Moja faza na zabójców i dobrze zakamuflowane światy przestępcze trwa i doprowadziło do obejrzenia anime "Katekyo Hitman Reborn!". W końcu jak mogłabym się oprzeć włosko-japońskiemu mafijnemu światu z potężnie rozbudowanym mechanizmem działania w cieniu naszej rzeczywistości? No nie mogłabym, więc oto przedstawiam tego efekty!
Tsuna jest przeciętnym dzieciakiem. No może jest poniżej przeciętnej, bo chyba we wszystkich możliwych dziedzinach jest wręcz epicko beznadziejny. Jest słabym uczniem, strasznym tchórzem i ciamajdą, w dodatku beznadziejnym w sporcie, nie ma przyjaciół i boi się odezwać do dziewczyny, która mu się podoba. Wyliczanie jego wad mogłoby zająć zbyt dużo miejsca, więc ograniczę się do stwierdzenia, że straszna z niego lama. Chyba jedyna rzecz, która mu wyszła w życiu to geny, co jak wiecie raczej nie jest jego zasługą. Niemniej Tsuna okazał się potomkiem Giotto a.k.a. Vongola Primo, który był założycielem i pierwszym szefem mafijnej rodziny Vongola. Aktualny szef (Dziewiąty) postanowił więc wyznaczyć Tsunę na swojego następcę - Dziesiątego. W tym celu wysłał do niego domowego korepetytora - Reborna. Może nie byłoby nic dziwnego w tym, że włoska mafia wyznacza nastoletniego japończyka na nowego przywódcę i wysyła do niego najlepszego zabójcę, by go przeszkolił, gdyby nie to, że Reborn jest dzieckiem, a jego metodą nauczania jest strzelanie w przyszłego mafijnego bossa mistycznymi kulami ostatniej woli, które dają mu niesamowitą, choć krótkotrwałą siłę... taką, że dosłownie bali mu się czoło i niszczy ubrania, po czym lata w bokserkach po mieście. Wiem, jak to zabrzmiało, ale spokojnie - to nie koniec dziwnych rzeczy.
Jeśli miałabym opisać "Katekyo Hitman Reborn" w dwóch słowach, to było by to: Test cierpliwości. Pierwsze dwadzieścia odcinków skupia się na poznawaniu kolejnych bohaterów, którzy dołączają do 'rodziny' Dziesiątego, niestety ta część jest tak szablonowa i nudna, że gdybym nie była chora (czyt. miała siłę wymyślić co innego obejrzeć), a także mocno nie uparła się, by dotrwać do momentu, gdy będzie więcej Hibariego, to ten tekst nigdy by nie powstał. Dzięki tym sprzyjającym okolicznością teraz mogę Wam napisać, że po tym byle jakim wstępie historia nabiera tempa. Powoli zaczynają się pojawiać spójne wątki ciągnące się przez kilka odcinków, jak choćby starcie z uciekinierami z mafijnego więzienia, czy walka o pierścienie z Varią. Niemniej dopiero druga połowa anime, gdy bohaterowie trafiają do przyszłości, zaczyna się robić naprawdę ciekawa.
Jestem ogromną fanką fantastycznych światów ukrytym w naszej rzeczywistości, dlatego muszę przyznać, że sam pomysł na anime jest świetny i ciekawie przemyślany. Akira Amano stworzyła rozbudowany świat, w którym rodziny mafijne sprzymierzają się wokół największych rodzin i konkurują, mają wspólne prawa, tradycje, więzienia mafijne, czy mafijny park rozrywki. Niemniej każda rodzina ma inne magiczne artefakty (chyba tak to najlepiej nazwać). Przykładowo wspomniane wcześniej magiczne naboje Ostatniej Woli są wytwarzane w rodzinie Vongola, u nich również istnieją potężne pierścienie dla szefa i jego siedmiu strażników, które skrywają w sobie niezwykłą moc.
To chyba odpowiedni czas, by przyjrzeć się rodzinie Dziesiątego i Strażnikom. Warto wspomnieć, że są wśród nich głównie licealiści. Wyjątek stanowi Lambo, który jest dzieckiem przebranym za krowę (okey, ja też w zimie chodzę ciągle w jednorożcowym kigurumi, ale mam też inne ubrania. Lambo zdaje się nie mieć). Nie mam pojęcia, jak głupi trzeba być, by zrobić z tego nieporadnego, płaczliwego dzieciaka z ADHD Strażnika Błyskawicy, bo słowo daje nie ma z niego najmniejszego pożytku i lepiej sprawdziłaby się w tej roli prawdziwa krowa. Niewiele poprawia fakt, że posiada dziesięcioletnią bazukę, która przywołuje jego o dziesięć lat starszą wersję (dalej dość nieporadną). Niemniej Lambo jako postać jest niesamowicie zabawny i sceny z jego udziałem naprawdę bawią. Zresztą ogólnie bohaterowie "Katekyo Hitman Reborn!" są największą zaletą tego anime. Każdy z nich jest inny i dobrze wykreowany, a w dodatku z odcinka na odcinek dojrzewa. To naprawdę mocny plus, a przy okazji biorąc pod uwagę ich różnorodność, każdy powinien znaleźć kogoś, kogo polubi. Dla mnie takim bohaterem był początkowo Hibarii, ale chyba zwyczajnie przyciągają mnie tacy wiecznie wkurzeni i małomówni. Ich problemem jest to, że szybko zaczynają nudzić, jeśli się nie rozwijają. Tym sposobem moją uwagę odciągnął Hayato Gokudera, którego rozwój naprawdę warto śledzić.
