"101 dalmatyńczyków" jest z pozoru zabawną i ciepłą opowieścią o kochających rodzicach, przemierzających kraj w poszukiwaniu swoich dzieci. Nikt nie wspomina ile w tle przemocy, finansowych przekrętów i łaciatej niewierności. Przecież małe czarno-białe szczeniaczki są tak urocze, że ich słodkość powinna wynagrodzić wszystko to co złe. Nic dziwnego, że Disney zainteresował się książką "101 dalmatyńczyków" wydaną w 1956 roku przez angielską pisarkę Dorothy Gladys "Dodie" Smith. Przeniesienie akcji na wielki ekran zajęło im mniej niż pięć lat i już w styczniu 1961 roku dzieciaki na całym świecie mogły się zachwycać dalmatyńczykami. Pewnie też oglądaliście tę bajkę, gdy byliście mali. Pytanie tylko czy czytaliście oryginalną wersję? Jeśli nie to nic straconego, ponieważ chętnie Wam ją przedstawię:
Nie tak dawno temu w kranie, która w przyszłości ma się stać mekką imigrantów, żyło sobie młode małżeństwo dalmatyńczyków, Pongo i głupiutka Mimi. Narcystyczne zwierzaki uznały się za właścicieli państwa Poczciwińskich, z którymi mieszkali blisko Parku Rogera w Londynie. Niebawem cała gromadka dowiaduje się, że Mimi będzie miała szczeniaki, na co wszyscy reagują z entuzjazmem i postanawiają zostawić je wszystkie. Pan Poczciwiński jest finansistą, dzięki czemu jest w stanie zapewnić warunki do trzymania tylu zwierzaków, a przynajmniej tak mu się wydaje. Rozczarowana tym faktem jest Torturella de Mon – wielbicielka futer i pieprzu. Tortuella jest dawną znajomą pani Poczciwińskiej i choć od czasów szkolnych nie utrzymywały ze sobą kontaktu to teraz de Mon postanowiła to zmienić. Głównym powodem były dalmatyńczyki, a raczej ich zewnętrzna powłoka, która według Tortuelli stanowiłaby świetny materiał na futro, które idealnie pasowałoby do jej czarno-białych włosów i auta w czarno-białe pasy. Ta kobieta zdecydowanie lubi mieć wszystko dobrane kolorystycznie!
Drukowane dalmatyńczyki
Nie tak dawno temu w kranie, która w przyszłości ma się stać mekką imigrantów, żyło sobie młode małżeństwo dalmatyńczyków, Pongo i głupiutka Mimi. Narcystyczne zwierzaki uznały się za właścicieli państwa Poczciwińskich, z którymi mieszkali blisko Parku Rogera w Londynie. Niebawem cała gromadka dowiaduje się, że Mimi będzie miała szczeniaki, na co wszyscy reagują z entuzjazmem i postanawiają zostawić je wszystkie. Pan Poczciwiński jest finansistą, dzięki czemu jest w stanie zapewnić warunki do trzymania tylu zwierzaków, a przynajmniej tak mu się wydaje. Rozczarowana tym faktem jest Torturella de Mon – wielbicielka futer i pieprzu. Tortuella jest dawną znajomą pani Poczciwińskiej i choć od czasów szkolnych nie utrzymywały ze sobą kontaktu to teraz de Mon postanowiła to zmienić. Głównym powodem były dalmatyńczyki, a raczej ich zewnętrzna powłoka, która według Tortuelli stanowiłaby świetny materiał na futro, które idealnie pasowałoby do jej czarno-białych włosów i auta w czarno-białe pasy. Ta kobieta zdecydowanie lubi mieć wszystko dobrane kolorystycznie!
