Mitologia grecka jest powszechnie znana i ceniona, dlatego niejednokrotnie staje się inspiracją dla współczesnych autorów, którzy wyciągają z niej co chcą na użytek tworzenia nowych historii i bohaterów. Madeline Miller obrała inny kierunek. W "Kirke" odświeżyła mity i wykorzystując jedną z przewijających się na ich tle postaci, opowiedziała je na nowo łącząc je w zgrabną całość za pomocą córki Słońca.
Kirke jest córką Heliosa i nimfy imieniem Perseis, z którą tytan doczekał się czwórki potomstwa. Kirke była najstarsza, lecz najbardziej wyszydzana i nieprzydatna. Biernie znosiła obelgi, z trudem szukając choć okruszków miłości ze strony kogokolwiek, jednak ciągle była zdradzana i opuszczana. W końcu dopuściła się czynu, za który została wygnana na wyspę, z której nie mogła się ruszyć. Od tej pory właściwie poznajemy opowieść o jej zmaganiach z samotnością, którą często przerywają zarówno bogowie, jak i ludzie.
Mitologia grecka opiewa historie dzielnych, walecznych herosów i zazdrosnych bogów, którzy uwielbiają mieszać się w sprawy śmiertelników. Tymczasem Kirke, którą przedstawiła Madeline Miller nie jest ani waleczna, ani zazdrosna, lecz nieśmiało, często biernie przemyka przez mity niemal niezauważalnie odciskając na nich swój ślad. Historie zazwyczaj jej się przydarzają, a jeśli nawet wychodzą z jej inicjatywy, to najczęściej są następstwami lat, jeśli nie wieków przemyśleń. Kirke nie jest bohaterką, do których jestem przyzwyczajona. Nie jest przebojowa, specjalnie dzielna, czy nawet boska, a tego od bogini, tytanki i wiedźmy moglibyśmy przecież oczekiwać, prawda? Za to jest wytrwała, pracowita i cierpliwa. To dobre cechy, tylko nie bardzo pasują do głównych bohaterów, bo nawet biorąc pod uwagę, że opowieść Kirke ciągnie się przez wieki, to jest mało dynamiczna. Sennie snuta przez autorkę, która cierpliwie wplata swoją bohaterkę w życie ambitniejszych i śmielszych postaci z mitów - Dedala, Minotaura, Medei czy Odyseusza. To dość niespodziewane, że główna bohaterka zamiast być główną bohaterką z prawdziwego zdarzenia, jest spoiwem ich historii. Dziwnie czytać o postaci tak przeciętnej i to nie tylko na tle bogów, ale również śmiertelników. Nie zrozumcie mnie źle, w pewien sposób polubiłam Kirke, choć poziom jej gorzkich żali i wyrzutów sumienia dorównuje Oliverowi z "Arrow" i innym superbohaterom z seriali DC.
Przyzwyczaiłam się, że greccy bogowie, czy też ogólnie bogowie z większości mitologii, nie przepraszają, lecz biorą to, co do nich należy wraz z tym, co do nich nie należy, nie oglądając się na nikogo. Nie jestem pewna, czy Kirke wykreowana jako tak radykalne ich przeciwieństwo jest intrygującą odmianą wynikającą z odwagi autorki, która chciała nadać boskości ludzkiej twarzy, czy też może nieudanym eksperymentem. Naprawdę ciężko mi zdecydować. Moje niezdecydowanie wynika głównie z faktu, że taka odsłona Kirke zwyczajnie pasuje do tej sennej opowieści, która opowiada historie znane nam z mitologii z jej perspektywy. Taka bohaterka idealnie się wplata w mity. Przyznam, że czytanie "Kirke" było ciekawym doświadczeniem nawet, a może zwłaszcza gdy zna się "Iliadę" i "Odyseję" oraz całą mitologię. To nowy punkt widzenia. poskładany zgrabnie ze strzępów opowieści. Przy okazji, dzięki łatwiej ogarnąć chronologię zdarzeń z życia nieśmiertelnych. Pod tym względem szalenie mi się to podobało! Bawiłam się przednio poznając tę odświeżoną wersję zakurzonych herosów. Przy okazji widać, że autorka odrobiła pracę domową, ponieważ zamiast skupiać się na pojedynczym micie, jak wiele jej kolegów i koleżanek po fachu, zabrała nas w podróż przez mitologię.
