Muszę przyznać, że oglądanie chińskich dram nie idzie mi najlepiej. O ile początki są świetne, tak po pewnym czasie (czyt. przytłoczona liczbą odcinków) zaczynam się nudzić i z trudem potrafię dobrnąć do końca. Niemniej są c-dramy lepsze i gorsze, więc dobrze, abyście wiedzieli, które są które!
Opis: Główna bohaterka Lin Xin Chen (Zhang Yu Xi) jest rozpieszczoną dziewczyną z bogatej rodziny, cierpiącą na syndrom księżniczki. A skoro jest księżniczka, to musi być również książę, którym dla Lin Xin Chen ma być zaręczony z nią Zheng Chu Yao (Chen Bo Rong), który niestety nie podziela jej radości z tym związanej. Na balu nasza księżniczka myli swego księcia z ubogim pianistą Jiang Yu Nian (Mike D. Angelo), a gdy jej pomyłka wychodzi na jaw, obwinia za całe zajście pianistę. I tak rodzi się dramowy trójkąt, czy też czworokąt, bo pianiście wpada w oko księżniczka uganiająca się za księciem, który z kolei ugania się za biedną dziewczyną (niemal żywcem wyciągniętą z k-dramy), a wszystko to rozgrywa się w prywatnej szkole artystycznej - Four Leaf College.
Ocena: Fabuła może i brzmi na niesamowicie wtórną i infantylną, jednak śmiało mogę przyznać, że "My little princess" jest najlepszą c-dramą, jaką miałam okazję obejrzeć. Jeśli dotychczas oglądaliście jedynie k-dramy, to poczujecie tak potężny powiem świeżości, że może Was przewrócić. Poważnie! Przeżyłam ogromny szok, gdy ten tytuł uświadomił mi różnice między dramami chińskimi i koreańskimi. Główna bohaterka jest koreańską wersją 'tej drugiej, która jest zołzą', a 'ta druga' to wypisz wymaluj typowa główna bohaterka z k-dram. Podobnie jest z postaciami męskimi. Naprawdę nie mogłam się nadziwić i przestać zachwycać. Wciągnęła mnie niesamowicie, bawiła i zapewniła dobrą rozrywkę. Zdecydowanie polecam!
Opis: Shen Luo (Bea Hayden) po latach życia w dużym mieście, wraca do rodzinnego domu znajdującego się na małej wyspie. Wracając do spokojniejszego życia na wyspie, spotykając się z przyjaciółmi z dzieciństwa Jiang Yi Shengiem (Huang Ming) i Zhou Bu Wen (Sui Yong Liang), Shen Luo, dowiaduje się, że jej dziadek jest ciężko chory, więc postanawia się nim zaopiekować. Wkrótce w jej życiu pojawia się tajemniczy Wu Ju Lan (Feng Shao Feng). Dziewczyna nie ma pojęcia, że Ju Lan jest trytonem (czyt. męskim odpowiednikiem syreny), którego magiczna perła 150 lat wcześniej została skradziona przez jej przodków.
Ocena: Jeśli sam tytuł mnie nie zwabił do tej dramy, to z pewnością zrobiły to plakaty i opis fabuły. W końcu dostaliśmy serial/dramę o męskiej syrence, która została wręcz przepięknie nakręcona. Muszę przyznać, że pierwsza połowa dramy była naprawdę interesująca. Niestety ładne rzeczy mają to do siebie, że ich czar po pewnym czasie pryska, więc później zaczęło mi się nieco nudzić, choć nie na tyle, by ją porzucić. Ba! Zakończenie zmusiło mnie do rozpoczęcia przygody z kolejnym sezonem, który niestety okazał się prequelem. Dopiero wtedy się poddałam. Przy okazji warto wspomnieć, że "The Starry Night, The Starry Sea" uświadomiło mi, jak kiepsko grają chińskie aktorki lub jak w Chinach mają słabych ludzi od castingu. Gdyby wyciąć Bea Hayden, to ta drama byłaby znacznie lepsza.
Opis: Xue Ling Qiao jest 500-letnim mężczyzną z nadprzyrodzonymi zdolnościami, który był uwięziony we śnie przez ostatnie 100 lat. Gdy drugoplanowa aktorką, którą ciągle prześladuje pech, Tian Jing Zhi przypadkowo budzi go podczas wypadku samochodowego, w którym sama ginie, Ling Qiao dzięki swoim zdolnościom przywraca ją do życia. Zmuszeni po różnych wypadkach, do życia pod jednym dachem i udawania pary, razem starają się odkryć zatarte wspomnienia nieśmiertelnego chłopaka. Okazuje się bowiem, że mają ze sobą więcej wspólnego niż im się wcześniej wydawało, a ich losem stara się kierować ktoś jeszcze.