Niemniej, gdyby teraz ktoś mnie zapytał o ulubioną postać, to zdecydowanie postawiłabym na Flana i Squalo, członków Varii, czyli elitarnej grupy zabójców należących do rodziny Vongola. Oczywiście, że antagoniści musieli mnie kupić... jestem taka przewidywalna. Niemniej odcinki z Varią są najlepszymi epizodami w tym anime, a największym błędem Akiry Amano było skupienie się wokół przygód protagonistów, zamiast poświęcić całą serię Varii. Wówczas zdecydowanie nie byłoby na co narzekać.
Teraz mogę jedynie napisać, że całość miała zbyt długi i zbyt dziecinny wstęp do właściwej historii, która skończyła się o kilka odcinków zbyt szybko. Zabrakło mi wyjaśnień kilku wątków (możliwe, że pojawiły się w mandze, ale zdecydowanie nie było ich w anime). Przykładowo przez liczne retrospekcje dostaliśmy strzępy informacji poświęcone powstaniu Arcobaleno, ale obszerniejsze wyjaśnienie zostało pominięte. Takie braki mnie irytują, przez co zaniżają ogólną ocenę, niemniej i tak muszę przyznać, że całkiem przyjemnie się to oglądało. Niektóre momenty były przezabawne, niektóre historie wciągające, a niemal wszyscy bohaterowie wprost zachwycający pod względem swojej różnorodności i wzajemnych relacji. Element fantastyczny i sam pomysł na mafijny świat totalnie mnie urzekł, więc ogólnie oceniam na plus.
Ps. Z racji tego, że dalej jestem zawirusowana i mój mózg przyjmuje jedynie anime, możecie mi coś polecić dobrego.
Ps2. Przy okazji dajcie znać, jaki jest Wasz ulubiony bohater z dowolnego anime.
[Spoilery dziko hasają po tekście - czujcie się ostrzeżeni]
Tsuna jest przeciętnym dzieciakiem. No może jest poniżej przeciętnej, bo chyba we wszystkich możliwych dziedzinach jest wręcz epicko beznadziejny. Jest słabym uczniem, strasznym tchórzem i ciamajdą, w dodatku beznadziejnym w sporcie, nie ma przyjaciół i boi się odezwać do dziewczyny, która mu się podoba. Wyliczanie jego wad mogłoby zająć zbyt dużo miejsca, więc ograniczę się do stwierdzenia, że straszna z niego lama. Chyba jedyna rzecz, która mu wyszła w życiu to geny, co jak wiecie raczej nie jest jego zasługą. Niemniej Tsuna okazał się potomkiem Giotto a.k.a. Vongola Primo, który był założycielem i pierwszym szefem mafijnej rodziny Vongola. Aktualny szef (Dziewiąty) postanowił więc wyznaczyć Tsunę na swojego następcę - Dziesiątego. W tym celu wysłał do niego domowego korepetytora - Reborna. Może nie byłoby nic dziwnego w tym, że włoska mafia wyznacza nastoletniego japończyka na nowego przywódcę i wysyła do niego najlepszego zabójcę, by go przeszkolił, gdyby nie to, że Reborn jest dzieckiem, a jego metodą nauczania jest strzelanie w przyszłego mafijnego bossa mistycznymi kulami ostatniej woli, które dają mu niesamowitą, choć krótkotrwałą siłę... taką, że dosłownie bali mu się czoło i niszczy ubrania, po czym lata w bokserkach po mieście. Wiem, jak to zabrzmiało, ale spokojnie - to nie koniec dziwnych rzeczy.
Jeśli miałabym opisać "Katekyo Hitman Reborn" w dwóch słowach, to było by to: Test cierpliwości. Pierwsze dwadzieścia odcinków skupia się na poznawaniu kolejnych bohaterów, którzy dołączają do 'rodziny' Dziesiątego, niestety ta część jest tak szablonowa i nudna, że gdybym nie była chora (czyt. miała siłę wymyślić co innego obejrzeć), a także mocno nie uparła się, by dotrwać do momentu, gdy będzie więcej Hibariego, to ten tekst nigdy by nie powstał. Dzięki tym sprzyjającym okolicznością teraz mogę Wam napisać, że po tym byle jakim wstępie historia nabiera tempa. Powoli zaczynają się pojawiać spójne wątki ciągnące się przez kilka odcinków, jak choćby starcie z uciekinierami z mafijnego więzienia, czy walka o pierścienie z Varią. Niemniej dopiero druga połowa anime, gdy bohaterowie trafiają do przyszłości, zaczyna się robić naprawdę ciekawa.
