Swoją przygodę z azjatyckimi serialami zaczynałam od koreańskich dram. Byłam wierna i trzymałam się ich przez ponad rok, jednak po tym czasie i masie rozgryzionych schematów, postanowiłam poszerzyć horyzonty i sprawdzić, jak na ich tle wypadną chińskie dramy. Muszę przyznać, że od pierwszego odcinka byłam naprawdę zaskoczona i nie mogłam się powstrzymać przed podzieleniem się z Wami różnicami, które dotychczas zaobserwowałam.
Ps. A Wy jakie dramy najbardziej lubicie? Koreańskie? Chińskie? A może japońskie, tajlandzkie lub tajwańskie? Koniecznie dajcie znać, a przy okazji podzielcie się informacją, od których zaczynaliście!
Ps2. Przy okazji możecie podzielić się swoimi ulubionymi chińskimi dramami, bo chcę kontynuować podróż i dojść do ich dram historycznych.
Aspekty techniczne
Długość odcinków koreańskich dram to zazwyczaj godzina z hakiem, czyli prawie jak pełnometrażowy film. To sporo. Wyjątek stanowią web dramy, które trwają kilkanaście minut. W przypadku chińskich sprawa wygląda inaczej, bo odcinek c-dramy trwa około 40 minut, a i od tego trzeba jeszcze odjąć opening i zakończenie, więc w sumie wychodzi niewiele ponad półgodziny. To miła odmiana, zwłaszcza dla tych, którzy są przyzwyczajeni do długości amerykańskich seriali. Niemniej trzeba przyznać, że mimo wszystko c-dramy mają znacznie więcej odcinków od tych koreańskich. Od 24 do 32 to zazwyczaj standard, a przynajmniej na takie ilości trafiałam podczas mojego małego chińskiego eksperymentu. Dla porównania koreańskie seriale mają zazwyczaj od 16 do 20. Innymi słowy oglądanie całej k-dramy zajmuje tyle samo czasu, co oglądanie c-dramy, z tym, że ta ostatnia ma mniej retrospekcji. Skąd taka różnica? Cóż... obstawiam, że to dlatego, że Chińczycy zrezygnowali z przydługich i zbyt częstych retrospekcji, które potrafią niemal w całości zapchać cały odcinek k-dram. Niestety nie żartuję. Koreańscy scenarzyści są najwyraźniej przekonani, że widzowie mają pamięć złotej rybki, dlatego potrafią po 5 minutach przypomnieć scenę, którą dopiero oglądaliśmy, a później znów ją przypomnieć po kilkunastu minutach i w kolejnych kilku odcinkach. Oczywiście w końcowych będzie się pojawiało całe combo retrospekcyjnych scen. W sumie oglądając k-dramę wystarczy obejrzeć dwa ostatnie odcinki i tak człowiek połapie się w fabule i nie ma w nich miejsca na jakiekolwiek niedomówienia!
Jednak w chińskich twórcy poszli w inną stronę i zamiast przypominać nam co chwilę, coś co widzieliśmy przed momentem wolą od razu zaspoilerować nam całą fabułę w openingu. Nie żartuję! Nacięłam się tak oglądając "The Starry Night, The Starry Sea" - niczego nieświadoma oglądałam początek, a tam po kilku minutach zobaczyłam urywki z całej fabuły z zakończeniem włącznie. Spoilery tak bardzo! Dlatego, jeśli nie chcecie psuć sobie frajdy z oglądania i marnować przy każdym odcinku kilku minut z życia, radzę je przewijać, a także wyłączać zaraz po zakończeniu, bo po nim ponownie zaczyna się seria spoilerów. Nie do końca zrozumiałam, jaki cel mają chińscy twórcy w zdradzaniu całej fabuły dwukrotnie w każdym odcinku, ale zdecydowanie nie podoba mi się to!
O tak szybko uciekają odcinki c-dram! |
Jednak w chińskich twórcy poszli w inną stronę i zamiast przypominać nam co chwilę, coś co widzieliśmy przed momentem wolą od razu zaspoilerować nam całą fabułę w openingu. Nie żartuję! Nacięłam się tak oglądając "The Starry Night, The Starry Sea" - niczego nieświadoma oglądałam początek, a tam po kilku minutach zobaczyłam urywki z całej fabuły z zakończeniem włącznie. Spoilery tak bardzo! Dlatego, jeśli nie chcecie psuć sobie frajdy z oglądania i marnować przy każdym odcinku kilku minut z życia, radzę je przewijać, a także wyłączać zaraz po zakończeniu, bo po nim ponownie zaczyna się seria spoilerów. Nie do końca zrozumiałam, jaki cel mają chińscy twórcy w zdradzaniu całej fabuły dwukrotnie w każdym odcinku, ale zdecydowanie nie podoba mi się to!