[Spoiler] Mimo wszystko liczyłam, że Miller trochę rozbuduje historie związaną z Prometeuszem, którego przecież uwolniono mniej więcej w połowie powieści (biorąc pod uwagę wymienione wydarzeniach, choć o samym uwolnieniu Prometeusza autorka nie wspomina).
Pewnie mało Was to interesuje, ale mam w pokoju dwa regały - w jednym trzymam beletrystykę, a w drugim książki popularnonaukowe. Innymi słowy mitologie stoją w zupełnie inny miejscu, niż "Spętani przez bogów", czy inne powieści oparte na mitologii greckiej. Nie wiem gdzie ustawić "Kirke". Serio, mam dylemat, bo z jednej strony widzę tam rękę autorki i przemianę mitów, a z drugiej zbyt blisko jej do oryginału. Chyba na modłę bookstagrama będę musiała ustawić książki kolorami, zamiast tematycznie, przynajmniej będę miała problem z głowy.
Naprawdę mam mocno mieszane uczucia względem tej książki, bo spodziewałam się po niej czegoś zupełnie innego. Wielkich przygód, wyniosłych bohaterów, wspaniałych opowieści toczących się w zapierających dech krainach, a dostałam uwięzioną na wyspie Kirke, która przypomina okręt targany przez fale, bo kapitan zapomniał o istnieniu steru, wioseł i całego świata. Przez połowę książki byłam zawiedziona jest postawą szarej myszki. Ba! Czułam się oszukana! A jednak nie potrafiłam odłożyć książki. Wciągnęła mnie, zainteresowała i na swój sposób spodobała mi się. Łatwo się ją czytało, a w dodatku okładka to istne dzieło sztuki! Dla niej samej warto ją mieć na półce. Nie jestem tylko pewna, czy powinnam Wam polecić zawartość. Chyba trzeba kochać mitologię lub pragnąć ją pokochać, by być zadowolonym z czasu spędzonego z "Kirke".
Kirke jest córką Heliosa i nimfy imieniem Perseis, z którą tytan doczekał się czwórki potomstwa. Kirke była najstarsza, lecz najbardziej wyszydzana i nieprzydatna. Biernie znosiła obelgi, z trudem szukając choć okruszków miłości ze strony kogokolwiek, jednak ciągle była zdradzana i opuszczana. W końcu dopuściła się czynu, za który została wygnana na wyspę, z której nie mogła się ruszyć. Od tej pory właściwie poznajemy opowieść o jej zmaganiach z samotnością, którą często przerywają zarówno bogowie, jak i ludzie.
Mitologia grecka opiewa historie dzielnych, walecznych herosów i zazdrosnych bogów, którzy uwielbiają mieszać się w sprawy śmiertelników. Tymczasem Kirke, którą przedstawiła Madeline Miller nie jest ani waleczna, ani zazdrosna, lecz nieśmiało, często biernie przemyka przez mity niemal niezauważalnie odciskając na nich swój ślad. Historie zazwyczaj jej się przydarzają, a jeśli nawet wychodzą z jej inicjatywy, to najczęściej są następstwami lat, jeśli nie wieków przemyśleń. Kirke nie jest bohaterką, do których jestem przyzwyczajona. Nie jest przebojowa, specjalnie dzielna, czy nawet boska, a tego od bogini, tytanki i wiedźmy moglibyśmy przecież oczekiwać, prawda? Za to jest wytrwała, pracowita i cierpliwa. To dobre cechy, tylko nie bardzo pasują do głównych bohaterów, bo nawet biorąc pod uwagę, że opowieść Kirke ciągnie się przez wieki, to jest mało dynamiczna. Sennie snuta przez autorkę, która cierpliwie wplata swoją bohaterkę w życie ambitniejszych i śmielszych postaci z mitów - Dedala, Minotaura, Medei czy Odyseusza. To dość niespodziewane, że główna bohaterka zamiast być główną bohaterką z prawdziwego zdarzenia, jest spoiwem ich historii. Dziwnie czytać o postaci tak przeciętnej i to nie tylko na tle bogów, ale również śmiertelników. Nie zrozumcie mnie źle, w pewien sposób polubiłam Kirke, choć poziom jej gorzkich żali i wyrzutów sumienia dorównuje Oliverowi z "Arrow" i innym superbohaterom z seriali DC.