Ocena: Ta drama była tak zachwalana, że nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Okazało się, że dobrze zrobiłam, bo okazała się całkiem niezła i nie mogę się doczekać drugiego sezonu. Co prawda momentami bohaterowie wywoływali u mnie potężnego facepalma, jednak cała tajemnica związana z pochodzeniem nieśmiertelnego była ciekawa. Zdecydowanie na ten tytuł warto zwrócić uwagę!
Opis: Świeżo upieczona absolwentka Jian Yao (Ma Si Chun) otrzymuje propozycję zostania tłumaczem dla profesora Bo Jin Han (Wallace Huo). Niemniej jej miejsce pracy wydaje się conajmniej osobliwe - ciche, odosobnione, tajemnicze i niepokojące. Zresztą sam pracodawca też jest dość ekscentrycznym introwertykiem. Dziewczyna stara się pomagać profesorowi na miarę swoich możliwości. Ze względu na jego ulubione jedzenia – ryby, postanawia składać zamówienia na codzienne dostawy ze sklepu swojego wuja, prosto do domu mężczyzny. Wkrótce okazuje się, że dostawca, którym jest nastoletni kuzyn dziewczyny, zaginął. Wuj Jian Yoa oskarża profesora o uprowadzenia, a nawet o morderstwo chłopca.
Ocena: Największą zaletą "On nadchodzi, zamknij oczy" (wyobrażacie sobie, że naprawdę tak przetłumaczono ten tytuł?!) jest cała masa spraw kryminalnych, które muszą rozwiązać bohaterowie. Najczęściej tyczy się to seryjnych morderców i to zazwyczaj nie byle jakich, lecz mastermindów na miarę Moriarty'ego. Jeśli lubicie pogoń za mistrzami zbrodni, to ten tytuł powinien się sprawdzić. Jest całkiem nieźle przeprowadzony, choć w pewnym momentach jest przewidywalny. Niestety dużym minusem są główni bohaterowie, którzy nie są godni zapamiętania i szybko wylecą Wam z pamięci.
Opis: Li ShiYa (Zhang Yu Xi) jest modelką i wampirzycą, jednak nie w stylu 'Wyssę z Ciebie krew', bo współczesne wampiry już nie piją krwi. Rozwinęły się wraz z otaczającym je światem i dostosowały do jego realiów, w któych zostałyby łatwo wykryte, gdyby pozostawiały za sobą wysuszone zwłoki. Teraz wampiry karmią się ludzką energią, pobieraną za pośrednictwem dotyku.
Z kolei Jiang Zhihao jest człowiekem z bakteriofobią, którego energia wyjątkowo smakuje ShiYi , jednak przez jego niechęć do dotykania innych, wampirzyca nie może się pożywić. I tak wpada na pomysł, by pod przykrywką zakochanej dziewczyny wyleczyć go z fobii.
Ocena: Pomysł fajny, a Zhang Yu Xi jest jedną z lepszych chińśkich aktorek, więc postanowiłam spróbować. To był błąd. Choć początek nie był najgorszy i krył stosunkowo ciekawe tajemnice, tak później nie dawałam rady zmusić się do kontynuowania. Dramę męczyłam miesiącami (to ją winię za zastój w c-dramach). Osobiście odradzam. Jest nudną pułapką z irytującymi bohaterami.
Opis: Shan Cai (Shen Yue) jest nieustraszoną dziewczyną, która zaczyna studiować dietetykę na renomowanym uniwersytecie. Już pierwszego dnia wpada w kłopoty i staje na drodze popularnym, bogatym, przystojnym i ogólnie och!ach! chłopakom z grupy F4, których liderem jest arogancki Dao Ming Si (Wang He Di). Shan Cai nie pochwala ich niegrzecznego zachowania i jako jedyna postanawia się im postawić. To z kolei prowokuje bieg niespodziewanych zdarzeń, których konsekwencją będą zawirowania miłosne.
Ocena: "Meteor Garden" jest remakiem starszej chińskiej dramy, która z kolei była remakiem koreańskiego „Boys Over Flowers” (ta historia jest nieco dłuższa, ale to nie jest teraz istotne), który niegdyś oglądałam. Choć koreański tytuł raczej średnio mi się podobał, byłam ciekawa jak netflixowa, chińska wersja się udała. O dziwo było znacznie lepiej, niż podejrzewałam. Po pierwsze dlatego, że miło oglądało się coś, co już znałam w nowej, poprawionej wersji pozbawionej wielu głupot, choć nie całkiem od niej wolnych. Po drugie okazała się lepsza od wcześniejszej wersji, którą widziałam. Niestety oglądanie niektórych bohaterów i scen wciąż boli.
