macie swoją ulubioną część przygód Herculesa Poirota, którą chcielibyście, by zekranizowano? "Morderstwo na Nilu" już oficjalnie potwierdzono, więc zobaczymy, co będzie dalej.
Ps2. Jeśli kojarzycie inne, dobre filmy, w których akcja dzieje się w zamkniętej lokalizacji, a morderca musi ukrywać się wśród świadków, to podrzućcie kilka tytułów ciekawych w komentarzach.
0 Komentarze