Przyzwyczaiłam się, że greccy bogowie, czy też ogólnie bogowie z większości mitologii, nie przepraszają, lecz biorą to, co do nich należy wraz z tym, co do nich nie należy, nie oglądając się na nikogo. Nie jestem pewna, czy Kirke wykreowana jako tak radykalne ich przeciwieństwo jest intrygującą odmianą wynikającą z odwagi autorki, która chciała nadać boskości ludzkiej twarzy, czy też może nieudanym eksperymentem. Naprawdę ciężko mi zdecydować. Moje niezdecydowanie wynika głównie z faktu, że taka odsłona Kirke zwyczajnie pasuje do tej sennej opowieści, która opowiada historie znane nam z mitologii z jej perspektywy. Taka bohaterka idealnie się wplata w mity. Przyznam, że czytanie "Kirke" było ciekawym doświadczeniem nawet, a może zwłaszcza gdy zna się "Iliadę" i "Odyseję" oraz całą mitologię. To nowy punkt widzenia. poskładany zgrabnie ze strzępów opowieści. Przy okazji, dzięki łatwiej ogarnąć chronologię zdarzeń z życia nieśmiertelnych. Pod tym względem szalenie mi się to podobało! Bawiłam się przednio poznając tę odświeżoną wersję zakurzonych herosów. Przy okazji widać, że autorka odrobiła pracę domową, ponieważ zamiast skupiać się na pojedynczym micie, jak wiele jej kolegów i koleżanek po fachu, zabrała nas w podróż przez mitologię.
[Spoiler] Mimo wszystko liczyłam, że Miller trochę rozbuduje historie związaną z Prometeuszem, którego przecież uwolniono mniej więcej w połowie powieści (biorąc pod uwagę wymienione wydarzeniach, choć o samym uwolnieniu Prometeusza autorka nie wspomina).
Pewnie mało Was to interesuje, ale mam w pokoju dwa regały - w jednym trzymam beletrystykę, a w drugim książki popularnonaukowe. Innymi słowy mitologie stoją w zupełnie inny miejscu, niż "Spętani przez bogów", czy inne powieści oparte na mitologii greckiej. Nie wiem gdzie ustawić "Kirke". Serio, mam dylemat, bo z jednej strony widzę tam rękę autorki i przemianę mitów, a z drugiej zbyt blisko jej do oryginału. Chyba na modłę bookstagrama będę musiała ustawić książki kolorami, zamiast tematycznie, przynajmniej będę miała problem z głowy.
Sprawdź: 11 książek z mitologią grecką w tle
Naprawdę mam mocno mieszane uczucia względem tej książki, bo spodziewałam się po niej czegoś zupełnie innego. Wielkich przygód, wyniosłych bohaterów, wspaniałych opowieści toczących się w zapierających dech krainach, a dostałam uwięzioną na wyspie Kirke, która przypomina okręt targany przez fale, bo kapitan zapomniał o istnieniu steru, wioseł i całego świata. Przez połowę książki byłam zawiedziona jest postawą szarej myszki. Ba! Czułam się oszukana! A jednak nie potrafiłam odłożyć książki. Wciągnęła mnie, zainteresowała i na swój sposób spodobała mi się. Łatwo się ją czytało, a w dodatku okładka to istne dzieło sztuki! Dla niej samej warto ją mieć na półce. Nie jestem tylko pewna, czy powinnam Wam polecić zawartość. Chyba trzeba kochać mitologię lub pragnąć ją pokochać, by być zadowolonym z czasu spędzonego z "Kirke".
0 Komentarze