Rozwój sztucznej inteligencji idzie nam zaskakująco szybko. Modele prezentowane światu wciąż niemal równie fascynują, co przerażają. Być może już niebawem ludzkość sprawi, że roboty będą do złudzenia przypominać ludzi i wmieszają się w tłum. Czekacie na taką przyszłość, czy wręcz przeciwnie obawiacie się, że niebawem zostaniecie zastąpieni? Niezależnie od odpowiedzi, powinniście posłuchać o fabule pewnej koreańskiej dramy - Are You Human Too"!
Laura Oh jest światowej klasy specjalistą w kwestii robotyki, więc gdy pewnego dnia jej mąż ginie, a syn zostaje siłą uprowadzony przez dziadka, postanawia zbudować robota obdarzonego sztuczną inteligencją, wyglądającego dokładnie tak samo, jak jej syn. Roboty mają jednak to do siebie, że nie dorastają tak, jak żywe dzieci, więc pani doktor co kilka lat musiała budować nowego robota i transferować do niego pamięć poprzednika. I tak oto Nam Shin III (Seo Kang Joon) wyrósł na zdrowego robocika o dobrym procesorze, który wiedział, że płaczących trzeba przytulać, a zagrożonych ludzi ratować. Stwórca byłby dumny! Życie robota zaczyna się komplikować, gdy prawdziwy syn pani Oh postanawia ją odnaleźć i zostaje potrącony przez samochód (z premedytacją kierującego), a następnie wpada w śpiączkę. Wtedy ludzie wpadają na genialny plan, by w tajemnicy zastąpić człowieka jest robocim sobowtórem.
Pomysł zacny, choć z pewnością ryzykowny, skoro robot przez wszystkie lata swojego istnienia jedynie raz wyszedł na miasto. Dodatkowo jest skrajnie różny od swojego pierwowzoru. Ludzki Nam Shin zachowuje się jak rozpieszczony, nazbyt agresywny i mało kompetentny dzieciak, podczas gdy (i)Nam Shin jest kwintesencją dobrego serca (gdyby miał serce), bystry, współczujący i ciepły, jak wiosenne słoneczko.
W zasadzie ciężko ich pomylić, co przy okazji dowodzi, jak dobrym aktorem jest Seo Kang Joon. Może nie tak dobrym (a raczej nie miał możliwości, aż tak się popisać), jak Ji Sung, który w "Kill Me, Heal Me" perfekcyjnie odegrał aż siedem osobowości, jednak Seo Kang Joon naprawdę nieźle odegrał dwie postacie jednocześnie. Zresztą co tu dużo ukrywać, wszyscy, którzy widzieli go jako In Ho w "Cheese in the Trap" z pewnością wiedzą, że aktorem jest utalentowanym. Zresztą pozostali członkowie obsady "Are You Human" też sprawdzili się całkiem nieźle. Gong Seung Yeon jako So Bong nie była tak irytująca, jak przeciętna główna bohaterka dramy, więc uznaje to za ogromny plus, a skoro o niej mowa, to przejdźmy do romansu.
W koreańskich dramach bardzo często występują romanse międzygatunkowe (albo przynajmniej ja najchętniej sięgając po fantastykę, z takimi się stykam), jak romans człowieka z kosmitą, bogiem, syreną, czy gumiho, i zawsze doskonale wiemy, jak to się skończy - mimo przeciwności losu bohaterowie znajdują sposób, by być razem. To zwyczajnie oczywiste. Jednak tym razem, w przypadku romansu człowieka i robota, miała poważny problem, bo nie wierzyłam, że koreańscy twórcy doprowadzą do happy endu. Zwyczajnie wydawało mi się to zbyt nieprawdopodobne na zbyt wielu poziomach. Po części dlatego, że jedna ze stron tego romansu nie jest istotą z krwi i kości, ale przede wszystkim dlatego, że roboty obdarzone sztuczną inteligencją nie są (a raczej w niedalekiej przyszłości nie będą) tak nierealne, jak wampirki, czy syrenki. To z kolei prowadzi do wielu kontrowersji, które rozrastają się wokół tematu związków człowieka z maszynami (swoją drogą popełniłam ostatnio niezbyt poważny tekst o wadach i zaletach romansu z robotami). Nie oszukujmy się, to jednak Nam Shin III to robot i o ile nagle na pierwszym planie nie wylądowałaby dobra wróżka, która zmieniłaby iPinokia w prawdziwego chłopca, szanse na szczęśliwe zakończenie były znikome. Może gdyby to była japońska drama, to jeszcze byłabym w stanie w to uwierzyć.
Oczywiście nie zdradzę Wam, jak drama się skończyła, bo to popsułoby Wam zabawę, a wierzcie mi, bawiłam się przednio wymyślając na bieżąco coraz to bardziej szalone rozwiązania, które mogłyby doprowadzić do tego, by związek powyższej dwójki się udał. Serio, obstawiałam nawet, że ludzki pierwowzór nigdy nie obudzi się ze śpiączki i trzeba będzie mu jakoś przetransferować świadomość robota... co w sumie mogłoby się okazać całkiem niezłym rozwiązaniem.