Jeden z pierwszych szkiców Cruelli de Vill stworzony przez Marca Davisa |
Mijają dni, a Mimi powoli szuka sobie miejsca z dala od Pongo i pozostałych domowników by w spokoju i odosobnieniu wydać na świat małe szczeniaczki. Gdy nachodzi ten dzień asystują jej Nianie państwa Poczciwińskich, które naliczyły piętnaście małych, chociaż cudem, bo jeden maluch nie przeżyłby, gdyby nie poczciwy pan Poczciwiński. Piętnaście szczeniaków to bardzo duża liczba pyszczków do wykarmienia, dlatego wszyscy w pośpiechu szukają psiej mamki, co jak na mój gust jest wysoce nietypowe. W każdym razie poszukiwania nie wiele dają, poza tym, że pani Poczciwińska omal nie potrąciła psa jadąc autem. Los zdaje się jej sprzyjać, bo nie dość, że tym niemal nie przejechanym psiakiem jest dalmatyńczyk to w dodatku idealnie nadaje się na zastępczą mamę dla szczeniaków, bo sama dopiero co straciła własne. I tym sposobem wszyscy nasi bohaterowie cieszą się ogromnie z nieszczęścia Perdity, której podrzucają część młodych do wykarmienia i Ponga do towarzystwa, bo Mimi dalej woli być osobno. Pongo zauważa, że Perdita jest bardzo ładną suczką, a Mimi jest zazdrosna, ale oficjalnie nikt nie widzi problemu, ale do tego wrócimy później.
Czas mija, szczenięta podrastają, trójka dorosłych psów żyje sobie wspólnie i ogólnie mamy tu obraz jednej wielkiej szczęśliwej rodzinki, aż do momentu, w którym na scenie ponownie pojawia się Tortuella. Odwiedza Poczciwińskich, gdy w domu jest jedynie Niania Kucharska i szczeniaki bawiące się na podwórku. Znudzona oczekiwaniem wychodzi, a wtedy Niania spostrzega, że zniknęły również szczeniaki. Rozpoczyna się tragedia, wzywanie policjantów ze Scotland Yardu i publikowanie informacji w prasie, bo NIKT nie wpadł na to, że psiaki zniknęły zaraz po wyjściu kobiety, która wielokrotnie namawiała ich właścicieli na sprzedanie ich jej. Chociaż nie, muszę zwrócić honor Pongu, do którego w końcu dociera, że de Mon ukradła psiaki by zrobić sobie futro, jednak przebłysk geniuszu pojawia się dopiero po informacjach zwrotnych ze Szczekania o Zmroku, czyli psich pogaduch na wieczornym spacerze. Widzicie, kiedy psy głośno szczekają, a później odpowiadają im inne szczeknięcia to najpewniej przekazują między sobą ważne informacje, które tym sposobem mogą przebyć dystans wielu kilometrów i rozwikłać śledztwa, z którymi nie radzi sobie policja. Od tej pory nie będę uciszać swoich psiaków, a sąsiadom kupię zatyczki do uszy, a co!
Dzięki Szczekaniu o Zmroku, Pongo dowiaduje się, że jego dzieci są uwięzione w Czarcim Dworze w Suffolk. Postanawia zostawić swoich ludzkich pupilków pod opieką Pergity, by we dwójkę z Mimi ruszyć na ratunek szczeniakom. Od tego momentu mamy zbyt dużo tekstu na temat ich wycieczki, w czasie której przekonujemy się, że Mimi jest najbardziej irytującym psem w historii bajek dla dzieci. Dowiadujemy się również by zostać psim celebrytom psiej społeczności wystarczy szukać swoich dzieci (dziwiłoby mnie to bardziej, gdyby Fakt nie zrobił celebrytki z Mamy Madzi). Gdy w końcu oba dalmatyńczyki trafiają do celu, Owczarek w randze Pułkownika opowiada im historię Czarciego Dworu, pokazuje im Fanaberię, karze im iść spać, daje im jedzenie, czyli zwierzaki robią wszystko poza spotkaniem ze swoim potomstwem i ich uratowaniu z rąk porywaczy. To całkiem normalne.