Jestem ogromną fanką fantastycznych światów ukrytym w naszej rzeczywistości, dlatego muszę przyznać, że sam pomysł na anime jest świetny i ciekawie przemyślany. Akira Amano stworzyła rozbudowany świat, w którym rodziny mafijne sprzymierzają się wokół największych rodzin i konkurują, mają wspólne prawa, tradycje, więzienia mafijne, czy mafijny park rozrywki. Niemniej każda rodzina ma inne magiczne artefakty (chyba tak to najlepiej nazwać). Przykładowo wspomniane wcześniej magiczne naboje Ostatniej Woli są wytwarzane w rodzinie Vongola, u nich również istnieją potężne pierścienie dla szefa i jego siedmiu strażników, które skrywają w sobie niezwykłą moc.
To chyba odpowiedni czas, by przyjrzeć się rodzinie Dziesiątego i Strażnikom. Warto wspomnieć, że są wśród nich głównie licealiści. Wyjątek stanowi Lambo, który jest dzieckiem przebranym za krowę (okey, ja też w zimie chodzę ciągle w jednorożcowym kigurumi, ale mam też inne ubrania. Lambo zdaje się nie mieć). Nie mam pojęcia, jak głupi trzeba być, by zrobić z tego nieporadnego, płaczliwego dzieciaka z ADHD Strażnika Błyskawicy, bo słowo daje nie ma z niego najmniejszego pożytku i lepiej sprawdziłaby się w tej roli prawdziwa krowa. Niewiele poprawia fakt, że posiada dziesięcioletnią bazukę, która przywołuje jego o dziesięć lat starszą wersję (dalej dość nieporadną). Niemniej Lambo jako postać jest niesamowicie zabawny i sceny z jego udziałem naprawdę bawią. Zresztą ogólnie bohaterowie "Katekyo Hitman Reborn!" są największą zaletą tego anime. Każdy z nich jest inny i dobrze wykreowany, a w dodatku z odcinka na odcinek dojrzewa. To naprawdę mocny plus, a przy okazji biorąc pod uwagę ich różnorodność, każdy powinien znaleźć kogoś, kogo polubi. Dla mnie takim bohaterem był początkowo Hibarii, ale chyba zwyczajnie przyciągają mnie tacy wiecznie wkurzeni i małomówni. Ich problemem jest to, że szybko zaczynają nudzić, jeśli się nie rozwijają. Tym sposobem moją uwagę odciągnął Hayato Gokudera, którego rozwój naprawdę warto śledzić.
Niemniej, gdyby teraz ktoś mnie zapytał o ulubioną postać, to zdecydowanie postawiłabym na Flana i Squalo, członków Varii, czyli elitarnej grupy zabójców należących do rodziny Vongola. Oczywiście, że antagoniści musieli mnie kupić... jestem taka przewidywalna. Niemniej odcinki z Varią są najlepszymi epizodami w tym anime, a największym błędem Akiry Amano było skupienie się wokół przygód protagonistów, zamiast poświęcić całą serię Varii. Wówczas zdecydowanie nie byłoby na co narzekać.
Teraz mogę jedynie napisać, że całość miała zbyt długi i zbyt dziecinny wstęp do właściwej historii, która skończyła się o kilka odcinków zbyt szybko. Zabrakło mi wyjaśnień kilku wątków (możliwe, że pojawiły się w mandze, ale zdecydowanie nie było ich w anime). Przykładowo przez liczne retrospekcje dostaliśmy strzępy informacji poświęcone powstaniu Arcobaleno, ale obszerniejsze wyjaśnienie zostało pominięte. Takie braki mnie irytują, przez co zaniżają ogólną ocenę, niemniej i tak muszę przyznać, że całkiem przyjemnie się to oglądało. Niektóre momenty były przezabawne, niektóre historie wciągające, a niemal wszyscy bohaterowie wprost zachwycający pod względem swojej różnorodności i wzajemnych relacji. Element fantastyczny i sam pomysł na mafijny świat totalnie mnie urzekł, więc ogólnie oceniam na plus.
Ps. Z racji tego, że dalej jestem zawirusowana i mój mózg przyjmuje jedynie anime, możecie mi coś polecić dobrego.
Ps2. Przy okazji dajcie znać, jaki jest Wasz ulubiony bohater z dowolnego anime.
0 Komentarze