Jeszcze jedna różnica jest warta wspomnienia, czyli liczba sezonów! Legendy głoszą, że istnieją koreańskie dramy, które mają drugi sezon, jednak do tej pory takiej nie oglądałam. Z kolei w c-dramach emisja drugiego sezonu wydaje się standardem. Co prawda czasami ów drugi sezon ma niewiele wspólnego z pierwszym, bo grają w nim inni aktorzy (np. planowana kontynuacja "My Amazing Boyfriend") lub grają ci sami aktorzy, ale wydarzenia rozgrywają się z innymi bohaterami w innych czasach (np. "The Starry Night, The Starry Sea").
Bohaterowie
Bohaterowie koreańskich dram przypominają postacie z bajek Disneya. Ona jest niemal zawsze dobrą, grzeczną, biedną, pracowitą dziewczynką, która nie posiada żadnych wad, ale i tak całe zło tego świata spadło jej na głowę. Często na jej drodze staje zła przeciwniczka, która ma lepszy styl, więcej kasy, a przy okazji jest strasznie próżną jędzą. Kojarzycie taki typ, prawda? To teraz wyobraźcie sobie, że w chińskich dramach role się odwracają i bogata jędza zostaje główną bohaterką, a sierotka Marysia czasami jest jej rywalką! Przeżyłam szok! Nie wiedziałam nawet, że tak się da, a tu proszę - już w pierwszej obejrzanej c-dramie trafiłam na taką zamianę. Muszę przyznać, że uwielbiam obserwować tę biedną dziewczynkę, która bez korzyści z bycia główną bohaterką musi sobie radzić sama ze swoimi problemami. To fascynujące!
Niestety są też pewne problemy z postaciami damskimi. W k-dramach nie byłam nigdy ich fanką, bo na moje oko były zbyt piskliwe i bierne. W c-dramach jest znacznie lepiej, jednak talent aktorski Chinek jest żenujący. Na początku sądziłam, że ich wersja płaczu jest... czy ja wiem... jakąś wersją parodii lub ma pasować do charakteru postaci? Jednak szybko się okazało, że one zwyczajnie nie mają za grosz talentu i stąd taka farsa. Boję się zastanawiać nad tym, jakim cudem dostają główne role. Za to ich koreańskie koleżanki po fachu przynajmniej potrafią grać i tego nie można im odmówić tylko dlatego, że reżyser pisze im beznadziejne role.
Istnieje też pewna różnica w kreacjach bohaterów płci męskiej. W k-dramach główna postać męska robi strasznego chama, który i tak często ratuje swą dramę z opresji, a ona się w nim momentalnie zakochuje zapominając, jak ciągle ją dręczył. Dziewczę zapomina również o swoim drugim adoratorze, który robi za prawdziwego rycerza, jednak najwyraźniej jest zbyt dobry, więc trzeba go szklany kapciem w tyłek kopnąć (naprawdę piękny dajemy facetom model zachowania!). Przez taki schemat ciągle chorowałam na Second Lead Syndrome. Jeśli Wy również, to pocieszy Was fakt, że w chińskich dramach Ten Drugi bardzo często okazuje się Tym Pierwszym, więc SLS rzadko się pojawia. I ponownie, jestem zaskoczona, ponieważ nagle okazuje się, że twórcy nie lubią kopać leżącego, ani promować chamów na idealnych partnerów. Ponownie: To tak się da?!
Właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy aby przypadkiem scenarzyści c-dram nie przerabiali fanficków na scenariusze? W końcu z jakiegoś powodu przygarnęli bohaterów odrzucanych w k-dramach i napisali im szczęśliwe zakończenia.
A skoro o zakończeniach mowa, to w c-dramach też często różnią się od tych, które znałam. Od twórców z Korei Południowej niemal zawsze dostaje dwa rodzaje zakończeń: najczęściej happy end, a czasami zdarza się bardzo smutne zakończenie. W Chińskich zbyt często trafiam na niejasne - ani dobre, ani złe. Zwyczajnie nie mam bladego pojęcia, co tam właściwie się stało. Być może istnieją osoby, które lubią niedopowiedzenia, ale ja zdecydowanie się do nich nie zaliczam i szlag mnie trafia, gdy po kilkunastu, czy kilkudziesięciu godzinach oglądania kończę dramę nie wiedząc, jak zakończyła się cała historia. Noż %$@#$!