Spostrzegają je dopiero, gdy w końcu złodzieje wypuszczają szczeniaki na dwór, a wówczas okazuje się, że jest ich znacznie więcej, niż zginęło Pongu i Mimi. W sumie w Czarcim Dworze przetrzymywanych jest dziewięćdziesiąt siedem małych dalmatyńczyków. Pongo i Mimi są w szoku, na co każde z nich reaguje inaczej - mamusia idzie spać, a tatuś napić się z nowo poznanym kolegą. Nie ma to jak wzorowa rodzinka. Gdy pierwszy stres mija, zwierzaki decydują zostać w Suffolk przez najbliższe miesiące, ponieważ ich maluchy są jeszcze zbyt słabe by przetrwać drogę powrotną do Londynu, a dodatkowo sprzyja im fakt, że są także za małe na przerobienie na futro dla Tortuelli, dzięki czemu nic im jeszcze nie grozi. W końcu para dalmatyńczyków postanawia odwiedzić swoje potomstwo w Czarcim Dworze. Udaje im się bez problemu wtopić w czarno-białe tło przetrzymywanych szczeniaków, gdy złodzieje są zbyt zajęci oglądaniem telewizji by cokolwiek zauważyć. Po chwili do dworu wpada Tortuella. Zniecierpliwiona kobieta żąda by Złoczyńscy zamordowali wszystkie psiaki jeszcze tej nocy, bo ma dość czekania na swoje futra. Po jej wyjściu para złodziejaszków postanawia zabrać się za robotę zaraz po obejrzeniu swojego ulubionego programu, a w tym czasie Pongo i Mimi wyprowadzają wszystkie szczeniaki. Rozpoczyna się wielki powrót do domu, w czasie którego odchodzą akcje, które znacie z Disneyowskiej bajki, czyli między innymi:
☛ karmienie szczeniaków przez krowy
☛ zatrzymywanie się w okolicznych miasteczkach i gościna u miejscowych psów, które zostały poinformowane o całej sytuacji przez Szczekanie o Zmierzchu
☛ tarzanie się w sadzy by zmienić psie ubarwienie z białego w czarne łatki w całe czarne.
☛ upchnięcie stu psów na pace auta dostawczego (co prawda nigdy nie próbowałam tego sprawdzić w praktyce, ale zakładam, że to niewykonalne)
Nie ma za to dramatycznych scen pościgu za zwierzakami, ponieważ ani razu żaden negatywny bohater ich nie zauważył. Co więcej psy zrobiły się tak pewne siebie, że tuż po dotarciu do Parku Regenta, zamiast wrócić od razu do domu, postanowiły włamać się do domu de Monów i rozszarpać wszystkie jej futra w formie zemsty. Wydaje mi się, że nie do końca rozumiem jak w bajce dla dzieci można umieścić scena, w której małe psiaki rozrywają na kawałki futra z martwych szynszyli, czy innych norek. Czy gdyby powiódł się plan de Monów z futrami z psiego futra to też tak ochoczo by je rozszarpywały? Nie wydaje mi się.
Wracając jednak do fabuły, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu udaje im się nie wpaść w łapy rozwścieczonej właścicielki owych futer, a przy okazji według późniejszej relacji kotki Tortuelli naprawdę ją pogrążyć. Dlaczego? Nie wspominając o tym, że ze wściekłości jej czarna część włosów zsiwiała, a czarna zzieleniała, to przez stratę bezcennych futer Tortuelli, de Moni wpadli w ogromne długi i musieli opuścić Anglię by nie dopadli ich komornicy.