Niemniej mimo wszystkich wątpliwości i kontrowersji związanych z nadciągającym widmem romansów robo-ludzkich, nie da się uciec od kochania Nam Shina. Poważnie. To postać, do której każdy poczuje sympatie i będzie mu kibicować. Ba! Większość pewnie będzie tak urzeczona jego relacją z zakochaną w nim po uszy dziewczyną, że będzie się doszukiwać w jego reakcjach każdej drobnej oznaki kształtowania typowo ludzkich uczuć. Zapewniam, że materiału do roztrząsania robot zapewnia nam pod dostatkiem!
Jednak pomimo tego, że romans gra w tej dramie ważną rolę, to nie jest jedynym wątkiem. Podobało mi się, jak wiele akcji i intryg pojawiło się w tej produkcji. Twórcy nie pozwolili się widzom nudzić i nie wciskali nam, aż tyle retrospekcji, ile zazwyczaj musimy oglądać - samo to niech świadczy o tym, że skupili się na opowiadaniu historii, a nie roztrząsaniu scen do znudzenia. Na szczególną uwagę zasługują również sceny nakręcone w Czechach. Olabloga! Jakie to było ładne! Mam ogromną nadzieję, że właśnie startująca drama "Terius Behind Me", która była kilka miesięcy temu kręcona w Warszawie, pokaże Polskę w równie zachwycający sposób!
"Are You Human" podobało mi się szalenie! Zdecydowanie była to jedna z najlepszych dram, jakie oglądałam, a co za tym idzie równie zdecydowanie warta polecenia. Będziecie się przy niej naprawdę dobrze bawić, pokochacie bohaterów i może odrobinę żałować, że takie roboty, jak Nam Shin jeszcze nie chodzą po ulicach. Przy okazji zarówno tematyka, jak i niektóre sceny (jak choćby przyjaźń z odkurzaczem) nie pozwalają uciec od porównywania "Are You Human too" z inną koreańską dramą "I'm not a robot". Choć ta druga jest słodsza, cieplejsza i bardziej urocza, a przede wszystkim tam nie robot udaje człowieka, a człowiek robota, to zdecydowanie warto zapoznać się i z tym tytułem po obejrzeniu Nam Shina. Wierzcie mi, będziecie mi wdzięczni za tę rekomendację!
Ps. Powtórzę pytanie ze wstępu: Czekacie na przyszłość, w której roboty będą już na wystarczającym poziomie, by przypominać ludzi i bez problemu wmieszać się w tłum, czy może bardziej Was to przeraża?
Laura Oh jest światowej klasy specjalistą w kwestii robotyki, więc gdy pewnego dnia jej mąż ginie, a syn zostaje siłą uprowadzony przez dziadka, postanawia zbudować robota obdarzonego sztuczną inteligencją, wyglądającego dokładnie tak samo, jak jej syn. Roboty mają jednak to do siebie, że nie dorastają tak, jak żywe dzieci, więc pani doktor co kilka lat musiała budować nowego robota i transferować do niego pamięć poprzednika. I tak oto Nam Shin III (Seo Kang Joon) wyrósł na zdrowego robocika o dobrym procesorze, który wiedział, że płaczących trzeba przytulać, a zagrożonych ludzi ratować. Stwórca byłby dumny! Życie robota zaczyna się komplikować, gdy prawdziwy syn pani Oh postanawia ją odnaleźć i zostaje potrącony przez samochód (z premedytacją kierującego), a następnie wpada w śpiączkę. Wtedy ludzie wpadają na genialny plan, by w tajemnicy zastąpić człowieka jest robocim sobowtórem.
Pomysł zacny, choć z pewnością ryzykowny, skoro robot przez wszystkie lata swojego istnienia jedynie raz wyszedł na miasto. Dodatkowo jest skrajnie różny od swojego pierwowzoru. Ludzki Nam Shin zachowuje się jak rozpieszczony, nazbyt agresywny i mało kompetentny dzieciak, podczas gdy (i)Nam Shin jest kwintesencją dobrego serca (gdyby miał serce), bystry, współczujący i ciepły, jak wiosenne słoneczko.
Ciekawe, że ten żywy jest mniej ludzki od metalowego. |
W zasadzie ciężko ich pomylić, co przy okazji dowodzi, jak dobrym aktorem jest Seo Kang Joon. Może nie tak dobrym (a raczej nie miał możliwości, aż tak się popisać), jak Ji Sung, który w "Kill Me, Heal Me" perfekcyjnie odegrał aż siedem osobowości, jednak Seo Kang Joon naprawdę nieźle odegrał dwie postacie jednocześnie. Zresztą co tu dużo ukrywać, wszyscy, którzy widzieli go jako In Ho w "Cheese in the Trap" z pewnością wiedzą, że aktorem jest utalentowanym. Zresztą pozostali członkowie obsady "Are You Human" też sprawdzili się całkiem nieźle. Gong Seung Yeon jako So Bong nie była tak irytująca, jak przeciętna główna bohaterka dramy, więc uznaje to za ogromny plus, a skoro o niej mowa, to przejdźmy do romansu.