Podsumowując jestem zdumiona, jak ogromne są różnice pomiędzy azjatyckimi serialami w zależności od tego, w jakim kraju się je produkuje. Początkowo sądziłam, że tylko język będzie inny (swoją drogą mandaryński okazał się znacznie przyjemniejszy w słuchaniu, niż koreański, chociaż aktualnie to ten drugi jest dla mnie bardziej zrozumiały). Muszę przyznać, że c-dramy okazały się genialną odskocznią, która wywróciła znany mi schemat do góry nogami. Pod tym względem mnie zachwyciły. Niemniej przy dłuższym oglądaniu zaczęłam odrobinę się nudzić, albo raczej tęsknić za k-dramami, które w ostatecznym rozrachunku na chwilę obecną uważam za znacznie lepsze. Niemniej nie przerywam przygody i mam nadzieję, że niebawem wrócę z kolejnym artykułem na ich temat, nim przejdę do dram japońskich.
Słodka, biedna i nieogarnięta życiowo - w Korei byłaby główną bohaterką. W Chinach szara myszka zostaje szarą myszką. |
Niestety są też pewne problemy z postaciami damskimi. W k-dramach nie byłam nigdy ich fanką, bo na moje oko były zbyt piskliwe i bierne. W c-dramach jest znacznie lepiej, jednak talent aktorski Chinek jest żenujący. Na początku sądziłam, że ich wersja płaczu jest... czy ja wiem... jakąś wersją parodii lub ma pasować do charakteru postaci? Jednak szybko się okazało, że one zwyczajnie nie mają za grosz talentu i stąd taka farsa. Boję się zastanawiać nad tym, jakim cudem dostają główne role. Za to ich koreańskie koleżanki po fachu przynajmniej potrafią grać i tego nie można im odmówić tylko dlatego, że reżyser pisze im beznadziejne role.
Istnieje też pewna różnica w kreacjach bohaterów płci męskiej. W k-dramach główna postać męska robi strasznego chama, który i tak często ratuje swą dramę z opresji, a ona się w nim momentalnie zakochuje zapominając, jak ciągle ją dręczył. Dziewczę zapomina również o swoim drugim adoratorze, który robi za prawdziwego rycerza, jednak najwyraźniej jest zbyt dobry, więc trzeba go szklany kapciem w tyłek kopnąć (naprawdę piękny dajemy facetom model zachowania!). Przez taki schemat ciągle chorowałam na Second Lead Syndrome. Jeśli Wy również, to pocieszy Was fakt, że w chińskich dramach Ten Drugi bardzo często okazuje się Tym Pierwszym, więc SLS rzadko się pojawia. I ponownie, jestem zaskoczona, ponieważ nagle okazuje się, że twórcy nie lubią kopać leżącego, ani promować chamów na idealnych partnerów. Ponownie: To tak się da?!
Właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy aby przypadkiem scenarzyści c-dram nie przerabiali fanficków na scenariusze? W końcu z jakiegoś powodu przygarnęli bohaterów odrzucanych w k-dramach i napisali im szczęśliwe zakończenia.
A skoro o zakończeniach mowa, to w c-dramach też często różnią się od tych, które znałam. Od twórców z Korei Południowej niemal zawsze dostaje dwa rodzaje zakończeń: najczęściej happy end, a czasami zdarza się bardzo smutne zakończenie. W Chińskich zbyt często trafiam na niejasne - ani dobre, ani złe. Zwyczajnie nie mam bladego pojęcia, co tam właściwie się stało. Być może istnieją osoby, które lubią niedopowiedzenia, ale ja zdecydowanie się do nich nie zaliczam i szlag mnie trafia, gdy po kilkunastu, czy kilkudziesięciu godzinach oglądania kończę dramę nie wiedząc, jak zakończyła się cała historia. Noż %$@#$!
Podsumowując jestem zdumiona, jak ogromne są różnice pomiędzy azjatyckimi serialami w zależności od tego, w jakim kraju się je produkuje. Początkowo sądziłam, że tylko język będzie inny (swoją drogą mandaryński okazał się znacznie przyjemniejszy w słuchaniu, niż koreański, chociaż aktualnie to ten drugi jest dla mnie bardziej zrozumiały). Muszę przyznać, że c-dramy okazały się genialną odskocznią, która wywróciła znany mi schemat do góry nogami. Pod tym względem mnie zachwyciły. Niemniej przy dłuższym oglądaniu zaczęłam odrobinę się nudzić, albo raczej tęsknić za k-dramami, które w ostatecznym rozrachunku na chwilę obecną uważam za znacznie lepsze. Niemniej nie przerywam przygody i mam nadzieję, że niebawem wrócę z kolejnym artykułem na ich temat, nim przejdę do dram japońskich.
Ps. A Wy jakie dramy najbardziej lubicie? Koreańskie? Chińskie? A może japońskie, tajlandzkie lub tajwańskie? Koniecznie dajcie znać, a przy okazji podzielcie się informacją, od których zaczynaliście!
Ps2. Przy okazji możecie podzielić się swoimi ulubionymi chińskimi dramami, bo chcę kontynuować podróż i dojść do ich dram historycznych.
0 Komentarze