Cofnijmy się do szczęśliwego powrotu zwierzaków do domu, które nastąpiło tuż po rozerwaniu w drobny pył wszystkich futer Tortuelli. Po smutnej Wigilii, pod domem państwa Poczciwińskich pojawiły się ujadające czarne psy, które podstępem wdarły się do domu i wytarzały na dywanie by pokazać niedomyślnym właścicielom, o pardon pupilom, że są ich dalmatyńczykami. Wszyscy się cieszyli, kąpali i postanowili zatrzymać 97 szczeniąt i trzy dorosłe psy. Nie było jednak szans aby wszyscy pomieścili się w domu państwa Poczciwińskich, dlatego wpadli na genialny pomysł by kupić Czarci Dwór. Nie przeszkadzało im to, że dom należał do de Monów (wystawili go na sprzedaż), a oni już zrozumieli, że to Tortuella była odpowiedzialna za porwanie zwierzaków i to właśnie tam je przetrzymywała. Jakimś cudem uznali za właściwe by całą rodzinką przenieść się do miejsca, które o mało nie stało się miejscem zbrodni.
Jak pewnie zauważaliście, nie zgadzają nam się liczby, a konkretnie brakuje jednego psa do 101. Ten ostatni dotarł pod dom Poczciwińskich tuż przed ich przeprowadzką. Książę, bo tak się wabi psiak, był zaginionym mężem Perdity, który po jej odnalezieniu został u Poczciwińskich na stałe. The End.
Zasadniczo Disney dość wiernie oddał powieść Dodie Smith, poza kilkoma wyjątkami takimi jak np. skład psiej ekipy, czy dalsze losy pani de Mon. W animacji na 101 dalmatyńczyków składa się para dorosłych psów i 99 szczeniąt, zaś w książce dwie pary dorosłych (Pongo i Mimi oraz Książe z Perditą) i 97 młodych psiaków. Zmiana niezbyt duża, ale zaskakujący je ich wybór. Widzicie, nasz główny psi bohater po zasmakowaniu sławy, postanowił opuścić wierną żonę by w animowanej wersji swoich przygód lansować się u boku kochanki. Zaskoczeni? W takim razie już wyjaśniam. Pewnie zauważaliście, że Pongo jest stałym elementem, jednak o istnieniu Mimi dowiadujemy się jedynie z książki. Disney postanowił pozbyć się żony naszego głównego dalmatyńczyka by podsunąć mu młodziutką dalmatynkę, Perditę. W polskiej wersji językowej bajki, towarzyszka Ponga wabi się Czika, jednak jest to tylko błąd tłumaczenia (albo polskim dystrybutorom nie podobała się wersja niewiernego psa), ponieważ w oryginalnej, amerykańskiej animacji jest jasno powiedziane, że suczka wabi się Perdita.
Swoją drogą pan Poczciwiński też wydaje mi się jakiś podejrzany. W książce nazwano go czarodziejem finansów. Stać go na zamówienie befsztyków dla 101 psów, przywiezionych z Ritza, Savoya, Claridge'a i innych renomowanych hoteli. Stać go na zakup Czarciego Dworu. Co najdziwniejsze stać go na utrzymanie tylu psów, a przecież samo wyżywienie 101 dalmatyńczyków kosztowałoby około 400 dolarów (1246 zł) dziennie! Moim skromnym zdaniem Pan Poczciwiński jest pionierem w organizowaniu piramid finansowych. Pewnie tuż przed powstaniem filmu został przyłapany na swoich machlojach i dlatego Disney zdecydował się zmienić jego nazwisko i zawód, dlatego w animowanej bajce mamy kompozytora Roberta Radcliffe'a.
Gdy pozytywni bohaterowie zawodzą, można szukać pocieszenia u czarnych charakterów, jednak tym razem nawet tu nie czeka nas nic dobrego. Zazwyczaj bronię tzw. złoczyńców, jednak Cruella de Mon na to nie zasługuje. Ciężko szukać dobra w kim kto nosi na sobie zwłoki. Nie ma znaczenia czy to zwłoki zwierząt czy ludzi, dzieci czy szczeniąt. Dlatego odmawiam bronienia jej.