W koreańskich dramach bardzo często występują romanse międzygatunkowe (albo przynajmniej ja najchętniej sięgając po fantastykę, z takimi się stykam), jak romans człowieka z kosmitą, bogiem, syreną, czy gumiho, i zawsze doskonale wiemy, jak to się skończy - mimo przeciwności losu bohaterowie znajdują sposób, by być razem. To zwyczajnie oczywiste. Jednak tym razem, w przypadku romansu człowieka i robota, miała poważny problem, bo nie wierzyłam, że koreańscy twórcy doprowadzą do happy endu. Zwyczajnie wydawało mi się to zbyt nieprawdopodobne na zbyt wielu poziomach. Po części dlatego, że jedna ze stron tego romansu nie jest istotą z krwi i kości, ale przede wszystkim dlatego, że roboty obdarzone sztuczną inteligencją nie są (a raczej w niedalekiej przyszłości nie będą) tak nierealne, jak wampirki, czy syrenki. To z kolei prowadzi do wielu kontrowersji, które rozrastają się wokół tematu związków człowieka z maszynami (swoją drogą popełniłam ostatnio niezbyt poważny tekst o wadach i zaletach romansu z robotami). Nie oszukujmy się, to jednak Nam Shin III to robot i o ile nagle na pierwszym planie nie wylądowałaby dobra wróżka, która zmieniłaby iPinokia w prawdziwego chłopca, szanse na szczęśliwe zakończenie były znikome. Może gdyby to była japońska drama, to jeszcze byłabym w stanie w to uwierzyć.
Nie obraziłabym się za takiego robota! |
Oczywiście nie zdradzę Wam, jak drama się skończyła, bo to popsułoby Wam zabawę, a wierzcie mi, bawiłam się przednio wymyślając na bieżąco coraz to bardziej szalone rozwiązania, które mogłyby doprowadzić do tego, by związek powyższej dwójki się udał. Serio, obstawiałam nawet, że ludzki pierwowzór nigdy nie obudzi się ze śpiączki i trzeba będzie mu jakoś przetransferować świadomość robota... co w sumie mogłoby się okazać całkiem niezłym rozwiązaniem.
Niemniej mimo wszystkich wątpliwości i kontrowersji związanych z nadciągającym widmem romansów robo-ludzkich, nie da się uciec od kochania Nam Shina. Poważnie. To postać, do której każdy poczuje sympatie i będzie mu kibicować. Ba! Większość pewnie będzie tak urzeczona jego relacją z zakochaną w nim po uszy dziewczyną, że będzie się doszukiwać w jego reakcjach każdej drobnej oznaki kształtowania typowo ludzkich uczuć. Zapewniam, że materiału do roztrząsania robot zapewnia nam pod dostatkiem!
Jednak pomimo tego, że romans gra w tej dramie ważną rolę, to nie jest jedynym wątkiem. Podobało mi się, jak wiele akcji i intryg pojawiło się w tej produkcji. Twórcy nie pozwolili się widzom nudzić i nie wciskali nam, aż tyle retrospekcji, ile zazwyczaj musimy oglądać - samo to niech świadczy o tym, że skupili się na opowiadaniu historii, a nie roztrząsaniu scen do znudzenia. Na szczególną uwagę zasługują również sceny nakręcone w Czechach. Olabloga! Jakie to było ładne! Mam ogromną nadzieję, że właśnie startująca drama "Terius Behind Me", która była kilka miesięcy temu kręcona w Warszawie, pokaże Polskę w równie zachwycający sposób!
"Are You Human" podobało mi się szalenie! Zdecydowanie była to jedna z najlepszych dram, jakie oglądałam, a co za tym idzie równie zdecydowanie warta polecenia. Będziecie się przy niej naprawdę dobrze bawić, pokochacie bohaterów i może odrobinę żałować, że takie roboty, jak Nam Shin jeszcze nie chodzą po ulicach. Przy okazji zarówno tematyka, jak i niektóre sceny (jak choćby przyjaźń z odkurzaczem) nie pozwalają uciec od porównywania "Are You Human too" z inną koreańską dramą "I'm not a robot". Choć ta druga jest słodsza, cieplejsza i bardziej urocza, a przede wszystkim tam nie robot udaje człowieka, a człowiek robota, to zdecydowanie warto zapoznać się i z tym tytułem po obejrzeniu Nam Shina. Wierzcie mi, będziecie mi wdzięczni za tę rekomendację!
Sprawdź również: Gdy Twój facet jest metalowy, czyli zalety i wady romansu z robotem
Ps. Powtórzę pytanie ze wstępu: Czekacie na przyszłość, w której roboty będą już na wystarczającym poziomie, by przypominać ludzi i bez problemu wmieszać się w tłum, czy może bardziej Was to przeraża?
0 Komentarze