Ps. Oglądaliście już chińskie dramy? Polecacie coś szczególnego?
[WAŻNE: Nie oglądajcie openingów, bo to same spoilery! A jeśli dopiero zaczynacie przygodę z dramami, to lepiej zacznijcie od koreańskich produkcji (łapcie poradnik ), z kolei jeśli znacie tylko k-dramy, to warto sprawdzić czym c-dramy się od nich różnią]
My Little Princess
Gatunek: Romans, Szkolna
Opis: Główna bohaterka Lin Xin Chen (Zhang Yu Xi) jest rozpieszczoną dziewczyną z bogatej rodziny, cierpiącą na syndrom księżniczki. A skoro jest księżniczka, to musi być również książę, którym dla Lin Xin Chen ma być zaręczony z nią Zheng Chu Yao (Chen Bo Rong), który niestety nie podziela jej radości z tym związanej. Na balu nasza księżniczka myli swego księcia z ubogim pianistą Jiang Yu Nian (Mike D. Angelo), a gdy jej pomyłka wychodzi na jaw, obwinia za całe zajście pianistę. I tak rodzi się dramowy trójkąt, czy też czworokąt, bo pianiście wpada w oko księżniczka uganiająca się za księciem, który z kolei ugania się za biedną dziewczyną (niemal żywcem wyciągniętą z k-dramy), a wszystko to rozgrywa się w prywatnej szkole artystycznej - Four Leaf College.
Ocena: Fabuła może i brzmi na niesamowicie wtórną i infantylną, jednak śmiało mogę przyznać, że "My little princess" jest najlepszą c-dramą, jaką miałam okazję obejrzeć. Jeśli dotychczas oglądaliście jedynie k-dramy, to poczujecie tak potężny powiem świeżości, że może Was przewrócić. Poważnie! Przeżyłam ogromny szok, gdy ten tytuł uświadomił mi różnice między dramami chińskimi i koreańskimi. Główna bohaterka jest koreańską wersją 'tej drugiej, która jest zołzą', a 'ta druga' to wypisz wymaluj typowa główna bohaterka z k-dram. Podobnie jest z postaciami męskimi. Naprawdę nie mogłam się nadziwić i przestać zachwycać. Wciągnęła mnie niesamowicie, bawiła i zapewniła dobrą rozrywkę. Zdecydowanie polecam!
The Starry Night, The Starry Sea
Gatunek: Romans, Fantasy
Ocena: Jeśli sam tytuł mnie nie zwabił do tej dramy, to z pewnością zrobiły to plakaty i opis fabuły. W końcu dostaliśmy serial/dramę o męskiej syrence, która została wręcz przepięknie nakręcona. Muszę przyznać, że pierwsza połowa dramy była naprawdę interesująca. Niestety ładne rzeczy mają to do siebie, że ich czar po pewnym czasie pryska, więc później zaczęło mi się nieco nudzić, choć nie na tyle, by ją porzucić. Ba! Zakończenie zmusiło mnie do rozpoczęcia przygody z kolejnym sezonem, który niestety okazał się prequelem. Dopiero wtedy się poddałam. Przy okazji warto wspomnieć, że "The Starry Night, The Starry Sea" uświadomiło mi, jak kiepsko grają chińskie aktorki lub jak w Chinach mają słabych ludzi od castingu. Gdyby wyciąć Bea Hayden, to ta drama byłaby znacznie lepsza.
My Amazing Boyfriend
Gatunek: romans, tajemnica, fantasy, komedia
Opis: Xue Ling Qiao jest 500-letnim mężczyzną z nadprzyrodzonymi zdolnościami, który był uwięziony we śnie przez ostatnie 100 lat. Gdy drugoplanowa aktorką, którą ciągle prześladuje pech, Tian Jing Zhi przypadkowo budzi go podczas wypadku samochodowego, w którym sama ginie, Ling Qiao dzięki swoim zdolnościom przywraca ją do życia. Zmuszeni po różnych wypadkach, do życia pod jednym dachem i udawania pary, razem starają się odkryć zatarte wspomnienia nieśmiertelnego chłopaka. Okazuje się bowiem, że mają ze sobą więcej wspólnego niż im się wcześniej wydawało, a ich losem stara się kierować ktoś jeszcze.
Ocena: Ta drama była tak zachwalana, że nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Okazało się, że dobrze zrobiłam, bo okazała się całkiem niezła i nie mogę się doczekać drugiego sezonu. Co prawda momentami bohaterowie wywoływali u mnie potężnego facepalma, jednak cała tajemnica związana z pochodzeniem nieśmiertelnego była ciekawa. Zdecydowanie na ten tytuł warto zwrócić uwagę!