Spostrzegają je dopiero, gdy w końcu złodzieje wypuszczają szczeniaki na dwór, a wówczas okazuje się, że jest ich znacznie więcej, niż zginęło Pongu i Mimi. W sumie w Czarcim Dworze przetrzymywanych jest dziewięćdziesiąt siedem małych dalmatyńczyków. Pongo i Mimi są w szoku, na co każde z nich reaguje inaczej - mamusia idzie spać, a tatuś napić się z nowo poznanym kolegą. Nie ma to jak wzorowa rodzinka. Gdy pierwszy stres mija, zwierzaki decydują zostać w Suffolk przez najbliższe miesiące, ponieważ ich maluchy są jeszcze zbyt słabe by przetrwać drogę powrotną do Londynu, a dodatkowo sprzyja im fakt, że są także za małe na przerobienie na futro dla Tortuelli, dzięki czemu nic im jeszcze nie grozi. W końcu para dalmatyńczyków postanawia odwiedzić swoje potomstwo w Czarcim Dworze. Udaje im się bez problemu wtopić w czarno-białe tło przetrzymywanych szczeniaków, gdy złodzieje są zbyt zajęci oglądaniem telewizji by cokolwiek zauważyć. Po chwili do dworu wpada Tortuella. Zniecierpliwiona kobieta żąda by Złoczyńscy zamordowali wszystkie psiaki jeszcze tej nocy, bo ma dość czekania na swoje futra. Po jej wyjściu para złodziejaszków postanawia zabrać się za robotę zaraz po obejrzeniu swojego ulubionego programu, a w tym czasie Pongo i Mimi wyprowadzają wszystkie szczeniaki. Rozpoczyna się wielki powrót do domu, w czasie którego odchodzą akcje, które znacie z Disneyowskiej bajki, czyli między innymi:
☛ karmienie szczeniaków przez krowy
☛ zatrzymywanie się w okolicznych miasteczkach i gościna u miejscowych psów, które zostały poinformowane o całej sytuacji przez Szczekanie o Zmierzchu
☛ tarzanie się w sadzy by zmienić psie ubarwienie z białego w czarne łatki w całe czarne.
☛ upchnięcie stu psów na pace auta dostawczego (co prawda nigdy nie próbowałam tego sprawdzić w praktyce, ale zakładam, że to niewykonalne)
Nie ma za to dramatycznych scen pościgu za zwierzakami, ponieważ ani razu żaden negatywny bohater ich nie zauważył. Co więcej psy zrobiły się tak pewne siebie, że tuż po dotarciu do Parku Regenta, zamiast wrócić od razu do domu, postanowiły włamać się do domu de Monów i rozszarpać wszystkie jej futra w formie zemsty. Wydaje mi się, że nie do końca rozumiem jak w bajce dla dzieci można umieścić scena, w której małe psiaki rozrywają na kawałki futra z martwych szynszyli, czy innych norek. Czy gdyby powiódł się plan de Monów z futrami z psiego futra to też tak ochoczo by je rozszarpywały? Nie wydaje mi się.
Wracając jednak do fabuły, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu udaje im się nie wpaść w łapy rozwścieczonej właścicielki owych futer, a przy okazji według późniejszej relacji kotki Tortuelli naprawdę ją pogrążyć. Dlaczego? Nie wspominając o tym, że ze wściekłości jej czarna część włosów zsiwiała, a czarna zzieleniała, to przez stratę bezcennych futer Tortuelli, de Moni wpadli w ogromne długi i musieli opuścić Anglię by nie dopadli ich komornicy.
Cofnijmy się do szczęśliwego powrotu zwierzaków do domu, które nastąpiło tuż po rozerwaniu w drobny pył wszystkich futer Tortuelli. Po smutnej Wigilii, pod domem państwa Poczciwińskich pojawiły się ujadające czarne psy, które podstępem wdarły się do domu i wytarzały na dywanie by pokazać niedomyślnym właścicielom, o pardon pupilom, że są ich dalmatyńczykami. Wszyscy się cieszyli, kąpali i postanowili zatrzymać 97 szczeniąt i trzy dorosłe psy. Nie było jednak szans aby wszyscy pomieścili się w domu państwa Poczciwińskich, dlatego wpadli na genialny pomysł by kupić Czarci Dwór. Nie przeszkadzało im to, że dom należał do de Monów (wystawili go na sprzedaż), a oni już zrozumieli, że to Tortuella była odpowiedzialna za porwanie zwierzaków i to właśnie tam je przetrzymywała. Jakimś cudem uznali za właściwe by całą rodzinką przenieść się do miejsca, które o mało nie stało się miejscem zbrodni.
Jak pewnie zauważaliście, nie zgadzają nam się liczby, a konkretnie brakuje jednego psa do 101. Ten ostatni dotarł pod dom Poczciwińskich tuż przed ich przeprowadzką. Książę, bo tak się wabi psiak, był zaginionym mężem Perdity, który po jej odnalezieniu został u Poczciwińskich na stałe. The End.
Gosiarella o 202 dalmatyńczykach
Zasadniczo Disney dość wiernie oddał powieść Dodie Smith, poza kilkoma wyjątkami takimi jak np. skład psiej ekipy, czy dalsze losy pani de Mon. W animacji na 101 dalmatyńczyków składa się para dorosłych psów i 99 szczeniąt, zaś w książce dwie pary dorosłych (Pongo i Mimi oraz Książe z Perditą) i 97 młodych psiaków. Zmiana niezbyt duża, ale zaskakujący je ich wybór. Widzicie, nasz główny psi bohater po zasmakowaniu sławy, postanowił opuścić wierną żonę by w animowanej wersji swoich przygód lansować się u boku kochanki. Zaskoczeni? W takim razie już wyjaśniam. Pewnie zauważaliście, że Pongo jest stałym elementem, jednak o istnieniu Mimi dowiadujemy się jedynie z książki. Disney postanowił pozbyć się żony naszego głównego dalmatyńczyka by podsunąć mu młodziutką dalmatynkę, Perditę. W polskiej wersji językowej bajki, towarzyszka Ponga wabi się Czika, jednak jest to tylko błąd tłumaczenia (albo polskim dystrybutorom nie podobała się wersja niewiernego psa), ponieważ w oryginalnej, amerykańskiej animacji jest jasno powiedziane, że suczka wabi się Perdita.
Swoją drogą pan Poczciwiński też wydaje mi się jakiś podejrzany. W książce nazwano go czarodziejem finansów. Stać go na zamówienie befsztyków dla 101 psów, przywiezionych z Ritza, Savoya, Claridge'a i innych renomowanych hoteli. Stać go na zakup Czarciego Dworu. Co najdziwniejsze stać go na utrzymanie tylu psów, a przecież samo wyżywienie 101 dalmatyńczyków kosztowałoby około 400 dolarów (1246 zł) dziennie! Moim skromnym zdaniem Pan Poczciwiński jest pionierem w organizowaniu piramid finansowych. Pewnie tuż przed powstaniem filmu został przyłapany na swoich machlojach i dlatego Disney zdecydował się zmienić jego nazwisko i zawód, dlatego w animowanej bajce mamy kompozytora Roberta Radcliffe'a.
Gdy pozytywni bohaterowie zawodzą, można szukać pocieszenia u czarnych charakterów, jednak tym razem nawet tu nie czeka nas nic dobrego. Zazwyczaj bronię tzw. złoczyńców, jednak Cruella de Mon na to nie zasługuje. Ciężko szukać dobra w kim kto nosi na sobie zwłoki. Nie ma znaczenia czy to zwłoki zwierząt czy ludzi, dzieci czy szczeniąt. Dlatego odmawiam bronienia jej.
0 Komentarze