Love me, if you dare
Gatunek: Kryminał, Thriller, Romans
Opis: Świeżo upieczona absolwentka Jian Yao (Ma Si Chun) otrzymuje propozycję zostania tłumaczem dla profesora Bo Jin Han (Wallace Huo). Niemniej jej miejsce pracy wydaje się conajmniej osobliwe - ciche, odosobnione, tajemnicze i niepokojące. Zresztą sam pracodawca też jest dość ekscentrycznym introwertykiem. Dziewczyna stara się pomagać profesorowi na miarę swoich możliwości. Ze względu na jego ulubione jedzenia – ryby, postanawia składać zamówienia na codzienne dostawy ze sklepu swojego wuja, prosto do domu mężczyzny. Wkrótce okazuje się, że dostawca, którym jest nastoletni kuzyn dziewczyny, zaginął. Wuj Jian Yoa oskarża profesora o uprowadzenia, a nawet o morderstwo chłopca.
Ocena: Największą zaletą "On nadchodzi, zamknij oczy" (wyobrażacie sobie, że naprawdę tak przetłumaczono ten tytuł?!) jest cała masa spraw kryminalnych, które muszą rozwiązać bohaterowie. Najczęściej tyczy się to seryjnych morderców i to zazwyczaj nie byle jakich, lecz mastermindów na miarę Moriarty'ego. Jeśli lubicie pogoń za mistrzami zbrodni, to ten tytuł powinien się sprawdzić. Jest całkiem nieźle przeprowadzony, choć w pewnym momentach jest przewidywalny. Niestety dużym minusem są główni bohaterowie, którzy nie są godni zapamiętania i szybko wylecą Wam z pamięci.
I Cannot Hug You
Gatunek: Romans, Fantasy, Wampiry
Opis: Li ShiYa (Zhang Yu Xi) jest modelką i wampirzycą, jednak nie w stylu 'Wyssę z Ciebie krew', bo współczesne wampiry już nie piją krwi. Rozwinęły się wraz z otaczającym je światem i dostosowały do jego realiów, w któych zostałyby łatwo wykryte, gdyby pozostawiały za sobą wysuszone zwłoki. Teraz wampiry karmią się ludzką energią, pobieraną za pośrednictwem dotyku.
Z kolei Jiang Zhihao jest człowiekem z bakteriofobią, którego energia wyjątkowo smakuje ShiYi , jednak przez jego niechęć do dotykania innych, wampirzyca nie może się pożywić. I tak wpada na pomysł, by pod przykrywką zakochanej dziewczyny wyleczyć go z fobii.
Ocena: Pomysł fajny, a Zhang Yu Xi jest jedną z lepszych chińśkich aktorek, więc postanowiłam spróbować. To był błąd. Choć początek nie był najgorszy i krył stosunkowo ciekawe tajemnice, tak później nie dawałam rady zmusić się do kontynuowania. Dramę męczyłam miesiącami (to ją winię za zastój w c-dramach). Osobiście odradzam. Jest nudną pułapką z irytującymi bohaterami.
Meteor Garden
Opis: Shan Cai (Shen Yue) jest nieustraszoną dziewczyną, która zaczyna studiować dietetykę na renomowanym uniwersytecie. Już pierwszego dnia wpada w kłopoty i staje na drodze popularnym, bogatym, przystojnym i ogólnie och!ach! chłopakom z grupy F4, których liderem jest arogancki Dao Ming Si (Wang He Di). Shan Cai nie pochwala ich niegrzecznego zachowania i jako jedyna postanawia się im postawić. To z kolei prowokuje bieg niespodziewanych zdarzeń, których konsekwencją będą zawirowania miłosne.
Ocena: "Meteor Garden" jest remakiem starszej chińskiej dramy, która z kolei była remakiem koreańskiego „Boys Over Flowers” (ta historia jest nieco dłuższa, ale to nie jest teraz istotne), który niegdyś oglądałam. Choć koreański tytuł raczej średnio mi się podobał, byłam ciekawa jak netflixowa, chińska wersja się udała. O dziwo było znacznie lepiej, niż podejrzewałam. Po pierwsze dlatego, że miło oglądało się coś, co już znałam w nowej, poprawionej wersji pozbawionej wielu głupot, choć nie całkiem od niej wolnych. Po drugie okazała się lepsza od wcześniejszej wersji, którą widziałam. Niestety oglądanie niektórych bohaterów i scen wciąż boli.
Ps. Oglądaliście już chińskie dramy? Polecacie coś szczególnego?
0 Komentarze